Na lotnisku w Warszawie
kręcił się młody mężczyzna z deską surfingową pod pachą. Śledziłam go wzrokiem
i myślałam - dokąd to, jesienią, w październiku, może lecieć? Na odpowiedź nie
czekałam długo, bowiem wkrótce pojawił się z kartą pokładową przed bramką, przy
której rozpoczął się boarding na pokład samolotu lecącego do stolicy Rodos. A zatem lecieliśmy w tym samym kierunku,
z tą różnicą, że tylko on jeden z deską, pozostali z kuframi!
O greckiej Wyspie Słońca niewiele wiedziałam i nie przypuszczałam nawet, że w Prasonisi (Πρασονήσι - zielona wyspa) znajduje się jeden z najbardziej popularnych ośrodków windsurfingowych i kitesurfingowych w całej Europie, który swoją popularność zawdzięcza niespotykanemu nigdzie indziej położeniu oraz silnemu, suchemu i gorącemu wiatrowi meltemi wiejącemu na obszarze Morza Egejskiego, w okresie od maja do października - z największą częstotliwością i siłą przypadającą na upalne miesiące letnie, lipiec i sierpień.
Jak już wspomniałam we wcześniejszych postach, naszą bazą wypadową była turystyczna miejscowość Faliraki leżąca w północno-wschodniej części wyspy. Z Faliraki do Prasonisi pojechaliśmy wynajętym samochodem wzdłuż wschodniego wybrzeża, zwiedzając po drodze Lindos (Λίνδος), o którym w kolejnych wpisach. Z prowizoryczną mapą w rękach, przemieszczając się z północy na południowy kraniec Rodos, a później drogą wiodącą ze wschodu na zachód, popełniliśmy błąd, minęliśmy zjazd do Prasonisi, i zanim zorientowaliśmy się, że jedziemy w złym kierunku, byliśmy już prawie w Monolitos (Μονόλιθος). Postanowiliśmy wracać zostawiając piętnastowieczne ruiny zamku joannitów w Monolitos na następny dzień tutaj.
I tak oto, niezamierzenie, zwiedziliśmy niemal jedną trzecią wybrzeża zachodniego, dzikiego, smaganego wiatrem z nad Morza Egejskiego - niezwykle piękną otwartą na morze przestrzeń, z niebiańską barwą niebieską, symbolem Maryi i mitologicznych antycznych bóstw.
Zatrzymaliśmy się w niewielkiej przydrożnej zatoczce przy dobrze utrzymanej drodze, ażeby nieco dłużej delektować się morsko-górskim krajobrazem, wyludnionym, przesiąkniętym słonym powietrzem parującego morza. Od morza dzielił nas szeroki pas ziemi z formacją roślinną, typową dla suchego klimatu śródziemnomorskiego. Zeszliśmy na piaszczysty twardy brzeg taki jak lubię - nieosuwający się pod stopami, i słuchając groźnie szumiących fal, z hukiem rozbijających się jedna po drugiej o brzeg, spoglądaliśmy na kamienną niezamieszkałą wysepkę Χτενιές, wyglądem przypominającą grzebień z zużytymi w połowie zębami.
O greckiej Wyspie Słońca niewiele wiedziałam i nie przypuszczałam nawet, że w Prasonisi (Πρασονήσι - zielona wyspa) znajduje się jeden z najbardziej popularnych ośrodków windsurfingowych i kitesurfingowych w całej Europie, który swoją popularność zawdzięcza niespotykanemu nigdzie indziej położeniu oraz silnemu, suchemu i gorącemu wiatrowi meltemi wiejącemu na obszarze Morza Egejskiego, w okresie od maja do października - z największą częstotliwością i siłą przypadającą na upalne miesiące letnie, lipiec i sierpień.
Jak już wspomniałam we wcześniejszych postach, naszą bazą wypadową była turystyczna miejscowość Faliraki leżąca w północno-wschodniej części wyspy. Z Faliraki do Prasonisi pojechaliśmy wynajętym samochodem wzdłuż wschodniego wybrzeża, zwiedzając po drodze Lindos (Λίνδος), o którym w kolejnych wpisach. Z prowizoryczną mapą w rękach, przemieszczając się z północy na południowy kraniec Rodos, a później drogą wiodącą ze wschodu na zachód, popełniliśmy błąd, minęliśmy zjazd do Prasonisi, i zanim zorientowaliśmy się, że jedziemy w złym kierunku, byliśmy już prawie w Monolitos (Μονόλιθος). Postanowiliśmy wracać zostawiając piętnastowieczne ruiny zamku joannitów w Monolitos na następny dzień tutaj.
I tak oto, niezamierzenie, zwiedziliśmy niemal jedną trzecią wybrzeża zachodniego, dzikiego, smaganego wiatrem z nad Morza Egejskiego - niezwykle piękną otwartą na morze przestrzeń, z niebiańską barwą niebieską, symbolem Maryi i mitologicznych antycznych bóstw.
Zatrzymaliśmy się w niewielkiej przydrożnej zatoczce przy dobrze utrzymanej drodze, ażeby nieco dłużej delektować się morsko-górskim krajobrazem, wyludnionym, przesiąkniętym słonym powietrzem parującego morza. Od morza dzielił nas szeroki pas ziemi z formacją roślinną, typową dla suchego klimatu śródziemnomorskiego. Zeszliśmy na piaszczysty twardy brzeg taki jak lubię - nieosuwający się pod stopami, i słuchając groźnie szumiących fal, z hukiem rozbijających się jedna po drugiej o brzeg, spoglądaliśmy na kamienną niezamieszkałą wysepkę Χτενιές, wyglądem przypominającą grzebień z zużytymi w połowie zębami.
Po naszej lewej wynurzała się kolejna
wyspa Βραχονησίς Καράβολας
(Vrachonisis Karavolas). Ta przypominała mi leżący profil człowieka.
Fotografowałam ją pod słońce wydobywając z obrazu jasne kolory, błękit, biel,
srebro. Cofająca się woda zostawiała ogromne plamy piany, które ginęły zanim
pojawiły się nowe.
Nieco dalej, po prawej, w morze
wysuwał się fragment wyspy Rodos, z ruinami
piętnastowiecznego zamku joannitów i wielką
pustynną plażą.
W niewielkiej odległości od koniuszka lądu widoczna była malutka wyspa Στρογγυλό przypominająca okrągły bochenek chleba - ten urokliwy fragment pokażę w innym poście, prezentując Zamek Monolitos i jego okolice. Już teraz zapraszam, widoki będą cudne!
W niewielkiej odległości od koniuszka lądu widoczna była malutka wyspa Στρογγυλό przypominająca okrągły bochenek chleba - ten urokliwy fragment pokażę w innym poście, prezentując Zamek Monolitos i jego okolice. Już teraz zapraszam, widoki będą cudne!
Okrzykom zachwytu wciąż nie było
końca, kiedy wracaliśmy tą samą drogą. Tym razem nie pomyliśmy się i
dojechaliśmy do wyznaczonego sobie wcześniej celu, czyli na półwysep Prasonisi, i co ciekawe, Prasonisi nie zawsze jest półwyspem czasami jest wyspą! - Dlaczego? - Wcześniej wspominałam,
że to miejsce warto zobaczyć ze względu na położenie.
Tłumacząc jego nazwę z języka greckiego na język polski Πρασονήσι oznacza zieloną wyspę, i taką ją widać na mapie Google. Przylądek nie jest zamieszkały, ale na jego końcu znajduje się latarnia morska. Swoją wyjątkowość zawdzięcza dwóm morzom Egejskiemu i Śródziemnemu. Podczas lata, kiedy poziom wody jest niski Prasonisi jest półwyspem, a zimą, przesmyk zalewany przez fale obu mórz tworzy wąską cieśninę.
W październiku mieliśmy możliwość podziwiania owego piaszczystego przesmyku i przyjrzenia się falom od strony nawietrznej, czyli od Morza Egejskiego i strony zawietrznej, czyli od Morza Śródziemnego.
Tłumacząc jego nazwę z języka greckiego na język polski Πρασονήσι oznacza zieloną wyspę, i taką ją widać na mapie Google. Przylądek nie jest zamieszkały, ale na jego końcu znajduje się latarnia morska. Swoją wyjątkowość zawdzięcza dwóm morzom Egejskiemu i Śródziemnemu. Podczas lata, kiedy poziom wody jest niski Prasonisi jest półwyspem, a zimą, przesmyk zalewany przez fale obu mórz tworzy wąską cieśninę.
W październiku mieliśmy możliwość podziwiania owego piaszczystego przesmyku i przyjrzenia się falom od strony nawietrznej, czyli od Morza Egejskiego i strony zawietrznej, czyli od Morza Śródziemnego.
Samochód zaparkowaliśmy na plaży i
przez teren niewielkich wydm poszliśmy najpierw na stronę nawietrzną, gdzie wzburzone wody Morza Egejskiego tworzyły
wysokie fale, tworząc tym samym doskonałe warunki dla odważnych młodych
ludzi, zaawansowanych w sporcie windsurfingowym i kitesurfingowym.
Brodziliśmy po wodzie i
obserwowaliśmy wyczyny śmigających z zawrotną prędkością windsurferów, wśród których znalazł się także początkujący kitesurfer. Nie mogąc zapewne
skoordynować pracy rąk i nóg, zgubił deskę. Przypięty do uprzęży, trzymając
szarpiący go na wietrze latawiec, próbował wyjść z zalewających go fal. Wygrał
walkę z morskim żywiołem, ale na lądzie nadal nie mógł zapanować nad latawcem.
Tymczasem Ryszard wyłowił z wody deskę i próbował ją wcisnąć w rękę młodzieńca,
goniącego za napowietrznym żaglem.
Wkrótce kitesurfer próbował swoich sił na
zawietrznej, czyli na płaskim Morzu Śródziemnym, na którym również przy silnym
wietrze, wielu innych śmiałków popisywało się swoimi umiejętnościami, wykonując
ewolucje w powietrzu i bijąc rekordy szybkości.
