...cd
Za oknem typowy polski
listopad. Od kilku dni pada deszcz, jest ciemno i ponuro, słońce nie ma szans
przebić się przez gęste warstwy szarych, ołowianych chmur. Na dodatek, do tego
listopadowego obrazka dołączył silny wiatr, który smaga jak biczem moje ponad
dwudziestoletnie tuje, które pokornie kłaniają mu się na wszystkie strony. Taka
pogoda wprowadza mnie w nastrój pełen niepokoju…
Rano budzi mnie huk
rozbijającego się o szybę kamienia. Podrywam się z łóżka i obserwuję jak drobne
kawałki szkła wpadają do mojej sypialni i rozsypują po drewnianej sosnowej
podłodze, wbijając się tu i ówdzie w polakierowane deski. Podmuchy wiatru
unoszą do sufitu delikatne matowe firanki zawieszone po obu stronach dużych
przeszklonych drzwi. Słyszę jak łopocą odsłaniając wyrządzone kamieniem szkody…
- Ryszard, co się dzieje? -
Pytam męża.
A on stoi w drzwiach sypialni
i prosi o dokumenty mojego samochodu, bo właśnie wybiera się do warsztatu
sprawdzić hamulce, które jak mi się wydawało działają tylko w trzech kołach…
Przecieram oczy i patrzę
zdumiona w stronę okna upstrzonego kropelkami deszczu, poprzyklejanymi do szyb podmuchami
szalejącego wiatru…
Jem śniadanie i zasiadam do
komputera. Dzisiaj znowu wybiorę się w słoneczną krainę, pełną błękitu i biało
beżowo szarych kamieni, które kumulują ciepło i dzielą się nim, z tymi, którzy
je podziwiają…
Ktoś kiedyś powiedział, że
jeżeli chce się być szczęśliwym, to nie wolno gmerać w pamięci.
A ja uwielbiam gmerać w mojej
pamięci. Zapisałam w niej mnóstwo szczęśliwych chwil, do których lubię wracać
chociażby w taki dzień jak dzisiaj.
Ktoś inny powiedział, że za
młodu żyje się marzeniem, a na starość wspomnieniem. Ja ciągle marzę i ciągle
wspominam. Przeżyte chwile nie giną we mgle. Leczą mnie z niepokojów i
nakładają się na to, co przeżywam teraz… Nawet nie mogę sobie wyobrazić, a
wyobraźnię posiadam, jak wyglądałoby moje życie bez tych wszystkich cudownych momentów,
które przeżyłam i które rozpromieniają moją duszę w listopadowy ponury dzionek, w
którym nawet do ogrodu wyjść nie mogę i uprzątnąć gnijących, mokrych liści…
To, co mnie daje radość
życia, nie koniecznie dawać ją może komuś innemu. To coś jest w moim wnętrzu i to coś
karmi się coraz to nowymi wrażeniami, których doświadczają i dostarczają
wszystkie moje zmysły…
Opowiem coś, co przydarzyło się tylko mnie jednej, w około
pięćdziesięcioosobowej grupie…
Moja wielka grecka wycieczka,
6 września, w porze lunchu, znajdowała się w pobliżu Naupli, inaczej Nafplio, Nafplion.
Temperatura powietrza sięgała wysoko ponad trzydzieści kresek, kiedy Efi
zatrzymała autokar na parkingu w porcie tegoż miasta. Wiedziałam już, że
imponujące twierdze mijane po drodze nie były w programie zwiedzania. Mieliśmy
zobaczyć tylko najstarszą część Naupli
i jeszcze tego samego dnia pojechać do Epidauros.
Byłam nieco zmęczona upałem, robiłam niewiele notatek i nie chciało mi się
słuchać przewodnika. Szczerze mówiąc dopiero po powrocie do domu uzupełniłam
wiadomości na temat tego, częściowo usytuowanego na cyplu, miasta, śmiało wysuwającego się w niebieską Zatokę Argolidy. No właśnie,
to ten cypel oczarował mnie i pochłonął całkowicie moją uwagę. Ale o tym za
chwilę…
|
Nafplio, Nafplion, Naupli... nad Zatoką Argolidzką |
|
Na parkingu w porcie Naupli |
Zwiedzanie miasteczka
rozpoczęliśmy spacerkiem, idąc nabrzeżną ulicą Bouboulinas, pełną tawern i knajpek, w stronę Placu Syntagma - Placu
Konstytucji. W słuchawce, wetkniętej w jedno ucho, słyszałam pojedyncze
urywane słowa Olimpii, naszej przewodniczki, która oprowadzała grupę po raz
kolejny. Od momentu, kiedy z plastikowej twardej końcówki spadła mała, miękka osłonka
wykonana z gąbki, moje ucho buntowało się i nie chciało przyjąć żadnego ciała
obcego. Tak więc, słuchawki używałam tylko wtedy, kiedy było to konieczne.
Następnym razem pojadę ze swoją, nakładaną na ucho, a nie wkładaną do ucha…
Ale oto jakieś ciekawe słowo
dotarło do mnie - Bouboulina.
Zaczęłam wsłuchiwać się w wypowiadaną przez Olimpię treść, może dlatego, że już
gdzieś to słowo słyszałam, albo że kojarzyło mi się z polskim babulina…
Chodziło o kobietę,
Greczynkę, Laskarinę Bouboulinę, o
której historycy pisali, że nigdzie,
w żadnym innym czasie nie było żadnej kobiety, która powstała dla ojczyzny,
kobiety mającej taki charakter i zdolnej wzbudzić podziw świata. W jej osobie
kobiecość, skromność i męstwo kroczyły naprzód.
Urodziła się w więzieniu, w maju w 1771 roku w
Konstantynopolu, dokąd przybyła jej
ciężarna matka, w odwiedziny do męża, a jej ojca, aresztowanego i skazanego na śmierć przez
Turków, za udział w powstaniu na Peloponezie i która po wykonaniu wyroku
wróciła z córką na rodzinną wyspę Hydrę i cztery lata później wyszła za mąż za
przywódcę powstania Dimitriosa Lazarou-Orlofa i osiedliła się z Boubouliną na Spetses…
|
Laskarina Bouboulina |
Laskarina Bouboulina wychowywała się na wybrzeżu wśród marynarzy i opowieści o ojczyźnie okupowanej
przez Turków przez czterysta lat. Miała ośmioro przyrodniego rodzeństwa i
wyraźnie wiodła prym wśród swoich braci i sióstr, wykazując swój stanowczy,
silny aż do przekory charakter...
Laskarina,
atrakcyjna brunetka dwukrotnie wyszła za mąż. Pierwszy raz w wieku siedemnastu
lat i drugi raz w wieku trzydziestu za Dimitriosa Bouboulisa. Urodziła
siedmioro dzieci i dwukrotnie została wdową. Obaj jej mężowie zginęli w
bitwach morskich z piratami, którzy w tamtych czasach siali postrach i terror
na terenie Grecji...
Odziedziczyła
jeden z największych majątków, na który składały się okręty, nieruchomości i
gotówka. Fortuna, jaką dostała w spadku tylko po Bouboulisie, opiewała na trzysta
tysięcy talarów w złocie hiszpańskim. Jej niepodzielny majątek wciąż powiększał
się dzięki właściwemu zarządzaniu. Bouboulina została akcjonariuszką wielu
różnych statków na Spetses, a później stoczniowcem i budowniczą trzech własnych
okrętów, w wśród nich sławnego Agamemnona,
pierwszego greckiego okrętu wojennego z 1821 roku, którego budowa kosztowała
siedemdziesiąt pięć tysięcy talarów…
Bouboulina
przygotowywała się do nadchodzącej rewolucji. Potajemnie zwoziła na Spetses
kupowaną w zagranicznych portach broń i amunicję. Popłynęła też do Konstantynopola,
aby najprawdopodobniej naradzić się z patriarchą Grzegorzem V, co do
terminu jej wybuchu...
13
marca 1821 roku, dwanaście dni przed oficjalnym rozpoczęciem wojny o
niepodległość, Laskarina Bouboulina podniosła na głównym maszcie Agamemnona pierwszy rewolucyjny sztandar
na Spetses, oddając w porcie salwę honorową. Na sztandarze, inspirowanym flagą
Bizancjum, umieściła orła symbolizującego zniewolony naród, który odradza się,
wychodząc z płomieni jak Feniks z popiołów z pomocą marynarki, którą
symbolizuje kotwica. Kilka
dni później do Spetses dołączyły Hydra i Psara.
Bouboulina na czele
eskadry liczącej ponad trzysta statków uzbrojonych w trzysta armat popłynęła do
Naupli i zaatakowała
fortyfikacje miasta, trzy twierdze: Bourtzi, Akronauplię i Palamidi…
Rzadko
w historii narodów zdarza się, by kobieta chwyciła za broń. Bardzo bogatą
kobietą, która zdecydowanie złożyła ofiarę poświęcenia na ołtarzu ojczyzny –
swoje statki, pieniądze i własnych synów, była Laskarina Bouboulina. 4 grudnia
1821 roku na pokładzie własnego okrętu w pojedynkę wydawała rozkazy całej
flocie. Turcy nie podjęli bezpośredniej walki na morzu, ale wysłali grad
armatnich kul z nabrzeża, by odeprzeć jej dzielnych chłopców. A ona jak
wściekła Amazonka krzyczała na nich ze swego okrętu, odwodząc ich od odwrotu:
Jesteście babami, a nie mężczyznami? Dalej, naprzód! Posłuszni jej oficerowie
umierali na daremnie, dopóty ta twierdza stała na straży morza. A jej ataki nie
ustawały aż do upadku fortecy 30 listopada 1822 (według naocznego świadka tamtych
wydarzeń Anargyrosa Hatzi-Anargyrou).
