czwartek, 8 listopada 2012

Listopadowa wyprawa po słońce do Naupli

 ...cd

    Za oknem typowy polski listopad. Od kilku dni pada deszcz, jest ciemno i ponuro, słońce nie ma szans przebić się przez gęste warstwy szarych, ołowianych chmur. Na dodatek, do tego listopadowego obrazka dołączył silny wiatr, który smaga jak biczem moje ponad dwudziestoletnie tuje, które pokornie kłaniają mu się na wszystkie strony. Taka pogoda wprowadza mnie w nastrój pełen niepokoju…

    Rano budzi mnie huk rozbijającego się o szybę kamienia. Podrywam się z łóżka i obserwuję jak drobne kawałki szkła wpadają do mojej sypialni i rozsypują po drewnianej sosnowej podłodze, wbijając się tu i ówdzie w polakierowane deski. Podmuchy wiatru unoszą do sufitu delikatne matowe firanki zawieszone po obu stronach dużych przeszklonych drzwi. Słyszę jak łopocą odsłaniając wyrządzone kamieniem szkody…
- Ryszard, co się dzieje? - Pytam męża.
A on stoi w drzwiach sypialni i prosi o dokumenty mojego samochodu, bo właśnie wybiera się do warsztatu sprawdzić hamulce, które jak mi się wydawało działają tylko w trzech kołach…
    Przecieram oczy i patrzę zdumiona w stronę okna upstrzonego kropelkami deszczu, poprzyklejanymi do szyb podmuchami szalejącego wiatru…

    Jem śniadanie i zasiadam do komputera. Dzisiaj znowu wybiorę się w słoneczną krainę, pełną błękitu i biało beżowo szarych kamieni, które kumulują ciepło i dzielą się nim, z tymi, którzy je podziwiają…
    Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli chce się być szczęśliwym, to nie wolno gmerać w pamięci.
    A ja uwielbiam gmerać w mojej pamięci. Zapisałam w niej mnóstwo szczęśliwych chwil, do których lubię wracać chociażby w taki dzień jak dzisiaj.
    Ktoś inny powiedział, że za młodu żyje się marzeniem, a na starość wspomnieniem. Ja ciągle marzę i ciągle wspominam. Przeżyte chwile nie giną we mgle. Leczą mnie z niepokojów i nakładają się na to, co przeżywam teraz… Nawet nie mogę sobie wyobrazić, a wyobraźnię posiadam, jak wyglądałoby moje życie bez tych wszystkich cudownych momentów, które przeżyłam i które rozpromieniają moją duszę w listopadowy ponury dzionek, w którym nawet do ogrodu wyjść nie mogę i uprzątnąć gnijących, mokrych liści…
    To, co mnie daje radość życia, nie koniecznie dawać ją może komuś innemu. To coś jest w moim wnętrzu i to coś karmi się coraz to nowymi wrażeniami, których doświadczają i dostarczają wszystkie moje zmysły…

    Opowiem coś, co przydarzyło się tylko mnie jednej, w około pięćdziesięcioosobowej grupie…
    Moja wielka grecka wycieczka, 6 września, w porze lunchu, znajdowała się w pobliżu Naupli, inaczej Nafplio, Nafplion. Temperatura powietrza sięgała wysoko ponad trzydzieści kresek, kiedy Efi zatrzymała autokar na parkingu w porcie tegoż miasta. Wiedziałam już, że imponujące twierdze mijane po drodze nie były w programie zwiedzania. Mieliśmy zobaczyć tylko najstarszą część Naupli i jeszcze tego samego dnia pojechać do Epidauros. Byłam nieco zmęczona upałem, robiłam niewiele notatek i nie chciało mi się słuchać przewodnika. Szczerze mówiąc dopiero po powrocie do domu uzupełniłam wiadomości na temat tego, częściowo usytuowanego na cyplu, miasta, śmiało wysuwającego się w niebieską Zatokę Argolidy. No właśnie, to ten cypel oczarował mnie i pochłonął całkowicie moją uwagę. Ale o tym za chwilę…

