|
Zapraszam do Parku Narodowego Montemar na Kubie |
cd
Moja kubańska przygoda nie była taka znowu całkowicie prawdziwa,
jako że nie miałam sposobności poznać prawdziwego oblicza wyspy. Życie
mieszkańców obserwowałam przez szybę luksusowego busa przemierzając setki
kilometrów wzdłuż i wszerz tego malowniczego tworu i wyznam szczerze, że aż
tak bardzo nie byłam zainteresowana egzotyczną
egzystencją tubylców.
Przeżywszy swoje najlepsze młode lata w państwie
komunistycznym nie miałam ochoty na déjà vu i skupiałam się bardziej na
przyrodzie niż na życiu ludzi. Niemniej jednak przemieszczając się z miejsca na
miejsce pewne obrazy rejestrowałam w pamięci.
Któregoś dnia jechaliśmy wąską,
asfaltową drogą wzdłuż tropikalnego lasu po jednej stronie i pól uprawnych po
drugiej. Na polach nie widać było pracujących nowoczesnych maszyn tylko
człowieka posługującego się prymitywnymi narzędziami.
W pewnym momencie
zauważyłam na drodze białe rozsypane ziarno. Okazało się, że to ryż, że rolnicy suszą go na połowie pasa jezdni.
Takie suszarnie ciągnęły się kilometrami i o dziwo nie mijał nas żaden inny pojazd mechaniczny.
Życie poza stolicą
wyglądało zupełnie inaczej. W niewielkiej odległości od dróg stały domy budy,
czasami pojedynczo, czasami po kilka, oświetlone wieczorem bardzo słabym światłem.
Ludzie przesiadywali na zewnątrz albo wewnątrz chat...
|
Tym oto luksusowym busem przemierzałam wzdłuż i wszerz Kubę |
|
Stary Pontiac na tle transtur 303 |
|
Pojedyncze siedliska |
|
Tutaj zapewne mieszka kilka rodzin |
Jechaliśmy na Półwysep
Zapata, na mokradła i bagna, do Parku
Narodowego Montemar, mijając uprawy trzciny cukrowej, ryżu i tytoniu.
Autostrada z Hawany wiodła do Santa
Clara, o której wspominałam tutaj w jednym z wcześniejszych postów i do której
dotarliśmy później. Tymczasem, na wysokości miasta Jagüey Grande skręciliśmy w drogę wiodącą w głąb półwyspu. Niestety
program nie przewidywał zbyt wiele.
Zwiedziliśmy
wioskę indiańską, odtworzoną w oparciu o przekazy o codziennym życiu i
rytuałach prekolumbijskiego plemienia Taino, jak również farmę krokodyli.
Hodowla tych dzikich zwierząt wywarła na mnie przygnębiające wrażenie. Nie
wyobrażałam sobie, że w niewoli w jednym miejscu, może przebywać aż tyle tego
gatunku gadów. Nie mniej jednak z wielką uwagą przyglądałam się ich zwyczajom.
Dowiedziałam się, że płeć potomstwa zależy od temperatury w jakiej rozwijają
się jaja. Przy trzydziestu dwóch stopniach wylęga się tyle samo samców, co
samic. Jeżeli zaś utrzymana zostanie temperatura wyższa w granicach powyżej
trzydziestu dwóch do trzydziestu pięciu stopni, to wylęgną się same samce, w temperaturze
niższej zaś, od dwudziestu ośmiu do trzydziestu jeden stopni, wylęgną się same
samice. Ciekawe prawda?
Kiedy krokodyl leży nieruchomo spowalniają się jego procesy życiowe, oddycha
rzadziej, a jego czterokomorowe serce bije tylko trzy razy na godzinę. Kiedy
gad zanurkuje skurcz mięśni zamyka otwory nosowe, a fałdy skórne zamykają
otwory słuchowe. Serce włącza wewnętrzny obieg powietrza przepuszczając
niewiele krwi tętniczej do żołądka i jelit, które zasila krew żylna. Krew
natleniona zasila serce i mózg.
Dla ułatwienia trawienia gady połykają małe
kamienie, które działają jak żarna w żołądku. Uzębienie krokodyla jest w doskonałym stanie, kiedy
wypadnie mu zepsuty ząb na jego miejsce wyrasta nowy. Podczas gdy krokodyle
chłodzą organizm rozwierając paszcze, ptaki wydziobują im pijawki i resztki pokarmu
spomiędzy zębów. Te dzikie zwierzęta w momencie ataku, mogą być bardzo szybkie,
co widziałam na własne oczy, kiedy jeden z opiekunów rzucał im kawałki mięsa z
kośćmi. Brrr!
|
Palma cocotero |
|
Palma cana |
|
Malaleuca |
|
Malaleuca |
|
Flambollan - w porze deszczowej pojawiają się najpierw jaskrawo czerwone kwiaty, później liście |
|
Flambollan - w porze suchej zwisają 40-70 cm strąki |
|
Sauce llorón - osiąga maksymalnie 20 metrów wysokości |
|
Roble |
|
Casa del carbonero |
|
Farma krokodyli |
|
Farma krokodyli |
|
Farma krokodyli |
|
Farma krokodyli |
|
Farma krokodyli |
|
Farma krokodyli |
|
Farma krokodyli |
|
Farma krokodyli |
|
Żeby go wyciągnąć trzeba najpierw go omotać sznurami |
|
Hoduje się je niestety na mięso |
|
Nie było mi do śmiechu widząc skrępowanego gada |
|
Pracownik farmy hodowlanej |
|
Miałam mieszane uczucia |
Z tego miejsca usytuowanego w rozległym parku
pojechaliśmy do Zatoki Świń - Bahia de Cochinos do miejsca gdzie Morze Karaibskie wrzyna się mocno w ląd
i mami swoim błękitem.
W kwietniu tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego
roku przy wsparciu Stanów Zjednoczonych zorganizowano tam inwazję uchodźców kubańskich,
która miała na celu obalenie rządów Fidela Castro. Operacja
zakończyła się jednak całkowitym fiaskiem. Kubańskie siły zbrojne zwyciężyły,
niszcząc siły inwazyjne w ciągu trzech dni.
W rezultacie tego konfliktu i
szeroko zakrojonej nacjonalizacji gospodarki kubańskiej Stany Zjednoczone
zerwały stosunki dyplomatyczne z Kubą.
|
Morze Karaibskie - Bahia de Cochinos - te ciemniejsze plamy to rafy koralowe |
Na Playa Larga miałam trochę czasu,
żeby zanurzyć się w ciepłych wodach i poobserwować skupiska raf koralowych. Nie
miałam go jednak aż na tyle dużo, żeby nauczyć się je obserwować z rurką i
maską, czy też z aparatem tlenowym.
Na brzegu, instruktorzy nurkowania
powierzchniowego i głębinowego oferowali swoje usługi, z których korzystało
wielu turystów. Przyglądałam się im z zazdrością po czym przeszłam przez drogę
do malowniczo położonej wśród zieleni restauracji La Casa del Pescador na lunch.
Tam okazało się, że jej taras
wychodzi na niewielki ale za to głęboki na około siedemdziesiąt metrów uskok tektoniczny
zalany wodą. Kiedy tam pływałam nie wiedziałam jeszcze, że to taka głębina, że Cueva de los Peces, bo tak nazywała się
ta dziura w ziemi wypełniona granatową jak atrament wodą, jest rajem dla nurków głębinowych z powodu jaskiń i
wielu gatunków ryb tropikalnych, które mogłam także zobaczyć tuż pod
powierzchnią, kiedy nikt nie pływał.
Na samą myśl, że pode mną harcowały tak
bajecznie kolorowe ryby, a z jaskini mógł wypłynąć jakiś olbrzym i mnie pożreć
zrobiło mi się ciepło na sercu. Czasami lepiej nie wiedzieć co się kryje w
pobliżu…
|
Cueva de los Peces - tektoniczny uskok |
|
Kiedy pływałam w tej tektonicznej rozpadlinie nie wiedziałam, że jest tak głęboka |
|
Miałam wrażenie, że wyjdę z wody granatowa |
|
Przepłynęłam wzdłuż i wszerz i wyszłam z tego kałamarza |
|
Byłam chyba nieco wystraszona |
|
Wokół Cueva de los Peces |
|
Czułam się Jane w tym buszu |
W restauracji rybnej Pescador zamówiłam na obiad rybę. Byli i tacy, którzy nie
odmówili sobie spróbowania krokodylego mięsa. Straszne to, widzieć jakiś czas
temu gada na mokradłach, a zaraz potem na talerzu.
A działo się to 23 listopada
2010 roku.
|
Na tarasie restauracji La Casa del Pescador |
|
Przy restauracyjne gospodarstwo |
|
Lunch w La Casa del Pescador |
Bardzo interesujacy post.Dziekuje za podzielenie sie.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Tereniu i pozdrawiam serdecznie :)
UsuńCiekawy blog i wspaniałe zdjęcia, pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńZajrzałam do Ciebie. Pięknie tam.
Pozdrawiam :)
Z ryżem - wspaniała przygoda i pewnie znakomity widok. Co tu dużo pisać - idealne zdjęcia na tę porę roku. Słońce i uśmiech, tego mi potrzeba. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMnie tez tego potrzeba.
UsuńDziękuję i pozdrawiam :)))*
Ależ ty potrafisz czarować ^ ^ Obrazami, słowem, twoje zdjęcia są tak dobrane, że i mnie robi się ciepło na sercu. Zwłaszcza jak wyobraziłam sobie siebie w samym środku tego krokodylowego stadka w godzinach karmienia O_o Brrr.... Jakoś nieszczególnie porusza mnie wizja, że będą zjedzone, jak to mawiam od dziecka: "TAKA KARMA!!" ;D
OdpowiedzUsuńPamiętasz jak pisałam - odnośnie palm - że już nie mogę się doczekać jak będę mieszkać w kraju gdzie rosną? Fakt, Australia cudny kraj, ale z drugiej strony, kiedy chodzę po słowiańskim lesie, widok brzozy (a dziwnym trafem pod samym domem Riny, rosną dwie, choć nigdzie w koło takich drzew), niezmiennie głęboko mnie porusza. To moje najukochańsze drzewo, podobnie jak wierzba. Swoją drogą... ukazana przez ciebie na zdjęciu - Sauce llorón, od razu skojarzyła mi się z wierzbą. :) Dzisiaj już nie wiem czy chcę mieszkać gdzieś, gdzie nie ma tych drzew. One do mnie przemawiają najmocniej. :)
I jeszcze na koniec... podziwiam twoją odwagę, aby pływać nad takimi głębiami : / O ile lazurowa toń z jednego zdjęcia, tam gdzie rafy koralowe, bardzo mi się podoba, o tyle ten parów tektoniczny... za nic w świecie nie wypłynęłabym nań łodzią a co dopiero wpław. Jesteś odważna, podziwiam :)
Pozdrawiam cieplutko, Słońce. Mam nadzieję, że w końcu przebije się ono - to duże, Sol - przez tę sztuczną zaporę, którą stworzono od pn-wschodu po pd-wschód (czyli od was aż po Rzeszów), co by powstrzymać ciepły wiatr od naszej strony, który niesie Wiosnę. Szczawie sądzą, że powstrzymają Matkę Naturę, hehehe... próbować można ^ ^ :**** (Ćmok)
Kiedyś marzyłam o krajach, gdzie rosną palmy, a kiedy już je zobaczyłam doceniłam drzewa z mojego krajobrazu. Gatunków palm jest całe mnóstwo i nie wszędzie czują się dobrze. Czasami wyglądają jak jakieś rachityczne wiechcie, wysuszone, z niewielka ilością liści, a czasami są tak piękne, że się nie można się na nie napatrzeć...
UsuńSauce llorón mnie także przypomina naszą wierzbę, a szczególnie pewien gatunek, którym obsadzono spacerowe alejki nad kanałem augustowskim.
Morze Karaibskie jest ciepłe i niesamowicie błękitne. Dobrze się tam czułam, ale kiedy weszłam do tej dziury tektonicznej to wyjęłam z wody rękę i sprawdziłam, czy nie jest granatowa. Tam czułam się nieswojo.
Nie powiedziałabym, że jestem odważna, to chyba raczej ciekawość pcha mnie w takie miejsca.
Z tą pogodą jest różnie. Dzisiaj mimo nadal silnego, suchego i mroźnego wiatru świeciło słońce.
Jak zwykle moc serdeczności, cmoki i ćmoki przesyłam do boru :)))*
To "słońce" to właśnie dzięki prądowi powietrza uderzającemu w PL od wschodu... Moc z którą nie mogą się równać "pracowite pszczółki" na niebie, mogą jedynie - schładzać. Ale już nie na długo...
UsuńPozdrawiam ciepło i cieszę się, że Słońce wreszcie zajaśniało u Was :)) Buziaki :***** (Ćmok)
Ewuś, jak zwykle niesamowita!
OdpowiedzUsuńChyba z własnej woli nie wybrałabym się na taką wyprawę, bo w duszy bałabym się, czy przypadkiem te gadziny nie wyjdą jakoś zza siatki...brrr!
zdecydowanie wolę "twoją" Kubę kolorową, rozśpiewaną i taneczną! Uściski!
Dziękuję za "niesamowitą" Agnieszko.
UsuńTe gadziny rzeczywiście wyglądają groźnie i wierz mi, że są bardzo szybkie i doskonale widzą. Te duże miałam niemalże w zasięgu ręki, tego małego trzymałam z wielki strachem. Całe szczęście, że się nie ruszał, bo chyba bym go upuściła. Dla mnie to było niesamowite dotykać skóry tego malca...
Buziaki i serdeczności :)))*
Jakie piękne miejsca! Kolor morza cudowny. Marzę o takiej wycieczce...
OdpowiedzUsuńWitaj zodiakalna Rybko w Naprzeciw SZCZĘŚCIU.
UsuńTwoje marzenia spełnią się na pewno.
Pozdrawiam serdecznie i póki co zapraszam do podróżowania ze mną.