Jej
pierworodny syn Yiannis Yiannouzas, dowodzący kilku tuzinom żołnierzy ze
Spetses, stawił opór dwóm tysiącom Turków pod komendą znanego z okrucieństwa
Veli-Bey’a, którego wysłano do Trypolis z poleceniem oczyszczenia Peloponezu z
greckich rewolucjonistów. Yiannis poległ w nierównej bitwie jak prawdziwy
bohater. Niczym drugi Leonidas zaatakował ze swoją piechotą jeźdźców
Veli-Bey’a, a jego samego zrzucił z konia na ziemię, raniąc go śmiertelnie
mieczem. W tej samej chwili dosięgła go i zabiła wroga kula. Ta ofiara
umożliwiła bezbronnym mieszkańcom Argos ucieczkę przed śmiercią i schronienie
się w okolicy…
Parę
dni przed zdobyciem Tripolis, Bouboulina dotarła konno ze swoimi oddziałami do
greckiego obozu wojskowego poza miastem, gdzie podjęto ją z entuzjazmem.
Spotkała się tam z generałem Theodorosem Kolokotronisem,
najwybitniejszym wodzem w wojnie o niepodległość. Ich wzajemny szacunek i
przyjaźń pogłębiło małżeństwo ich dzieci, Eleni Boubouli i Panosa
Kolokotronisa. Bouboulina uczestniczyła jako równa pozostałym generałom w
ich wojennych naradach i podejmowaniu decyzji. Oddawano jej honory, tytułując
ją kapitanem i wielką panią. Po jej śmierci Rosjanie nadali jej honorowy
stopień admirała. Była jedyną kobietą w historii światowej marynarki, która
awansowała do tak wysokiej rangi…
11 września 1821 roku, Tripolis poddała się,
otoczona przez greckie siły zbrojne. Upadek miasta poprzedziła wielka rzeź,
która trwała nieprzerwanie trzy dni i trzy noce. Krew spływała rzeką z dróg i
wąwozów wypełnionych trzydziestoma tysiącami martwych ciał. Powodem tej
masakry, za którą Turcy zemścili się później na wyspie Chios, paląc domy i
wyrzynając całą jej populację, była czterystuletnia tyrania, bestialstwo,
okrucieństwo i barbarzyństwo okupantów. Podczas tej okropnej masakry,
Bouboulina ocaliła harem paszy, ratując hurysy i ich dzieci. Honorowa
Bouboulina dotrzymała w ten sposób obietnicy, złożonej w 1816 roku
matce sułtana w Konstantynopolu w zamian za jej poparcie. Dała jej wówczas
słowo, że ilekroć tureckie kobiety poproszą o pomoc, zawsze zrobi wszystko, co
w jej mocy, by je wesprzeć.
Po upadku Nafplio, Bouboulina osiedliła się tam na
blisko dwa lata w posiadłości, którą otrzymała od państwa jako ekwiwalent za
zasługi dla narodu…
Później
sprzeciwiając się aresztowaniu Kolokotronisa, została uznana za niebezpieczną,
straciła posiadłość i wygnana na Spetses. Rozgoryczona polityką i rezultatem
walki o wolność, zamieszkała w swoim domu, bez pieniędzy, …
Szykowała się do nowej walki przeciwko prawie cztero
i pół tysięcznej armii turecko-egipskiej pod dowództwem admirała Ibrahima, syna
władcy Egiptu Muhammeda Alego, kiedy niespodziewanie nadszedł jej kres.
Osmaganą słońcem córkę morza zabili mieszkańcy Spetses. Została zastrzelona 22
maja 1825 roku w trakcie sąsiedzkiej kłótni, jaka rozegrała się w domu jej
pierwszego męża. Poszło o uprowadzenie córki Christodulosa Kutsi przez syna
Boubouliny, Jorgosa Yiannouzasa. Ignorancja i ciemnota tej rodziny włożyła jej
w ręce broń i uczyniła z niej morderców. Bouboulina, która dokonała tak
wiele dla swego narodu, która najmocniej ze wszystkich kochała ojczyznę, której
imię zawsze będzie górować nad hukiem dział, łącząc się ze zdobyciem Nauplii,
odeszła tragicznie i bez chwały.
