Louis de Clouet - założyciel Cienfuegos |
cd
Jednym z najpiękniejszych miast kolonialnych Kuby jest Cienfuegos. Leży w środkowej części wyspy, w najmniejszej prowincji o tej samej nazwie, na wschodnim brzegu malowniczej zatoki Bahía de Cienfuegos.
Kiedy w tysiąc czterysta dziewięćdziesiątym czwartym roku Krzysztof Kolumb odkrył to miejsce, zamieszkiwali je Indianie z plemienia Jagua.
Na długo przed założeniem miasta, w tysiąc siedemset czterdziestym piątym roku, u wlotu cieśniny łączącej ustronną Bahía de Cienfuegos z Morzem Karaibskim, Hiszpanie wznieśli potężną fortecę Castillo de Nuestra Señora de los Angeles de Jagua, która miała strzec wrót spokojnej zatoki przed piratami.
Cienfuegos zostało założone w tysiąc osiemset dziewiętnastym roku, przez francuskiego oficera w służbie hiszpańskiej Korony, pułkownika piechoty Loius’a de Clouet z Nowego Orleanu i czterdziestu sześciu imigrantów z Bordeaux. Do pierwszych osadników dołączyli kolonizatorzy zbiegli z Haiti, a później, także francuscy uciekinierzy z Luizjany, którą Napoleon postanowił sprzedać Stanom Zjednoczonym w tysiąc osiemset trzecim roku.
Pierwotnie, miasto na cześć upragnionego króla hiszpańskiego, nosiło nazwę Colonia Fernandina de Jagua i dopiero w dziesiątą rocznicę jego istnienia zmieniono nazwę na Cienfuegos, pochodzącą od nazwiska ówczesnego, pierwszego jej gubernatora José Cienfuegos.
Ze względu na francuskie pochodzenie założyciela, miasto jest nieco specyficzne. Widać tam silny wpływ kultury francuskiej, chociażby w architekturze, w nowoczesnym układzie ulic i zabudowie tak charakterystycznej dla Francji z końca dziewiętnastego wieku.
Mówi się o nim, że jest Perłą Południa, albo miastem Stu Ogni (Sto Ogni w tłumaczeniu Cien fuegos).
Paseo del Prado to główna ulica rozpoczynająca się w północnej części miasta, będąca przedłużeniem drogi z Hawany, a kończąca się w najdalej wysuniętym na południe krańcem Punta Gorda. Najstarsza zabudowa Cienfuegos skupia się wokół Parku José Martí po zachodniej stronie Paseo del Prado, do którego prowadzi Avenue 54.
Cienfuegos - elegancka Avenue 54. Zapraszam do Parku José Martí |
Statua José Martí. W tle łuk triumfalny na wzór paryskiego |
Park José Martí. Acta de fundación de Cienfuegos - część graficzna |
Park José Martí |
Kiosk w Parku José Martí. O Cienfuegos mówi się także, że jest Miastem Kopuł |
W drugiej połowie dziewiętnastego wieku wzniesiono tam kościół w stylu neoklasycystycznym Catedral de la Purísima Concepción (Niepokalanego Poczęcia) z dwiema wieżami i zamontowano sprowadzone z Francji witraże z wizerunkami dwunastu apostołów. Kościoła strzegą dwa marmurowe lwy spoglądające w stronę białej statuy przedstawiającej kubańskiego bohatera narodowego José Martíego.
Catedral de la Purísima Concepción |
Z Jagódką przed katedrą. Nieco po lewej dwie białe kolumny z marmurowymi lwami |
Jeden z kamiennych lwów strzegących świątyni z zewnątrz |
Warto zajrzeć do słynnego Teatro Tomás Terry, ufundowanego w tysiąc osiemset osiemdziesiątym dziewiątym roku (w tym samym co Tour Eiffel w Paryżu), przez pochodzącego z Wenezueli Tomása Terry, potentata z branży cukrowniczej. W czasach największej świetności teatru, przy niespełna tysięcznej widowni występowali tam między innymi Sarah Bernhardt i Enrico Caruso…
Mniej więcej po środku Teatro Tomás Terry - po przeciwnej stronie wieża katedry |
Na ulicy przed Teatro Tomás Terry |
Tomás Terry - fundator teatru |
Innym ciekawym obiektem jest Palacio Ferrer - siedziba Casa de la Cultura Beniamin Duarte. We wnętrzach, dekorowanych marmurem sprowadzonym z Włoch odbywają się różnego rodzaju imprezy kulturalne i spotkania ze sztuką. Na szczyt wieży Palacio Ferrer, zakończony niebieską kopułą prowadzą kręte, kute z żelaza schody. Stamtąd rozciąga się widok na miasto i Zatokę Cienfuegos.
Palacio Ferrer |
W większości kubańskich miejscowości powtarzającą się dekoracją są tablice z wizerunkiem Che Guevary i innych pięciu wątpliwych bohaterów, więzionych przez Amerykanów z napisem volveran – powrócą…
Ernesto Che Guevara - ciągle żywy, lecz wątpliwy przykład... |
Ta piątka bohaterów jest także obecna niemalże w każdym mieście Kuby |
Uliczne obrazki |
Salon fryzjerski |
Model lat pięćdziesiątych na ulicy Cienfuegos |
Mieszkaniec tego parku ma problem z chodzeniem. Tylne łapy dotknięte są niedowładem |
Poza centrum, na południowym krańcu Paseo del Prado, w zamożnej niegdyś dzielnicy Punta Gorda, mieszaniną stylów zaskakuje Palacio de Valle, pasujący bardziej do hiszpańskiej Sewilli lub marokańskiego Tangeru niż do kubańskiego Cienfuegos. Budowę pałacu zlecił w tysiąc dziewięćset trzynastym roku miejscowy przemysłowiec Aciclio de Valle y Blanco zatrudniając nie tylko miejscowych rzemieślników. Przy realizacji tej oryginalnej budowli pracowali rzemieślnicy marokańscy, francuscy, włoscy, a materiały takie jakie marmur, alabaster, brąz, szkło, ceramikę sprowadzono z Włoch, Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych. Elementy drewniane wykonywano z najcenniejszych gatunków pochodzących z miejscowych lasów.
Pałac zdobią wieże, każda w innym stylu. W latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia planowano przekształcić go w kasyno, jednak rewolucja kubańska uniemożliwiła realizację tego projektu. Dzisiaj Palacio de Valle, chroniony prawem jako zabytek, mieści renomowaną restaurację specjalizującą się w owocach morza…
Niestety napięty program zwiedzania nie pozwolił mi przyjrzeć się dokładniej tej ekscentrycznej budowli i zrobić więcej zdjęć, prezentujących jej odmienność…
Palacio de Valle |
Palacio de Valle |
Palacio de Valle |
Kiedy wyjeżdżałam z Cienfuegos w stronę Trinidadu, kolejnego miasta z kolonialną zabudową, słońce nad zatoką Bahía de Cienfuegos zniżało się ku zachodowi. Trinidad miałam zobaczyć dopiero następnego dnia, po nocy spędzonej w hotelu Club Amigo Ancon. W tym dużym obiekcie hotelowym z obszernym basem, w którym a jakże pływałam przed śniadaniem, moje dwie przyjaciółki otrzymały pokój na parterze, a ponieważ pachniało w nim wilgocią poprosiły o zamianę. Wolnych pokoi o tym samym standardzie nie było więc otrzymały apartament z przestronnym, pięknie urządzonym salonem i oddzielną wygodna sypialnią. Czasami warto powiedzieć, że się komuś coś nie podoba...
Bulwar spacerowy Paseo del Malecón de Cienfuegos |
Bulwar spacerowy Paseo del Malecón de Cienfuegos |
Trinidad - Club Amigo Ancon - hotelowy basen |
Trinidad - widok na zatokę z okna pokoju hotelowego. |
Cienfuegos, 23 listopada 2010 roku.
cdn
Bylam tam a jakze, i nawet plynelam zatoka do fortecy, gdzie podano nam obiad, a potem pojechalam do miasta Trinidad. Cienfuegos rzeczywiscie ladne, Trinidad zachwycajacy. A na Twoich swietnych zdjeciach zwraca moja uwage czystosc na ulicach, u nas w Wenezueli rewolucja chavistowska nie daje sobie rade ze smieciami..jest to straszne dla mnie, skoro juz wzorujemy sie na Kubie to przynajmniej mielibysmy czysciej w kraju. Buziaki sle..
OdpowiedzUsuńTo co najbardziej podobało mi się na Kubie to brak śmieci, które produkują wysoko rozwinięte państwa. Kiedyś za czasów PRL-u też nie mieliśmy śmieci, nie otaczaliśmy się plastikowymi meblami, nie piliśmy z plastikowych butelek, nie produkowaliśmy sztucznych kwiatów, które kupami przygniatają naszych bliskich zmarłych...
UsuńMyślę, że wkrótce na Kubie krajobraz się zmieni, bo wszystkie "wynalazki" i tam będą w powszechnym użyciu...
Odwzajemniam buziaki :)
Bohaterzy wątpliwi, ale przecież nie dla mieszkańców? Jakby się naszym poprzygladać, też niejedno by wyszło ;)
OdpowiedzUsuńPiękne miejsca...
Ech, tak..., my mamy także "swoich bohaterów"
UsuńBuziaki :)
Te stare samochody tworzą pewien klimat. Ładne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńKuba bez tych samochodów?
UsuńNie wyobrażam sobie!
Dzięki za komentarz. Pozdrawiam Cię niestrudzony wędrowcze :)
Lubię Kubę za te właśnie stare samochody - są wspaniałe i niepowtarzalne. I tyle słońca, super zdjęcia. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMoja pierwotna niechęć do Kuby zamieniła się w tęsknotę za dziewiczymi jeszcze krajobrazami, za atmosferą którą tworzą między innymi te samochody...
UsuńPozdrawiam ciepło, choć mroźna, ale za to słoneczna od dwóch dni zima za oknem :)))
Jak zwykle zdumiewa mnie Twoja precyzja opisu miejsca, które odwiedzasz
OdpowiedzUsuńa także piękne zdjęcia. A określenie: " pachniało w nim wilgocią", mocno mnie rozbawiło.
Jak udaje Ci się robić zdjęcia i jednocześnie być też uwidocznioną na innych? To chyba musi być jakaś magia. Mnie to się nigdy nie udaje- możesz zdradzić tę tajemnicę?
Z góry bardzo dziękuję za odpowiedź i serdecznie pozdrawiam.
Ech, no potrafię sobie zrobić zdjęcie. Istnieje coś takiego jak samowyzwalacz, chi, chi...
UsuńA tak naprawdę fotografie są moją własnością, dlatego zaczęłam je podpisywać.
Bloga piszę hobbystycznie, nie ma w nim reklam, nikt go nie sponsoruje... ludziska kopiują to i owo i nie pytają czy mogą publikować moją własność...
Również serdecznie pozdrawiam i zapraszam :)
Naprawdę istnieje coś takiego, jak samowyzwalacz?
UsuńMnie chodziło o to, że podczas wycieczki zwykle nie ma czasu na ustawienie statywu, wybór kadru, ustawienie się itd. a mimo tego masz wiele zdjęć z "sobą". Poza tym, często masz na zdjęciu aparat w ręce... Oj cuda...
Masz bardzo wymagające hobby- podziwiam.
Uściski...
Czasami wydaje mi się, że jestem w jakimś szaleńczym amoku. Wszystko chciałabym utrwalić, wszystko zobaczyć. Zapuszczam się sama w odleglejsze zakątki, pędzę, gubię się, ale zawsze jakoś udaje mi się zdążyć na czas. Jestem zachłanna widoków, kocham przyrodę nade wszystko i kiedy widzę taki cud natury wydaje mi się, że się unoszę, jestem lekka jak piórko, nic nie ważę... No i jak mam kogoś pod ręką to proszę o zrobienie mi zdjęcia na dowód, że tam byłam, że to nie sen... W domu amok mija, a niezwykle piękne wspomnienia zapisane lustrzanką wspomagają moją pamięć. Kiedyś nie lubiłam się fotografować, tak jak wielu z nas. Dzisiaj nie mogę wprost uwierzyć, że zdarza mi się jakaś ciekawa wyprawa, na którą czekałam całe życie...
UsuńW wielu moich blogowych postach nie mnie na fotografiach. Ludziska nie przepadają za tymi, którzy obnażają swoje szczęście...
Co do mojego hobby...? Lubię zacząć robotę i ją skończyć.
Dzięki za uściski, które z wzajemnością przesyłam :)))
Zawsze lubiłam imię "Jagoda", uważam je za cudownie ożywcze ^ ^ Ale znowu widok biednego psiaka - poruszył mnie do głębi. Tak samo Che jako wzór - koszmar jakiś. Co innego gdy Wenezuela płacze po Chawezie, który wybudował wiele szpitali, szkół, dawał prace i domy, etc... a co innego, gdy mieszkańcy Ameryki Pd wychwalają "masowego mordercę" własnego narodu. Koszmar, ale cóż... w Europie jest tak samo, czyż nie? Wielu Hitlera - wciąż uważa za wielkiego człowieka a Lenin i Stalin wciąż w samej Rosji są - bohaterami narodowymi. Także nie nam oceniać... Ech... A cała reszta, jak zawsze, Szmimi, ubóstwiam palmy i plaże. Cieszy również, że wspomniałaś o fundatorze teatru. Historia często traktuje takich mecenasów kultury i sztuki, po macoszemu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko, Ewuniu :**** (Ćmok)