poniedziałek, 10 września 2018

Lublin - fascynujące historie i wydarzenia


    To miał być wypad na luzie bez pośpiechu, bez jakichkolwiek wcześniejszych konkretnych ustaleń. Naszym celem był Kazimierz Dolny i dwa lub trzy miasta po drodze. Zwiedziliśmy już rokokowy zespół pałacowo-parkowy i kościół pod wezwaniem świętej Trójcy w Radzyniu Podlaskim tutaj i jechaliśmy do Lublina, gdzie na Starym Mieście trwał Jarmark Jagielloński - trzydniowe święto tradycji i kultury ludowej, na które przybyli twórcy, rzemieślnicy i artyści z całej Polski, z Litwy, Ukrainy, Białorusi, Węgier i Słowacji, a także po raz pierwszy z Bułgarii, Szwecji i Maroka.
    Festiwal przeniesienia świata wiejskiego do miejskiego i pokazania jego ciągłości w nowym wymiarze zgromadził w Lublinie rzesze. Na Starym Mieście i w jego pobliżu wolnych miejsc na parkingach ze świecą szukać było. Okolicę objechaliśmy dwa razy i nic, wszystkie zajęte, wszędzie ciasno.
    Dopiero przy zjeździe z ulicy Zesłańców Sybiru w zaułek na tyłach Centrum Kultury wcisnęliśmy samochód, i jako że trafiliśmy do instytucji kulturalno-edukacyjnej Lublina, która swoją siedzibę ma w późnobarokowym kompleksie poklasztornym sióstr Wizytek, to postanowiliśmy tam wejść a potem rozejrzeć się wokół budowli wpisanej na Szlak Zabytków Architektury.







    Z informacji umieszczonej na tablicy przed Centrum Kultury dowiedzieliśmy się, że wzniesiony dla sióstr Wizytek w 1725 roku drewniany zespół kościelno-klasztorny spłonął kilka lat późnej, a następnie w połowie osiemnastego wieku został odbudowany, jako murowany.
    Na początku dziewiętnastego stulecia budynek przeznaczono na cele wojskowe, później kościół klasztorny przebudowano na cerkiew - prawosławny charakter budowli zatarto po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku: usunięto kopuły, wieżę, dekorację architektoniczną fasady oraz wyposażenie i… funkcji sakralnych nie przywrócono.
    W 2013 roku zakończono generalny remont, którego celem było zaadaptowanie budynków wraz z przylegającym placem oraz parkiem na wielofunkcyjny ośrodek kultury.

   
Zajrzyjmy do środka. Na parterze, w długich korytarzach Galerii Białej, uwagę przyciągają rysunki namalowane czarną kreską na białych ścianach. Swoją rysunkową formę wypowiedzi umieścił tam Mariusz Tarkawian. Odtworzona realizacja, zniszczona w skutek remontu kilka lat temu, nosi tytuł Kolokwium z historii sztuki i cywilizacji. Inskrypcja (przywołana z Metamorfoz Owidiusza) umieszczona przez artystę pośród plątaniny czarnych kłębiących się linii brzmi Et ignotas animum dimittit in artes, co w przekładzie Stanisława Stabryły znaczy Wynajduje nową sztukę, zamyśla poprawić naturę.














