wtorek, 26 sierpnia 2014

Hierapolis - starożytne miasto we Frygii




    cd Trawertyny Pamukkale i starożytne frygijskie miasto Hierapolis, to właściwie jedna wielka  kraina, leżą na tym samym wzgórzu Cökelez. Ale dzisiaj je rozdzielę i opowiem tylko o Hierapolis, które tak jak Pamukkale zasługuje na oddzielny post.

   
Gorące źródła na Cökelez od wielu, wielu wieków przyciągają swoją leczniczo-uzdrawiającą mocą. W czasach hellenistycznych istniała tu wyrocznia. Podobnie jak i w Delfach tak i w Hierapolis, w niewielkiej jaskini - tutaj Jaskini Demonów - nazwanej na cześć boga podziemi Plutona - Plutonium, kapłani bogini Kybele szukali natchnienia i zdobywali posłuch wśród mieszkańców miasta wchodząc i wychodząc z pieczary bez szwanku. Wypływała z niej gorąca woda, a w powietrzu utrzymywały się trujące opary. Ktoś, kto chciał ją spenetrować, a nie posiadał nadprzyrodzonych mocy, czyli nie znał tajemnicy wstrzymywania oddechu umierał wdychając śmiercionośne gazy, których największe stężenie występowało na wysokości kolan, co natychmiast zabijało zwierzęta. Dzisiaj Plutonium można zobaczyć jedynie przez kraty bo i w naszych czasach kilkoro ciekawskich straciło życie kręcąc się w pobliżu czy też może wchodząc do Jaskini Demonów.

   
W Hierapolis urządzono muzeum z eksponatami prezentowanymi również na zewnątrz. Nie miałam jednak ochoty przekraczać metalowego ogrodzenia, wolałam pójść jeszcze wyżej dość stromą, żwirową ścieżką prowadzącą do jednego z najciekawszych teatrów rzymskich, jakie do tej pory widziałam. Mimo upału i palącego słońca, co przy nie osłoniętej głowie groziło porażeniem, wyprawa warta była świeczki. Powstał on na początku drugiego wieku za panowania Hadriana - w trakcie prac wykopaliskowych znaleziono dobrze zachowane popiersie cesarza.
    Teatr przebudowano za Septymiusza Sewera upamiętniając imperatora - wielkiego mecenasa sztuki, jako Jupitera, na reliefie pośrodku frontonu sceny. Odpowiednik greckiego Zeusa znalazł się w towarzystwie małżonki oraz dwóch synów Karakalli i Publiusza Septymiusza Geta. Odkopane podczas prac archeologicznych liczne posągi i rzeźby znalazły swoje miejsce i w teatrze, i w muzeum.
    Z polecenia Septymiusza Sewera przebudowano pulpitium - scenę i caveę - widownię, której ogrom zrobił na mnie nie lada wrażenie. Wkomponowano ją w zbocze góry i podzielono diazomatą na część wyższą z dwudziestoma rzędami i niższą z dwudziestoma pięcioma. Siedem promieniście rozchodzących się przejść utworzyło dziewięć sektorów. Widownia ponoć mogła pomieścić czternaście tysięcy widzów.
 












     Jeszcze wyżej, ponad teatrem znajdują się ruiny Martyrium świętego Filipa - jednego z dwunastu apostołów Jezusa. Oktagonalna budowla kryjąca podobno jego ciało powstała na początku drugiego wieku i istniała krótko. W piątym albo szóstym stuleciu spłonęła. Pozostały jedynie schody prowadzące do martyrium i ruiny dwóch małych kaplic. Grobowca Świętego nigdy nie odnaleziono.  
 




     Szczerze mówiąc moje zwiedzanie Hierapolis rozpoczęłam od przeciwnej strony, od zajmującej ogromną przestrzeń nekropoli rzymskiej z dobrze zachowanymi sarkofagami, grobowcami i tumulusami, po czym przez Bramę Domicjana, weszłam na główną ulicę starożytnego miasta zwaną Frontiniusa. Ale zanim ją przekroczyłam zatrzymałam się na chwilę przed dawną tłocznią, którą pokażę na zdjęciach. Ci co bardziej interesują się starożytnością, będą mogli na sfotografowanych przeze mnie planszach znaleźć więcej informacji w językach tureckim i angielskim także na temat innych obiektów.

















    Za trzy arkadową Bramą Domicjana, z pierwszego wieku, po bokach której zachowały się fragmenty masywnych wież, ciągnie się szeroka na trzy i pół metra i długa na około półtora kilometra handlowa ulica z licznymi  fragmentami kolumnad zwieńczonych architrawami.
    Po prawej stronie widać ruiny małej jednonawowej  kaplicy bizantyjskiej, a naprzeciwko dawną latrynę, za którą rozpościerało się niegdyś obszerne forum, odpowiednik greckiej agory.
    Są tu także pozostałości Łaźni Rzymskiej z trzeciego stulecia, którą najprawdopodobniej w piątym wieku przebudowano na kościół.
    O kolejnej bramie mówi się że jest bramą bizantyjską, jako że na jej łuku umieszczono symbole chrześcijańskie. Bramę oflankowano dwiema wieżami o podstawach kwadratowych.
   Nieco dalej widać ruiny największej w Hierapolis bazyliki bizantyjskiej z piątego wieku, kilkakrotnie przebudowywanej w następnych latach w wyniku licznych pożarów.
    Wspomnę jeszcze o pozostałościach świątyni Apollina i o Nimfeum w jej pobliżu, z której zachowała się tylko boczna ściana i fragment ściany tylnej...
 
















  
    Frygia, starożytna kraina Azji Mniejszej, sąsiadka Licji, ale jakże inna od niej, rozbudziła moją wyobraźnię. Myślę, że jeszcze dane mi będzie podziwiać tę krainę, na terenach której zrodził się kult bogini Kybele, Wielkiej Matki zwanej przez Frygijczyków Matar Kubileya w oryginalnym znaczeniu najprawdopodobniej Matka Gór. Frygijczycy wyobrażali ją sobie ubraną w długą szatę przepasaną w talii paskiem i z cylindrycznym nakryciem głowy tak zwanym polosem spod którego spływał na ramiona delikatny welon. Przedstawiano ją często w pozycji siedzącej ze swoimi atrybutami - jedna ręka spoczywa na głowie lwa, w drugiej zaś Kybele trzyma tympanon - instrument muzyczny podobny do tamburyna.

   
Wszystkim znana jest czapka frygijska, zwana czapką wolności, która tak bardzo popularna stała się w czasach rewolucji francuskiej i w amerykańskiej wojnie o niepodległość. Belgijski ilustrator i autor komiksów Pierre Culliford, znany jako Peyo, przeniósł ją w kolorze niebieskim nawet do krainy smerfów wciskając ją na głowy swoich bohaterów.

Wtorek, 10 czerwca 2014 roku
                                               cdn

    

6 komentarzy:

  1. Och, Ewuniu... Wiesz, za czym przepadam najbardziej :) Widok starożytnych ruin, działa na mnie jak magnes. Teatr robi wspaniałe wrażenie, pomimo lat, choć za owym Hadrianem nie przepadam, łajza był z niego niesamowity. Natomiast jeśli chodzi o Kybele - ów przydomek Matka Gór bierze się pośrednio z faktu, iż była ona w basenie M. Śródziemnego odpowiedniczką mezopotamskiej Bogini Matki, Ur-ianny, bogini miasta-państwa Ur-Chaldejskiego, przynajmniej do czasu reformy patriarchalnej. Raz jeszcze, wspaniały wpis-opis oraz zdjęcia. Wdzięczna z ciebie nimfa, kto wie jak prezentowały się ówczesne damulki, które wędrowały do rzymskiego teatru?

    Pozdrawiam serdecznie :))) :*** (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chi, chi, chi... historia jednak ciągle wspomina owe łajzy, które chciały podporządkować sobie świat. Hadrianowi mało było ciepła Morza Śródziemnego, zawędrował nawet do zimnej Brytanii i ogrodził się murem...

      A podejście do teatru w upalne lato zabiera nieco sił. Większość turystów woli kąpiele odmładzające w Świętej sadzawce, którą zwą Basenem Kleopatry. Kiedy ja tam byłam basen wypełniony był po brzegi przez Rosjan i nawet moc uzdrawiających gorących źródeł nie zachęciła mnie do zanurzenia się w tym przedziwnym rozwrzeszczanym roju ludzkim...
      Wolałam zobaczyć teatr. Warto było!

      Dziękuję Ci z całego serca za komentarz i ściskam jak zawsze, obsypując ćmokami i cmokami :)))*


      Usuń
  2. fantastyczne miejsce do zwiedzania, kiedyś wreszcie muszę dotrzeć w te okolice
    wykopaliska to mój żywioł i niezrealizowane marzenie o sposobie na życie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech te marzenia Olu..., najłatwiej się je realizuje w latach nieco późniejszych, wiem to z własnego życia...
      Buziaki :)

      Usuń
  3. Ruin nigdy dość ;)
    A u nas zimno, za chwilę koniec wakacji i na razie żadnych szans na wyjazd. Buuu...
    Uściski serdeczne ślę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ci, którym ruin nigdy dość, w każdym nowym miejscu potrafią dostrzec coś interesującego i nigdy nie powiedzą, że są takie same :)
      A nas po kilku dniach deszczowych wyszło słońce. Zatem korzystając z dobrej pogody wybiorę się za moment na przejażdżkę rowerem.
      Ściskam również serdecznie :)

      Usuń