Dom bohaterki pozostał w rękach jej rodziny, a w
1991 roku obecny jego właściciel - Philip Demertzis-Bouboulis, potomek Laskariny
Boubouliny w piątym pokoleniu otworzył tam historyczne i licznie odwiedzane
muzeum…
/Tekst opracowałam na podstawie informacji Beaty
Cicheckiej Wronowskiej/
|
Popiersie Laskariny Boubouliny w Nafplio, poniżej inny z bohaterów greckich |
A tym czasem moja wielka grecka wycieczka dotarła na
Plac Syntagmy, gdzie między innymi wznosi się budynek dawnego arsenału
weneckiego, który obecnie jest siedzibą Muzeum Archeologicznego. Naprzeciwko
muzeum wznosi się dawny meczet przerobiony na teatr. W pobliżu, w narożnej
części placu stoi inny meczet, w którym w okresie pełnienia przez Nafplio
funkcji stolicy mieściła się siedziba greckiego parlamentu Vouleftiko
(greckie vouli znaczy parlament).
|
Plac Syntagmy w Naupli |
|
Moja wielka grecka wycieczka w cieniu platana na Placu Syntagmy koło dawnego meczetu |
Z Placu Syntagmy, Olimpia pociągnęła za sobą całą
grupę, ulicą Staikopoulou, do ciekawego Muzeum Komboloi, na
parterze którego znajduje się warsztat i sklepik paciorków podobnych do
różańca, które Grecy zapożyczyli od swoich wschodnich sąsiadów. Komboloi w Grecji służy rozładowaniu
napięcia, w Turcji zaś głównie do modlitwy. Niektórzy wierzą, że komboloi pomaga uniknąć złego losu. Na
piętro z wystawą osławionych paciorków nie wchodziłam, bo kolorowe koraliki
zainteresowały mnie na tyle, żeby rzucić na nie okiem i wyjść. Przeszliśmy też
koło Kościoła Agios Spiridionu, gdzie miał miejsce zamach na pierwszego
greckiego prezydenta Ioannisa Kapodistriasa. Po drodze, robiłam w
pośpiechu zdjęcia wąskim uliczkom pnącym się pod górę w stronę Akronaupli
i ubolewałam, że nie będę mogła tam się wspiąć, z braku wystarczającej ilości
czasu. Zresztą nikt z grupy nie wyrażał chęci zobaczenia kolejnych kamieni.
Każdy czekał na upragniony półtoragodzinny czas wolny i obiecane najlepsze lody
w mieście. Wyciągnęłam Grażynę na czoło grupy, mówiąc, żeby się do mnie
przyłączyła i po chwili stanęłyśmy przed lodziarnią. Zaraz też dołączyła do nas
reszta grupy formując w cieniu długą kolejkę po słodkie lodowe frykasy. Miałyśmy już
swoje kolorowe gałki lodowe, siedziałyśmy przy małym okrągłym stoliku i obserwowałyśmy
kupujących…
- Nie mogę tak siedzieć bezczynnie, kiedy wokoło
tyle ciekawych rzeczy.
- Powiedziałam do Grażyny i ruszyłam przed siebie.
|
Tablica na ścianie kościoła Agios Spiridonu-tutaj zabito Kapodistriasa |
|
Jedna z uliczek Naupli i mury Akronauplii w tle |
|
Od 1829 do 1834 roku Nafplio było stolicą nowożytnej Grecji |
|
Klasyczny Nauplion upadł w II wieku p.n.e |
|
W czasach Bizancjum miasto założono ponownie - na Akronaupli wzniesiono twierdzę obronną |
|
W XIV i XV wieku Nauplion należał do Wenecji |
|
Turecka fontanna - poidło z XVIII wieku |
Ciągnęło mnie w górę. Początkowo szłam dość wolno,
zaglądałam w kolorowe zaułki, pokonując kolejne kamienne schodki uliczki Potamianou.
O tej porze dnia, w górnej części miasta nie było ani jednej żywej duszy, ani
jeden cień człowieka nie padał na rozgrzane słońcem mury domów. Nie wiedziałam,
dokąd idę i co zobaczę. W pewnym momencie natknęłam się na dość pokaźnych
rozmiarów prostokątną blaszaną pokrywę uniesioną do góry, z napisem krypta.
Zeszłam na dół do pomieszczania z półokrągłym sklepieniem, pośrodku którego
wisiała zapalona lampa. Na końcu krypty widać było niewielki ołtarz, nad którym
wmontowano marmurowy relief o tematyce wojennej. Płaskorzeźbę oświetlały dwie podłużne
lampki. W kątach po obu stronach ołtarza stały dwa krzyże wetknięte w zwykłe
nieociosane kamienie, które natychmiast skojarzyły mi się ze wzgórzem Golgoty i
Krzyżem Męki Pańskiej. Za nimi stały drewniane ciemne tablice, a obok na
ścianach wisiały kadzidła sprawiające wrażenie pozłacanych. Nie byłam w stanie
zrozumieć napisów, zrobiłam więc kilka zdjęć dokumentujących moje odkrycie i wyszłam
na zewnątrz.
Tuż obok krypty wznosiła się prosta fasada jakiejś świątyni z
białego ciosanego kamienia. Jak się okazało budynek wyglądający jak meczet to
kościół katolicki pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Zdumiona następnym
moim odkryciem, weszłam do środka. W kościele, tak jak i w krypcie, nie było
nikogo. Zrobiłam kilka zdjęć, a ponieważ kościoły katolickie są rzadkością w
Grecji, pomyślałam, że później dowiem się czegoś więcej…
Okazało się, że jego historia znana jest od czasów
okupacji Franków, kiedy kościół prawdopodobnie używany był jako klasztor przez Zgromadzenie
Zakonne Sióstr Franciszkanek. Tuż przed wybuchem rewolucji, kiedy Nauplia była
pod okupacją turecką, wdowa po Agi Pachy podniosła kościół z ruin. W 1839 roku,
król Otton, w podzięce za udział Filhellenów w walce o wolność Grecji,
podarował świątynię katolikom, którą konsekrowano w 1840 roku po kilku pracach
remontowych. We wnętrzu zachowały się nisze na Koran oraz mihrab - nisza
wskazująca Mekkę - dzisiaj ołtarz, nad którym zawieszono obraz przedstawiający
Przemienienie Pańskie na Górze Tabor. Naprzeciw ołtarza, przed niszą wejściową
postawiono swego rodzaju pomnik w hołdzie poległym za wolność Grecji Filhhelenom
- przyjaciołom Greków, inicjatorom i działaczom ruchu solidarności w
okresie walk o niepodległość. Wśród nazwisk wypisanych białymi literami na
czterech kolumnach z ciemnego drzewa odnaleźć można nazwiska polskie.
Ciekawostką jest to, że do Filhellenów należał George Gordon Byron, który zmarł
w Grecji na febrę. Nazwisko angielskiego poety walczącego o wolność Grecji często
pojawia się podczas zwiedzania miast tego państwa.
Dowiedziałam się także, że w
krypcie przed kościołem znajdują się prochy Filhellenów i żołnierzy bawarskich
króla Ottona, którzy zmarli podczas epidemii tyfusu w 1833 i 1834 roku, a uprzednio
pochowani byli na starym cmentarzu Naupli, obok kaplicy Wszystkich Świętych.
W kościele Przemienienia Pańskiego warto zwrócić
uwagę także na obraz podarowany przez ostatniego z rodu Burbonów, króla
Francji, Ludwika-Filipa. Jest to kopia Rodziny Świętej, Rafaela - wielkiego
malarza epoki Renesansu…
|
Wiedziona ciekawością szłam coraz wyżej malowniczymi uliczkami najstarszej części miasta |
|
Zatrzymywałam się na moment przed pięknymi zadbanymi fasadami domów |
|
Intrygowała mnie twierdza Palamidi na skale o tej samej nazwie |
|
Jestem chyba jakąś
maniaczką twierdz, bo każda z nich mnie fascynuje i każdą z nich chciałabym
zdobyć. Mój wysiłek opłacił się. Mimo żaru lejącego się z nieba byłam szczęśliwa,
że oto jestem na Akropolu Naupli i mogę podziwiać obie strony zakrzywionego,
przypominającego gruby, mocny kieł, cypla i nikogo w pobliżu, żadnego
zachłannego władcy, pałającego rządzą zemsty i krwi. Jak to możliwe,
pomyślałam, że jestem tutaj sama samiuteńka, że nikomu z pięćdziesięcioosobowej
grupy nie chciało się tutaj wejść. Zrobiłam kilkadziesiąt zdjęć, które w pełni
nie oddają klimatu zdominowanego kolorem niebieskim. Błękitne powietrze
spowijało błękitne morze i błękitne niebo. Opuncjowy gęsty las kontrastował
odcieniami zieleni z wysuszonymi na złoty kolor trawami. Nie mogłam się nacieszyć
tak wspaniałymi widokami. Drogą pomiędzy murami zaszłam aż na koniec wzgórza,
które łagodnym zboczem schodziło do zatoki. Byłam niepocieszona, bo zostało mi
naprawdę niewiele czasu. Pędem rzuciłam się więc w drogę powrotną. W momentach,
kiedy łapała mnie potworna zadyszka zatrzymywałam się próbując wyrównać oddech,
po czym znowu pędziłam i znowu się zatrzymywałam. Gdzieś w podświadomości
wiedziałam, że zdążę na umówiona godzinę i jeszcze zbiegając ze zbocza
Akronauplii robiłam zdjęcia dwustu trzydziestometrowej skale Palamidi z potężną
twierdzą wenecko-turecką o tej samej nazwie, która długą krętą wstęgą wiła się
po skale zatrzymując nad pionowym urwiskiem. Ech…, jak żałowałam, że tak krótko
tam jestem. Jedyną pociechą były fotografie, które dokładnie przestudiowałam
opisując moją przygodę związaną z tym miejscem…
|
Szybka decyzja - idę dalej w stronę Akronaupli |
|
Droga do twierdzy na Akronaupli - nie rozumiem dlaczego nikomu nie chciało się tutaj przyjść |
|
Wenecka brama z charakterystycznym weneckim lwem |
|
Zatoka Argolidzka - cypel z najstarszą częścią Naupli. Po lewej zamek na wysepce Bourdzi. |
|
Po lewej skała Palamidi wznosi się na wysokość dwustu trzydziestu metrów |
|
Po prawej zaś wzgórze Akronaupli |
|
Tutaj znajdował się starożytny Akropol Naupli |
|
W średniowieczu warownię trzykrotnie przebudowywano |
|
Zatoka Argolidzka po przeciwnej stronie cypla - cudowny widok, nieprawdaż !? |
|
Górotwór skalny z twierdzą Palamidi |
|
Las opuncjowy i mury obronne na Akronaupli |
|
Idę jeszcze cały czas pod górę wzdłuż imponujących murów zwieńczonych krenelażem |
|
Zaglądam w otwory z widokiem na Zatokę Argolidzką i długie wąskie molo |
|
Dzwonnica w murach obronnych Akronaupli |
|
Pod koniec piętnastego wieku Wenecjanie sypali w wodę kamienistą ziemię i wbijali drewniane pale... |
|
... na takich fundamentach postawili dolne miasto Nafplion |
|
Nafplion był dla Wenecjan greckim Neapolem - nazywali go Napoli di Romania |
|
Wspaniały widok z Akronauplii na miasto i Palamidi |
|
Samotna wieża zegarowa i wspaniały punkt widokowy |
|
Widać stąd jak na dłoni cały Nafplion, zatokę i zamek na wysepce Bourdzi |
|
Widać także parking na którym Efi zaparkowała nasz turystyczny autobus |
|
Bourdzi strzegło wejścia do portu Nauplii |
|
Zamek zaprojektował pod koniec piętnastego wieku, włoski architekt Antonio Gambello |
|
Zamek kontrolował ruch wokół portu i w razie potrzeby blokował dostęp do niego wrogim jednostkom |
|
Na wzgórzu wznoszącym się na wysokość 85 m stało niegdyś kilka zamków |
|
Skaliste zbocza Akronauplii porasta las opuncji |
|
W dziewiętnastym wieku na Bourdzi miał swoją siedzibę kat Nafplionu |
|
W latach 1930-70 na Bourdzi mieścił się luksusowy hotel |
|
Obecnie zamek udostępniony jest zwiedzającym - można do niego popłynąć łódką z portu |
|
W pobliżu Bourdzi cumują statki pasażerskie |
|
Odcienie błękitu porażają zmysły nieprawdaż !? |
|
Jestem już prawie na końcu łagodnego zbocza Akronauplii |
|
Biegnę jeszcze kawałeczek w dół i pędem wracam z powrotem - ciągle jestem sama, wolna, szczęśliwa |
|
W drodze powrotnej zachwycam się skalnym górotworem Palamidi i jego budowlami |
|
Palamidi po lewej i Akronauplia po prawej, w środku wspaniały widok na Zatokę Argolidzką |
|
Tędy można zejść na dół na przeciwną stronę sierpowo zakończonego cypla |
|
Zespół niezależnych fortów połączony we wspólny kompleks... |
|
W razie zdobycia jednego z fortów Palamidi, pozostałe mogły w dalszym ciągu się bronić... |
|
Palamidi - widok z drogi do Nauplii - masywne mury wytrzymały atak najcięższej ówczesnej artylerii |
|
Zbiegam na dół wzdłuż murów Akronauplii mając po prawej kamienne wzgórze Palamidi |
|
W pośpiechu robiłam ostatnie zdjęcia |
|
Pomnik bohatera walk z 1821 roku, Staikosa Staikopulosa, u podnóża Akronauplii |
Miałam pięć minut, kiedy zorientowałam się, że
zbiegam do miasta inną drogą i nie wiem jak trafić do portu, chociaż wcześniej,
z góry widziałam go jak na dłoni i wszystko wydawało się takie proste. A teraz
w plątaninie uliczek nie wiedziałam czy skręcić w lewo czy nadal iść przed
siebie. Na szczęście spotkałam kilka młodych osób z grupy, którzy wcale się nie
spieszyli i normalnym krokiem, jedząc olbrzymie porcje lodów szli w stronę
parkingu…
Jeszcze długo nie mogłam ochłonąć z wrażenia tego, co zobaczyłam i długo jeszcze ubolewałam nad tym, czego nie mogłam zobaczyć...
Pisząc o Nauplii mam motyle w brzuchu na wspomnienie tych krótkich, ale jakże cudownych chwil...
Moim wielkim szczęściem jest droga, która wiedzie mnie do jakiegoś nie znanego mi celu. To co jest na jej końcu nie jest aż tak ważne, jak samo przeżycie tego co na tej drodze spotkam.
Aż się wierzyć nie chce, że o tej, tak pięknej porze dnia, całe wzgórze Nauplii należało tylko do mnie !!!
Wspomnienie z czwartku, 6 września 2012 roku, pisane 7 i 8 listopada w ponure deszczowe dni.
cdn...
Przeczytalam i przezylam Twoja przygode z Toba...zdjecia niesamowite, i ta niebieskosc i jej odcienie, chyba tylko takie sie widzi w Grecji, no moze w basenie Morza Srodziemnego. Jestes niezmordowana...sciskam
OdpowiedzUsuńJestem tak samo niezmordowana ja Ty. Właśnie wróciłam z Lizbony, którą mi pokazałaś...
UsuńBuziaki :))*
Niezmordowana to moze i ja jestem, ale ciagle mam obowiazki, takie wazniejsze i mniej wazne ktore mnie trzymaja w jednym miejscu...niestety...a przeciez jestem emerytka! Buziaki tez
UsuńWiesz dlaczego nie lubię czytać o takich wyprawach? Bo mnie zazdrość zjada :D
OdpowiedzUsuńZazdrość o te widoki, o emocje, o wzniosłość, zachwyty, o te nierzeczywite odcienie niebieskiego, o te zakamarki, przejścia, bramy, panoramy...
No to mnie pocieszyłaś, a tak się starałam...
UsuńJestes Ewo niesamowita, masz pasje!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Doceniam Twoje zdanie tym bardziej, że wypowiada je osoba o wielkiej wrażliwości i podobnej pasji, osoba która tak bardzo kocha życie i każdą istotę na ziemi, a w szczególności tych maluczkich, tych co mają najmniej...
UsuńBuziaki i pełno dobrej energii przesyłam :))
Błękitne niebo i lazur morza - tego mi najbardziej trzeba gdy za oknem szaro-bure chmurzyska, pięć stopni na termometrze i siąpiący deszcz. Dzięki za taką potężną porcję antydepresantów w bardzo pięknej oprawie Twoich wspaniałych zdjęć. Prawie już tam jestem...
OdpowiedzUsuńCieszę się na Twój komentarz, bo dawno już takowych nie pisałeś.
UsuńJa atakuję Ciebie słońcem Grecji, a Tereska słońcem Południowej Afryki.
Chciałabym tam teraz, razem z nią być, podziwiać Kapsztad i okolice...
Ewuniu, doprawdy nie wiem jak zacząć. :) Może od tego, że doskonale rozumiem ludzi takich jak Byron. O jego miłości do Grecji wiem od dawna, przez wiele lat był moim ulubionym poetą. Widziałam nawet film o nim, ale muszę go odszukać na necie, bo pamięć mi szwankuje co do tytułu. Jak go znajdę i obejrzę, opiszę z pewnością.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się czytając o tej wielkiej heroinie, Laskarinie Bouboulinie. To naprawdę niezwykła postać w dziejach świata, i jak sądzę, właśnie przez to, że to kobieta, tak niewiele się o niej mówi. Najlepszym przykładem jest na to fakt, iż ty pierwsza uświadamiasz mi jej istnienie, a przecież chodziłam do szkół, czytałam z podręczników historii o Wiośnie Ludów w Grecji i jakoś ani jednym zdaniem żaden autor nie napomknął o niej. To przykre, wredne i głęboko nie fair. Ale cóż, taki jest świat. Pewni ludzie, gdyby mogli, znów przywróciliby czasy, kiedy kobiety nic nie znaczyły. Już dziś takie jak my, wyzywa się od "czarownic".
Wspomniałaś na początku posta o Epidauros. Byłaś tam zatem? X,D Ja osobiście na pewno tam się wybiorę, jako że intryguje mnie dawne sanktuarium Asklepiosa. To ponoć niezwykłe (energetycznie) miejsce. Ciekawe czy to prawda.
Tymczasem Nafplio jak i pozostałe miejsca, łącznie ze skałą Palamidi, oczarowały mnie z miejsca feerią barw. Na jednym ze swych zdjęć, pokazałaś właśnie owe wzniesienie z pięknym widokiem na błękitne morze. Po lewej widać nad samym brzegiem jakiś dom lub hotel, co ja bym dała, aby w takim właśnie miejscu zamieszkać. :))
Podziwiam cię za twoje niespożyte pokłady energii, ja ze swym słabym sercem na 100% nie dałabym rady w 30-stopniowym upale wdrapać się tak wysoko a potem jak gazela biec na dół. Może właśnie przez to, nie było tam nikogo. Większość turystów przemieszczających się po małych wysepkach Grecji, to ludzie spokojni, nierzadko w określonym wieku a lato nad Śródziemnym, to nie to samo, co wiecznie-wrześniowa aura w PL. Przypuszczam zatem, że to dlatego byłaś o tej porze sama na wzniesieniu. Ale było warto, czyż nie? Udzielił mi się twój entuzjazm. Ciesz się Słońce, jak długo się da pięknem świata, po to On w końcu jest. Tylko głupcy tracą czas na nic nieznaczące walki i przepychanki, szarość i tandetę, prawdziwy sens życia na tej planecie, to czerpanie zeń tego, co nas uszlachetnia.
Pozdrawiam serdecznie, dzięki za blask słońca i błękit morza :) Tego mi nigdy za wiele :)) :*** (Cmok)
Zawsze cenię sobie Twoje komentarze, ba nawet czekam na nie.
UsuńTo niesprawiedliwe, że zapomina się tak szybko tych, którzy całe swoje życie poświęcili służąc ojczyźnie i to niesprawiedliwe, że właśnie o kobietach tak mało się mówi. Pisałam w komentarzach na Twoim blogu i jaszcze raz powtórzę, że gdybym znała język grecki, poszperałabym w archiwach i napisała książkę o Laskarinie Bouboulinie...
O Filhellenach nie wiedziałam niczego. I cieszę się, że ta podróż naprowadziła mnie na ich ślad. Gdybym nie weszła do kościoła Przemienienia Pańskiego pewnie ten wątek umknąłby mi całkowicie. Warto było zrobić kilkadziesiąt zdjęć, żeby potem ułatwić sobie pracę w odszukiwaniu informacji...
Wygnany z kraju Byron, też mnie zainteresował swoim zaangażowaniem, również materialnym, w walkę o niepodległość Grecji...
Z Nauplii pojechałam do Epidauros, ale o tym miejscu i Asklepiosie będzie w następnym poście. Wybrałam już zdjęcia, teraz zacznę o tym pisać...
A Nafplio jest tak magiczne, że pojechałabym tam na jakieś wczasy pobytowe i dokładnie przetrząsnęła okolicę.
A na wzgórzu Akronauplii jest luksusowy hotel, ale od strony szlaku dla turystów niestety nie dostępny. Ten, który jest na zdjęciu to najprawdopodobniej jakaś opuszczona budowla.
Moje maniactwo do twierdz wynika właśnie z tych przecudnych widoków jakie oferują wzgórza. Tam wysoko czuję się najlepiej. Tam dopiero potrafię oderwać się od tej przykrej rzeczywistości, wznieść ponadto i ulecieć...
Buziaczki słodkie przesyłam za tak wnikliwy komentarz :))**
Mówisz "opuszczona" @_@ Już tam pędzę zatem X,DDDD
UsuńPs. A na naukę greckiego nigdy za późno. Na studiach miałam starożytną grekę, chciałabym jednak znać współczesny język. Brakuje mi jednak samozaparcia, dyscypliny. Mam na chomiku i PC materiały do nauki greckiego, o ile się nie mylę. Podobnież i muzykę starogrecką. Ech. :)
Pozdrawiam :)) :***
Ależ się rozmarzyłam... i znowu TAM byłam! Magiczna Grecja! Dziękuję i już czekam na kolejne spotkanie. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJoanna
Dziękuję Joanno.
UsuńRównież serdecznie pozdrawiam :))*
Coś optymistycznego!!! Piękny lazur wody, opuncje, widoki. Można się rozmarzyć. I za zdjęcia 6+. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZbyszku,
UsuńMogłabym tam zamieszkać na stałe...
Uściski :):*
Dawno u CIEBIE nie byłam EWO piękne sa Twoje zdjęcia i ciekawe komentarze
OdpowiedzUsuńdziękuję ze mogłam zobaczyc zabytki Grecji i piekne uliczki,Lazurowe morze
itak piekne zdjecia robione przez otwory skał, Dzielisz sie pięknem nie zostawiasz tylko dla siebie chwała ci za . Pozdrawiam i życzę ciekawych podróży,,Kama,
Kamo,
UsuńMiło mi, że zostawiłaś tyle ciepłych słów.
Zapraszam i pozdrawiam serdecznie :))*
Bardzo podobaja mi sie Twoje fotografie,Ewo.Czy mogabys mi powiedziec jakiego aparatu uzywasz?Dziekuje bradzo i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń