niedziela, 1 lutego 2015

Saint-Quentin-en-Yvelines - po latach


     Było jeszcze dość wczesne popołudnie, a zatem postanowiliśmy nie wracać z Dourdan do Paryża, tylko tą samą linią RER C, to jest kolejnym jej odgałęzieniem, pojechać do Saint-Quentin-en-Yvelines. Przesiedliśmy się
w Savigny sur-Orge...
    Byliśmy ciekawi jak obecnie wygląda to podparyskie nowe miasto, bowiem jakieś dwadzieścia pięć lat temu, bodajże w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym roku, szczególnie ja byłam urzeczona jego nowoczesnością. Pamiętam moje zdumienie, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam betonowe osiedle w zupełnie innym wydaniu niż polskie blokowiska. Zaprojektowano je bez żadnych barier architektonicznych tak, aby każdy mógł w nim swobodnie poruszać się i oddychać.
    Największe chyba wrażenie zrobiły na mnie windy, ale nie te wewnątrz budynków, lecz te między domami posadowionymi na różnych poziomach i te na wewnętrznych dziedzińcach. Mieszkania na parterze miały swoje ogródki, a do mieszkań na piętrze można było wejść z tarasu, na który wjeżdżała  właśnie zewnętrzna winda. Takie rozwiązania widziałam również we Włoszech, między innymi w Villa d'Almè.
    Innym ważnym elementem krajobrazu była woda - duże połacie naturalnego filtra i odświeżacza powietrza no i oczywiście zieleń.
W takim wydaniu beton wydawał się być przyjaznym materiałem!

   
- Ale, od początku!
    W latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia Rząd musiał rozwiązać problem szybko rozwijającej się aglomeracji paryskiej. Postanowiono zatem kontrolować i regulować zaludnienie regionu poprzez budowę kilku nowych miast wokół Paryża.
    Opracowanie pierwszego planu urbanistycznego powierzono wysokiemu urzędnikowi francuskiemu  IV i V Republiki Paulowi  Delouvrier, który przemodelowywał  Francję w okresie powojennym tak zwanym Trente Glorieuses (trzydzieści lat świetności).
    Dzisiaj, imieniem Paula Delouvrier - zwanego ojcem nowych miast  (le père des villes nouvelles), nazwano jeden z budynków w Parku de la Villette i jeden z placów w Paryżu, jego imię nosi także dworzec autobusowy w Saint-Quentin-en-Yvelines, muzeum katedralne d'Evry i lasek w Fontainebleau...
    Nie będę wymieniać nazw wszystkich nowych miast ani opisywać etapów budowy, dodam jedynie, że Saint-Quentin-en-Yvelines  swoją nazwę wzięło od kaplicy - Chapelle Saint-Quentin gdzie spoczywały doczesne szczątki świętego Quentin. Teraz jest tam centrum miasta i miejsce wypoczynku jego mieszkańców.

   
Kiedy byłam tam pierwszy raz nowy gród pachniał świeżością, oszałamiał pomysłowością rozwiązań architektonicznych, ciekawym krajobrazem wypełnionym roślinami. Może wydać się to dziwne, ale w tamtych czasach płytkie zbiorniki z wodą, których powierzchnia kończyła się równo z powierzchnią spacerową były dla mnie czymś niezwykłym.
    Dokładnie nie pamiętam, ale dość krótko, w jednym z bardzo wygodnych mieszkań mieszkała siostra męża z rodziną. Z tamtego to okresu pochodzą zdjęcia czarno białe, zrobione podczas obiadu. Wtedy nie byłam szczęśliwą posiadaczką aparatu fotograficznego z prawdziwego zdarzenia. Zdjęcia robiłam jakimiś prymitywnymi urządzeniami, do których zakładało się filmy, no
i oczywiście nie miało żadnego podglądu, ani też możliwości kasowania nieciekawych ujęć i ich poprawiania. Ech...! 






    - A dzisiejsze Saint-Quentin-en-Yvelines?
    Akurat w sobotę sporo ludzi, dzień targowy i takie samo badziewie jak na naszych targowiskach, mnóstwo rzeczy niepotrzebnych i kiepskiej jakości, do centrum handlowego nie chciało nam się wchodzić...
    Zajrzeliśmy natomiast w uliczki, które zaprojektowane zostały tak jakby przechodzień znajdował się
na małym zamkniętym podwórku albo w środku mieszkania, podglądał przyglądającą się sobie w lustrze młodą kobietę po kąpieli, zaglądał do salonu, biblioteki, garderoby...
   Jednak tym razem nie byłam zachwycona tym miejscem. Owszem jeziorko wypełniono wodą, ale już betonowe koryto rzeki było suche. Obraz sprzed lat wydał się mocno zakurzony i wymagał odświeżenia. Zrobiliśmy zaledwie kilka zdjęć.
 











                 Saint-Quentin-en-Yvelines, sobota 2 sierpnia 2014 roku

4 komentarze:

  1. tak to jest, gdy zabudowę robi się z głową, są plany urbanistyczne, jakaś koncepcja miasta, u nas WZ wystarczą i bałagan, chaos i gnioty się mnożą na ulicach

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzie pasuje nazwa miasto wielkoludów :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspomnienia zwykle są piękniejsze niż rzeczywisty obraz- przekonałem się o tym dobitnie, gdy po czterdziestu latach chciałem potwierdzić swój zapamiętany obraz. Konfrontacja była bolesna...
    Te analogowe zdjęcia miały swój głęboki urok- właśnie za to, że nie można było tak łatwo "zmieniać rzeczywistości".
    Ściskam i pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te nowe miasta nie sprawiały niegdyś wrażenia przeludnionego..., każdy był ciekaw betonu jako budulca i materiału wykorzystanego do upiększenia ulic i placów... Ludzie spotykali się w centrach sportowych a nie handlowych, których było zdecydowanie mniej...
      Pamiętam kiedy po latach wróciłam do domu rodzinnego to ten wydał mi się zupełnie inny, zdecydowanie brzydszy od zapamiętanego obrazu...

      Zdjęcia analogowe mają swój urok przyznaję, jednak ja nie miałam dobrego aparatu, zresztą w tamtych czasach nie wiele posiadałam i nie byłam przywiązana do dóbr materialnych, raczej oszczędzaliśmy na przyszłość niż wydawaliśmy. Ech, ciekawe lata!

      A wracając do zdjęć, filmy potem ich wywołanie i fotografie papierowe kosztowały nie mało. Nie uwierzysz ile tego zgromadziłam! Ze względów oszczędnościowych nie robiłam zdjęć obiektów ale nas na ich tle, szczególnie wdzięczną i najczęściej fotografowaną postacią był mój syn.
      Może wiesz, że nasz znany fotografik Wiktor Wołkow nigdy nie poznał aparatów cyfrowych i cyfrowej obróbki zdjęć. Jest zatem autentyczny!

      Ściskam również serdecznie i zapraszam wkrótce na nową dawkę połączenia dwóch stylów romańskiego i gotyckiego :)

      Usuń