Nafplio, Nafplion, Naupli... nad Zatoką Argolidzką

Na parkingu w porcie Naupli

    Zwiedzanie miasteczka rozpoczęliśmy spacerkiem, idąc nabrzeżną ulicą Bouboulinas, pełną tawern i knajpek, w stronę Placu Syntagma - Placu Konstytucji. W słuchawce, wetkniętej w jedno ucho, słyszałam pojedyncze urywane słowa Olimpii, naszej przewodniczki, która oprowadzała grupę po raz kolejny. Od momentu, kiedy z plastikowej twardej końcówki spadła mała, miękka osłonka wykonana z gąbki, moje ucho buntowało się i nie chciało przyjąć żadnego ciała obcego. Tak więc, słuchawki używałam tylko wtedy, kiedy było to konieczne. Następnym razem pojadę ze swoją, nakładaną na ucho, a nie wkładaną do ucha…
    Ale oto jakieś ciekawe słowo dotarło do mnie - Bouboulina. Zaczęłam wsłuchiwać się w wypowiadaną przez Olimpię treść, może dlatego, że już gdzieś to słowo słyszałam, albo że kojarzyło mi się z polskim babulina
    Chodziło o kobietę, Greczynkę, Laskarinę Bouboulinę, o której historycy pisali, że nigdzie, w żadnym innym czasie nie było żadnej kobiety, która powstała dla ojczyzny, kobiety mającej taki charakter i zdolnej wzbudzić podziw świata. W jej osobie kobiecość, skromność i męstwo kroczyły naprzód.
    Urodziła się w więzieniu, w maju w 1771 roku w Konstantynopolu, dokąd przybyła jej ciężarna matka, w odwiedziny do męża, a jej ojca, aresztowanego i skazanego na śmierć przez Turków, za udział w powstaniu na Peloponezie i która po wykonaniu wyroku wróciła z córką na rodzinną wyspę Hydrę i cztery lata później wyszła za mąż za przywódcę powstania Dimitriosa Lazarou-Orlofa i osiedliła się z Boubouliną na Spetses


Laskarina Bouboulina

    Laskarina Bouboulina wychowywała się na wybrzeżu wśród marynarzy i opowieści o ojczyźnie okupowanej przez Turków przez czterysta lat. Miała ośmioro przyrodniego rodzeństwa i wyraźnie wiodła prym wśród swoich braci i sióstr, wykazując swój stanowczy, silny aż do przekory charakter...
    Laskarina, atrakcyjna brunetka dwukrotnie wyszła za mąż. Pierwszy raz w wieku siedemnastu lat i drugi raz w wieku trzydziestu za Dimitriosa Bouboulisa. Urodziła siedmioro dzieci i dwukrotnie została wdową.  Obaj jej mężowie zginęli w bitwach morskich z piratami, którzy w tamtych czasach siali postrach i terror na terenie Grecji...
    Odziedziczyła jeden z największych majątków, na który składały się okręty, nieruchomości i gotówka. Fortuna, jaką dostała w spadku tylko po Bouboulisie, opiewała na trzysta tysięcy talarów w złocie hiszpańskim. Jej niepodzielny majątek wciąż powiększał się dzięki właściwemu zarządzaniu. Bouboulina została akcjonariuszką wielu różnych statków na Spetses, a później stoczniowcem i budowniczą trzech własnych okrętów, w wśród nich sławnego Agamemnona, pierwszego greckiego okrętu wojennego z 1821 roku, którego budowa kosztowała siedemdziesiąt pięć tysięcy talarów…
    Bouboulina przygotowywała się do nadchodzącej rewolucji. Potajemnie zwoziła na Spetses kupowaną w zagranicznych portach broń i amunicję. Popłynęła też do Konstantynopola, aby najprawdopodobniej naradzić się z patriarchą Grzegorzem V, co do terminu jej wybuchu...
    13 marca 1821 roku, dwanaście dni przed oficjalnym rozpoczęciem wojny o niepodległość, Laskarina Bouboulina podniosła na głównym maszcie Agamemnona pierwszy rewolucyjny sztandar na Spetses, oddając w porcie salwę honorową. Na sztandarze, inspirowanym flagą Bizancjum, umieściła orła symbolizującego zniewolony naród, który odradza się, wychodząc z płomieni jak Feniks z popiołów z pomocą marynarki, którą symbolizuje kotwica. Kilka dni później do Spetses dołączyły Hydra i Psara.
    Bouboulina na czele eskadry liczącej ponad trzysta statków uzbrojonych w trzysta armat popłynęła do Naupli i zaatakowała fortyfikacje miasta, trzy twierdze: Bourtzi, Akronauplię i Palamidi 
    Rzadko w historii narodów zdarza się, by kobieta chwyciła za broń. Bardzo bogatą kobietą, która zdecydowanie złożyła ofiarę poświęcenia na ołtarzu ojczyzny – swoje statki, pieniądze i własnych synów, była Laskarina Bouboulina. 4 grudnia 1821 roku na pokładzie własnego okrętu w pojedynkę wydawała rozkazy całej flocie. Turcy nie podjęli bezpośredniej walki na morzu, ale wysłali grad armatnich kul z nabrzeża, by odeprzeć jej dzielnych chłopców. A ona jak wściekła Amazonka krzyczała na nich ze swego okrętu, odwodząc ich od odwrotu: Jesteście babami, a nie mężczyznami? Dalej, naprzód! Posłuszni jej oficerowie umierali na daremnie, dopóty ta twierdza stała na straży morza. A jej ataki nie ustawały aż do upadku fortecy 30 listopada 1822 (według naocznego świadka tamtych wydarzeń Anargyrosa Hatzi-Anargyrou).

