poniedziałek, 5 marca 2012

Wszyscy gdzieś się pochowali



Niedziela, 4 marca 2012 roku

     Obudziłam się około godziny szóstej. Nie musiałam wstawać wcześniej. Słyszałam jak Ryszard wychodzi na poranny spacer z psem i zaraz potem znowu zasnęłam. Około ósmej moją twarz oblizał Mahoń i to był mój pierwszy tego dnia pocałunek, jaki dostałam w nadmiarze psiego szczęścia.
    Próbowałam ocenić sytuację. Cisza panująca w domu wcale mnie nie zaskoczyła. Wojtek jak zwykle odsypiał noc; będzie tak spał do popołudnia. Ryszard słuchał kolejnych wykładów na temat hodowli pszczół; zaczął następny kurs zorganizowany przez Podlaski Związek Pszczelarzy pod hasłem „Wychów matek pszczelich na własne potrzeby. Tworzenie odkładów”.
    No cóż, pomyślałam, nie pierwszy i nie ostatni raz zostaję sama w domu, gdzie od jakiegoś czasu, każdy żyje swoim własnym życiem. I ja także. Siedzę jak księżniczka w wieży, czyli w mojej sypialni na piętrze, gdzie urządziłam sobie moje królestwo: biurko, a nad nim trzy półki: dwie kremowe i jedna niebieska, na których poustawiałam zdjęcia w drewnianych ramkach; obok biurka wygodny obrotowy fotel na kółkach, obity jasną skórą; są tu jeszcze szafy i szafeczki z mnóstwem starannie poukładanych rzeczy, a także sporo książek...

    Schodząc na dół do kuchni, układałam w myślach plan dnia, dnia moich kolejnych urodzin.
    Bez pośpiechu zaparzyłam kawę z mlekiem w półlitrowym pękatym kubku, wyjęłam z lodówki biały ser typu włoskiego, postawiłam na stole słoik z wyśmienitym miodem z pasieki mojego męża i zasiadłam za stołem. Mahoń położył głowę na moich kolanach i cierpliwie czekał. Podzieliłam ser na połowę: jedna część dla mnie, druga dla psa. Po śniadaniu dołożyłam do centralnego i wróciłam do mojej wieży wypełnionej słonecznym przyjemnym światłem, zwiastującym nadejście wiosny. Otworzyłam komputer. Na naszej klasie przeczytałam kilka wpisów urodzinowych i natychmiast wysłałam podziękowania. Na Facebooku w ustawieniach zastrzegłam sobie datę moich urodzin, więc nie spodziewałam się życzeń.
     Przed jedenastą byłam w kościele NMP Królowej Polski. Weszłam na chór, gdzie jak zwykle zebrała się już spora grupka dzieci i młodzieży śpiewającej. 
    Najpierw modlitwa.
    Miałam jeszcze trochę czasu żeby zapytać Janusza, organistę, co z żoną Joasią i dziećmi, bo nie było ich w kościele. Janusz upewnił mnie, że wszyscy mają się dobrze, a syn Bartuś obchodzi dzisiaj urodziny. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
 - To tak jak ja. Janusz spojrzał na mnie z niedowierzaniem, po czym złożył mi po cichutku życzenia, a ja wystawiłam policzek… i otrzymałam po raz drugi tego dnia  całusa.
    Po mszy świętej zostałam na Gorzkie Żale. Znaczna część wiernych opuściła kościół. Szkoda, bo dziesięć, czy piętnaście minut, to nie tak wiele, tym bardziej, że msza była krótka, a Gorzkie Żale należą do typowo polskiej tradycji i jest to niewątpliwie jedna z piękniejszych,  w całości śpiewanych modlitw liturgicznych podczas Wielkiego Postu...

    Zdarza mi się niezmiernie rzadko robić zakupy w niedzielę, ale tym razem usprawiedliwiłam sama siebie i pojechałam do Biedronki. Kupiłam butelkę toskańskiego czerwonego wytrawnego wina i kilka rodzajów sera. Jako że cukiernia Kinga była zamknięta, wstąpiłam do Milei po coś słodkiego. Za szybą stały ciasta mocno kremowe i bardzo słodkie - twierdziła pani za ladą. Kupiłam drożdżówkę i dużą królewską chałwę z Wedla.
    W domu panowała cisza. Wojtek jeszcze spał i tylko pies radośnie merdał ogonem, przysiadał na pupie, podnosił do góry dwie łapy i żebrał o kilka minut dla siebie. Wytarmosiłam czarną sierść, podrapałam za uszami, pogłaskałam po uroczej nieco smutnej z natury mordeczce, podłożyłam do centralnego, przebrałam się w wygodne domowe wdzianko i weszłam do kuchni zrobić sobie obiad.


