środa, 16 lutego 2022

Szczodre Gody na Fuercie


    Pominę, i szerokie rozważania językoznawców na temat pochodzenia nazwy dwunastego miesiąca w roku, i pomysły na wytłumaczenie różnych terminów kryjących się w nazwie grudzień. Wspomnę zaś o tym, że w nazwie dwunastego miesiąca roku doszukuje się… godów!
    Z tradycji słowiańskiej wywodzą się Szczodre Gody, zwane też Szczodruszką, Godowym Świętem, albo Świętami Zimowego Staniasłońca, związanym z przesileniem zimowym. Od momentu, kiedy dzień stawał się coraz dłuższy świętowano symboliczne zwycięstwo światła nad ciemnością. Świętowanie rozpoczynało się w nocy z 21 na 22 grudnia i trwało kilka a nawet kilkanaście dni. Wiele źródeł podaje, że Szczodre Gody związane z kultem solarnym trwały 12 dni, aż do Wieczoru Godowego, który obecnie przypada na dzień Święta Trzech Króli.
    Zwyczaj kolędowania - koliada znany był długo przed chrześcijaństwem. Kolędnicy chodzili od domu do domu z wielką gwiazdą, która symbolizowała zwycięstwo dnia nad nocą, słońca nad ciemnościami. Był to także czas wspólnego świętowania, którego odpowiednikiem jest dzisiejszy Karnawał. Duże, roztańczone procesje miały miejsce już dawno temu i były wyrazem ogromnej radości z coraz dłuższych dni w nowym roku.
    Istnieje wiele
podobieństw pomiędzy zwyczajami Słowian kultywujących niegdyś Szczodre Gody a dzisiejszymi Świętami, które obchodzimy praktycznie o tej samej porze, co nasi przodkowie.

   
W tym niepowtarzalnym świątecznym klimacie
, pełnym magii, ciepła, szczodrości, bożonarodzeniowych dekoracji, brzmienia kolęd i pastorałek, w kościołach i urzędach stanu cywilnego młodzi ludzie w radosnych nastrojach przysięgają sobie dozgonną miłość.
    Obecnie zimowe śluby nie są tak popularne jak za czasów mojej młodości. Gorący sezon ślubny przypada raczej na cieplejsze miesiące.

   
Nasz ślub miał miejsce 26 grudnia 1974 roku, 47 lat temu. Kolejne jego rocznice obchodziliśmy zazwyczaj w gronie rodziny i przyjaciół przy świątecznym, suto zastawionym stole, z dobrą muzyką, tańcami, śpiewaniem kolęd
.  
    Ostatnie dwa jubileusze przypadły na czas pandemii, a zatem
47 lat wspólnego wędrowania przez życie postanowiliśmy uczcić tylko we dwoje i nie w zimowej aurze, lecz w cieplejszym klimacie.

    
Korzystną ofertę wczasów znalazłam w ostatniej chwili na kanaryjskiej wyspie Fuerteventurze. Zameldowaliśmy się w hotelu usytuowanym na obrzeżach słynnego kurortu Costa Calma. Miejsce to zauważyłam już pół roku wcześniej podczas czerwcowego tam pobytu.
    W poprzednich postach nie wspominałam o tym, że kurort Costa Calma założono w 1970 roku, na niezamieszkałych terenach wokół wioski Cañada Del Río (cañada del río - dolina rzeki). Pustynny krajobraz, pomiędzy dwoma obszarami zabudowy, właściciel sieci hoteli SBH zagospodarował urządzając na nim zieloną strefę parków i ogrodów.
    Dwa ogromne pasy zieleni, lasu palmowego
kliknij tutaj, zwane tak jak dawna wioska Cañada del Río miały być przekazane przez inwestora pod opiekę gminy Pájara. Stało się tak dopiero w grudniu minionego roku. Liczne spory przeciągające się w czasie działały na niekorzyść terenów zielonych. Od dwóch lat nikt nie pielęgnował ogrodów, nie uprzątał zeschłych liści, powalonych palm, nie nawadniał, nie walczył ze szkodnikami. Spacerując po kurorcie czy też jeżdżąc samochodem zastanawiałam się dlaczego przy drodze jest tyle nieuprzątniętych gałęzi. Okazało się, że to właśnie z powodu trwających latami animozji, pomiędzy właścicielem sieci hoteli SBH a gminą Pájara, park ulegał powolnej degradacji. Ponoć kilka dni temu (w lutym) rozpoczęto prace nad rewitalizacją lasu palmowego.
    Myślę, że kiedy pojadę tam po raz trzeci krajobraz po administracyjnej bitwie prezentować już będzie swoją dawną świeżość.

    
A teraz wróćmy do położonego na wzgórzu kompleksu budynków hotelowych, których styl nawiązuje do architektury kolonialnej łączącej wpływy
andaluzyjskie, galisyjskie i portugalskie, która wraz z konkwistadorami zagościła na Wyspach Kanaryjskich.
    Przyjrzyjmy się tej idyllicznej scenerii, kolorowym budynkom wtopionym w egzotyczne ogrody zajmujące aż 16 000 metrów kwadratowych powierzchni. 

