czwartek, 15 października 2015

KOCHAM CIĘ - wypowiedziane w Paryżu, czyli garść ciekawostek z Montmartru



    Na pamiątkę opactwa - abbaye des Dames de Montmartre, założonego przez Louisa le Gros w tysiąc sto trzydziestym czwartym roku i zniszczonego sześćset sześćdziesiąt lat później, jednemu z placów wzgórza Montmartre nadano nazwę Abbesses (abbesse - opatka, ksieni). Taką samą nazwę nadano także ulicy - rue des Abbesses i stacji metra linii numer 12, którą to zaprojektował Hector Guimard w stylu art nouveau - secesyjnym.

   
Stacja została otwarta trzydziestego stycznia tysiąc dziewięćset trzynastego roku.  Ciekawostką jest jej aedicula - édicule Guimard (konstrukcja nad zejściem do kolejki podziemnej), która pierwotnie, do tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego czwartego roku, zdobiła stację metra Hôtel de Ville i przeniesiona na Abbesses zupełnie nie pasowała do typu stacji budowanych przez Spółkę Podziemnej Kolei Elektrycznej Nord-Sud, w gestii której były obecne linie 12 i 13.




    Do tego najgłębszego paryskiego metra, wpisanego niespełna czterdzieści lat temu na listę zabytków historycznych, na perony znajdujące się trzydzieści sześć metrów pod ziemią można zejść albo parą spiralnych schodów albo zjechać jedną z dwóch wind.
    Na krętą klatkę schodową wiodącą do wyjścia wchodziłam ostatnia, ponieważ chciałam sfotografować malowidła na zaokrąglonych płaszczyznach ścian, które pojawiły się tam po remoncie przeprowadzonym w dwa tysiące szóstym roku. Wcześniej zdobiły je niezbyt piękne kolorowe graffiti.












    Place Abbesses, w formie trójkąta, należał do gminy Montmartre, którą włączono do Paryża w tysiąc osiemset sześćdziesiątym roku. Po północnej stronie placu stał niegdyś budynek merostwa gminy Montmartre, a później pierwszego merostwa osiemnastej dzielnicy Paryża. Na jego miejscu w tysiąc dziewięćset trzydziestym szóstym roku utworzono Square Jehan-Rictus (1867-1933). Jehan-Rictus to pseudonim francuskiego poety, mieszkańca Montmarte, Gabriela Randon de Saint-Amand.


     W dwutysięcznym roku dwoje artystów Frédéric Baron i Claire Kioto zrealizowało tam, na powierzchni czterdziestu metrów kwadratowych ściany jednego z domów przylegających do skweru, projekt zatytułowany Mur je t'aime.
    Na sześciuset dwunastu niebieskich emaliowanych płytkach wypisali trzysta jedenaście razy kocham cię w dwustu pięćdziesięciu językach i dialektach - rzadkich lub zapomnianych takich jak navajo, inuit, bambara, czy esperanto. Porozrzucali też tam czerwone kawałki złamanego, rozdartego na fragmenty serca, które po złożeniu tworzą piękną całość.
    - A zatem, czy te czerwone cząstki organu ludzkiego, kojarzone z poezją romantyczną mają jakieś mistyczne znaczenie dla jego twórców, czy może też są symbolem rozstań i powrotów?

   
No cóż pod mur przybywa wielu ludzi w różnym wieku i pewnie nie tylko po to żeby zrobić sobie zdjęcie, ale być może także umocnić swoją miłość. Wśród radosnych szwargotów różnych narodowości słyszałam język polski - oto szczęśliwy młody tata uwiecznia, i aparatem fotograficznym i kamerą, najpierw swoją uroczą żonę, ręką wskazującą napis KOCHAM CIĘ, a później raz jeszcze ona z dwójką dzieci...













    Do Place Abbesses przylega kościół Saint-Jean l'
Évangéliste - dzieło Anatola de Baudot (1834-1915) - francuskiego architekta urodzonego w Sarrebourgu, pioniera konstrukcji żelbetowych w budownictwie. Baudot po raz pierwszy zastosował w świątyni szkielet żelbetowy obudowany cienkimi ścianami z czerwonej cegły. Jego nowoczesna konstrukcja zapewniała maksymalne doświetlenie wnętrza naturalnym światłem.
    W tysiąc dziewięćset czwartym roku, roku otwarcia Kościoła świętego Jana Ewangelisty, zwanego także Kościołem świętego Jana z Montmarte, Joseph-Eugène-Anatol de Baudot opublikował swoje modernistyczne doświadczenia w dziele zatytułowanym L'architecture et le ciment armé (Architektura i cement zbrojony).
    Liczne witraże w świątyni zaprojektował i wykończył Jac Galland, rzeźby zaś wykonał francuski artysta Pierre Roche (1855-1922), a organy zbudował największy budowniczy organów piszczałkowych epoki Aristide Cavaillé-Coll (1811-1899) w swojej lyońskiej pracowni w połowie dziewiętnastego stulecia...














