piątek, 17 lutego 2017

Przyjemne wspólne wędrowanie, czyli Provins w odsłonie drugiej, zimowej



    Provins - jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast francuskich, zachwyciłam się latem 2014 roku i zraz je dość szczegółowo opisałam i pokazałam na blogu.
    Ale to nie wszystko, przy nadarzającej się okazji, postanowiłam do Provins powrócić, lecz nie sama, a z Ryszardem, żeby pokazać mu między innymi, średniowieczne, dobrze zachowane obwarowania obronne miasta.
    Latem pojechałam tam autobusem i to z przygodami, o których piszę tutaj. Zimą nie mogłam się rozeznać w kursowaniu tego środka lokomocji, a więc wybraliśmy pociąg Transillien P z dworca Paris Est do Provins przez Longueville i tu ciekawostka. W Longueville pociąg zmienia kierunek jazdy, to znaczy ten, kto siedział przodem, teraz będzie jechał tyłem.
    Dworzec SNCF znajduje się w dolnej części Provins, a więc ze względu na trwające tam jarmarki bożonarodzeniowe postanowiliśmy przyjrzeć się im bliżej, a później pójść do Górnego Provins, z większą ilością zabytków.
    Szczerze mówiąc stary gród latem wygląda o wiele ciekawiej niż zimą. W grudniu nie ma tu prawie wcale turystów, jest mniej kolorowo i jakoś tak smutno bez zalewających miasto ciekawskich przyjezdnych z różnych zakątków świata, no i bez całego mnóstwa przecudnych kolorowych kwietników.

   
Jak wspomniałam naszą wędrówkę rozpoczęliśmy od Dolnego Provins.
I tu trochę zdjęć w drodze na jarmark bożonarodzeniowy, którego stragany ustawione były na placu przed Kościołem Saint-Ayoul, którego początki budowy sięgają dwunastego wieku, czyli stylu wczesnogotyckiego. Zbudowano go w następstwie odkrycia grobu dawnego biskupa Bourges, Aigulphe’a, znanego z kilku innych imion Au, Ay, Août, Ayeul czy też Ayoul, pochowanego w największym sekrecie w 845 roku. Relikwie Świętego, którym przypisuje się cudowne uzdrowienie, odkryte w 996 roku, przeniesione zostały do sąsiedniego sanktuarium, zamienionego później na opactwo, ufundowane przez Tybalda I z Szampanii, znanego bardziej, jako Tybald III hrabia Blois. Kościół jest zatem miejscem pielgrzymek. Znajduje się w nim wiele zabytków, wpisanych na listę zabytków historycznych, rzeźb, obrazów, witraży, ołtarzy, ławek, organów i innych.  









































    Idąc w stronę Górnego Provins wybraliśmy drogę obok zamkniętego Kościoła Świętego Krzyża,
który swoją nazwę zawdzięcza kawałkowi świętego drzewa przywiezionego z Jerozolimy przez hrabiego Tybalda IV z Szampanii. Co ciekawe, świątynię budowano w wiekach od dwunastego do szesnastego na bagnach na drewnianych fundamentach. Dzisiaj w następstwie osuszania bagien, budowla mocno się zapada i jak widać na zdjęciach specjalne bele podpierają niektóre jej fragmenty.












    Spacerkiem dotarliśmy do placu Châtel - serca Górnego Miasta, mijając po drodze zamknięty o tej porze roku donżon Tour César (o tych zabytkach pisałam tutaj). W centrum ludzi było jak na lekarstwo. 
















    Weszliśmy do sklepu Maison des Petits-Plaids, którego dolny poziom datuje się na dwunasty wiek. Piwnica, fasada i dachy wpisane są na listę zabytków historycznych. A oto, co można tam kupić. Pozwoliłam wybierać Rysiowi. No i to, co wpadło mu w oko, wisi już w naszej kuchni. 














    No i wreszcie mury obronne, o których pisałam także, ale tym razem pokażę jeszcze inną ich część. Pogoda nam sprzyjała i jak na grudzień było dość przyjemnie, słonecznie i ciepło. Usiedliśmy na ławce przy drodze okalającej średniowieczne obwarowania i zrobiliśmy sobie mały piknik. Ryszard zawsze lubi załadować plecak kanapkami i czymś gorącym do picia, kawą albo herbatą z cytryną w termosie.
   Odpoczęły nam także trochę nogi, bowiem zrobiliśmy już nie mało kilometrów, a przed nami był powrót na dworzec kolejowy.




























    Wracaliśmy inną drogą obok opactwa Cordelières, ufundowanego przez Tybalda IV z Szampanii w 1248 roku, który w 1749 roku, za Ludwika XV zamieniono na szpital. Obecnie znajdują się tam archiwa i szkoła turystyczna.










    Zajrzeliśmy także do dawnych łaźni publicznych, dwunastowiecznej posiadłości, po renowacji w 2004 roku, znanej jako Demeure des Vieux Bains, pensjonatu należącego do tak zwanej z francuska grupy hoteli Chambre d'hôtes, w tym przypadku z pięcioma kłosami, gdzie za najtańszy nocleg w pokoju z jednym łóżkiem dwuosobowym zapłacimy 180 euro.




    A przy Kościele Saint-Ayoul, o którym wspominałam na początku, straganów już nie było. Mieszkańcy miasteczka przenieśli się na inną atrakcję, na lodowisko urządzone za świątynią. 





    Na dworzec mieliśmy jeszcze kawałek drogi i z pewną ulgą zajęliśmy miejsca we wcześniej podstawionym pociągu do Paryża. 












    Ech, to był piękny grudniowy, przedświąteczny dzień, spędzony wspólnie. Takie wyprawy pozostawiają wiele przyjemnych wspomnień.
Provins, 17 grudnia 2016 roku

3 komentarze:

  1. Rzeczywiście, piękny dzień. I na dodatek tyle wrażeń i pięknych miejsc! Nigdy jeszcze nie odwiedzałam Francji w grudniu... Ale swoją drogą, przerażające są te ceny hoteli w Europie. W Tajlandii mieszkaliśmy w hotelu na bardzo dobrym poziomie za 25 dolarów za noc. Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W okresach jesienno zimowych podróżowanie po Europie jest nieco tańszą przyjemnością, jednak prawdą jest, że wiele hoteli tylko nieznacznie obniża ceny noclegów, ale są i takie, których promocje sięgają 50 procent. Niestety, wielu Polaków, z bardzo niskimi emeryturami, czy pensjami, nie stać na droższe wyjazdy. Ale dzięki internetowi i nabytym umiejętnościom, można i za niewielkie pieniądze wyruszyć w świat. Zresztą Ty o tym wiesz.
      A Twój wyjazd do Tajlandii to cudowna wyprawa. Gratuluję nowych doznać ogrodniczych i nie tylko. Buziaki :)

      Usuń
    2. Podróżując po Europie najczęściej wynajmujemy mieszkania. To o wiele korzystniejsza finansowo opcja. Przyzwoite hotele są nieprzyzwoicie drogie!

      Usuń