    Na stół postawiłam miskę zielonej sałaty z sosem winegret, plateau de fromages, kotlet mielony na zimno, ciepłą mini bagietkę, kryształowy kieliszek…Włączyłam telewizor. Znalazłam film jak najbardziej odpowiadający moim gustom, film taneczny z wątkiem miłosnym. Jedząc słuchałam dobrej muzyki i podziwiałam wspaniałe układy, figury, swobodę tancerzy, elementy tańca klasycznego i nowoczesnego…, cudne przedstawienie…
Na deser otworzyłam chałwę i zaraz po tym jak pochłonęłam ją w całości poczułam pod żebrami straszny ciężar, jakby ktoś upuścił na mój brzuch cegłę. Nie miałam innego wyjścia, jak w przerwie na reklamę posprzątać ze stołu i paść na wygodny fotel i czekać końca filmu. Kiedy na ekranie telewizora pojawiły się  napisy wszedł Ryszard.
- Co tak pachnie czosnkiem? – Zapytał.
- A no, właśnie zrobiłam sobie sałatę z sosem winegret i stąd ten zapach, aha wypiłam jeszcze wino.
- Nie zostawiłaś nic dla mnie?
- Tylko sałatę.
- Nie musiałaś wypić całej butelki!


    Wstałam z fotela i powlokłam się do mojej wieży. Ryszard został w kuchni, a jako że lubi gotować, spędził w niej cały wieczór. Gotował ziemniaki, podgrzewał wcześniej zrobione przez siebie kotlety mielone, w końcu słyszałam jak kroił warzywa na sałatkę.
    Leżałam na wznak w moim łożu z zamkniętymi oczami, spod powiek wypłynęły mi dwie łzy i potoczyły się w kierunku małżowin usznych, po czym spadły we włosy i tam zostały. Sięgnęłam po książkę. Przeczytałam kilka stron i odłożyłam, mimo, że zapowiadała się nie źle. Nie mogłam skupić się na czytaniu, cierpiała nie tylko moja dusza, ale i moje ciało. Przesadziłam z jedzeniem i piciem, ale taki właśnie był mój zamiar. Tego chciałam! Zajrzałam do komputera. Na Facebooku w ustawieniach włączyłam pokaż dzień i miesiąc moich urodzin, po czym wyłączyłam go i więcej tego dnia tam nie zaglądałam.
    Wróciłam do ciepłego łóżka i wzięłam do ręki książkę, która coraz bardziej mi się podobała. Kupiłam ją nie dawno na wyprzedażach w Auchan za jedyne 6,99 zł. Często zaglądam do Empiku, ale kupuję coraz rzadziej, zazwyczaj kartkuję książki, czytam fragmenty, potem rzut oka na cenę i książka ląduje z powrotem na półce. Jadę do miejskiej biblioteki w nadziei, że wypożyczę sobie to, co przed chwilą miałam w rękach, ale nic z tego, albo takiej książki nie ma, albo jest u czytelnika. Wybieram przypadkowe tytuły, a potem jestem niezadowolona ze swojego wyboru.
    Ale wracam do mojej książki kupionej w Auchan. Zielona okładka, tytuł „Dublin moja polska karma”, autorka Magdalena Orzeł, absolwentka polonistyki i filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, mieszkająca w stolicy Irlandii opisuje losy najmłodszej polskiej emigracji, porównuje Polaków i Irlandczyków, którzy po raz pierwszy w historii znaleźli się tak blisko siebie i mieszkają w mieście gdzie ławek brak i siada się gdzie popadnie, gdzie w Dzień Świętego Patryka, zielone serce Dublina, czyli Saint Stephen’s Green pęka w szwach, gdzie na zdeptanej trawie leży mnóstwo sponiewieranych żonkili, niczym powalony las, który jak gdyby nigdy nic powstaje następnego dnia i na nowo urzeka…
   Godzina 23:30. Ryszard wchodzi do sypialni po piżamę.
- Chciałem złożyć Ci życzenia, ale spałaś.
- Dzień już się skończył – odpowiedziałam.
Ryszard pocałował mnie w stopę wystającą spod kołdry i wyszedł z wieży. Lubię jak chrapie w innym pokoju…
   I tak oto trzeci pocałunek zakończył moje świętowanie, kolejny jubileusz.

8 komentarzy:

  1. Zapewne już spóźnione, ale wszystkiego najlepszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spóźnione tylko dwa dni :)
      Dziękuję Andrzeju :)

      Usuń
  2. Od Danieli Polasik:
    chciałam dodać komentarz na bloga ale zapomniałam hasła, mówię poważnie starość nie radość ;)) A skojarzyło mi się tak:

    Brawo Ewo!!!

    Już pyli leszczyna i olcha.
    Czas omieść z kurzu
    serce.
    Nadzieję rozwiesić, podeprzeć
    tyczką, słońca
    pochwycić lejce.

    Tam gdzie kapelusz, tam moja wyspa.
    Suknia
    kwiecista, obietnic wiele.
    Pora zawalczyć o marzenia,
    oddzielić
    nietrwałe od tego, co wieczne.

    Z roku w rok gonię
    zmęczona.
    Kasztanom blizn przybywa.
    Nikt nie obiecał, że
    każdej jesieni,
    manna będzie spadała z nieba.

    Posyłam buziaków sto !!!
    Daniela Polasik

    OdpowiedzUsuń
  3. Ode mnie też spóźnione :,C Ale cóż, taka twoja wola, że dane zastrzeżone, a jak na razie nie dostrzegłam u siebie objawów telepatii, ani żadnego trzeciego-łoka, więc proszę o przyjęcie tych spóźnionych. Mea Culpa, że nie tknęło mnie nic aby zajrzeć na face'a wcześniej :CCCC

    Szczęście to rzecz subiektywna, wiedząc co koffasz, o czym często piszesz, życzę ci abyś odbyła jeszcze nie jedną, daleką i szalenie wzbogacającą podróż. Niechaj twoje dni będą tylko promienne, zdrowe (pełne harmonii na zewn. i wewn.); oby koffających cię osób nigdy nie zbrakło w tym towarzystwie czy sąsiedztwie i żeby żyło się lepiej ;D
    To są najważniejsze, jak sądzę sprawy, których zawsze po cichu życzę sobie, choć na różne sposoby, azali dobre, jak mniemam. Bądź sobą i nie daj się złamać chwilowym smuteczkom, pomyśl o nich jak o fruwających nad głową ćmach i rach-ciach ciach z nimi. A kyrz! Wszystkiego co tylko sobie zapragniesz, niechaj kolejny rok będzie lepszy od tego, co za nami.

    Całuję, ściskam, ciebie i psioka, a fotka przeurocza :)) :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednych kochasz, inni są ci obojętni. Są też i tacy na których czekasz, bo przebywanie z nimi sprawia ci radość, nie musisz im niczego udowadniać, błyszczeć i udawać, możesz milczeć jeśli chcesz i nie będzie to uciążliwe milczenie... po prostu możesz pozwolić sobie na luksus bycia sobą, na swobodę, której nie raz brakuje ci w towarzystwie innych...
      Szczęście, jak piszesz, to rzecz subiektywna, raz jest, raz go nie ma. A kiedy go nie ma, małe smuteczki krążą jak ćmy ...
      Przedwiośnie, jest dla mnie najtrudniejszą porą roku, bo właśnie wraz z pierwszymi podmuchami wiosny budzą się ćmy...

      Nie raz pisałam, że bardzo sobie cenię Twoje myśli, wszystko to co przelewasz na papier. Jesteś jedną z niewielu osób na które czekam.
      Dziękuję za ciepłe słowa:)

      Nie piszę ostatnio komentarzy pod Twoimi postami, bo właśnie dopadły mnie te światłolubne owady. Mam nadzieję, że się wkrótce ociepli i wyfruną na żery gdzie indziej...

      Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję:)))

      Usuń
    2. :***** Na pewno odlecą. Nie smutkuj, wiosna już tuż, tuż..... :D

      Pozdrawiam i ściskam :)) :**

      Usuń
  4. Takie są niestety skutki odznaczenia na fejsie funkcji "Dzień urodzin". Spóźnione, nie mniej serdeczne i szczere życzenia wszystkiego naj naj !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że serdeczne i nie szkodzi, że spóźnione:)
      Buziaki:)

      Usuń