    Z placu Abbesses warto przejść kawałek ulicą rue des Abbesses - od metra w prawo, aż do Théâtre des Abbesses i tam skręcić w ulicę wiodąca pod górę rue Ravignan, jedną z wielu na słynnym wzgórzu Montmartre przy której mieszkali i mieli swoje pracownie najwybitniejsi artyści dwudziestego wieku, ale o tym za chwilę.
    Wspinając się pod górę aż do Place Émile Goudeau, wspaniałego tarasu widokowego na Paryż, przy którym znajduje się Café Bar Relais de la Butte Côté Restaurant, warto zatrzymywać się co krok i odwróciwszy się podziwiać fantastyczną panoramę stolicy Francji. 







    A sam plac jest po prostu romantycznym zielonym skwerem, z kamienną nawierzchnią i fontanną Wallace, w który wtapia się ulica Ravignan i z niego również wychodzi, potem przecina rue Berthe mija rue d'Orchampt i kształtem podkowy pnie się dalej aż do Place Jean-Baptiste Clément, nazwanego tak na cześć mera Montmartru z czasów Komuny Paryskiej, autora pieśni rewolucyjnej Le Temps des cerises - Pora czereśni, na którym ku pamięci twórcy posadzono drzewka czereśni.










     Wracając do owego skrzyżowania trzech ulic..., otóż zanim je przekroczymy i pójdziemy dalej, warto zatrzymać się jeszcze na chwilę przy 13, rue Ravignan, gdzie na początku ubiegłego stulecia w drewnianym domu zwanym Bateau-Lavoir swoje pracownie miało  dwudziestu artystów.







     Ten niezwykły dom zbijał z tropu gościa, który po raz pierwszy przekraczał jego próg. Jednopiętrowa od strony placu fasada opatrzona była numerem trzynastym - specjalnie  podkreśliłam liczbę, bo dla wielu była to niestety liczba pechowa.
   Plac zaś zawdzięczał swoją pierwotną nazwę ojcu Ravignan, spowiednikowi Napoleona III, zanim przybrał imię Émila Goudeau, animatora kabaretu Chat-Noir i założyciela Klubu Hydropatów. Z drugiej strony dom wychodził na ulicę Carreau i miał parter o trzy piętra niżej, a więc nie trudno sobie wyobrazić w czym tkwiło źródło nieporozumienia i zamieszania.

   
Wszystko w rozkładzie domu było niezwykłe i pocieszne. System szybów wentylacyjnych przeszywał dom na wylot. Jeden z nich stał się przyczyną śmierci pewnego lokatora, Niemca, który wszedł na dach, żeby zgarnąć śnieg przysłaniający oszklony sufit jego pracowni. Wpadł wtedy do jednej z tych zasadzek i złamał kark.
    W pawilonie Alphonse'a mieszkała konsjerżka, pani Coudray, która wspomagała artystów. Max Jacob mówił o niej:
    Była przygarbiona, staro-młoda, szorstka, wesoła, inteligentna i kochała nas.
   
Dla najłagodniejszych miała zawsze pod ręką miskę rosołu z jarzynami. Wziąwszy pod swoją opiekę Picassa, przybiegała niekiedy rankiem i bębniła mu w drzwi, zmuszała go do wstania i ubrania się, zapowiadając ewentualnego nabywcę.

   
Dodatkowa komplikacja sprawy Bateau-Lavoir tkwiła w jego nazwie. Picasso i przyjaciele nazywali go Domem Trapera, bowiem barak z przepierzeniami z desek bardziej przypominał szałas traperski na Alasce, aniżeli Statek-Pralnię.
    W Bateau-Lavoir mieszkał malarz impresjonista, twórca pejzaży bretońskich, Maxime Maufra. Przyjmował u siebie świetne towarzystwo pisarzy i artystów, a nawet polityków. Niekiedy było to towarzystwo dość mieszane, a pojawianie się na przyjęciach anarchistów z grupy Almereydy przyniosło Bateau-Lavoir złą sławę, żywą jeszcze za czasów Picassa.

   
To tu w tym budynku Picasso przeżywał głęboką miłość z Fernandą Olivier, pierwszą kobietą, która znaczyła coś w jego życiu. Dotąd spotykał się tylko z prostytutkami. Gdy nie kochał się z nią, to z werwą iście andaluzyjską, pracował. A pracował wiele, często do świtu.
    Pod koniec pobytu Picassa w Bateau-Lavoir rozegrał się dramat, który przyczynił się bez wątpienia do podtrzymania złej reputacji tego miejsca. W końcu tysiąc dziewięćset ósmego roku, malarz Wigels, popełnił samobójstwo. Znaleziono go w pracowni wiszącego na belce, a ponieważ nie pozostawił żadnego listu wyjaśniającego przyczyny tego aktu, ludzie sądzili, że zadał sobie śmierć w ataku depresji, spowodowanej brakiem narkotyku, jako że się narkotyzował.
    Mówi się, że tę nadwrażliwą istotę przesiąkniętą dekadenckimi doktrynami monachijskiego Jugendstilu, zbiły z pantałyku obrazy fowistów i prekubistów. Ruchy te niweczyły wszystko, co uwielbiał, i nie ma wątpliwości, że przygnębienie, w jakim pogrążyło go to odkrycie, przyczyniło się w znacznym stopniu do decyzji skończenia ze sobą.
    Po pochówku artysty wszyscy udali się do Lapin-Agile, ażeby się pokrzepić... i  Wigels został zapomniany. Miał dziwne obyczaje - pisze Fernanda Olivier w miejsce mowy pogrzebowej - a jego wygląd był dwuznaczny.
    Picasso pod wpływem wstrząsu wywołanego tym zgonem postanowił opuścić Bateau-Lavoir i przeniósł się na bulwar Clichy, pozostawiając w pracowni swoje płótna. Z upływem lat wskutek przesądnego lęku uznał, że miejsce to stało się wyklęte.

   
Dwadzieścia pięć lat po samobójstwie Wigelsa, Jacques Vaillant, który przejął pracownię po nim, także zadał sobie śmierć z bardzo podobnych powodów?
    Ten wielki i hałaśliwy pacykarz, który marzył by pokryć kopułę Panteonu bogami i bohaterami, powróciwszy z wojny (1914-1918) gdzie według uświęconego zwrotu, zachował się bohatersko, poczuł się na Montmartrze osamotniony. Pojąwszy, że sztuka akademicka straciła znaczenie, pewnego styczniowego ranka tysiąc dziewięćset trzydziestego czwartego roku wpakował sobie kulę w łeb ze swojego regulaminowego rewolweru, który przywiózł z okopów.

   
No i wcale nie tak dawno, bo w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym roku w maju wybuchł pożar, który w ciągu kilku minut obrócił Bateau-Lavoir w popielisko. W pożarze omal nie zginęła Jeanne de la  Baume, usiłująca ratować trzydzieści psów i kotów, które trzymała w swojej pracowni.
    Na kilka dni przed tym nieszczęściem André Malraux oświadczył, że zamierza zaliczyć Bateau-Lavoir do rzędu pomników kultury narodowej.
    Z pożaru ocalała jedynie fasada budynku, a odrestaurowano go całkowicie osiem lat później, tworząc dwadzieścia pięć pracowni dla zagranicznych artystów, którzy wciąż dbają o renomę tego miejsca...
/Na podstawie książki Jeana-Paula Crespelle'a Montmartre w czasach Picassa 1900-1910/

   
Od Place Jean-Baptiste Clément najlepiej jest spacerować zdając się na przypadkowy wybór uliczek, obserwować turystów szukających im tylko znanych adresów domów, galerii, restauracyjek, kafejek, o których gdzieś przeczytali lub słyszeli. Warto zajrzeć do sklepików z pamiątkami, obejrzeć jakiś uliczny spektakl, czy wreszcie na Place du Tertre kupić obraz czy też pozwolić sobie na własny portret u jednego z licznych rysowników karykaturzystów.


    Nie chciałabym przesadzić z nadmiarem materiału w tym poście, a więc ciąg dalszy opowieści o najsłynniejszym paryskim wzgórzu  Montmartre opiewanym przez poetów i piosenkarzy, uwiecznianym w obrazach Renoira, Utrilla, Toulouse-Lautreca... będzie w kolejnym wpisie.





































16 komentarzy:

  1. Ile ciekawych miejsc, zakatkow, ile mozliwosci szperania po zakamarkach, lubie takie miejsca, mozna bez konca bawic sie szukaniem niezwyklych ulicznych obrazkow...a Ty masz dobre i wnikliwe patrzenie...bylam tam tez, ale bardzo dawno temu w 1991 roku, i pamietam piekno tego miejsca jak i malo sympatyczne zdarzenie zwiazane z piciem kawy na samym placu...serdecznosci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wzgórze wydawać by się mogło ma odpowiednią do swojej sławy nazwę. W każdym zakątku można odnaleźć jakąś ciekawą historię i tę zakończoną happy endem i tę której finałem była śmierć, nawet męczeńska..., a ile historii nie ma jeszcze swojego zakończenia...
      Lubię to miejsce miedzy innymi z powodu jego przebogatej historii, a także ze względu na położenie. Kojarzy mi się z azylem, do którego ucieka się albo po szczęście, albo po śmierć... Dziwne, prawda?
      Buziaki :)

      Usuń
  2. Słowa "kocham cię" są chyba najbardziej oczekiwanymi słowami, jakie każdy człowiek pragnie usłyszeć chociaż raz w życiu, chociaż większość ludzi miewa opory aby je wypowiadać na głos. Podoba mi się przesłanie, jakie przyświecało dwojgu twórców, odświeżając wymarłe lub wirtualne języki, mało znane. Jakiś czas temu oglądałam ciekawy dokument o badaczach ze stacji na Antarktydzie, wśród których było kilkoro takich, którzy wcześniej parali się zachowaniu wymierających języków (ergo - plemion, które nimi mówią) na świecie. Ponoć każdego dnia znika kilka takich bezpowrotnie. Dla Nas, ludzi z Zachodu, wartość ma naturalnie tylko i wyłącznie nasza kultura, ale właśnie w obliczu gróźb jakie wiszą nad naszym własnym domem, warto zastanowić się jakim językiem będą posługiwać się ludzie za 100, 1000 lat?
    Podobają mi się je pegazy i kwiaty... trójwymiarowe wrażenie, a także rzeźby i malowidła z tego kościoła. Czy masz może Ewo, dokładną nazwę tego malowidła z kobiecą postacią w centrum na podwyższeniu?

    Pozdrawiam cieplutko, choć za oknem plucha. :*** :))) (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat się kurczy w wyniku postępującej globalizacji, zanikają kultury lokalne i powiększają nierówności społeczne..., tego procesu nie da się powstrzymać..., sama ciekawa jestem jakim językiem ludzie będą się posługiwać za 100, 1000 lat...

      A to malowidło na zamontowanym płótnie autorstwa Eugène'a Thierry (1875-1961) nosi nazwę "Marie, consolatrice des affligés" w tłumaczeniu "Maryja, Pocieszycielka strapionych"

      A u nas ciągle susza, dzisiaj pochmurno, ale czy będzie padać?
      Uściski, cmoki i ćmoki :))*

      Usuń
    2. Dzięki serdeczne za autora dzieła, jest niezwykłe. Ja również obawiam się, że złych przemian możemy nie powstrzymać, zresztą nie pierwszy raz już tak się dzieje. Pewnie nie ostatni. A w sprawie suszy, będę zatem trzymać kciuki mocno, aby Mama Natura nawiedziła wasze strony, to ostatnie lato ponoć było u was saharyjskie a woda to przecież życie.

      Trzymaj się, Ewuniu, moc ciepłych, pozytywnych myśli. :*** :)))
      (Ćmoki)

      Usuń
    3. Znając Twoje zainteresowania, mogłam się spodziewać, że właśnie ten obraz może Ci się spodobać.
      A swoja drogą kościoły to wspaniałe galerie sztuki, często we wspaniałych bryłach architektonicznych. Mam ogrom materiału z wielu pomijanych w przewodnikach świątyń paryskich. I jak wiesz mój ulubiony styl to gotyk, ale jest jeden kościół barokowy w Paryżu, który mnie zachwyca, a mianowicie Val-de-Grâce. Obfotografowałam go dokładnie, a ostatnim razem sama nie wiem w jaki sposób udało mi się tam wejść, ponieważ całość jest ogrodzona i otwierana zdalnie. Za pierwszym razem męski głos powiedział mi, że przyszłam w nieodpowiedniej porze, ale nie dałam za wygraną i kolejny raz przycisnęłam guzik domofonu. Tym razem pan pewnie myślał, że być może tam pracuję i otworzył furtę. Akurat przygotowywano nawę do wieczornego koncertu..., a z zewnątrz stały wysokie rusztowania i trwały prace remontowe. Kościół jest częścią dawnego klasztoru...

      A jutro ponoć ma u nas padać i dobrze by było bo moje nawet stare, dobrze ukorzenione drzewa cierpią z braku wody...
      Dzięki za pozytywne myśli.
      Wzajemności :)))

      Usuń
  3. taki spacer po Paryżu to marzenie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcześniej, czy później marzenia się spełniają :))

      Usuń
  4. Jestem zachwycona tym murem z wyznaniami miłości. Dużo czytałam o Paryżu, a informacji o tym wspaniałym miejscu nigdzie wcześniej nie znalazłam. Dobrze, że są takie miejsca jak to. :)
    Wspaniały wpis i przepiękne zdjęcia.
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Interesujący profil w G+
      Dodałam PTM do grona znajomych i pewnie śledzić będę dalsze wpisy, a co do Paryża, to kryje wiele niespodzianek, a ich odkrywanie jest nie lada przyjemnością. Ostatnio skupiałam się na okolicach Paryża, ale przygotowanie materiału do prezentacji zajmuje dużo czasu...
      Pozdrawiam również serdecznie i zapraszam :)

      Usuń
  5. Podobają mi się miejsca które wydają się być nijakie,nieciekawe czasem jakaś niewielka zmiana powoduje że stają się nadzwyczaj atrakcyjne tak jak mur miłości czy kręte schody z malowidłami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie liczy się pomysł. Nudna szara ściana może stać się interesująca dzięki trafionemu projektowi, a taki przyciąga turystów. Podobają mi też murale, ostatnio zrobiłam kilka zdjęć w dzielnicy Marais...

      Usuń
  6. Czy z metra Abbesses jest też inne wyjście? pamiętam, jak wspinałam się po schodach, które wydawały się nie mieć końca, a zupełnie nie przypominam sobie malowideł, a są tak kolorowe i miłe dla oka, że nie mogłabym ich przegapić. Wspinałam się tylko raz, kolejnym razem korzystałam z windy:) jak miło ogląda się zdjęcia znajomych miejsc, jak miło odkrywa, że niektóre moje własne zdjęcia są tak bliskie twoim. Jedynie, nie wiedzieć czemu nigdy nie weszłam do Galerii sztuki- czy też sklepu ze szkłem artystycznym, choć jego zewnętrzna dekoracja stanowi tło kilku moich fotek. Jakże ja tęsknię do tego miasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Abbesses jest tylko jedno wyjście.
      Ja mam swoje ulubione galerie i sklepiki, w których nic nie kupuję, wpadam tam jedynie po to, żeby się naprzyglądać do woli i nacieszyć kolorami. Jest też jeden sklepik-galeria piętrowy (pokażę go przy okazji) z dość przystępnymi cenami obrazów, no i jedna taka na Place du Tertre, gdzie na pewno zaglądałaś, niestety dla mnie koszmarnie drogo, z dziełami Dali, czy też Picassa... Kiedyś kilka lat temu można było fotografować wnętrze, dziś stoi tam na samym wejściu znak zakazu. Ostatnio zrobiłam jedno zdjęcie przez otwarte drzwi, też je pokażę, ze względu na modne ostatnio postacie kobiet, wykonane wydawać by się mogło z ceramiki, ale nie jestem pewna..., widziałaś je z pewnością...
      Na grudzień kupiłam bilet w obie strony za 148 zł, no i trzeba dodać jeszcze 2x17 euro z i do Beauvais...
      Uściski :)

      Usuń
  7. Zazdroszczę planowanej wizyty. U mnie oprócz kosztów dochodzi kwestia urlopu. Choć ceny lotów rzeczywiście zdarzają się zachęcające. Nieco gorzej z noclegami :(, ale też mam w planie za niedługo. A galerie- wypowiem się, jak zobaczę zdjęcia. No i nie mogę się nadziwić, jak mogłam przegapić te malowidła na klatce schodowej wyjścia z metra. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi malowidłami to nic straconego, ciągle tam są i czekają na Ciebie...
      A na grudzień mam już plan obfotografowania kilku miejsc. Byłam tam kiedyś bardzo dawno temu i zupełnie o nich zapomniałam...
      Uściski :)

      Usuń