   
Zacznijmy od budynku głównego z recepcją hotelową, do której wejście od strony północnej znajduje się na parterze, a od strony południowej do recepcji pojechać trzeba windą aż na szóste piętro. Podobnie jest z jadalnią - Restauracją Rosa James - od strony ogrodu na parterze, windą na trzecie. Prawdziwy zawrót głowy nim pojęliśmy, o co chodzi w tej komunikacji hotelowej. Brnąc dalej w tę gmatwaninę pięter dodam, że pokój otrzymaliśmy na czwartym, a tak naprawdę od strony ogrodu znajdował się na pierwszym. 










      A oto kilka zdjęć od strony północnej, z wejściem głównym i budynkami przylegającymi, w tym Restauracją Edén w ogrodzie botanicznym pod szkłem - niestety w czasie pandemii zamkniętą. Przy drodze dojazdowej pięknie zagospodarowana przestrzeń, z licznymi gatunkami roślin egzotycznych a nawet spacerującym ptactwem.



















 
    Przed wejściem do budynku głównego od strony południowej wznosi się wspaniała kaskadowa fontanna.








   
W tej części znajdował się nasz pokój z balkonem (ten nad moją głową po prawej). Widok na ocean przesłaniały nam nieco rośliny.
    Każdego dnia przed świtaniem cały teren był dokładnie sprzątany. Lubiłam przyglądać się ludziom pracującym w ogrodach i przy stolikach ustawionych na zewnątrz restauracji. Stoły do posiłków nakrywano dwoma białymi, materiałowymi obrusami i serwatkami, obrus wierzchni zmieniano po każdym użyciu. Mimo dużej ilości gości hotelowych nie było problemu ze znalezieniem miejsca ani wewnątrz ani na zewnątrz. Dyskretna, miła obsługa uwijała się szybko. Podobało mi się i to, że przy check-in nie zakładano opasek na nadgarstki, tak jak w większości hoteli. Nikt nikogo tu nie ścigał złowieszczym wzrokiem i nie patrzył na ręce. Goście bez wykupionej opcji Al inclusive rozliczali się podczas check-out. 


















 
    Z pracownikami recepcji porozumieć się można było w kliku językach: polskim, hiszpańskim, angielskim, francuskim, niemieckim.  
    Na saniach Mikołaja napis wesołych świąt u niejednego Polaka wywoływał uśmiech na twarzy.







   
Nie lada atrakcją był duży, podgrzewany w grudniu basen, w drugim temperatura wody była o kilka stopni niższa, co nie odstraszało miłośników kąpieli. Mniejszy basen dla dzieci był również podgrzewany. Każdego dnia w godzinach od 10:00 do 18:00 przy basenach pracowały służby ratownicze i pobierały próbki. Kąpiel w krystalicznie czystej wodzie należała do bardzo przyjemnych.

































     Z hotelowego SPA & WELLNESS nie korzystaliśmy i jeżeli było otwarte to w tych samych godzinach.
    Jakiś czas temu wodą morską wypełnione było sztuczne jeziorko wykopane poniżej budynków na klifie. Szkoda, że cały ten kaskadowy system przepływu wody został wyłączony i po zbiorniku zostało wgłębienie z piaszczystym dnem.









    
Lubiliśmy po śniadaniu i kolacji pospacerować po ogrodach. Przyglądaliśmy się budynkom i przejściom pomiędzy nimi, obsadzonym najrozmaitszą roślinnością. Dotykaliśmy Pelargonii pachnącej (Pelargonium graveolens) zwyczajowo zwanej geranium albo anginka. Jej zapach długo pozostawał na dłoniach, a ponieważ sporej wielkości krzewy kwitły obficie, uszczknęliśmy kilka gałązek do pokoju.













































































   
Na terenie hotelu znajduje się kilka barów, korty tenisowe i wielofunkcyjne, mini golf, siłownia i inne.








     Ażeby uczcić w jakiś szczególny sposób naszą 47 rocznicę ślubu, wynajęliśmy na jedną noc Apartament cielo (podniebny apartament). W centrum, na otwartej przestrzeni (około 90 m2), pomiędzy dwunastoma kolumnami, znajdowało się duże łoże małżeńskie. Do relaksu i odprężenia zachęcała kąpiel w jacuzzi. Po hydromasażu bąbelkami, sięgnęliśmy po bąbelki szampana i owoce polane czekoladą.






























    Rozkoszowaliśmy się pięknymi widokami roztaczającymi się z okna apartamentu - jedynego na dziesiątym piętrze. Dodam, że winda kursuje na dziewiąte, a na dziesiąte trzeba wejść schodami. Przyznam, że usytuowanie pokoju bardzo nam się podobało. Podziwialiśmy zachód i wschód słońca, poranne obloty gołębi i budzące się życie dziesięć pięter pod nami.
















