wtorek, 3 października 2017

Podlaskie świątynie, w Trześciance, Narwi i Odrynkach


    W poprzednim poście prezentowałam cerkiew w Puchłach (tutaj), jeden z najpiękniejszych obiektów sakralnych doliny Narwi. Dzisiaj ciąg dalszy mojej sobotniej wyprawy.

    Tym razem wrócę do jej początku, czyli pierwszego przystanku w Trześciance, wsi w której trzeba się zatrzymać ze względu na jej drewnianą architekturę.
    Ażeby ułatwić sobie zadanie przepiszę krótką notkę umieszczoną na tablicy informacyjnej przed cerkwią świętego Michała Archanioła.
    Trześcianka to staroruska wieś z piękną drewnianą zabudową. Zachowała ona rozplanowanie z szesnastego wieku.
    Dla uporządkowania stosunków własnościowych w królewszczyznach Wielkiego Księstwa Litewskiego królowa Bona zarządziła przeprowadzenie tak zwanej pomiary włócznej. Była to w owym czasie jedyna, tak wielka reforma agrarna w Europie. Wprowadziła ona nowy układ gruntów wiejskich, zmieniła zupełnie wielkość wsi i jej kształt. Od tej pory wieś charakteryzowała się wąskimi i długimi działkami od 0,5 do 1,0 kilometra, co przesądziło o typie zabudowy zagrodowej, czyli sposobie lokowania budynków gospodarczych względem siebie i domostw względem drogi. W tym typie zabudowy domy stoją szeregiem, węższym bokiem czyli szczytem do drogi.
    Wcześniej jednak, w piętnastym wieku powstał tutaj dwór Trościanica przy szlaku z Litwy do Korony. Ślady dawnego dworu istnieją do dzisiaj, jako wzgórek nazywany przez mieszkańców pobliskiej wsi Zamczyskiem. Wieś została założona nieco później, bo w szesnastym wieku. Nazwa Trześcianka (Trościanica) wzięła się od rzeki lub stawu porośniętego trzciną.
    W centrum wsi, na zadrzewionym placu otoczonym białym murem znajduje się zabytkowa drewniana cerkiew parafialna pod wezwaniem świętego Michała Archanioła. Zbudowano ją w latach 1864-1867. Parafia we wsi istniała już w 1541.
    Trześcianka ma duże tradycje jako ośrodek oświaty cerkiewnej. W drugiej połowie dziewiętnastego wieku i na początku dwudziestego była znanym i prężnym ośrodkiem szkolnictwa cerkiewnego. Działało tu między innymi seminarium przygotowujące nauczycieli do pracy w szkołach cerkiewno-parafialnych. Do 1915 roku wykształciło ono kilkuset pedagogów. 














    Warto zwrócić uwagę na ciekawą architekturę domów. Część domów nie ma okien od strony ulicy. W tej części budynku (od strony północnej) umieszczano tak zwaną komorę, czyli nieogrzewane pomieszczenie do przechowywania między innymi żywności.
    Większość domów ma ażurowe dekoracje wycinane w deskach. Drewniane ornamenty przybierają różną formę i umieszczane są wokół okien, na węgłach domów, wiatrownicach. Typowe okno ozdabiają nadokienniki (na górze) lub podokienniki (na dole). Dekoracji dopełniają okiennice. Wszystkie elementy malowane są żywymi, kontrastowymi kolorami. Ozdobnie szalowane są też szczyty domów lub ich zręby. Stara, malownicza zabudowa Trześcianki i dwóch pobliskich wsi Soce i Puchły ze względu na dobrze zachowany układ przestrzenny, typowy dla regionu kształt zagród oraz występowanie domów z bogatym zdobnictwem snycerskim uzyskała miano Krainy Otwartych Okiennic.
    W pozostałych ziemiach krainy hajnowskiej również zobaczymy piękne dekoracje na domach.
    Dodam, że z powodu mnogości dekoracji, okien domów nie fotografowałam. W sieci można znaleźć dużo takich zdjęć.



    Kolejnym przystankiem była Narew nad Narwią, dawne miasto królewskie, ze świątynią obrządku łacińskiego na początku wsi i świątynią prawosławną na jej końcu.
    Pierwszy Kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP i świętego Stanisława Biskupa i Męczennika ufundowany został przez królową Bonę (1528).
     Budowę obecnej świątyni (1738-1748), przypisuje się proboszczowi narewskiemu księdzu Ludwikowi Riaucour, a jej gruntowną restaurację (1961- 1962) księdzu Józefowi Horodeńskiemu.
     Kościół był otwarty, a w nim pan Jan Grabowski, z długaśnym kluczem w rękach, pełniący funkcję kościelnego, żegnał się właśnie z dwojgiem turystów, a nowego przybysza, czyli mnie, zachęcał do swobodnego kontemplowania wnętrza. 






    Pan Jan, jako chłopak posługiwał do mszy świętej, był ministrantem (od 1951), a jego ojciec kościelnym. To od niego dowiedziałam się, że w kościele prowadzone są nadal prace konserwatorskie, że w ołtarzu głównym tylko chwilowo stoi rzeźba Chrystusa w koronie cierniowej, wykona z blachy, że Chrystus jest bardzo lekki i że z łatwością można Go podnieść i przenieść. Natomiast postać świętego Stanisława wykonana z litego drewna dębowego jest nie do ruszenia, zaś świętego Jana,
pustego w środku, wydłubano najprawdopodobniej w drewnie lipowym. Zapewne osoba szczupła i niewielkiego wzrostu z powodzeniem zmieściłaby się w jego wnętrzu.
    Obie te rzeźby staną wkrótce na swoim poprzednim miejscu, czyli w ołtarzu głównym kościoła. Święty Stanisław zajmie miejsce Chrystusa w koronie cierniowej. 















    W prawym ołtarzu bocznym uwagę przyciąga kopia obrazu Matki Bożej, tak zwana Hodegetria - typ ikonograficzny przedstawiający Maryję z Dzieciątkiem Jezus na ręku. Jej siedemnastowieczny oryginał znajduje się w muzeum.  


    Inną ciekawostką wskazaną przez pana Jana Grabowskiego była niewielka tablica zawieszona w przedsionku kościoła. W drewnianej ramce z drewnianą podłużną skrzyneczką na dole widniał napis Módlmy się za dusze zmarłych i poniżej 46 wypunktowanych intencji. Niegdyś w skrzyneczce podzielonej na dwie komory, znajdowało się 46 ponumerowanych od 1 do 46 jakby żetonów. Każdy, kto chciał pomodlić się w czyjejś intencji wyciągał z lewej komory żeton z numerem i odszukiwał go w spisie, a kiedy skończył modlitwę odkładał żeton do komory prawej.
    Modlono się na przykład za dusze, którym zawdzięcza się najwięcej, za dusze które miłosierdzia nie miały, za dusze które w życiu długów nie wypłaciły, za dusze dobrodziejów naszych… 


   Pan Jan pochwalił się także swoimi zdolnościami rzemieślniczymi, To on wykonał i sprytnie ukrył ławki, które w razie większej ilości wiernych są wyciągane, on także wykonał podświetlaną makietę drewnianego kościoła i on także zamknął za mną kościół.  




    W mojej sobotniej wędrówce nie byłam sama. Wyjazd zaproponowałam Bogusi, która z wielką chęcią zaproszenie przyjęła.
    Ech! I przyszedł czas na małe wspólne co nieco. Zasiadłyśmy przy jednym ze stołów na przystani zbudowanej nad rzeką Narew przy wyjeździe ze wsi. Gorąca herbata w porcelanowych filiżankach przygotowana przez przyjaciółkę smakowała wyśmienicie.






       Ale jeszcze przed tym krótkim odpoczynkiem w dolinie Narwi pojechałyśmy na koniec wsi i obejrzałyśmy z zewnątrz cerkiew, pomalowaną tak jak w Puchłach, również na niebiesko.
    I tutaj także przepiszę część notki z tablicy informacyjnej.
    Pierwsza wzmianka o istnieniu cerkwi prawosławnej pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Pańskiego w Narwi pojawiła się w rejestrze pomiary włócznej w 1560 roku. Miejscowa legenda mówi o tym, że fundatorem cerkwi był kniaź Iwan Wiśniowiecki, który przeprawiając się tutaj tratwą przez rzekę Narew, zauważył w szałasie przewoźnika przed ikoną świętego Antoniego Pieczerskiego zapaloną lampkę. Ujęty pobożnością flisaka zaproponował umieszczenie ikony w kaplicy. Na jej budowę ofiarował pewną sumę pieniędzy i zastrzegł, że pozostałą sumę potrzebną na dokończenie inwestycji przekaże w drodze powrotnej. Po powrocie zastał zręby nie małej kaplicy, lecz dużej świątyni. Pomny obietnicy, pokrył wszelkie koszty związane z jej dokończeniem (…)  














    Odrynki to był pomysł Bogusi, na który chętnie przystałam. Już wcześniej natrafiałam na informacje dotyczące tego miejsca i teraz przy nadarzającej się okazji z przyjemnością skręciłam w boczną drogą wiodącą aż za wieś do Skitu świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich.
     Droga wiodła najpierw przez las do wsi Odrynki. W Odrynkach zaś należało skręcić w utwardzoną dość wąską drogę gruntową o nazwie Kudak-Skit świętych Antoniego i Teodozjusza. Piękny szlak, w większości ukryty w wysokich trzcinach a także ogromne jak okiem sięgnąć połacie doliny rzeki Narwi i jej dopływu Olszanki.
    Zatrzymałam się na chwilę, wysiadłam z samochodu i majaczącej z daleka budowli ze złotymi kopułami zrobiłam kilka zdjęć.
 








