poniedziałek, 30 czerwca 2014

Myra - Demre, Święty Mikołaj i greckie bóstwa



    cd   Piątek, kolejny dzień mojej licyjskiej przygody rozpoczął się od zwiedzania Demre - starożytnej Myry, związanej z kultem świętego Mikołaja Cudotwórcy.
    Około trzydziestokilometrowy odcinek drogi D400 z Finike do Demre zaliczyłam do najpiękniejszych. Wycięto ją w stromiznach  pasma górskiego schodzących wprost do morza. Malownicza, z pomarańczowo piaskową ścianą zbocza wiła się wzdłuż całego mocno postrzępionego wybrzeża Półwyspu Teke porośniętego w większości sosną. Cała trasa urozmaicona  małymi zatoczkami ze skalnymi pieczarami i pęknięciami tworzącymi wąwozy raziła oczy błękitem, a w końcowym odcinku urzekała spokojnymi wodami ogromnej laguny odciętej od morza szerokim pasem zielonych bagiennych chaszczy.
    Zjawisko długiej białej linii - fali jakby zatrzymującej się w dość dużej odległości od brzegu, widziałam po raz pierwszy. Być może właśnie tam tworzyło się lido - piaszczysty wał kolejnej laguny budowany przez napływy od strony morza...

     Nie znany jest ani dokładny czas powstania ani pochodzenie nazwy starożytnego miasta Myra. O jego istnieniu, już w piątym stuleciu przed Chrystusem, świadczą chociażby zachowane z tamtego okresu monety.
    Niektórzy nazwę miasta wiążą z mirrą, jednakże na tych terenach nie uprawianą, inni z Myrrą - mityczną postacią, bohaterką legend cypryjskich, córką Kinyrasa i Pafos, o których wspominałam w poście Cypr - wyspa Afrodyty.
    Król Kinyras i królowa Pafos przechwalali się, że ich córka przewyższa urodą Afrodytę. Zniewaga ta drogo kosztowała królewnę, bowiem najpiękniejsza z bogiń zemściła się okrutnie i sprawiła, że ta zapłonęła kazirodczą miłością do ojca i jednej nocy wśliznęła się do jego łoża. Kinyras spłodził w ten sposób syna będącego zarazem jego wnukiem, słynnego Adonisa. Uświadomiwszy sobie popełniony występek, król wypędził córkę z pałacu. Myrra uciekając przed gniewem ojca błagała Afrodytę o pomoc. Grecka bogini miłości, piękna, kwiatów, pożądania i płodności, najbardziej urodziwa z bogiń antycznych mitów zamieniła ją w drzewo mirrowe...

    Ze starożytnego miasta przetrwał mur obronny na akropolu, amfiteatr rzymski, a także wykute piętrowo w skałach liczne groby z ciekawymi fasadami naśladującymi architekturę świątynną.

    Jakość prac kamieniarskich wykonanych przez Licyjczyków jest godna podziwu. Najprawdopodobniej na terenie Licji występuje tysiąc osiemdziesiąt pięć wykutych w skale grobowców. Zwróciłam uwagę na reliefy zdobiące grobowce w Myrze. Na szczycie jednego z nich widniały fragmenty postaci gladiatorów, co świadczyło o tym, że właśnie w tym grobowcu złożono ich ciała. Odnalazłam też postacie wojowników i najprawdopodobniej scenę uczty pogrzebowej...
























     Niegdyś w mieście znajdowały się ogrody i wspaniała świątynia z wewnętrznym dziedzińcem otoczonym kolumnadą, ołtarzem i posągiem bogini  Artemidy Eleuthera. Prawdopodobnie zburzono ją całkowicie na polecenie biskupa Myry (w powszechnej świadomości, fikcyjnego Świętego Mikołaja), najbardziej znanej postaci walczącej z kultami pogańskimi we wczesnochrześcijańskiej Licji.
    Inne źródła podają, że świątynia Artemidy zawaliła się wskutek trzęsienia ziemi w drugim stuleciu naszej ery, a na jej ruinach powstał kościół bizantyjski, w którym swój urząd pełnił święty Mikołaj Cudotwórca. Kolejne trzęsienie ziemi nawiedziło to miejsce w pięćset dwudziestym dziewiątym roku, ale poważnie uszkodzona bazylika przy wsparciu Justyniana została odbudowana.

    Okres świetności Myry zakończył się w dziewiątym stuleciu, kiedy miasto zdobyli Arabowie. Kościół zaś ostatecznie zniszczono dwa wieki później w czasie najazdu muzułmańskich Seldżuków.
    W tysiąc osiemset sześćdziesiątym trzecim roku car Rosji Aleksander II kupił teren wraz z ruinami i rozpoczął odbudowę świątyni, której nigdy nie ukończono. Sto lat później odsłonięto jedynie wschodnią i południową część kościoła i nakryto dachem pierwotne miejsce pochówku Świętego, który urodził się około dwieście siedemdziesiątego roku w odległej około osiemdziesiąt kilometrów Patarze, do której dotarłam następnego dnia.

    Niewielka ilość autentycznych informacji na jego temat przez lata uzupełniana była legendami. Historycy greccy utrzymują, że Mikołaj był uwięziony i nie wyparł się wiary podczas prześladowań Dioklecjana.
    Prawdopodobnie na pierwszym soborze w Nicei potępił arianizm, a nawet uderzył heretyka Ariusza, za co został usunięty z soboru i być może dlatego nie figuruje na żadnej znanej liście biskupów tam obecnych.
    Młody Mikołaj zdecydował nawracać grzeszników i przeznaczyć swoje pieniądze na działalność charytatywną. Znanych jest wiele legend związanych z jego dobrymi uczynkami.
    Święty Mikołaj zmarł szóstego grudnia około połowy czwartego wieku i został pochowany w Myrze, a gdy ta
dostała się w ręce Saracenów, kupcy włoscy wykradli jego szczątki i w maju tysiąc osiemdziesiątego siódmego roku przewieźli do Bari na południe Włoch, gdzie wybudowano nowy kościół ku czci Świętego i który stał się jednym z centrów  pielgrzymkowych średniowiecznej Europy. Dwa lata później papież Urban II uroczyście poświęcił jego grobowiec. W Bari, przy Bazylice świętego Mikołaja istnieje dwunastowieczny dokument opisujący dokładnie dzieje sprowadzenia relikwii. Podane są nawet imiona dwóch kapłanów, którzy w tej uroczystości uczestniczyli.

    Na początku lat pięćdziesiątych władze tureckie zauważyły, że popularność świętego Mikołaja w świecie chrześcijańskim może okazać się korzystna dla Turcji, jeżeli uda się przyciągnąć przynajmniej część pielgrzymów, odwiedzających relikwie Świętego w Bari. Rozpoczęto kampanię promocyjną w radiu, telewizji i w prasie, a nawet wydano specjalny znaczek. Co roku, pod patronatem Ministerstwa Kultury Turcji organizuje się w Demre huczne festyny mikołajkowe. Ale o dziwo, Rząd Turcji występując z żądaniem zwrócenia relikwii świętego Mikołaja usunął jego pomnik w Demre, ufundowany przez Rosję i wyrzeźbiony przez rosyjskiego artystę. Po interwencji Rosji, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, pomnik wyciągnięto z magazynu i ustawiono z powrotem przy ruinach kościoła, w którym Święty niegdyś sprawował urząd.

    
Od wielu lat w ruinach kościoła św. Mikołaja w Mirze 6 grudnia prawosławny biskup odprawiał nabożeństwo. Było to jedyne nabożeństwo w ciągu roku, które tutaj się odbywało, gdyż w mieście prawie nie ma chrześcijan. Nie udało mi się znaleźć informacji na temat tego, kiedy i jak przestała istnieć wspólnota wyznawców Chrystusa w Mirze. Są podstawy, by przypuszczać, że chrześcijanie Miry podzielili los milionów zmasakrowanych i wygnanych przez Ataturka Ormian, Greków i Asyryjczyków. A ponieważ mówienie o tych wydarzeniach jest w dzisiejszej Turcji traktowane jako przestępstwo kryminalne, dotarcie do prawdy jest utrudnione. Poza tym jednak władze tureckie są przychylne dla pielgrzymów i turystów odwiedzających Mirę. W ostatnich latach tylko raz w 2004 roku zdarzyło się tak, że władze tureckie zabroniły biskupowi odprawienia Mszy... Ciekawe, że zbiegło się to z publikacją w gazecie "Times" nazywającą św. Mikołaja "świętym tureckim". Wywołało to oburzenie w świecie chrześcijańskim, zwłaszcza prawosławnym. Na stronie voice.com można przeczytać opinię, podkreślającą, że dzisiejsza Turcja nie jest spadkobiercą kultury i duchowości starożytnego Bizancjum, tylko spadkobiercą muzułmańskich najeźdźców, którzy doprowadzili do całkowitego upadku tej starożytnej kultury chrześcijańskiej. Potwierdzają to trwające od tysiąca lat systematyczne działania niszczące chrześcijaństwo, których kulminacją było wymordowanie prawie trzech milionów chrześcijan przez powstającą Republikę Turecką w okresie pierwszej wojny światowej, a także zniszczenie dziedzictwa chrześcijańskiego na północnej części Cypru, okupowanej przez Turcję w 1974 roku. Zatem Turcja ma do św. Mikołaja tyle praw, ile ma praw do ziemi i innych materialnych dóbr zagrabionych miejscowym chrześcijanom. Zamiast kwitnącej chrześcijańskiej cywilizacji Bizancjum mamy w dzisiejszej "świeckiej" Turcji kilkadziesiąt tysięcy upokorzonych i ciągle dyskryminowanych chrześcijan. Zamiast katedry Hagia Sofia mamy meczet. Na mapie Turcji nie znajdziemy ani Konstantynopola, ani Myry - zamiast nich jest Istambuł i Demre. Więc co nam zostanie z tureckiego św. Mikołaja?
 
źródło http://www.milujciesie.org.pl/pg/pl/to_warto_przeczytac/jednosc_chrzescijanstwa/ku_czci_sw_mikolaja.html


   
W piątek, w godzinach przedpołudniowych Bazylika świętego Mikołaja była wypełniona po brzegi przez prawosławnych pielgrzymów, co szczerze mówiąc zniechęciło mnie do dokładniejszego przyjrzenia się jej.
    Wszędzie stały grupy wiernych ze swoimi przewodnikami, które jak morska fala przepływały z jednego miejsca w drugie. Do symbolicznego grobu Świętego w wąskim przejściu, a może była to nawa, stała długa kolejka Rosjan.  


























    Nie lubię tłumów i z przyjemnością wyruszyłam na poszukiwanie zatopionego miasta, ale o tej licyjskiej Atlantydzie w następnym poście...
Piątek, 6 czerwca 2014 roku
cdn

13 komentarzy:

  1. No cóż- czyja władza, tego religia. Gdy w grę wchodzi religia, to tolerancji szukać próżno (u nas są też tego przejawy).
    A spódnica jest przepiękna i ani słowa o niej?

    Pozdrowienia cieplutkie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótko i zwięźle - "czyja władza, tego religia". No cóż - zgadzam się.

      A tolerancja to takie dziwne słowo, nie lubię go i tolerancyjna chyba nie jestem, kieruję się raczej zdrowym rozsądkiem, jeżeli jak mi się wydaje w posiadaniu takowego jestem.

      Na komplement i cieplutkie pozdrowienia długo kazałeś czekać, ale nie mam Ci tego za złe i jak zawsze odwzajemniam cieplutkie pozdrowienia :)

      Usuń
  2. Jestem przekonana, ze historie/mity,wierzenia zwiazane z miastami maja wplyw na ich przetrwanie lub upadek.
    Jak ludzie mysla tak mowia,i tak zyja,a rezultatow nie da sie ukryc. Dziekuje za interesujacy wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden z moich znajomych wstawił na swoim profilu na NK wiersz Leopolda Staffa.
      Nigdy przedtem nie czytałam go. Piękne spostrzeżenie poety dotyczące naszego jestestwa...

      W dzień narodzin
      Przy kolebce
      Staje cień,
      Pierwszej z godzin
      Twoich szepce:
      ,,Dobry dzień !"

      W dzień ostatni,
      Gdy w grób spycha
      Śmierci moc,
      Ten cień bratni
      Szepnie z cicha:
      ,,Dobranoc !"

      Wszystko ma swój początek i swój kres na Ziemi.
      Buziaki

      Usuń
  3. No i po co mi jakieś książki i przewodniki? Twój blog w zupełności wystarczy... :-) Super!!!
    Jednak Irlandia tęskni za Tobą....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze, ja także za nią tęsknię i póki co czytam opowieści z Twoich wypraw, a dzięki Twoim zdjęciom podróżuję nadal po Zielonej Wyspie.
      Dziękuję za dobre słowo komentarza i pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Zacznę o ruinach greckiego teatru, bo jak wiesz, mam małego fioła na tym punkcie. Jest coś magicznego w tego typu konstrukcji, nie chodzi mi o nagłośnienie, co raczej o ten rodzaj bliskości z drugim człowiekiem, wspólnotę przeżywania, która pozostała we wszelkiego typu filharmoniach, na uniwersytetach, na stadionach rzecz jasna i ... w niektórych parlamentach. Z tymże... tam od dawien dawna demokracji (rozumianej na styl grecki, a nie rzymski = republikański) na próżno szukać. Jej strzępy, niby wyrzut sumienia dla ludzi Zachodu pozostał np. w Szwajcarii czy Islandii. Pierwszy kraj może się poszczycić tym, że parlamentarzyści nie pobierają ani centa za swą honorową funkcję, utrzymywać się muszą z innych zawodów, poza godzinami urzędowania w parlamencie a o każdą, nawet najbłahszą sprawę, pytają się ludzi poprzez referenda. Wszędzie tam, gdzie najmocniej łamie się prawa obywatelskie, słowo "referendum" jest słowem tabu, przed którym władza broni się rękoma i nogami... Drugi kraj ostatnio, zasłynął tym, że jego politycy sami podali się do dymisji, przepędzono z kraju obcy kapitał, który dążył do zrujnowania tego małego państewka a nową konstytucję, napisali ... sami obywatele. Kuriozum, czyż nie? W ślad za tymi "perełkami" w Europie, powolutku zmierzają Węgry, ale tylko czas pokaże czy im się uda. Można by wymieniać jeszcze parę innych miejsc na świecie, ale to są przykłady "europejskie", które zawdzięczają swe istnienie w mniejszym, czy w większym stopniu - antycznej Grecji. :)
    Ze zdjęć podoba mi się najbardziej to, bodajże przedostatnie, na którym młoda kobieta stoi wpatrzona na ścienne malowidło. Jest bardzo osobiste, uchwyciłaś ów magiczny moment, kiedy człowiek otwiera się w głąb siebie i nagle cały świat zostaje w tyle. Ja ostatnio również dużo myślę o różnicy pomiędzy "religią" a "duchowością" i trzeba mi było 4 lat aby zrozumieć, że to pierwsze otworzyło mi oczy na cały zepsuty świat patriarchalnego kapłaństwa, wszelkich religii i obrządków, z którym nie chcę do końca swych dni mieć nic wspólnego, lecz zarazem, otworzyło moje wnętrze na sprawy ducha. Trzeba mi było zwątpić we wszystko i wszystkich, aby rozszyfrować kłamstwa rytuałów, zabobonów, jednym słowem pierdół napisanych przez człowieka, by zarazem dostrzec dzięki wnikliwej analizie, prawdziwy sens i źródło. Ono na szczęście nie należy do nikogo i jest uniwersalne. Muslimy chcą to wszystko zniszczyć, bo oni służą tej drugiej stronie.

    Pozdrawiam i ściskam serdecznie :*** (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu,
      Dziękuję za informacje o demokracji szwajcarskiej i islandzkiej, a także za ten strzęp... wyrzut sumienia Zachodu..., za przypomnienie różnic między demokratycznymi Grekami, a republikańskim Rzymem...

      - A co do parlamentu? - Widziałam takowy po raz pierwszy w Licji w Patarze i myślę, że będziesz nim zachwycona tak samo jak ja, kiedy zobaczysz zdjęcia. W tym starożytnym kręgu czułam właśnie ową bliskość drugiego człowieka, wspólnotę przeżywania, powagę...
      Byłam także pod wrażeniem jeszcze wielu innych teatrów, stadionów, resztek antycznych miast i nekropolii...

      - A teraz o zdjęciu. Byłam tak oczarowana tą młodą modlącą się kobietą, że nie mogłam się powstrzymać od zrobienia jej zdjęcia. Jest mi wstyd, że wykradłam jej tę intymną chwilę rozmowy z Bogiem. Stałam piętro wyżej, a ona jakby nieobecna fizycznie w ogóle mnie nie widziała. Jeszcze kilka minut wcześniej było tam pełno hałasujących pielgrzymów i nie można było tamtędy przejść. Wyludniło się jakby specjalnie dla niej, a ona albo stała wpatrzona w ikonę, albo żegnając się i kłaniając głęboko oddawała jej cześć. Nie mogłam od niej oderwać oczu, zauroczona jej postawą, głęboką wiarą i dziwnym do opisania blaskiem...

      A wiesz, ponoć Licyjczycy byli matriarchalnym społeczeństwem. Szkoda, że nie ma źródeł na ten temat.
      Podróżując, również analizuję pewne zależności i podobnie jak Ty nie we wszystko wierzę co człowiek napisał. Obejrzałam też filmik polecany przez Ciebie na blogu, ale publicznie nie powiem co o tym myślę. Zaznaczę tylko, że byłam zdruzgotana nie po raz pierwszy...
      Dziękuję Ci raz jeszcze, za wnikliwą analizę. Ściskam mocno, mocno i przepraszam, że na niektóre tematy się nie wypowiadam. Jak wiesz politologiem nie jestem, nie mam także takiej wiedzy jak Ty... Głosu nie zabieram z tchórzostwa, bo błyskotliwa w rozmowach nie jestem i nie lubię obrywać po łbie od tych co wszystko najlepiej wiedzą i wszystko, widzieli...
      Buziaki :)))***

      Usuń
    2. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ci dawni Licyjczycy rzeczywiście byli kiedyś tacy... Wiele zniszczono i zatarto, aby prawda o prawdziwym powołaniu kobiet została zapomniana. Na świecie nie będzie pokoju ani sprawiedliwości, jak długo nie zapanuje harmonia pierwiastków.

      Pozdrawiam ciepło :))) :**** (Ćmok)

      Usuń
  5. Bardzo ciekawy post. Bardzo lubię mitologię grecką i starożytnych bogów z greckiego Panteonu. Następny mój post zamierzam poświęcić Atenie bogini mądrości i sprawiedliwej wojny …;-)
    A niszczenie dawnych zabytków jakiekolwiek by one nie były uważam za zbrodnie.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Atenie wspominałam także w poście "Ateny, wokół Akropolu"
      Ściskam serdecznie :)

      Usuń
  6. Dziękuję za ten wpis. Jest w nim wszystko, co lubię najbardziej - i bizantyjska świątynia, i starożytności, a te groby w skale to już szczyt moich marzeń. Wiem, dokąd pojadę następnym razem...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie proponuję Ci Elu ciąg dalszy mojej wyprawy, a będzie sporo niespodzianek.
      Buziaki :)))*

      Usuń