    Na zewnętrznej ścianie budynku zainteresowała nas tablica pamiątkowa Polskie Dzieci z Pahiatua z opisem wydarzenia, o którym wcześniej nie słyszeliśmy.
   733 dzieci zesłańców syberyjskich, osieroconych podczas drugiej wojny światowej, deportowane wraz z 1,7 mln mieszkańców Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej Polskiej, ocalały w sierocińcach mimo skrajnie trudnych warunków. Drogą przez Związek Radziecki i Persję w dniu 31 października 1944 roku dotarły do portu Wellington w Nowej Zelandii, na amerykańskim okręcie wojennym General Randall.
    Decyzje podjęte w Jałcie przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Związek Radziecki nie dały młodym Polakom szansy powrotu do wolnej Polski. Dzięki interwencji ówczesnego premiera Nowej Zelandii, 1 listopada 1944 roku, został otwarty kampus w Pahiatua dla dzieci i ich 105 opiekunów. Społeczność ta pozostając w kampusie przez pięć lat kultywowała pamięć o Ojczyźnie i polskich tradycjach. Późniejsze losy większości dzieci na stałe związały się z Nową Zelandią, gdzie stworzyły zintegrowaną wspólnotę polonijną, znaną mieszkańcom kraju, jako polskie Dzieci z Pahiatua.
    Tablicę tę dla uhonorowania polskich sierot wojennych na emigracji, ufundował Konsul Honorowy Rzeczypospolitej Polskiej w Auckland, w Nowej Zelandii - należący do grona dzieci z Pahiatua - John Roy-Wojciechowski, przy współpracy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II i Rady Miasta Lublina.

    
Przy Centrum Kultury stoi pomnik Matki-Sybiraczki. 16 września 2017 roku złożono tam urnę z ziemią z grobu Polaka, doktora Celestyna Cechanowskiego, zesłanego do guberni irkuckiej na początku 1863 roku.
Celestyn Cechanowski, w wieku 26 lat, został zakuty w kajdany i wraz z tysiącami innych polskich powstańców zesłany na Syberię, na katorgę. Nie bacząc na liczne ograniczenia wolności, Cechanowski już od pierwszego dnia pobytu w gorzelni w Aleksandrowie zajął się leczeniem katorżników. Pomoc chorym, oczywiście bezpłatna, była do tego stopnia nieoceniona, że wielu więźniów przywoływało jego imię w codziennej modlitwie.
    Gdy mieszkańcy wsi Aleksandrowo dowiedzieli się o przybyciu wielkiego człowieka, zwracali się z prośbami do władz więzienia, aby doktor przyjechał do nich, chociaż na godzinę. Znano go wszędzie i z niecierpliwością oczekiwano jego pomocy.
    Wieśniacy i wieśniaczki - pisze Szczukin (radny miejskiej dumy miasta Irkucka) - płacili Cechanowskiemu miedzianymi monetami, czasem dawali mu kołacz, a najczęściej kłaniali się dobroczyńcy do ziemi. Ani zła pogoda, ani burza, ani późna pora dnia nie powstrzymywały Cechanowskiego przed okazaniem chorym pomocy.
    W końcu wszyscy w okolicy mówili o nim i kierownictwo więzienia postanowiło zdjąć kajdany katorżnikowi, który zdobył sławę wielką wśród prostych ludzi.
    -  Ściągnę kajdany dopiero wtedy, gdy i moi współtowarzysze uwolnią się od nich. Przecież jesteśmy tu z tego samego powodu - odpowiedział Cechanowski, gdy pojawili się u niego wykonawcy wielkodusznej woli władzy.
    I tak okowy pozostały na jego nogach. Nadal brzęczał nimi na ulicach wiosek, gdzie odwiedzał te domy, do których zapukało nieszczęście.
 (źródło http://www.rodacynasyberii.pl/rodacy_numery/2006/41/103/


      Obok Centrum Kultury znajduje się znakomicie zorganizowany plac zabaw dla dzieci.

    Intuicyjnie wybraliśmy ulicę Peowiaków kierując się do Starego Miasta i zatrzymaliśmy się przy kamienicy z numerem 10.




    Na skrzyżowaniu ulic Peowiaków i Narutowicza przyglądaliśmy się pomalowanemu na zielono budynkowi Teatru imienia Juliusza Osterwy z wejściem do Cafe Teatralna. Gmach według projektu Karola Kozłowskiego wybudowany w 1886 roku, w ciągu zaledwie dwóch lat, powstał wyłącznie ze składek społecznych. Wznieśli go Lublinianie - sobie, dzięki inicjatywie lubelskiej inteligencji, przemysłowców, kupców i okolicznych ziemian.


    Naprzeciwko teatru kolejny zabytek z przebogatą historią, której szczegółów przytaczać nie będę - Zespół Klasztorny Sióstr Brygidek (XV wiek) obecnie siedziba Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej.
    Najpierw weszliśmy na teren klasztoru i za przyzwoleniem siostry Urszulanki zajrzeliśmy do ogrodu, w którym uprawia się kwiaty i warzywa. W części ogrodu wydzielone zostało boisko dla dziatwy szkolnej - siostry prowadzą działalność edukacyjną w reaktywowanej w 2008 roku Szkole Podstawowej Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej.













   A w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP Zwycięskiej kończyła się właśnie msza święta.
    Kościół wybudowany został w latach 1412-26 jako wotum króla Władysława Jagiełły za zwycięstwo odniesione nad Krzyżakami w bitwie pod Grunwaldem, przepowiedziane przez świętą Brygidę.
    W pierwszej połowie siedemnastego wieku prezbiterium przesklepiono kolebką z lunetami i pokryto sztukateriami w typie renesansu lubelskiego. Dekorację sztukateryjną wykonano także w południowym skrzydle klasztoru. Neogotyckie ołtarze i ambona pochodzą z początku dwudziestego stulecia. Uwagę zwracają stalle z siedemnastowiecznymi obrazami przedstawiającymi sceny z życia świętej Brygidy. Wizerunek Świętej znajduje się także w zasuwie ołtarza głównego. Unikatowym elementem wyposażenia wnętrza jest piętnastowieczny krucyfiks.
    Kompleksowa renowacja kościoła w latach 2009-2012 umożliwiła między innymi wyeksponowanie pod szklanym wziernikiem w posadzce pozostałości kaplicy, która istniała w tym miejscu przed wybudowaniem obecnej świątyni. Zwiedzającym udostępniono krypty, wieżę kościelną oraz strych kościoła gdzie znajdują się piętnastowieczne gotyckie polichromie. 
















   Na placu przed kościołem stoi Pomnik Jana Kochanowskiego (1530-1584) wykonany przez Franciszka Strynkiewicza w 1931 roku z okazji 400 rocznicy urodzin twórcy. Jan Kochanowski był częstym gościem w Lublinie i świadkiem wielkich momentów w historii Polski, zawarcia Unii Lubelskiej 1569 roku oraz hołdu pruskiego. Wydarzenia te opisywał w swoich poematach.


   
Skręciliśmy w ulicę Kapucyńską a następnie Karkowskie Przedmieście gdzie usytuowany jest Kościół pod wezwaniem Nawrócenia świętego Pawła. Byliśmy już prawie na Starym Mieście i pomału wtapialiśmy się w tłum spacerujący pomiędzy straganami z najrozmaitszym rzemiosłem.
    Kościół i klasztor wzniesiono dla zakonu bernardynów z fundacji mieszczan w latach 1473-1495. Przebudowa wykonana według projektu muratorów Rudolfa Negroniego i Jakuba Balina w pierwszej połowie siedemnastego wieku wywarła decydujący wpływ na kształtowanie się renesansu lubelskiego. Świątynia stała się wzorcem powielanym w kolejnych realizacjach na terenie miasta i regionu.
    Sklepienie kościoła pokryto sztukateriami - dekoracją plastyczną w postaci listew i figur geometrycznych uzupełnianych dodatkowymi motywami w formie rozetek, serc i gwiazd. Po wschodniej stronie świątyni zachował się charakterystyczny szczyt pokryty ornamentem okuciowym pochodzącym ze sztuki niderlandzkiej.
    Wewnątrz znajduje się renesansowy nagrobek Andrzeja Osmólskiego (początek siedemnastego wieku) oraz epitafium Wojciecha Oczki (koniec szesnastego wieku) - nadwornego lekarza królów Polski. Przechowywane są tutaj relikwie świętego Walentego oraz świętego Antoniego - patrona Lublina.
    W 1569 roku po podpisaniu aktu unii polsko-litewskiej odbyło się w kościele uroczyste nabożeństwo dziękczynne.



    Na ulicy Bernardyńskiej zauważyliśmy Kościół pod wezwaniem Świętego Ducha, który cech renesansu lubelskiego zyskał po przebudowie przeprowadzonej w latach 1602-1608. Jednonawowa świątynia otrzymała nowe półkoliste prezbiterium. W kolejnych latach dobudowano dwie kaplice: fundacji lubelskiego rajcy Stanisława Licheńskiego (pierwsza połowa siedemnastego wieku) oraz Stefana Czarnieckiego (druga połowa siedemnastego wieku). Zarówno prezbiterium jak i kaplice ozdobiono sztukateriami.
    W kruchcie znajdują się liczne epitafia. Wśród nich odnajdujemy tablicę upamiętniającą Annę z Denhoffów Daniłłowiczową - fundatorkę świątyni.
    Od zachodu do kościoła przylega przebudowany w dziewiętnastym stuleciu budynek będący pozostałością przykościelnego szpitala.



    Nieopodal kościoła zainteresowało nas stoisko Węgrów z ceramiką.




    Brnęliśmy pomiędzy kramami, ulicą Kozią do Bramy Krakowskiej, symbolu miasta z pierwszej połowy czternastego wieku, strzegącej dostępu do dawnej części grodu. Widać tam jeszcze resztki murów obronnych.
    Gotycki korpus zbudowany jest w dolnej, najstarszej części, z cegły i kamienia, zaś w górnej posiada dekorację z cegły tak zwanej zendrówki. Ośmioboczna wieża powstała w połowie szesnastego wieku. Budowlę nakrywa barokowy hełm z umieszczonym na szczycie królewskim monogramem SAR (Stanislaus Augustus Rex) i datą 1782.
    Zapewne na czas trwającego w Lublinie Jarmarku Jagiellońskiego zawieszono w bramie dekorację przypominającą ogromny żyrandol wykonany szydełkiem z białych nici. Piękna robota.
    Obecnie w Bramie Krakowskiej mieści się siedziba Muzeum Historii Miasta Lublina.




















    Wąskimi uliczkami przebijamy się na Plac Katedralny znajdujący się pomiędzy murami archikatedry, zabudowaniami kolegium pojezuickiego, Wieżą Trynitarską i ulicą Królewską.












    Archikatedrę - dawny kościół jezuici - wznoszony etapowo w latach 1586-1625, przebudowano w osiemnastym wieku, jako barokowy z klasycystycznym portykiem z 1821 roku.
    We wnętrzu między innymi cenna polichromia iluzjonistyczna, obraz Matki Boskiej Płaczącej słynny z cudu lubelskiego w 1949 roku oraz piętnastowieczny Krzyż Trybunalski i średniowieczna spiżowa chrzcielnica ze staroniemieckimi i łacińskimi napisami.


















     W Wieży Trynitarskiej mieści się Muzeum Sztuki Sakralnej a na jej szczycie wspaniały punkt widokowy.



    Spacerując po Starym Mieście trafiamy także do Bazyliki oo. Dominikanów pod wezwaniem świętego Stanisława Biskupa Męczennika, jednego z najważniejszych obiektów na mapie turystycznej Lublina. Kościół i klasztor wzniesiono w pierwszej połowie czternastego wieku w stylu gotyckim. Po pożarze w 1575 roku świątynię odbudowano nadając jej cech renesansu lubelskiego. W późniejszych latach do świątyni dostawiono jedenaście kaplic. Najcenniejsze z nich ufundowali: Firlejowie, Tyszkiewiczowie i Ossolińscy.
    Od czternastego wieku w świątyni przechowywany jest fragment Drzewa Krzyża Świętego. Znaczna część relikwii została jednak skradziona w 1991 roku. W kaplicy Szaniawskich znajduje się obraz nieznanego autora dokumentujący pożar miasta Lublina z 1719 roku.

























    Uliczką Archidiakońską dochodzimy do Placu Po Farze utworzonym po rozebraniu kościoła farnego pod wezwaniem świętego Michała Archanioła. W latach 1936-1938 odkopano tam fundamenty świątyni, a w 2002 roku dokonano zagospodarowania placu. Dzięki temu widać, jakich rozmiarów był kościół świętego Michała. Obecnie Plac Po Farze jest miejscem koncertów oraz spotkań lublinian.
    Przyjemne, gwarne miejsce - popatrzmy.
















    Dalej błąkać się po Lublinie nie dajemy rady. Panuje wysoka temperatura, no i te tłumy ludzi, przez które trzeba umiejętnie się przeciskać. Dla nas, przybyszy z zaścianka, to nie lada
wyzwanie, a mamy spory kawał drogi do miejsca, w którym zaparkowaliśmy samochód.







    Ażeby nieco ostudzić głowy zatrzymujemy się pod namiotem straganu z bajecznie kolorową biżuterią wykonaną z drobniuteńkich kolorowych koralików. Obsługuje je pani w pięknej haftowanej koszuli. Kiedy zwracam uwagę na to ręcznie haftowane dzieło sztuki, pani uśmiecha się, wywraca na lewą stronę końcówkę rękawa i pokazuje jak misterna to robota, ani jednego węzełka, ani jednej wystającej niteczki, lewa strona taka sama jak prawa, a na dodatek tę niezwykłą kreację wyhaftował w prezencie mąż owej pani. Ech, nie do wiary, co za facet!
    U pani Nadiya Kharchenko z Tarnopola na Ukrainie kupuję sobie krawat z drobniutkich koralików. Mam go na szyi - zdjęcie w Kazimierzu Dolnym.




    Ostatnim naszym dłuższym przystankiem jest przebudowany,
na powierzchni około 35 tysięcy metrów kwadratowych, Plac Litewski, udostępniony w czerwcu 2017 roku.
    Robotom budowlanym towarzyszyły prace archeologiczne, które pozwoliły odkryć wiele reliktów przeszłości. Natrafiono na pozostałości różnych budynków mieszkalnych i gospodarczych z czasów średniowiecza oraz zidentyfikowano wiele śladów wytwórczości rzemieślniczej.
    Archeolodzy odsłonili relikty dawnych traktów, a przykłady stosowanych nawierzchni można oglądać w tak zwanym oknie czasu - podziemnej komorze przykrytej szklaną taflą, którą ulokowano w miejscu odkrycia historycznych dróg.
    Budynki wokół placu to dawne pałace magnackie pełniące rolę obiektów użyteczności publicznej oraz kompleks zabudowań kościoła i klasztoru oo. kapucynów.














    Na Placu Litewskim uwagę zwraca pomnik Józefa Piłsudskiego wykonany przez Krzysztofa Skórę według projektu Jana Raszki z 1937 roku. Po lewej stronie cokołu widnieje napis: Każdy obywatel powinien uczciwie dla kraju pracować z samego poczucia obowiązku nie oglądając się na przywileje i nagrody - Józef Piłsudski, po prawej zaś: Kto nie szanuje i nie ceni swej przeszłości nie jest godzien szacunku teraźniejszości ani prawa do przyszłości - Józef Piłsudski.




    W pobliżu znajdują się pomniki Unii Lubelskiej, Konstytucji 3 Maja i Nieznanego Żołnierza.





    Dla rodzin, największą frajdą jest chyba fontanna multimedialna, w której latem w upalne dni dzieciaki mogą się chlapać do woli. Nie brakuje też i mniejszych ujęć wodnych dla tych najmniejszych milusińskich.