    Na temat skitu archimandryty ojca Gabriela Giby nie będę się rozpisywać, bo materiału w sieci jest bardzo dużo. Polecam film dokumentalny o nim i jego przedsięwzięciu.
    Przyznam, że miałam inne wyobrażenie o tym miejscu, bowiem skit kojarzył mi się z miejscem odosobnienia, z pustelniczym życiem z dala od cywilizacji, z modlitwą, postem, prostotą, skromnością…, a tymczasem w skicie na mokradłach wszystko błyszczy, lśni i z typowym eremem nie ma nic wspólnego.
    Miejsce urzeka swoim pięknym położeniem i pełni raczej rolę centrum pielgrzymkowo-turystycznego. Na pagórku otoczonym mokradłami, w dni powszednie, przy różnych pracach, nie tylko porządkowych, uwijają się i młodzi i starzy mieszkańcy okolicznych wsi.
    Ale, ale, zanim przekroczysz bramy skitu przeczytaj regulamin i kalendarium dziejów sięgające 1518 roku, kiedy to książę Iwan Michaiłowicz Wiśniowiecki znajduje ikonę świętego Antoniego Pieczerskiego i funduje kaplicę na grodzisku Kudok nad brzegiem Narwi.











    Ujmująca jest gościnność pustelni, a mianowicie kuchnia polowa dla pielgrzymów, czyli poczęstunek po nabożeństwie. Spotkałyśmy tam mężczyznę w średnim wieku, który sam się posilał i zapraszał nas na posiłek. Nie odmówiłyśmy i poczęstowałyśmy się pyszną babką ziemniaczaną polaną sosem grzybowym, zjadłyśmy po kawałku ciasta i wypiłyśmy po kubku ziołowego miętowo-rumiankowego naparu. Była też gorąca zupa jarzynowa. Mężczyzna mówił, że jest stałym gościem skitu, że często jeździ z Białegostoku na groby bliskich do Bielska Podlaskiego i wracając zatrzymuje się tu na modlitwę i posiłek.

   
Weszłyśmy najpierw do niewielkiego pomieszczenia ze studnią. Przyznam, że woda nie była smaczna, pachniała blachą, ale tak jak wszyscy nie omieszkałyśmy jej spróbować. 



    Później nawiedziłyśmy obie świątynie, cerkiew Opieki Matki Bożej i cerkiew świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich.  




















    Jednak najprzyjemniejszym dla mnie okazał się być spacer po mokradłach, na których po obu stronach pustelni wybudowano na palach kładki z desek i gdzie znajdują się dwie pasieki, zabezpieczone przed nieproszonymi intruzami wysokim płotem. Zachwyciła mnie rozmaitość roślinności, miododajnych ziół i kwiatów. Obficie owocowała dzika róża, gdzieniegdzie po raz kolejny zakwitając…, i już jakby w powietrzu unosił się zapach jesieni…





















Sobota, 30 września 2017 roku

2 komentarze:

  1. Cerkiewki w Trzciance i Narwi udało nam się zobaczyć latem 2016 roku. Tę w Trzciance obejrzałem również w środku. Niezwykle pięknie się prezentują w tych żywych kolorach. Natomiast nie słyszałem do tej pory o pokazanym skicie. Szkoda, bo bylem blisko, a miejsce urzeka tak malowniczym położeniem, jak i pięknem drewnianych budowli. Mieszkasz Ewo w uroczym miasteczku i w pięknych okolicach. Ja bardzo miło wspominam swój pobyt w Supraślu i polecam wszystkim jego odwiedzenie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często zaglądam na Twojego bloga, lubię sposób w jaki opowiadasz o swoich podróżach, no i stąd wiem, że moje okolice również odwiedzasz.
      Dzisiaj tak jakoś niechcący się ujawniłam. Od dłuższego już czasu rzadko zostawiam komentarze na zaprzyjaźnionych blogach.
      Ciepłe pozdrowienia z Supraśla :)

      Usuń