Ech! Gdyby tak Najwyższy ujął mi lat,
to na pewno i ja spróbowałabym swoich sił w tym sporcie, stawiając czoła żywiołowi.
Pchani silnymi podmuchami, jakich do tej pory nie doświadczyliśmy, dotarliśmy i my na zawietrzną. W nagie łydki wbijały nam się ziarenka piasku unoszone przez wiatr wiejący od Morza Egejskiego. Omotana długim bawełnianym szalem próbowałam jednym jego końcem owinąć aparat fotograficzny, który już po pierwszych zdjęciach pokrył się cieniutką warstewką wilgotnego słonego nalotu.
Długo zachwycaliśmy się tym jedynym w swoim rodzaju zjawiskiem. Udało mi się zrobić zdjęcie z drogi, biegnącej górą, skąd wyraźnie widać jak na przesmyku wiatr rzeźbi fale na piasku wiejąc z zachodu na wschód.
Pchani silnymi podmuchami, jakich do tej pory nie doświadczyliśmy, dotarliśmy i my na zawietrzną. W nagie łydki wbijały nam się ziarenka piasku unoszone przez wiatr wiejący od Morza Egejskiego. Omotana długim bawełnianym szalem próbowałam jednym jego końcem owinąć aparat fotograficzny, który już po pierwszych zdjęciach pokrył się cieniutką warstewką wilgotnego słonego nalotu.
Długo zachwycaliśmy się tym jedynym w swoim rodzaju zjawiskiem. Udało mi się zrobić zdjęcie z drogi, biegnącej górą, skąd wyraźnie widać jak na przesmyku wiatr rzeźbi fale na piasku wiejąc z zachodu na wschód.
Dla zainteresowanych wodnymi sportami
informacja - na plaży Prasonisi znajdują się dwie polskie dobrze wyposażone
szkółki windsurfingowo-kitesurfingowe Prasonisi
Center i Wind4Fun. Obie
bazy dysponują najnowszym światowej klasy sprzętem a także wykwalifikowaną
kadrą instruktorską.
Rodos, Prasonisi, 6 października 2018 roku
Zobacz także:
* Faliraki - doceniam wypoczynek !
* Rodos - Anthony Quinn Bay i Ladiko Beach
* Rodos - Prasonisi - wyjątkowe położenie przylądka rajem dla windsurferów i kitesurferów
* Lindos, tam gdzie starożytność miesza się ze średniowieczem i wtapia we współczesny krajobraz
* Rodos - najlepiej zachowane średniowieczne miasto Grecji
* Rodos - ruiny zamku Monolithos
* Kritinia (Κρητηνία) - mity i rzeczywistość
* Rodos - Archangelos, Lardos, Archipoli, Kamejros, Dorowie, joannici,templariusze…
Oj, jakże miło wrócić do wakacyjnych wojaży kiedy wicher za oknem duje:)
OdpowiedzUsuńAle widzę, że i na Rodos wiatr nie dawał za wygraną.
Twoja sukienka Ewo cały czas była w ruchu:)
Rzeczywiście dla surferów miejsce idealne.
Serdecznie Cię pozdrawiam Ewo:)
U nas wiatr duje i deszcz pada, a na Rodos wiatr figlarny, ciepły, hula w falbankach, zrywa czapkę, piaskiem sypie...
UsuńPrasonisi jest cudowne... Rodos śni mi się po nocach, wciąż czuję zapach Wyspy Słońca i póki co jesień jeszcze nie zapanowała nade mną...
Uściski :)
Zazdrosnie patrze na Twoje szalenstwa podroznicze, masz wspanialego kompana...i wtedy kazde miejsce na swiecie jest wspaniale. a Rodos!! marzenie...i jeszcze jedno Twoje sukienki sa przesliczne i pieknie w nich wygladasz..poprzednio biala, a teraz ta!! pieknie! sciskam
OdpowiedzUsuńKochana jesteś Grażynko.
UsuńMojemu kompanowi zawdzięczam zdjęcia, ze mną w roli głównej. Kiedy nie chcę oddać mu aparatu fotograficznego, on używa komórki.
Rodos polecam oczywiście na indywidualne zwiedzanie, zresztą nie wyobrażam sobie Ciebie w jakiejś zorganizowanej grupie.
Uściski jak zawsze odwzajemniam :)
Ewo przywołałaś tym postem moje wspomnienia. :) Rewelacyjna relacja i zdjęcia.
OdpowiedzUsuńNie zdążyłam opublikować jeszcze wszystkich wpisów Rodos, a minęło już kilka lat od naszego tam pobytu. Uwielbiam Grecję od lat.:)
Pozdrawiam Cię jesiennie i cieplutko.
Ech, Basiu, Prasonisi to naprawdę wyjątkowe miejsce. Na Rodos polecieliśmy w ostatniej chwili. Wyspa ta nie była moją wymarzoną, ale jestem szczęśliwa, że los mnie tam rzucił...
UsuńBuziak leci do Ciebie :)