    Jej pierworodny syn Yiannis Yiannouzas, dowodzący kilku tuzinom żołnierzy ze Spetses, stawił opór dwóm tysiącom Turków pod komendą znanego z okrucieństwa Veli-Bey’a, którego wysłano do Trypolis z poleceniem oczyszczenia Peloponezu z greckich rewolucjonistów. Yiannis poległ w nierównej bitwie jak prawdziwy bohater. Niczym drugi Leonidas zaatakował ze swoją piechotą  jeźdźców Veli-Bey’a, a jego samego zrzucił z konia na ziemię, raniąc go śmiertelnie mieczem. W tej samej chwili dosięgła go i zabiła wroga kula. Ta ofiara umożliwiła bezbronnym mieszkańcom Argos ucieczkę przed śmiercią i schronienie się w okolicy…
    Parę dni przed zdobyciem Tripolis, Bouboulina dotarła konno ze swoimi oddziałami do greckiego obozu wojskowego poza miastem, gdzie podjęto ją z entuzjazmem. Spotkała się tam z generałem Theodorosem Kolokotronisem, najwybitniejszym wodzem w wojnie o niepodległość. Ich wzajemny szacunek i przyjaźń pogłębiło małżeństwo ich dzieci, Eleni Boubouli i Panosa Kolokotronisa. Bouboulina uczestniczyła jako równa pozostałym generałom w ich wojennych naradach i podejmowaniu decyzji. Oddawano jej honory, tytułując ją kapitanem i wielką panią. Po jej śmierci Rosjanie nadali jej honorowy stopień admirała. Była jedyną kobietą w historii światowej marynarki, która awansowała do tak wysokiej rangi…
    11 września 1821 roku, Tripolis poddała się, otoczona przez greckie siły zbrojne. Upadek miasta poprzedziła wielka rzeź, która trwała nieprzerwanie trzy dni i trzy noce. Krew spływała rzeką z dróg i wąwozów wypełnionych trzydziestoma tysiącami martwych ciał. Powodem tej masakry, za którą Turcy zemścili się później na wyspie Chios, paląc domy i wyrzynając całą jej populację, była czterystuletnia tyrania, bestialstwo, okrucieństwo i barbarzyństwo okupantów. Podczas tej okropnej masakry, Bouboulina ocaliła harem paszy, ratując hurysy i ich dzieci. Honorowa Bouboulina dotrzymała w ten sposób obietnicy, złożonej  w 1816 roku matce sułtana w Konstantynopolu w zamian za jej poparcie. Dała jej wówczas słowo, że ilekroć tureckie kobiety poproszą o pomoc, zawsze zrobi wszystko, co w jej mocy, by je wesprzeć.
     Po upadku Nafplio, Bouboulina osiedliła się tam na blisko dwa lata w posiadłości, którą otrzymała od państwa jako ekwiwalent za zasługi dla narodu…
    Później sprzeciwiając się aresztowaniu Kolokotronisa, została uznana za niebezpieczną, straciła posiadłość i wygnana na Spetses. Rozgoryczona polityką i rezultatem walki o wolność, zamieszkała w swoim domu, bez pieniędzy, …

    Szykowała się do nowej walki przeciwko prawie cztero i pół tysięcznej armii turecko-egipskiej pod dowództwem admirała Ibrahima, syna władcy Egiptu Muhammeda Alego, kiedy niespodziewanie nadszedł jej kres. Osmaganą słońcem córkę morza zabili mieszkańcy Spetses. Została zastrzelona 22 maja 1825 roku w trakcie sąsiedzkiej kłótni, jaka rozegrała się w domu jej pierwszego męża. Poszło o uprowadzenie córki Christodulosa Kutsi przez syna Boubouliny, Jorgosa Yiannouzasa. Ignorancja i ciemnota tej rodziny włożyła jej w ręce broń i uczyniła z niej morderców.  Bouboulina, która dokonała tak wiele dla swego narodu, która najmocniej ze wszystkich kochała ojczyznę, której imię zawsze będzie górować nad hukiem dział, łącząc się ze zdobyciem Nauplii, odeszła tragicznie i bez chwały.
    Dom bohaterki pozostał w rękach jej rodziny, a w 1991 roku obecny jego właściciel - Philip Demertzis-Bouboulis, potomek Laskariny Boubouliny w piątym pokoleniu otworzył tam historyczne i licznie odwiedzane muzeum…
/Tekst opracowałam na podstawie informacji Beaty Cicheckiej Wronowskiej/

Popiersie Laskariny Boubouliny w Nafplio, poniżej inny z bohaterów greckich

    A tym czasem moja wielka grecka wycieczka dotarła na Plac Syntagmy, gdzie między innymi wznosi się budynek dawnego arsenału weneckiego, który obecnie jest siedzibą Muzeum Archeologicznego. Naprzeciwko muzeum wznosi się dawny meczet przerobiony na teatr. W pobliżu, w narożnej części placu stoi inny meczet, w którym w okresie pełnienia przez Nafplio funkcji stolicy mieściła się siedziba greckiego parlamentu Vouleftiko (greckie vouli znaczy parlament).

Plac Syntagmy w Naupli

Moja wielka grecka wycieczka w cieniu platana na Placu Syntagmy koło dawnego meczetu

   Z Placu Syntagmy, Olimpia pociągnęła za sobą całą grupę, ulicą Staikopoulou, do ciekawego Muzeum Komboloi, na parterze którego znajduje się warsztat i sklepik paciorków podobnych do różańca, które Grecy zapożyczyli od swoich wschodnich sąsiadów. Komboloi w Grecji służy rozładowaniu napięcia, w Turcji zaś głównie do modlitwy. Niektórzy wierzą, że komboloi pomaga uniknąć złego losu. Na piętro z wystawą osławionych paciorków nie wchodziłam, bo kolorowe koraliki zainteresowały mnie na tyle, żeby rzucić na nie okiem i wyjść. Przeszliśmy też koło Kościoła Agios Spiridionu, gdzie miał miejsce zamach na pierwszego greckiego prezydenta Ioannisa Kapodistriasa. Po drodze, robiłam w pośpiechu zdjęcia wąskim uliczkom pnącym się pod górę w stronę Akronaupli i ubolewałam, że nie będę mogła tam się wspiąć, z braku wystarczającej ilości czasu. Zresztą nikt z grupy nie wyrażał chęci zobaczenia kolejnych kamieni. Każdy czekał na upragniony półtoragodzinny czas wolny i obiecane najlepsze lody w mieście. Wyciągnęłam Grażynę na czoło grupy, mówiąc, żeby się do mnie przyłączyła i po chwili stanęłyśmy przed lodziarnią. Zaraz też dołączyła do nas reszta grupy formując w cieniu długą kolejkę po słodkie lodowe frykasy. Miałyśmy już swoje kolorowe gałki lodowe, siedziałyśmy przy małym okrągłym stoliku i obserwowałyśmy kupujących…
- Nie mogę tak siedzieć bezczynnie, kiedy wokoło tyle ciekawych rzeczy. 
- Powiedziałam do Grażyny i ruszyłam przed siebie.

Tablica na ścianie kościoła Agios Spiridonu-tutaj zabito Kapodistriasa

Jedna z uliczek Naupli  i mury Akronauplii w tle

Od 1829 do 1834 roku Nafplio było stolicą nowożytnej Grecji

Klasyczny Nauplion upadł w II wieku p.n.e

W czasach Bizancjum miasto założono ponownie - na Akronaupli wzniesiono twierdzę obronną

W XIV i XV wieku Nauplion należał do Wenecji

Turecka fontanna - poidło z XVIII wieku

    Ciągnęło mnie w górę. Początkowo szłam dość wolno, zaglądałam w kolorowe zaułki, pokonując kolejne kamienne schodki uliczki Potamianou. 
O tej porze dnia, w górnej części miasta nie było ani jednej żywej duszy, ani jeden cień człowieka nie padał na rozgrzane słońcem mury domów. Nie wiedziałam, dokąd idę i co zobaczę. W pewnym momencie natknęłam się na dość pokaźnych rozmiarów prostokątną blaszaną pokrywę uniesioną do góry, z napisem krypta. Zeszłam na dół do pomieszczania z półokrągłym sklepieniem, pośrodku którego wisiała zapalona lampa. Na końcu krypty widać było niewielki ołtarz, nad którym wmontowano marmurowy relief o tematyce wojennej. Płaskorzeźbę oświetlały dwie podłużne lampki. W kątach po obu stronach ołtarza stały dwa krzyże wetknięte w zwykłe nieociosane kamienie, które natychmiast skojarzyły mi się ze wzgórzem Golgoty i Krzyżem Męki Pańskiej. Za nimi stały drewniane ciemne tablice, a obok na ścianach wisiały kadzidła sprawiające wrażenie pozłacanych. Nie byłam w stanie zrozumieć napisów, zrobiłam więc kilka zdjęć dokumentujących moje odkrycie i wyszłam na zewnątrz. 
    Tuż obok krypty wznosiła się prosta fasada jakiejś świątyni z białego ciosanego kamienia. Jak się okazało budynek wyglądający jak meczet to kościół katolicki pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Zdumiona następnym moim odkryciem, weszłam do środka. W kościele, tak jak i w krypcie, nie było nikogo. Zrobiłam kilka zdjęć, a ponieważ kościoły katolickie są rzadkością w Grecji, pomyślałam, że później dowiem się czegoś więcej…
    Okazało się, że jego historia znana jest od czasów okupacji Franków, kiedy kościół prawdopodobnie używany był jako klasztor przez Zgromadzenie Zakonne Sióstr Franciszkanek. Tuż przed wybuchem rewolucji, kiedy Nauplia była pod okupacją turecką, wdowa po Agi Pachy podniosła kościół z ruin. W 1839 roku, król Otton, w podzięce za udział Filhellenów w walce o wolność Grecji, podarował świątynię katolikom, którą konsekrowano w 1840 roku po kilku pracach remontowych. We wnętrzu zachowały się nisze na Koran oraz mihrab - nisza wskazująca Mekkę - dzisiaj ołtarz, nad którym zawieszono obraz przedstawiający Przemienienie Pańskie na Górze Tabor. Naprzeciw ołtarza, przed niszą wejściową postawiono swego rodzaju pomnik w hołdzie poległym za wolność Grecji Filhhelenom - przyjaciołom Greków, inicjatorom i działaczom ruchu solidarności w okresie walk o niepodległość. Wśród nazwisk wypisanych białymi literami na czterech kolumnach z ciemnego drzewa odnaleźć można nazwiska polskie. 
    Ciekawostką jest to, że do Filhellenów należał George Gordon Byron, który zmarł w Grecji na febrę. Nazwisko angielskiego poety walczącego o wolność Grecji często pojawia się podczas zwiedzania miast tego państwa. 
    Dowiedziałam się także, że w krypcie przed kościołem znajdują się prochy Filhellenów i żołnierzy bawarskich króla Ottona, którzy zmarli podczas epidemii tyfusu w 1833 i 1834 roku, a uprzednio pochowani byli na starym cmentarzu Naupli, obok kaplicy Wszystkich Świętych.
    W kościele Przemienienia Pańskiego warto zwrócić uwagę także na obraz podarowany przez ostatniego z rodu Burbonów, króla Francji, Ludwika-Filipa. Jest to kopia Rodziny Świętej, Rafaela - wielkiego malarza epoki Renesansu…

Wiedziona ciekawością szłam coraz wyżej malowniczymi uliczkami najstarszej części miasta

Zatrzymywałam się na moment przed pięknymi zadbanymi fasadami domów

Intrygowała mnie twierdza Palamidi na skale o tej samej nazwie

Zaintrygowała mnie także ta budowla, meczet - obecnie kościół katolicki Przemienienia Pańskiego

Płaskorzeźba w krypcie poświęcona pamięci Filhellenów - sympatyków Grecji walczących o jej wolność

Kościół katolicki Przemienienia Pańskiego w Nafplio

Wypisano tutaj nazwiska poległych Filhellenów i miejsca w których oddali życie za wolność Grecji

Kolaż - wnętrze kościoła Przemienienia Pańskiego

Obok kościoła malowniczo położony hotelik- nazwisko angielskiego poety pojawia się często

Widok na Zatokę Argolidzką - stoję koło hotelu Byron

Obficie kwitnąca bugenvilla wyrasta wprost z kamiennej posadzki i pnie się ku słońcu

W górnej części miasta żywego ducha nie spotkałam

    Wychodząc z kościoła spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze ponad pół godziny wolnego czasu. Pomyślałam, że mogę podejść jeszcze kawałek w górę kamiennymi schodkami w kierunku murów Akronaupli, które wręcz wylewały się na mnie z wąskich przejść pomiędzy domami. Po chwili znalazłam się przed murami obronnymi zwieńczonymi blankami i wenecką bramą ozdobioną skrzydlatym lwem. Ciekawość tego, co po drugiej stronie była tak wielka, że szłam coraz dalej i dalej, a kiedy spostrzegłam, że czas upływa nieubłaganie, przyśpieszyłam jeszcze bardziej kroku.
      Jestem chyba jakąś maniaczką twierdz, bo każda z nich mnie fascynuje i każdą z nich chciałabym zdobyć. Mój wysiłek opłacił się. Mimo żaru lejącego się z nieba byłam szczęśliwa, że oto jestem na Akropolu Naupli i mogę podziwiać obie strony zakrzywionego, przypominającego gruby, mocny kieł, cypla i nikogo w pobliżu, żadnego zachłannego władcy, pałającego rządzą zemsty i krwi. Jak to możliwe, pomyślałam, że jestem tutaj sama samiuteńka, że nikomu z pięćdziesięcioosobowej grupy nie chciało się tutaj wejść. Zrobiłam kilkadziesiąt zdjęć, które w pełni nie oddają klimatu zdominowanego kolorem niebieskim. Błękitne powietrze spowijało błękitne morze i błękitne niebo. Opuncjowy gęsty las kontrastował odcieniami zieleni z wysuszonymi na złoty kolor trawami. Nie mogłam się nacieszyć tak wspaniałymi widokami. Drogą pomiędzy murami zaszłam aż na koniec wzgórza, które łagodnym zboczem schodziło do zatoki. Byłam niepocieszona, bo zostało mi naprawdę niewiele czasu. Pędem rzuciłam się więc w drogę powrotną. W momentach, kiedy łapała mnie potworna zadyszka zatrzymywałam się próbując wyrównać oddech, po czym znowu pędziłam i znowu się zatrzymywałam. Gdzieś w podświadomości wiedziałam, że zdążę na umówiona godzinę i jeszcze zbiegając ze zbocza Akronauplii robiłam zdjęcia dwustu trzydziestometrowej skale Palamidi z potężną twierdzą wenecko-turecką o tej samej nazwie, która długą krętą wstęgą wiła się po skale zatrzymując nad pionowym urwiskiem. Ech…, jak żałowałam, że tak krótko tam jestem. Jedyną pociechą były fotografie, które dokładnie przestudiowałam opisując moją przygodę związaną z tym miejscem…

Szybka decyzja - idę dalej w stronę Akronaupli

Droga do twierdzy na Akronaupli - nie rozumiem dlaczego nikomu nie chciało się tutaj przyjść

Wenecka brama z charakterystycznym weneckim lwem

Zatoka Argolidzka - cypel z najstarszą częścią Naupli. Po lewej zamek na wysepce Bourdzi.

Po lewej skała Palamidi wznosi się na wysokość dwustu trzydziestu metrów

Po prawej zaś wzgórze Akronaupli

Tutaj znajdował się starożytny Akropol Naupli

W średniowieczu warownię trzykrotnie przebudowywano

Zatoka Argolidzka po przeciwnej stronie cypla - cudowny widok, nieprawdaż !?

Górotwór skalny z twierdzą Palamidi

Las opuncjowy i mury obronne na Akronaupli

Idę jeszcze cały czas pod górę wzdłuż imponujących murów zwieńczonych krenelażem

Zaglądam w otwory z widokiem na Zatokę Argolidzką i długie wąskie molo

Dzwonnica w murach obronnych Akronaupli

Pod koniec piętnastego wieku Wenecjanie sypali w wodę kamienistą ziemię i wbijali drewniane pale...

... na takich fundamentach postawili dolne miasto Nafplion

Nafplion był dla Wenecjan greckim Neapolem - nazywali go Napoli di Romania

Wspaniały widok z Akronauplii na miasto i Palamidi

Samotna wieża zegarowa i wspaniały punkt widokowy

Widać stąd jak na dłoni cały Nafplion, zatokę i zamek na wysepce Bourdzi

Widać także parking na którym Efi zaparkowała nasz turystyczny autobus

Bourdzi strzegło wejścia do portu Nauplii

Zamek zaprojektował pod koniec piętnastego wieku, włoski architekt Antonio Gambello

Zamek kontrolował ruch wokół portu i w razie potrzeby blokował dostęp do niego wrogim jednostkom

Na wzgórzu wznoszącym się na wysokość 85 m stało niegdyś kilka zamków

Skaliste zbocza Akronauplii porasta las opuncji

W dziewiętnastym wieku na Bourdzi miał swoją siedzibę kat Nafplionu

W latach 1930-70 na Bourdzi mieścił się luksusowy hotel

Obecnie zamek udostępniony jest zwiedzającym - można do niego popłynąć łódką z portu

W pobliżu Bourdzi cumują statki pasażerskie

Odcienie błękitu porażają zmysły nieprawdaż !?

Jestem już prawie na końcu łagodnego zbocza Akronauplii

Biegnę jeszcze kawałeczek w dół i pędem wracam z powrotem - ciągle jestem sama, wolna, szczęśliwa

W drodze powrotnej zachwycam się skalnym górotworem Palamidi i jego budowlami

Palamidi po lewej i Akronauplia po prawej, w środku wspaniały widok na Zatokę Argolidzką

Tędy można zejść na dół na przeciwną stronę sierpowo zakończonego cypla

Zespół niezależnych fortów połączony we wspólny kompleks...

W razie zdobycia jednego z fortów Palamidi, pozostałe mogły w dalszym ciągu się bronić...

Palamidi - widok z drogi do Nauplii - masywne mury wytrzymały atak najcięższej ówczesnej artylerii

Zbiegam na dół wzdłuż murów Akronauplii mając po prawej kamienne wzgórze Palamidi

W pośpiechu robiłam ostatnie zdjęcia

Pomnik bohatera walk z 1821 roku, Staikosa Staikopulosa, u podnóża Akronauplii


    Miałam pięć minut, kiedy zorientowałam się, że zbiegam do miasta inną drogą i nie wiem jak trafić do portu, chociaż wcześniej, z góry widziałam go jak na dłoni i wszystko wydawało się takie proste. A teraz w plątaninie uliczek nie wiedziałam czy skręcić w lewo czy nadal iść przed siebie. Na szczęście spotkałam kilka młodych osób z grupy, którzy wcale się nie spieszyli i normalnym krokiem, jedząc olbrzymie porcje lodów szli w stronę parkingu…
    Jeszcze długo nie mogłam ochłonąć z wrażenia tego, co zobaczyłam i długo jeszcze ubolewałam nad tym, czego nie mogłam zobaczyć...
    Pisząc o Nauplii mam motyle w brzuchu na wspomnienie tych krótkich, ale jakże cudownych chwil... 
    Moim wielkim szczęściem jest droga, która wiedzie mnie do jakiegoś nie znanego mi celu. To co jest na jej końcu nie jest aż tak ważne, jak samo przeżycie tego co na tej drodze spotkam. 
    Aż się wierzyć nie chce, że o tej, tak pięknej porze dnia, całe wzgórze Nauplii należało tylko do mnie !!!

Wspomnienie z czwartku, 6 września 2012 roku, pisane 7 i 8 listopada w ponure deszczowe dni.
cdn...

19 komentarzy:

  1. Przeczytalam i przezylam Twoja przygode z Toba...zdjecia niesamowite, i ta niebieskosc i jej odcienie, chyba tylko takie sie widzi w Grecji, no moze w basenie Morza Srodziemnego. Jestes niezmordowana...sciskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem tak samo niezmordowana ja Ty. Właśnie wróciłam z Lizbony, którą mi pokazałaś...
      Buziaki :))*

      Usuń
    2. Niezmordowana to moze i ja jestem, ale ciagle mam obowiazki, takie wazniejsze i mniej wazne ktore mnie trzymaja w jednym miejscu...niestety...a przeciez jestem emerytka! Buziaki tez

      Usuń
  2. Wiesz dlaczego nie lubię czytać o takich wyprawach? Bo mnie zazdrość zjada :D


    Zazdrość o te widoki, o emocje, o wzniosłość, zachwyty, o te nierzeczywite odcienie niebieskiego, o te zakamarki, przejścia, bramy, panoramy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mnie pocieszyłaś, a tak się starałam...

      Usuń
  3. Jestes Ewo niesamowita, masz pasje!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doceniam Twoje zdanie tym bardziej, że wypowiada je osoba o wielkiej wrażliwości i podobnej pasji, osoba która tak bardzo kocha życie i każdą istotę na ziemi, a w szczególności tych maluczkich, tych co mają najmniej...
      Buziaki i pełno dobrej energii przesyłam :))

      Usuń
  4. Błękitne niebo i lazur morza - tego mi najbardziej trzeba gdy za oknem szaro-bure chmurzyska, pięć stopni na termometrze i siąpiący deszcz. Dzięki za taką potężną porcję antydepresantów w bardzo pięknej oprawie Twoich wspaniałych zdjęć. Prawie już tam jestem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się na Twój komentarz, bo dawno już takowych nie pisałeś.
      Ja atakuję Ciebie słońcem Grecji, a Tereska słońcem Południowej Afryki.
      Chciałabym tam teraz, razem z nią być, podziwiać Kapsztad i okolice...

      Usuń
  5. Ewuniu, doprawdy nie wiem jak zacząć. :) Może od tego, że doskonale rozumiem ludzi takich jak Byron. O jego miłości do Grecji wiem od dawna, przez wiele lat był moim ulubionym poetą. Widziałam nawet film o nim, ale muszę go odszukać na necie, bo pamięć mi szwankuje co do tytułu. Jak go znajdę i obejrzę, opiszę z pewnością.

    Wzruszyłam się czytając o tej wielkiej heroinie, Laskarinie Bouboulinie. To naprawdę niezwykła postać w dziejach świata, i jak sądzę, właśnie przez to, że to kobieta, tak niewiele się o niej mówi. Najlepszym przykładem jest na to fakt, iż ty pierwsza uświadamiasz mi jej istnienie, a przecież chodziłam do szkół, czytałam z podręczników historii o Wiośnie Ludów w Grecji i jakoś ani jednym zdaniem żaden autor nie napomknął o niej. To przykre, wredne i głęboko nie fair. Ale cóż, taki jest świat. Pewni ludzie, gdyby mogli, znów przywróciliby czasy, kiedy kobiety nic nie znaczyły. Już dziś takie jak my, wyzywa się od "czarownic".

    Wspomniałaś na początku posta o Epidauros. Byłaś tam zatem? X,D Ja osobiście na pewno tam się wybiorę, jako że intryguje mnie dawne sanktuarium Asklepiosa. To ponoć niezwykłe (energetycznie) miejsce. Ciekawe czy to prawda.

    Tymczasem Nafplio jak i pozostałe miejsca, łącznie ze skałą Palamidi, oczarowały mnie z miejsca feerią barw. Na jednym ze swych zdjęć, pokazałaś właśnie owe wzniesienie z pięknym widokiem na błękitne morze. Po lewej widać nad samym brzegiem jakiś dom lub hotel, co ja bym dała, aby w takim właśnie miejscu zamieszkać. :))

    Podziwiam cię za twoje niespożyte pokłady energii, ja ze swym słabym sercem na 100% nie dałabym rady w 30-stopniowym upale wdrapać się tak wysoko a potem jak gazela biec na dół. Może właśnie przez to, nie było tam nikogo. Większość turystów przemieszczających się po małych wysepkach Grecji, to ludzie spokojni, nierzadko w określonym wieku a lato nad Śródziemnym, to nie to samo, co wiecznie-wrześniowa aura w PL. Przypuszczam zatem, że to dlatego byłaś o tej porze sama na wzniesieniu. Ale było warto, czyż nie? Udzielił mi się twój entuzjazm. Ciesz się Słońce, jak długo się da pięknem świata, po to On w końcu jest. Tylko głupcy tracą czas na nic nieznaczące walki i przepychanki, szarość i tandetę, prawdziwy sens życia na tej planecie, to czerpanie zeń tego, co nas uszlachetnia.

    Pozdrawiam serdecznie, dzięki za blask słońca i błękit morza :) Tego mi nigdy za wiele :)) :*** (Cmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze cenię sobie Twoje komentarze, ba nawet czekam na nie.

      To niesprawiedliwe, że zapomina się tak szybko tych, którzy całe swoje życie poświęcili służąc ojczyźnie i to niesprawiedliwe, że właśnie o kobietach tak mało się mówi. Pisałam w komentarzach na Twoim blogu i jaszcze raz powtórzę, że gdybym znała język grecki, poszperałabym w archiwach i napisała książkę o Laskarinie Bouboulinie...

      O Filhellenach nie wiedziałam niczego. I cieszę się, że ta podróż naprowadziła mnie na ich ślad. Gdybym nie weszła do kościoła Przemienienia Pańskiego pewnie ten wątek umknąłby mi całkowicie. Warto było zrobić kilkadziesiąt zdjęć, żeby potem ułatwić sobie pracę w odszukiwaniu informacji...
      Wygnany z kraju Byron, też mnie zainteresował swoim zaangażowaniem, również materialnym, w walkę o niepodległość Grecji...

      Z Nauplii pojechałam do Epidauros, ale o tym miejscu i Asklepiosie będzie w następnym poście. Wybrałam już zdjęcia, teraz zacznę o tym pisać...

      A Nafplio jest tak magiczne, że pojechałabym tam na jakieś wczasy pobytowe i dokładnie przetrząsnęła okolicę.

      A na wzgórzu Akronauplii jest luksusowy hotel, ale od strony szlaku dla turystów niestety nie dostępny. Ten, który jest na zdjęciu to najprawdopodobniej jakaś opuszczona budowla.
      Moje maniactwo do twierdz wynika właśnie z tych przecudnych widoków jakie oferują wzgórza. Tam wysoko czuję się najlepiej. Tam dopiero potrafię oderwać się od tej przykrej rzeczywistości, wznieść ponadto i ulecieć...

      Buziaczki słodkie przesyłam za tak wnikliwy komentarz :))**

      Usuń
    2. Mówisz "opuszczona" @_@ Już tam pędzę zatem X,DDDD

      Ps. A na naukę greckiego nigdy za późno. Na studiach miałam starożytną grekę, chciałabym jednak znać współczesny język. Brakuje mi jednak samozaparcia, dyscypliny. Mam na chomiku i PC materiały do nauki greckiego, o ile się nie mylę. Podobnież i muzykę starogrecką. Ech. :)

      Pozdrawiam :)) :***

      Usuń
  6. Ależ się rozmarzyłam... i znowu TAM byłam! Magiczna Grecja! Dziękuję i już czekam na kolejne spotkanie. Serdecznie pozdrawiam :)
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Joanno.
      Również serdecznie pozdrawiam :))*

      Usuń
  7. Coś optymistycznego!!! Piękny lazur wody, opuncje, widoki. Można się rozmarzyć. I za zdjęcia 6+. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbyszku,
      Mogłabym tam zamieszkać na stałe...
      Uściski :):*

      Usuń
  8. Dawno u CIEBIE nie byłam EWO piękne sa Twoje zdjęcia i ciekawe komentarze
    dziękuję ze mogłam zobaczyc zabytki Grecji i piekne uliczki,Lazurowe morze
    itak piekne zdjecia robione przez otwory skał, Dzielisz sie pięknem nie zostawiasz tylko dla siebie chwała ci za . Pozdrawiam i życzę ciekawych podróży,,Kama,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamo,
      Miło mi, że zostawiłaś tyle ciepłych słów.
      Zapraszam i pozdrawiam serdecznie :))*

      Usuń
  9. Bardzo podobaja mi sie Twoje fotografie,Ewo.Czy mogabys mi powiedziec jakiego aparatu uzywasz?Dziekuje bradzo i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń