niedziela, 8 lipca 2012

W drodze do Mostaru


  Bośnia i Hercegowina ma tylko siedemnastokilometrowy dostęp do Morza Adriatyckiego, a Neum jest jedynym kurortem na wybrzeżu. Ten wąski pasek dzieli kontynentalną Chorwację na dwie części. Ażeby zapewnić swobodne przemieszczanie się między podzielonym krajem, Chorwaci zaproponowali Bośniakom wymianę terytorialną lub odkupienie tego kawałka wybrzeża. Kiedy Bośniacy odmówili, rząd chorwacki znalazł inne rozwiązanie. Ostatecznie postanowiono wybudować most, który połączy miasto Klek z Półwyspem Pelješac, który biegnie równolegle w niewielkiej odległości od lądu na długości siedemdziesięciu kilometrów i wchodzi w terytorium Chorwacji. Inwestycja ta pozwoli ominąć Neum i umożliwi płynne poruszanie się po kraju zarówno Chorwatom, jak i turystom, których z roku na rok przybywa. Pelješki most, o długości 2374 metrów ma być ukończony w 2015 roku. Czteropasmowa jezdnia zawiśnie na wysokości pięćdziesięciu pięciu metrów nad taflą wody, co umożliwi swobodne wpływanie dużych statków do portu, którego na wąskim bośniackim pasku wybrzeża jeszcze nie ma…

Pelješki most zaznaczony na czerwono


     Ech…, rzadko kto może poszczycić się dobrymi stosunkami sąsiedzkimi… Niezgoda, brak porozumienia kosztuje, a najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że jadąc z Neum do Mostaru i tak musimy wybrać drogę wiodącą przez Chorwację, tę z Dubrownika do Sarajewa i przekraczać graniczne bramki między państwami…
    No cóż! Jak to powiedziała pani Lidia Pac Pomarnacka – pilotka wycieczki: Bośnia i Hercegowina to kraj absurdów. W tej federacyjnej republice składającej się z Federacji Muzułmańsko – Chorwackiej i Republiki Serbskiej mieszkają trzy grupy etniczne: Boszniacy (48 %), Serbowie (37%) i Chorwaci (14%), prawie połowa mieszkańców to muzułmanie, potem zaś prawosławni i zaledwie piętnaście procent to katolicy. Ponad cztero i półmilionową federacją rządzi trzech prezydentów. Nie ma więc mowy o jedności, konflikty narastają, bezrobocie sięga czterdziestu ośmiu procent…
     Po Mostarze oprowadzała młoda Polka, która wraz ze swoim mężem mieszka po zachodniej chorwackiej stronie miasta, jej teściowa zaś po wschodniej muzułmańskiej. Tę dwu wyznaniową rodzinę, jak sama powiedziała, łączą poprawne stosunki.
    Nad miastem górują minarety, widoczne z daleka. Są tutaj i kościoły, i cerkwie, a symbolem pokoju chrześcijaństwa z islamem jest most, dzieło sztuki inżynierskiej, wybudowany za czasów osmańskich w drugiej połowie szesnastego wieku. Konstrukcja ta zważywszy na rwący nurt rzeki Neretwy była nie lada wyzwaniem dla tureckiego budowniczego Numara Hajrudina, który na rozkaz Sulejmana Wspaniałego połączył dwa brzegi szmaragdowej rzeki. Biel kamiennych marmurowych bloków połączonych żelaznymi klamrami wspaniale kontrastuje z kolorem wody. Jedno przęsło o trzydziestometrowej długości i czterometrowej szerokości opiera się na dwóch wieżach obronnych Hellebija i Tara. Cała konstrukcja sprawia wrażenie jakby była częścią masywnych, solidnych fortyfikacji. Przetrwała kilkaset lat konfliktów na tle religijnym, ale tego ostatniego z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku nie była w stanie przetrwać. W Muzeum Hercegowiny obejrzałam film dokumentalny o ostrzale Starego Mostu, moment jego załamania się i zwalenia do Neretwy. Przejmujący obraz. Dzikie zwierzę zabija inne zwierzę, po to żeby utrzymać się przy życiu, a człowiek, w jakim celu zabija drugiego człowieka? Czy zdobyte siłą i okupione krwią niewinnych ludzi terytoria i inne dobra nie budzą wyrzutów sumienia i pozwalają spokojnie spać? Czy człowiek działa w imię Boga?
    Odbudowany dokładnie w taki sam sposób Stary Most otwarto ponownie w 2004 roku. Jak długo będzie służył zwaśnionym stronom? Czy ofiary poniesione w ostatniej wojnie będą wystarczającą przestrogą? Oczywiście, że nie! Historia ciągle się powtarza, a psychopatów politycznych nie ubywa…
    Jeszcze dzisiaj o nieszczęściach minionych lat przypominają opuszczone, zniszczone i podziurawione kulami domy…
 
Wysiadłam na parkingu przy kościele
   
Pani z biało czerwona chorągiewką oprowadza po Mostarze

Uliczka Starego Mostaru

Nie kupuję tego typu pamiątek

Najstarsza część Mostaru w odbudowie

W Muzeum Hercegowiny - dwoje uczestników wycieczki w regionalnym przebraniu

Fasada domu w Mostarze

Zniszczone też maja swój urok

Lewobrzeżny Mostar

Lewobrzeżna najstarsza część Mostaru

Z widokiem na Stary Most

Odbudowany Stary Most

    W Mostarze swoim półwiecznym istnieniem może poszczycić się Klub Skoczków Mostowi. Mostarscy Ikarzy od lat udowadniają swoją odwagę i męskość skacząc z ponad dwudziestometrowej wysokości do lodowatej wody. Ale, cóż to jest w porównaniu do skoczków z La Quebrada w Acapulco. Tamci skaczą z dwukrotnie wyższego klifu. A wszystko to niestety jest formą zarobkowania. Zarówno turyści w Meksyku jak i w Hercegowinie chętnie płacą za oglądanie mrożących krew w żyłach popisów. W Meksyku wykupuje się najpierw bilety, a w Mostarze skoczkowie zbierają pieniądze wyciągając rękę i jeżeli uzbierają odpowiednią kwotę decydują się na skok. Byłam na dole i obserwowałam scenę ustawiania się na krawędzi młodego Ikara, aparat trzymałam w pogotowiu i czekałam na skok. A ponieważ wyczekiwany moment nie nadchodził zrezygnowałam i zanim usiadłam z moimi koleżankami w kawiarni, w cieniu starego rozłożystego drzewa, oceniłam temperaturę wody w rzece. Rzeczywiście była lodowata. Nie zdejmując butów, przeskakiwałam z kamienia na kamień po płytkiej wodzie. W środkowym biegu kolor rzeki był zdecydowanie ciemniejszy. Zapewne były to sześcio, ośmio metrowe głębiny, o których wspominała wcześniej pani Lidia. A swoją drogą w Mostarze mieszają się wpływy klimatu umiarkowanego ciepłego i śródziemnomorskiego, co daje najwyższe temperatury latem w tym rejonie. Czy wyobrażacie sobie pięćdziesiąt stopni powyżej zera? O takim skwarze wspominała nasza przewodniczka po mieście. Jak więc znoszą taki szok termiczny skoczkowie?

Stary Most odbudowano i otwarto w 2004 roku

A pod Starym Mostem zdradliwy nurt  Neretwy

W pobliżu Starego Mostu na prawym brzegu Neretwy

Szmaragdowa rzeka

    Do stolika podeszła młoda dziewczyna, żeby przyjąć zamówienie. Wiedziałyśmy już, że mamy poprosić o kawę po bośniacku, a nie po turecku. W przeciwnym wypadku mogłyśmy otrzymać zimny napój, co oznacza niemile widzianego gościa. Dodatkowo zamówiłyśmy spore porcje lodów, na które nie czekałyśmy długo. Nieco później otrzymałyśmy kawę po bośniacku z bardzo słodką kostką rachatłukum. Młoda sympatyczna dama objaśniła nam, w jaki sposób powinnyśmy celebrować picie kawy, zrobiła nam wspólne pamiątkowe zdjęcia, życzyła smacznego i odeszła. Agata uznała, że należy jej się spory napiwek.
    Jak zwykle dobrze się bawiłyśmy, nieco później dołączyła do nas Basia z dwiema przyjaciółkami. Miły nastrój przerwał plusk do wody. Po chwili zobaczyłyśmy skoczka o azjatyckich rysach twarzy - mnie wydawał się być Japończykiem - w czarnym piankowym kombinezonie nurka. Szedł na górę schodkami, przy których siedziałyśmy i zbierał oklaski. Momentu skoku nie widziałyśmy, ale przyłączyłyśmy się do gorących owacji…

Usiadłyśmy w cieniu starego rozłożystego drzewa

Mamy już zamówione lody

Wiemy też jak się pije kawę po bośniacku

To było bardzo ciepłe niedzielne przedpołudnie

    Rzeka Neretwa była bohaterką majowego gorącego przedpołudnia. Jadąc do Mostaru miałam ją prawie cały czas po mojej lewej stronie. Najpierw podziwiałam jej deltowate ujście do Adriatyku o powierzchni stu dwudziestu kilometrów kwadratowych, zamienione na pola uprawne, sady owocowe, winnice…

Taką deltą Neretwa uchodzi do Adriatyku

Ujście Neretwy zamienione na pola uprawne, sady, winnice...

Dobrze zagospodarowana delta Neretwy

Uprawia się tutaj cytrusy, oliwki,, figi...

Zabudowania rolników w delcie Neretwy

Neretwa w drodze do Mostaru

Neretwa i pasmo Gór Dynarskich

Neretwa i pasmo Gór Dynarskich

    Później Drago zatrzymał się w Počitelj, gdzie na wzgórzu widniały pozostałości średniowiecznej tureckiej twierdzy wzniesionej na gruzach starożytnego rzymskiego zamku. Stamtąd roztaczał się wspaniały widok na dolinę Neretwy, której źródła początek biorą w Górach Dynarskich na wysokości 1320 metrów. Ale twierdza nie była jedynym świadkiem okresu dominacji tureckiej w Počitelj. Nie sposób było nie zauważyć minaretu meczetu Hadži-Alija, ale, jako że bliżej mi do kultury Zachodu niż Wschodu pominę te zabytki. Całe popołudnie miałam spędzić w Međugorje
i na tym miejscu skupiłam moją uwagę, ale o tym opowiem w kolejnym poście.

Średniowieczna twierdza w Počitelj

Jestem na szczycie wzgórza w Počitelj

Dawna zabudowa w Počitelj

Turcy zajęli te tereny w 1471 roku

Meczet Hadži-Alija i malowniczy dolny bieg rzeki Neretwy

 Niedziela, 27 maja 2012 roku   

2 komentarze:

  1. Jako, że cię szanuję, nie skomentuje obecności spiczastych monolitów w tym słowiańskim grodzie... Zwróciło za to mą uwagę pewne zdjęcie: "Ujście Neretwy zamienione na pola uprawne, sady, winnice..."... A co to za okrągły otwór z wodą pośrodku zieleni? Stawik? Studnia? Naturalny twór czy spod ręki człowieka? Tak jakoś mnie zaciekawiło... W każdym razie: wolę Czarnogórę, tam nie uraczyłam ani jednego min. chociaż jak piszą na Wikipedii, mieszka tam ponad sto tyś. robali.

    Pozdrawiam serdecznie :) :* (Cmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spiczaste monolity niestety dominują w krajobrazie Bośni i Hercegowiny. Jak sama zresztą wiesz tego typu budowle mnie nie zachwycają, więc o nich nie piszę :(((

      Ujścia rzek zaczęły mnie interesować od momentu, w którym po raz pierwszy przeczytałam o ujściu Rodanu do Morza Śródziemnego - rozlewiskach Camargue, a potem po wielu latach zobaczyłam je na własne oczy.
      Delta Neretwy jest inna, mniejsza, ale jakże malownicza... A te wszystkie stawiki, strumyki, itp... to oczywiście wody rzeki zagospodarowane przez człowieka.

      Do Czarnogóry dodałabym jeszcze Chorwację z wyspami.

      Buziaki cmoki i ćmoki:)))

      Usuń