poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Ölüdeniz i moje niespełnione marzenie


    cd Wyjeżdżając do Turcji zabrałam ze sobą o osiemdziesiąt pięć euro więcej niż mi potrzeba było - z przeznaczeniem na lot paralotnią. Byłam zdeterminowana, przekonana wręcz, że uda mi się skoczyć z góry Babadağ wysokiej na niespełna dwa tysiące metrów. Lot trwający około czterdziestu pięciu minut zakończyć się miał lądowaniem na plaży w Ölüdeniz  na terenie Tabiat Parkı.
    - Dlaczego moje marzenie nie spełniło się?
    - W samolocie lecącym do Antalyi przypadło mi miejsce od strony przejścia przy środkowym wyjściu ewakuacyjnym. Obok mnie siedzieli dwaj mężczyźni lecący na wczasy stacjonarne gdzieś na Riwierę Turecką. Obaj dopłacili po pięć euro za dodatkową przestrzeń na nogi, obaj byli potężni, czego nie można było powiedzieć o dwóch ich kolegach, którzy siedzieli za nami i mieścili się w normalnych rozmiarach. Ten, który zajął siedzenie po  mojej prawej stronie (ja nie dopłacałam pięciu euro) opowiadał o swoich licznych podróżach i miejscach, w których ja także byłam. Mieliśmy więc wspólny temat i czas do końca lotu upływał nam na miłej pogawędce, wspomnieniach, preferencjach. Ja mówiłam o aktywnym wypoczynku, on zaś o wczasach stacjonarnych all inclusive. A kiedy ja wyjawiłam mu swój zamiar lotu paralotnią, on natychmiast przytoczył mi kilka wypadków śmiertelnych, między innymi ten z ubiegłego roku w Turcji i ostrzegł przed niebezpieczeństwem jakie niesie za sobą uprawianie sportów ekstremalnych. Nie przeraziło mnie to jednak...
    Wracaliśmy tym samym samolotem, oni z dodatkową przestrzenią na nogi, ja dwa siedzenia dalej. Przy odbiorze bagaży mieliśmy trochę czasu na wymianę wrażeń i kilka miłych słów pożegnania. Oni samochodem zostawionym na parkingu lotniska  jechali do Lublina, ja autobusem Podlasie-Express do Białegostoku. Podczas rozmowy padło pytanie, czy skoczyłam z góry
Babadağ. Nie skoczyłam, bo po pierwsze miałam odrobinę czasu za mało, a po drugie moja przewodniczka Paulina, przytoczyła mi kilka innych wypadków, mniej groźnych, takich jak zwichniecie nogi podczas lądowania, jakieś odrapania i tym podobne skaleczenia, lądowanie w morzu...  
    Nie chcąc sprawiać jej i sobie kłopotu na obczyźnie postanowiłam zrezygnować z tej niewątpliwej przyjemności, a pieniądze przeznaczone na ten cel wydałam w Fethiye, miasteczku portowym oddalonym o około dziewięć kilometrów od Ölüdeniz. W jednym z butików kupiłam długie turkusowe wdzianko i bawełnianą spódnico-spodnie z przewagą koloru ciemnozielonego. Moje zakupy zaprezentowałam Paulinie na jednej z uroczych uliczek miasteczka, pod dachem urządzonym z kolorowych parasolek. To ona jest autorką kilku zdjęć.
    Teraz, kiedy ktoś mi prawi komplementy mówiąc, że ładnie wyglądam w owym wdzianku, odpowiadam, że to moja paralotnia - rozkładam ręce i wyglądam tak jakbym chciała wzbić się do góry i poszybować po błękitnym niebie...
 



    Niespełnione moje marzenie oglądałam z poziomu jednej z najpiękniejszych plaż na świecie znajdującej się na terenie Ölüdeniz Tabiat Parkı, na którą wstęp jest płatny. Emocje zaś chłodziłam w turkusowych wodach morza i nieco cieplejszych wodach błękitnej laguny. Pływanie na dość odległą od brzegu tratwę zacumowaną na tle kamiennej wysepki było nie lada przyjemnością... 
   
Wszystkim kochającym wypoczynek w hotelach polecam to miejsce. Jest wyjątkowe, niepowtarzalne, cudowne...
    A oto kilka zdjęć i sporo mojej radosnej buzi w krystalicznych wodach zwanych tutaj martwym  morzem - Ölüdeniz.   


                                                Turkusowa Laguna
                    o poranku otoczona górami i wąskim pasem plaży
 

 






 

                             Krystaliczne wody Morza Śródziemnego 






                             Plaża - słońce stoi wysoko i mocno grzeje
                     chronię głowę i ramiona, obserwuję paralotniarzy 









                                       Ölüdeniz widziany z drogi
                  i droga dojazdowa do plaży na terenie
Tabiat Parkı





 Poniedziałek, 9 czerwca 2014 roku 
 cdn

12 komentarzy:

  1. Co się odwlecze, to nie uciecze.... I tego Ci życzę. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Piotrze :)
      Mam kolegę, który lata paralotnią, motolotnią i próbuje małymi samolotami.
      Może właśnie z nim uda mi się zrealizować moje marzenie, tylko nie w takim miejscu jak Oludeniz.
      Uściski :)

      Usuń
  2. Podziwiam Cie, za zadne skarby nie poszybowalabym paralotnia, jestem bardzo przytwierdzona do ziemi i ona mi wystarcza w zupelnosci...piekna Turcja i slicznie ci pod parasolkami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już dawno nie komentowałaś moich postów. Zastanawiałam się co u Ciebie, a Ty jak widzę już jesteś w Portugalii.

      A moja potrzeba szybowania w powietrzu nie wiem skąd się wzięła, może z moich snów...
      To zdjęcie pod parasolkami też mi się podoba.
      Buziaki i uściski :)))*

      Usuń
  3. Ewuniu, może i lepiej, w tym wdzianku i z tymi parasolkami - zdjęcie cudne ;):):)
    a z paralotnią... ojciec mojej przyjaciółki w każdy niemal weekend latał ze swoim przyjacielem przez wiele lat, w końcu przyjaciel pewnego dnia mimo wielu lat doświadczeń (był i pilotem i instruktorem) zginął... nie wiem czy rutyna, warunki czy po prostu los, pech czy jak tam zwał... w każdym bądź razie ojciec mojej dawnej przyjaciółki więcej po prośbie rodziny nie ruszył paralotni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, witaj...
      Cieszę się, że znowu mnie odwiedziłaś :))
      Wypadki niestety zdarzają się i giną nawet najlepsi.
      A mnie ciągle siedzi w głowie ten lot.
      Ściskam serdecznie :)

      Usuń
  4. Byłam ostatnio na górze Żar - obserwowałam paralotniarzy. Może małe szkolenie http://www.alti-paralotnie.pl/
    Parasolki, parasolki - cudne!!!! jak w piosence

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zofio Anno dziękuję za troskę.
      Zajrzę na pewno pod wskazany link.
      A ja zachwycałam się ostatnią Twoją wyprawą. Cudowna!
      Uściski :)

      Usuń
  5. ja też bym chyba nie skoczyła:) wybieram wdzianko:0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oleńko
      Wdzianko przydało mi się na "otarcie łez", ilekroć mam je na sobie tylekroć myślę o lataniu. To takie moje dawne, dawne marzenie, kiedy chciałam latać na szybowcach, ale nie przeszłam testów zdrowotnych...
      Uściski :))

      Usuń
  6. A jednak troszku szkoda, że się nie skoczyło/poleciało, czyż nie? Tak naprawdę to zginąć można wszędzie, nawet w domu pod prysznicem. Nie żebym pisała to uszczypliwie, dla mnie (a już dla ciebie najbardziej) najważniejsze, że cała i zdrowa wróciłaś do domu. :)

    Widoki niesamowite, ale wybacz, że to napiszę, w przeciwieństwie do tych z regionu Pacyfiku, plaże tego rodzaju, na starym kontynencie, tchną jakąś sztucznością. Ja zdecydowanie bardziej wolę te dzikie, mało znane i co najważniejsze, darmowe i wolne od nadzianych turystów. Nie pojmuję jak niektórzy mogą jechać na wczasy, np. na drugi koniec Europy a potem całe 2 tyg. powiedzmy leżeć brzuchem do góry jak kaszalot wyrzucony na brzeg. Idiotyzm, nikt mi nie wmówi, że to jest jakaś forma wypoczynku. Tylko dla kaszalotów, które w głowie mają siano... Ktoś im powiedział (np. w biurze podróży czy w TV), że tak jest trendy i bydło wali do Egiptu, Tunezji czy Turcji, aby byczyć się w skwarze na plaży, podczas gdy tysiącletnie zabytki kruszeją i tylko Arab się cieszy, bo mu dają zarobić, za co potem on może przeciwko nim Dżihady uruchamiać. Jak taki jeden z drugim wróci do domu bez czerniaka to cud a jaki pożytek z tych wyrzuconych w błoto pieniędzy?

    Nie, ja kompletnie nie rozumiem takiego wczasowania. Strata czasu, aby leżeć na plaży, kiedy życie takie krótkie. Także popieram twój styl urlopowania. Liczy się poznawanie, odkrywanie, wędrowanie, inaczej nie warto wcale ruszać 4 liter z domu. ;D

    Pozdrawiam ciepło, życząc jeszcze niejednej, lecz tym razem bardziej bezpiecznej okazji do pofruwania! :**** :))) (Ćmoki)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie potępiam plażowania chociaż sama nie znoszę wylegiwania się na plaży. Kocham pływanie i włóczęgę brzegiem morza. Leżenie to strata czasu - zgadzam się w zupełności...

      Turyści tak jak zauważyłaś zostawiają ogromne pieniądze na Riwierze Tureckiej. Turcy zaś nie koniecznie z miłości do antyku zaczynają dbać o ruiny. To kura znosząca złote jajka...
      Wspomnę o tym pisząc o Pamukkale.
      Buziaki, ćmoki, cmoki i wszystkiego dobrego Basiu :)))*

      Usuń