    Nowa odsłona Placu Litewskiego imponuje rozmachem! A my szczęśliwi z mile spędzonego w Lublinie czasu, ale bardzo zmęczeni, dochodzimy wreszcie do naszego auta, które zaparkowaliśmy w pobliżu.
    Z Lublina do Kazimierza Dolnego mamy około 60 kilometrów. Początkowo mieliśmy zamiar poszwendać się jeszcze po Nałęczowie, ale odpuszczamy sobie piesze wędrówki nie znajdując miejsca na zaparkowanie samochodu i też ze względu na zmęczenie. Próbujemy jedynie pobieżnie zwiedzić uzdrowisko poruszając się samochodem.
    W hotelu meldujemy się około szesnastej trzydzieści i najpierw idziemy zrelaksować się na basenie, ale o tym w następnym poście.
Lublin, 19 sierpnia 2018 roku

11 komentarzy:

  1. Brawo Ewuniu, Twoje oko dostrzeże wszystko, Ciebie czyta się z zapartym tchem...dużo zdrówka Skarbie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kochana jesteś Halinko.
      Ściskam Cię serdecznie nie pomijając życzeń zdrowia także :)

      Usuń
  2. Ojej Ewo! tez sie zmeczylam, bardzo duzo zwiedziliscie...Bylam w Lublinie chyba trzy razy i zawsze parkowalismy sie na pozdzamczu, przy alei Unii Lubelskiej, wiec znam Lublin od tej strony a Ty zaparkowalas samochod z przeciwnej strony no i natrafilas na wiele bardzo ciekawych obiektow! Centrum Kultury mnie zauroczyl kompletnie, bede pewnie jeszcze nie raz w Lublinie, nadrobie zaleglosci.

    Jaki ten Lublin piekny! Jarmark Jagielonski to chyba jeden z najlepiej zorganizowanych w Polsce, i jaką swietną selekcję wystawcow robia. Bylam w tamtym roku i ie znalazlam nic wsrod kramow co byloby jakims badziewiem. W tamtym roku tematem byla pisanka a w tym roku koronka, stad ten przepiekny wisior w Bramie Krakowskiej. W tamtym roku byl olbrzymi wisior zrobiony z pisanek.

    Tearz czekam na Twoja relacje z KAzimierza, oczywiscie pewnie pokazesz siebie z tym przecudnym ikrainskim krawacie! buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zmęczyłam się dwa razy, raz kiedy fizycznie obecna byłam w Lublinie i drugi raz, kiedy wspominałam pobyt w Lublinie.
      Lublin, tak jak wiele innych miast pięknieje z dnia na dzień.
      W każdym mieście coś się zmienia, coś ciekawego dzieje. Powiedziałabym nawet, że miasta rywalizują ze sobą, chcąc przyciągnąć jak najwięcej turystów...

      Słusznie zauważyłaś, że na jarmarcznych straganach badziewia nie ma.
      Nie wiem czy zwróciłaś uwagę na jedno zdjęcie zrobione w Kazimierzu, na którym ten piękny krawat ozdabia moją szyję. Nosiłam go później cały czas, a zatem kiedy wstawię siebie w następnych postach to właśnie z tą ozdobą, no chyba, że relaksować się będę w basenie.
      Buziaki :)

      Usuń
    2. Oczywiscie ze zauwazylam, tylko chce wiecej zdjec! Teraz widze ile literowek popelnilam...taki to problem z klikaniem

      Usuń
    3. Co tam literówki Grażynko, najważniejsza komunikacja... :)

      Usuń
  3. Niesamowite, ile miejsc udało wam się zobaczyć w ciągu tych kilku godzin wędrowania ulicami Lublina. Mimo, że byłem raz w tym mieście, to kojarzę tylko okolice zamku. Na pewno odwiedzę miasto kontynuując podróż po Kresach, ale kiedy to będzie, tego jeszcze nie wiem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliśmy tam niecałe trzy godziny...
      Lublin to miasto "z charakterem", warto je dokładniej zwiedzić. Myślę, że przy na darzącej się okazji znowu tam się zatrzymamy.
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  4. O Lublinie literacko: mojepodrozeliterackie.blogspot.com Zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny blog. Robisz piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń