Oryginalności w
dzisiejszym poście nie należy się doszukiwać, bowiem zioła, które chcę pokazać
i coś niecoś o nich opowiedzieć, znane są wszystkim. Urzeka mnie ich piękno i
stąd kolejny wpis o roślinach rosnących w pobliżu mojego domu. Niektóre z nich takie
jak na przykład szczaw zwyczajny, oset, cykoria podróżnik, krwawnik pospolity czy
też nawłoć tworzą małe plantacje.
Jeszcze nie tak
dawno nasze babki zbierały zioła w lasach, na leśnych polanach, polach i łąkach,
i na wiele dolegliwości, zamiast środków chemicznych, stosowały przeróżne
napary, smarowały rany maściami własnej produkcji, jednym słowem leczyły
metodami zwanymi w obecnych czasach niekonwencjonalnymi. Słowo antybiotyk
usłyszałam po raz pierwszy mając kilkanaście lat.
Historia stosowania ziół jako środków
leczniczych jest tak dawna jak ludzkość. Człowiek pierwotny szukając roślin
jadalnych natrafiał na takie, które wprawdzie nie nadawały się na pokarm, ale
uśmierzały bóle, powodowały szybkie gojenie się ran, działały przeczyszczająco.
Pomijając dopatrywania się w siłach
przyrody przejawów działania bóstw i nadprzyrodzonych mocy, przypomnę, iż w
miarę rozwoju nauki poznawano prawdziwe właściwości lecznicze roślin,
odrzucając związane z nimi przesądy, niemające niczego wspólnego z medycyną.
Pierwsze wiadomości o lecznictwie
starożytnym znajdują się w dokumentach historycznych Babilonii i Asyrii z
okresu około dwóch tysięcy lat przed naszą erą. Wśród roślin leczniczych
wymieniano już wówczas rumianek, lulek, szafran, piołun, lukrecję, babkę,
nagietek, koper i inne.
Jednak kolebką wiedzy lekarskiej był Egipt. Źródłem wiedzy o stanie
lecznictwa egipskiego są przede wszystkim napisy i rysunki zachowane do dnia
dzisiejszego na budowlach, odnalezione dokumenty (papirusy) oraz dzieła
lekarsko-przyrodnicze starożytnych pisarzy – Greka Herodota i Rzymianina
Pliniusza Starszego. Wiadomości te nie dają pełnego obrazu, wiadomo jednak, że
w starożytnym Egipcie lecznictwem zajmowali się kapłani. Przy świątyniach hodowano
rośliny lekarskie, a leki sporządzane były w specjalnych komnatach, według
ścisłe ustalonych przepisów, w postaci naparów, odwarów, roztworów, proszków,
plastrów, maści, powidełek i czopków.
Początki wiedzy medycznej na kontynencie europejskim pochodzą ze starożytnej Grecji, która przejęła
wiele z kultur egipskiej i egejskiej. Szczególny rozkwit nauk przypadał na
czwarty i piąty wiek przed naszą erą, kiedy to pojawili się pierwsi lekarze
świeccy. Byli to wykształceni filozofowie przyrodnicy, zwalczający panujące
powszechnie w lecznictwie zabobony, przesądy i praktyki magiczne.
W Polsce do prawdziwego rozwoju zielarstwa, jako osobnej gałęzi wiedzy
medycznej dochodzi dopiero w czasach średniowiecza, kiedy do Polski przybywają
zakony benedyktynów, cystersów, augustianów i przywożą ze sobą wiele roślin
pochodzenia śródziemnomorskiego, które po aklimatyzacji szybko rozpowszechniają
się w uprawach przydomowych.
A tak na marginesie dodam, że w
Supraślu nie było kiedyś sklepu z warzywami. Warzywa uprawiano w przydomowych
ogródkach.
Na zagonkach obok mojego domu
rodzinnego rosły: marchewka, pietruszka, groch, fasola, bób, buraki, cebula,
czosnek, ogórki, pomidory, pory, rabarbar, a zamiast pięknego zielonego
trawnika znalazło się i poletko ziemniaków. Rosły także drzewa i krzewy
owocowe.
Pamiętam, że w pierwszych latach
mojego małżeństwa uprawialiśmy z R
własną działkę, oddaloną od domu o dziesięć kilometrów, na którą dojeżdżaliśmy
rowerami, bo innej możliwości nie było. Piaszczysta droga wiodła przez las.
Mniej więcej w połowie tego leśnego traktu, nad rzeką Płoską, robiliśmy sobie
krótki odpoczynek. Razu pewnego łowiliśmy nawet ryby. Zbiory z upraw, w
szczególności marchew przechowywaliśmy w dole wykopanym w ziemi.
Przed domem moich rodziców, pośrodku
niewielkiego prostokątnego trawnika, na okrągłym klombie panoszyła się
niezmiennie szałwia błyszcząca z czerwonymi kwiatkami, pośród której, w
drewnianej skrzyni stała wielka agawa, na zimę wnoszona na przeszkloną werandę.
Ogród od ulicy na całej jego długości zdobiła obficie kwitnąca nasturcja, która
wylewała się przez płot i tworzyła kolorowe kaskady nad chodnikiem a nawet
płożyła się na betonowych płytkach. Na rabatkach rosły także inne kwiatki takie
jak różowa firletka smółka, a pod domem w słońcu na piaszczystej glebie od
strony południa upodobał sobie miejsce kosaciec i cieszył oczy swoją niebieską
barwą.
Nie pamiętam, czy kupowano herbatę.
Piliśmy na przykład napój, sporządzany przez babcię, z suszonych skórek jabłek
i kompoty owocowe, a piwnica zawsze pękała w szwach, półki uginały się od
najróżniejszych przetworów zamykanych w wekach. Stały także gąsiory z naszym
własnym cydrem, była skrzynia wypełniona ziemniakami, a także wiele innych dobroci.
To był nasz sklep!
Dzisiaj mało kto bawi się w uprawy
owocowo-warzywno-ziołowe. Przydomowe ogródki służą zazwyczaj wypoczynkowi. Ich
właściciele pielęgnują trawniki, hodują różne gatunki kwiatów, krzewów i drzew
ozdobnych, a w sklepach kupują żywność pochodzącą z upraw, gdzie szkodniki
zwalcza się chemią i szpikuje środkami przyspieszającymi dojrzewanie. Czasami
zastanawiam się czy jem pomidora, czy też jakiś owoc podobny do niego. Mam
jednak tę satysfakcję, że znam prawdziwy ich smak.
Niechciane w ogrodach kwiaty polne i
zioła podziwiam na polach, łąkach i w lasach. Dzisiejszą prezentację rozpocznę
od ostu (Carduus). Myślę, że każdy
miał do czynienia z jego przyklejającymi się do ubrania kolkami, przynajmniej
ja tak w dzieciństwie nazywałam koszyczki ostu i łopianu, i często wracając do domu z
zabawy na polu za płotem, upstrzone nimi miałam skarpetki, rajstopy, brzegi
spódniczek i sukienek, znajdowałam je na rękawach. Bywało także, że podczas
zabawy z rówieśnikami rzucaliśmy w siebie nawzajem kolczastymi kuleczkami,
jeżeli tylko odczepiły się od palców, i nie daj Boże, żeby wpięły się w długie
włosy. Cudowne to były czasy, doceniam to po latach, kiedy przyglądam się
dzieciom z telefonami komórkowi w rękach, podczas gdy za mojej młodości nie
było nawet aparatu stacjonarnego w domu.
Niektórym, oset (Carduus) - a jego gatunków jest sporo, kojarzy się z popłochem pospolitym (Onopordum
acanthium), popularnie zwanym ostem i to właśnie o nim kilka słów.
Botaniczna nazwa ostu wywodzi się z greckiego onos – osioł i porde – wzdęcie. Onopordum acanthium to prawdziwy szkocki oset, godło Szkocji. Symbol ten utrwalony
został już przed rokiem tysiąc pięćset trzecim, kiedy poeta Dunbar napisał The thrissil and the rose z okazji ślubu króla Szkocji Jakuba IV z
angielską księżniczką Małgorzatą. Order
Ostu, nadawany szkockiej szlachcie, został ustanowiony w tysiąc pięćset
czterdziestym roku przez króla Jakuba V. Z rośliną tą wiąże się wiele legend,
których podobnie jak i zastosowania popłochu przytaczać nie będę, ponieważ z
łatwością można je znaleźć w sieci.
Dziewannę
drobnokwiatową (Verbascum thapsus) staram się usuwać z mojego ogrodu,
ponieważ rozsiewa się w sposób niekontrolowany w każdym jego zakątku. Lubię ją
wszędzie tylko nie u siebie w ogrodzie. Ta okazała, wysoka roślina o wielu
nazwach: knotnica leśna, królewska świeca, gorzygrot, szabla, pokryta jest
delikatnymi, puszystymi włoskami, które chronią ją przed utratą wilgoci,
pełzającymi owadami, a także bydłem, które omija ją na pastwisku, ponieważ
włoski drażnią ich błony śluzowe. Dziewanna jest tak zbudowana, że krople
deszczu spadają z młodych listków na większe położone niżej, i z nich spływają
do korzeni.
Ma zastosowanie w kuchni, w
gospodarstwie domowym, w kosmetyce i medycynie, używa się jej także do
dekoracji. Łatwo się pali, wysuszona łodyga dziewanny, moczona w łoju lub sadle
może służyć jako świeca, kaganek, który paląc się opalizuje barwami tęczy.
W czasach starożytnych przypisywano
temu ziołu magiczne właściwości. Miało chronić Odyseusza przed czarami złej
Kirke, która jego towarzyszy zamieniła w świnie.
Najmocniej chyba
pachnącą rośliną uprawianą często w ogródkach ziołowych jest wieczornik damski, cruciferae (Hesperis
matronalis) o kwiatach purpurowych, fiołkowo różowych lub białych, nazywanych
czasami wieczornymi, ponieważ właśnie wieczorem pachną najmocniej.
Wieczornik uprawiany był już w
starożytnym Rzymie, dzisiaj w większości Europy i Północnej Ameryki rośnie
dziko.
Jego młode liście bywają spożywane w
postaci sałatki, ale mają nieco gorzkawy smak.
Z wieczornikiem damskim kojarzy mi się mydlnica lekarska (Saponaria
officinalis), zwana także mydłownikiem, mydlikiem, psim goździkiem i z
goździkiem jest spokrewniona. Ma silny zapach, przypominający migdały.
Występuje na miedzach, przydrożach. nieużytkach, nad potokami i w zaroślach.
Mydlnica jest łatwa do rozpoznania. Przełamany korzeń, zmoczony i potarty,
pieni się i mydli, stąd też pochodzi nazwa rośliny.
Z południowej
Europy pochodzi kocanka wąskolistna,
compositae (Helichrysum angustifolium), dopiero niedawno uznana za zioło.
Kocanki są atrakcyjne ze względu na intensywne srebrzyste, wiecznie zielone
liście. Ponoć popularność tej rośliny ostatnio wzrosła z powodu słodkiego
korzennego zapachu liści. Rodzaj Helichrysum bracteatum, którego trwałe, bardzo
dekoracyjne kwiaty, chociaż bezwonne, są często składnikiem potpourri i suchych
bukietów.
Ulistnione gałązki kocanki można
dodawać do zup, duszonych mięs, jarzyn gotowanych na parze, potraw z ryżu i
marynat dla uzyskania łagodnego, korzennego zapachu. Przed podaniem usunąć należy
gałązki.
Na koniec macierzanka / tymianek, labiatae (thymus species), roślina, której rajski aromat
opiewano w wielu utworach od Wergiliusza poczynając na Kiplingu kończąc. Najmocniej
pachnie tymianek w gorącym, słonecznym śródziemnomorskim klimacie. Dla starożytnych
Greków zapach tymianku był wyrazem elegancji. Używali olejku tymiankowego do
masażu i po kąpieli.
Thymus wywodzi się z greckiego słowa thymon, co znaczy odważny. Wiele zwyczajów związanych jest z tym znaczeniem. Rzymscy
żołnierze dla dodania sobie męstwa kąpali się w wodzie z tymiankiem. W
średniowiecznej Europie damy wręczały swoim rycerzom gałązkę tymianku.
Macierzanki i piwa używano dla
pozbycia się nieśmiałości. Szkoccy górale pili herbatę z dzikiego tymianku dla
dodania sobie odwagi i odpędzenia nocnych strachów.
Silne antyseptyczne i konserwujące
właściwości tymianku były dobrze znane w starożytnym Egipcie, wykorzystywano je
przy balsamowaniu zwłok.
Nadal macierzanki używa się do
konserwowania okazów anatomicznych i zielarskich oraz ochrony papieru przed
butwieniem. Gałązki dodaje się do bukietów dla odświeżenia powietrza i
zlikwidowania niemiłego zapachu w mieszkaniu.
Macierzanka na średniowiecznej liście
czarodziejskich ziół zajmuje pierwsze miejsce!
Piękne kępy tej rośliny znalazłam pod
starym rozpadającym się drewnianym płotem opuszczonej działki, nieopodal Pięciu
dębów. Gęste krzewinki o fiołkowo różowych kwiatkach śmiało przyglądały się
słońcu.
|
Macierzanka zwyczajna - Thymus pulegioides |
Pejzaże lata na obrzeżach Supraśla
|
Lucerna sierpowata , dzięcielina (Medicago falcata) |
|
Lucerna sierpowata , dzięcielina (Medicago falcata) |
|
Lucerna sierpowata , dzięcielina (Medicago falcata) |
|
Lucerna sierpowata , dzięcielina (Medicago falcata) |
|
Lucerna sierpowata , dzięcielina (Medicago falcata) i krwawnik pospolity (Achillea millefolium) |
|
Powojnik polny zwalczany w uprawach |
|
Powojnik polny |
|
Krwawnik pospolity i powojnik polny |
|
Krwawnik, powojnik, rumianek |
|
Może to starzec Jakubek ? |
|
Lebiodka pospolita (Origanum vulgare), oregano |
|
Lebiodka pospolita (Origanum vulgare), oregano |
|
Ziołowe rozmaitości |
|
Ziołowy ogródek |
|
Psy również wyszukują potrzebne im do trawienia zioła |
|
Prawoślaz lekarski |
|
Wiesiołek |
|
Wiesiołek |
|
Ponad 2 metrowej wysokości wiesiołek |
|
Dzwonek (Campanula) |
|
Krwawnik pospolity |
|
Krwawnik pospolity |
|
Krwawnik pospolity |
|
Groszek (Lathyrus) |
|
Groszek (Lathyrus) |
|
Trawy, pokrzywy, osty, krwawnik... |
|
Ziołowe rozmaitości |
|
A nad stawem najprawdopodobniej kozłek lekarski albo kucmerka, pokrzywy i inne |
|
A nad stawem najprawdopodobniej kozłek lekarski albo kucmerka, pokrzywy i inne |
|
Pokrzywy, szuwar tatarakowy i inne |
|
Stawy upodobały sobie dzikie kaczki |
|
Przede wszystkim pokrzywa i tatarak, widać także szczaw |
|
Tatarak zwyczajny (Acorus calamus) |
|
Tatarak zwyczajny (Acorus calamus) - roślina lecznicza i kosmetyczna |
|
Tatarak - kłącze służy do aromatyzowania cukrów, nalewek i likierów |
|
Tatarak - jego preparaty stosowane są w celu poprawy trawienia |
Supraśl, 10 lipca 2016 roku
Uwielbiam polne kwiaty i uwielbiam robic z nich buliety, nie ma piekniejszyct bardzo mozno nie daj Boze jezeli siegly wlosow, a wydaje mi sie, ze to nie dziurawiec , ten zolty kwiatek> Dziurawic jest troche inny.
OdpowiedzUsuńUwielbiam dziewanne drobnokwiatowa...bardzo jej duzo widzialam wlasnie na Podlasiu, u nas na Mazowszu jej nie ma, a szkoda, bo pieknie by mi sie komponowala w bukietach.
Piekne zdjecia z czasow wczesnego malzenstwa! Buziak!
Przyjrzałam się dokładniej temu żółtemu kwiatkowi. Masz rację to nie jest dziurawiec. Może to jest starzec Jakubek.
UsuńPisząc tego posta jakoś tak mnie wzięło na wspominki. Przeszłość wydaje mi się jakaś taka nierzeczywista.
Dzięki za buziaka, którego odwzajemniam :)
Cos zle mi sie kliknelo, albo bloger robi kawaly...pisalam, ze jako dzieci obrzucalismy sie owocami lopianu, ktore byly bardzo przyczepne, i bron Boze zeby dosiegly wlosow, bo niemozliwe byly do wyplatania.
OdpowiedzUsuńDomyślałam się.
UsuńW okolicy mojego domu rodzinnego łopianów i ostów rosło bardzo dużo i kolczaste kulki zarówno jednej jak i drugiej rośliny służyły nam do zabawy. Pamiętam także, że nie znając działania niektórych ziół podjadaliśmy je, na przykład trójkątne, sercowato zakończone łuszczynki chlebka bożego, tak zwaliśmy tasznika. Jedliśmy także poziomki włożone do kielichów dzwonka...
Z wielką przyjemnością przeszłam się po Twoich łąkowych, pachnących latem, pejzażach :) Przypomniało mi się, jak w szczenięcych latach skubało się rabarbar, serdecznik, maleńkie "chlebki" malwy, liście chrzanu, miętę...
OdpowiedzUsuńDziś biegam po kantabryjskich łąkach razem z wnukiem i też skubiemy, co się da. Też mamy tu ogromną rozmaitość wszystkiego. Jemy, pijemy, suszymy i czarujemy :)
Twoja okolica cudna, a zdjęcia z nierzeczywistej przeszłości - klimatyczne.
Pewne rzeczy z tejże przeszłości już przepadły na amen, ale na szczęście nie wszystkie! Bo prawdziwa miłość i zioło-chwasty są nieśmiertelne!
Serdeczności Ewo! Ściskam mocno i filiżankę radości zostawiam, jak zwykle :)
Jakże mi potrzeba było Twojej obecności z filiżanką radości :)
UsuńŚciskam również mocno :))
Może nie do końca w temacie wpisu, ale tak sobie myślę: Wszędzie ładnie, ale za przysłowiowym płotem najładniej.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest...
UsuńPozdrawiam :)
Piękne zdjęcia. Co do ziół mało ludzi ma dzisiaj wiedzę zielarską. Zioła są owiane pewną tajemnicą, którą wciśniętą w dział ezoteryki może, dlatego, że niektórym ziołom w dawnych czasach nadawano magiczne znaczenie.
OdpowiedzUsuńSama interesuję się zielarstwem, bo do medycyny tradycyjnej mam ograniczone zaufanie z powodu jej komercjalizacji podawania leków toksycznych a przede wszystkim uszkadzających niekiedy nieodwracalnie organy i zdrowie człowieka.
Korzystam głównie z książek Marii Treben Apteka Pana Boga i Zioła z Bożego ogrodu. Szukam jednak innych leksykonów zielarskich. Może Ty Ewo mogłabyś mi jakieś polecić?
Pozdrawiam serdecznie i udanych wakacji życzę.
Z tych publikacji co mam pod ręką to:
UsuńRośliny źródłem przypraw - Anton Sedo / Jindrich Krejca
Zioła i ich stosowanie - B. Kuźnicka, M. Dziak
Wielka księga ziół - Lesley Bremness
publikacje Czesława Klimuszki
oraz inne zakopane gdzieś w biblioteczce,
a o Marii Treben chyba pisałaś na swoim blogu.
A o tej porze roku, w lipcu wprost nie można oderwać oczu od rozmaitych kwitnących ziół.
Również pozdrawiam serdecznie :)
Kocham te nasze polskie, wiejskie klimaty. Co prawda nie jestem taką specjalistka w dziedzinie znajomości ziół jak Ty, ale uwielbiam te wszystkie zapachy lata.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam pięknie:)