 
    Kiedy słońce pokazało swoje okrągłe, jasne oblicze, na terenie obiektu gasły światła. Od zmierzchu do rana kolorowe lampy podświetlały budynki i rośliny. Błyszczały iluminacje bożonarodzeniowe na zewnątrz i wewnątrz hotelu.
    Fuerteventura, Costa Calma, grudzień 2021

 Fuerteventura w innych wpisach
*Costa Calma – Fuerteventura
*Międzynarodowy festiwal klaunów w Gran Tarajal
*Półwysep Jandía: Morro Jable, niewyjaśnione do dziś tajemnice związane z Willą Wintera oraz inne ciekawostki, czyli...
*Górska droga z Costa Calma do Ajuy, a po drodze Pájara i Mirador de Sicasumbrez widokiem na Montaña Cardón
*Fantastyczna, samotna podróż do Corralejo
*Doskonałe miejsce na grudniowy wypoczynek - Fuerteventura, półwysep Jandía
*Fuerteventura - wycieczka piesza bezludnym wybrzeżem pociętym wąwozami, z Costa Calma w stronę La Lajita
*Fuerteventura - plaże i laguna Wybrzeża Sotavento - raj dla surferów i turystów
*Plażujemy. Fuerteventura - Morro Jable   
*
Szczodre Gody na Fuercie

 

6 komentarzy:

  1. To była rocznica na bogato, ten apartament przebił wszystko. Sam hotel - super. Wszystko Wam dopisało- pogoda,ładne otoczenie i sam pobyt. Myślę, ze ta wyprawa na długo pozostanie w Waszej pamięci. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świętowanie jubileuszu we dwoje w takiej idyllicznej scenerii to nie lada uciecha, chociaż czasami tęsknię i do tych rocznic przeżywanych w gronie bliskich mi osób. Gdybym wygrała los na loterii zaprosiłabym wszystkich na wspólny wypad.
      Dziękuję za komentarz i ściskam serdecznie :)

      Usuń
  2. Cały post przeczytałam z uśmiechem i wzruszeniem. Przede wszystkim spóźnione wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy. Gratuluję i ściskam was wirtualnie ale gorąco jak na słońcu którego zakosztowaliście <3.
    Pięknie nawiązałaś do tradycji słowiańskiej. Tak Boże Narodzenie specjalnie wprowadzono w ten czas aby łatwiej nam było przejść w wierze, dlatego też zachowaliśmy część dawnej tradycji. Kiedy naprawdę Jezus się urodził trudno jest ustalić :).
    Termin na ślub no po prostu piękny. Fakt teraz częściej wybiera się lato. Sama brałam w lipcu, głównie dlatego, że chciałam mieć w plenerze. Ale obchodzenie rocznicy na święta. Ach nawet gdyby się zapomniało to i tak jest uroczystość haha. Ale Wy nie tylko nie zapominacie ale i wspaniale obchodzie. Miejsce idealne, hotel przepiękny (na pewno bym się w nim zgubiła :)). Jeszcze ten apartament specjalnie na rocznicę <3. Piękna roślinność, basen, sama bym chętnie zimą uciekła w ciepłe kraje. Może kiedyś spełnię to marzenie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za bardzo miły komentarz Roksano :)
      Polecam Ci mój wpis na blogu na temat daty urodzin Jezusa.
      Galilea - Ziemia Święta - część VII
      http://ewa-naprzeciwszczciu.blogspot.com/2013/11/galilea-ziemia-swieta-czesc-vii.html

      Usuń
  3. Niezwykłe świętowanie w pięknym hotelu i w przepięknych okolicznościach przyrody. Pomysł z apartamentem niesamowity!!! Podoba mi się ten hotel i bardzo podobają mi się Wasze, czasem trochę "frywolne", zdjęcia. Widać, że ten wyjazd to był doskonały pomysł i bardzo dobrze się bawiliście.
    A swoją drogą flora kanaryjska jest cudna. Taka różnorodna, niezwykła i często endemiczna! Podoba się bardzo wielu ludziom, bo mój wpis z Teneryfy na ten temat cieszy się dużym powodzeniem.
    Jeszcze raz dla Was najpiękniejsze życzenia i jeszcze wielu pomysłowych świętowań!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Frywolne powiadasz? Właśnie o tę frywolność mi chodziło, cokolwiek to znaczy. Bo jak w wywiadzie dla kuriera porannego zaznaczyłam "to nie o liczbę lat chodzi w życiu, tylko o ilość życia w tych latach…" A Wyspy Kanaryjskie nie na próżno zwane są Wyspami Szczęśliwymi... Sama tego doświadczyłaś...
      Dziękuję raz jeszcze za życzenia, ściskam Was oboje serdecznie :) :)

      Usuń