Z tym nalotem mocno przesadziłam, ale nie z chęci przyciągnięcia uwagi jak największej ilości czytelników, lecz z miłości do sowy śnieżnej, puchacza śnieżnego (Nyctea scandiaca, Bubo scandiacus).
Miłość ta jest jak najbardziej
odwzajemniona, bowiem kiedy jadę do Silvarium
w Poczopku, biały drapieżnik (samiczka)
z ciemnymi plamami w upierzeniu, zawsze tam na mnie czeka i z chęcią pozuje do
zdjęć tutaj, tutaj i tutaj. Jednak dzisiaj nie będę pisać o zaletach i wadach
mojego ulubionego ptaka mieszkającego w Strigiforium
- Przytulisku, Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Ptaków w Poczopku (sowy - strigiformes),
dzisiaj opowiem o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce w Olsztynie, w niedzielę 20 sierpnia roku 2017.
Tego dnia zwiedzałam razem z Ryszardem starówkę w Olsztynie. Błąkaliśmy się bez konkretnego celu od jednego do drugiego zabytku z czerwonej cegły i utrwalaliśmy na zdjęciach najpiękniejsze naszym zdaniem zakątki. Kościoły fotografowaliśmy tylko z zewnątrz, jako że wszędzie trwały msze święte i nie chcieliśmy przeszkadzać wiernym w ich niedzielnej modlitwie.
Zapuściliśmy się też w uliczki ze starymi kamienicami i tam właśnie przed jednym ze sklepów dostrzegłam puchacza śnieżnego. Siedział sobie na drewnianym pieńku ignorując otoczenie. Zresztą wokoło niego nie było ciekawskiego tłumu. Nawet, kiedy powiedziałam mężowi - Patrz sowa! - Ten się długo nie mógł zorientować gdzie.
I póki co byliśmy jedynymi zainteresowanymi tym niecodziennym w mieście bywalcem, ale kiedy podeszła do nas młoda kobieta, właścicielka drapieżnika i zaczęła nam opowiadać o swojej pasji a ja w międzyczasie robiłam zdjęcia, grupa ciekawskich rosła, i wokoło prezenterki i jej ulubieńców zacieśniało się tak, że bohaterami fotografii nie mogły być już tylko same ptaki.
A ptaków było dwa. Igor - sowa śnieżna i Szu - sowa włochatka.
Igor miał wtedy dwa miesiące i zmieniał jeszcze na głowie upierzenie, a Szu skojarzyła mi się z francuskim wyrazem choux, (czytaj szu) oznaczającym kapustę. Powiedziałam o tym Agnieszce Borowskiej - właścicielce sów, a ona na to, że już ktoś wcześniej o tym wspominał i że imię jej ptaszyny nie sięga korzeni francuskich.
W intrenecie aż wrze od informacji o sowach i wiem, że każdy kto się tymi ptakami interesuje wiele o nich czytał, albo przeczyta po spotkaniu z moją ulubioną sową śnieżną z Poczopka, czy też sowami Agnieszki Borowskiej.
Na zachętę polecam przeurocze dwa filmiki z kąpieli Igora i Szu. Więcej ciekawostek znajdziecie na profilach Agnieszki Borowskiej tutaj i tutaj.
Tego dnia zwiedzałam razem z Ryszardem starówkę w Olsztynie. Błąkaliśmy się bez konkretnego celu od jednego do drugiego zabytku z czerwonej cegły i utrwalaliśmy na zdjęciach najpiękniejsze naszym zdaniem zakątki. Kościoły fotografowaliśmy tylko z zewnątrz, jako że wszędzie trwały msze święte i nie chcieliśmy przeszkadzać wiernym w ich niedzielnej modlitwie.
Zapuściliśmy się też w uliczki ze starymi kamienicami i tam właśnie przed jednym ze sklepów dostrzegłam puchacza śnieżnego. Siedział sobie na drewnianym pieńku ignorując otoczenie. Zresztą wokoło niego nie było ciekawskiego tłumu. Nawet, kiedy powiedziałam mężowi - Patrz sowa! - Ten się długo nie mógł zorientować gdzie.
I póki co byliśmy jedynymi zainteresowanymi tym niecodziennym w mieście bywalcem, ale kiedy podeszła do nas młoda kobieta, właścicielka drapieżnika i zaczęła nam opowiadać o swojej pasji a ja w międzyczasie robiłam zdjęcia, grupa ciekawskich rosła, i wokoło prezenterki i jej ulubieńców zacieśniało się tak, że bohaterami fotografii nie mogły być już tylko same ptaki.
A ptaków było dwa. Igor - sowa śnieżna i Szu - sowa włochatka.
Igor miał wtedy dwa miesiące i zmieniał jeszcze na głowie upierzenie, a Szu skojarzyła mi się z francuskim wyrazem choux, (czytaj szu) oznaczającym kapustę. Powiedziałam o tym Agnieszce Borowskiej - właścicielce sów, a ona na to, że już ktoś wcześniej o tym wspominał i że imię jej ptaszyny nie sięga korzeni francuskich.
W intrenecie aż wrze od informacji o sowach i wiem, że każdy kto się tymi ptakami interesuje wiele o nich czytał, albo przeczyta po spotkaniu z moją ulubioną sową śnieżną z Poczopka, czy też sowami Agnieszki Borowskiej.
Na zachętę polecam przeurocze dwa filmiki z kąpieli Igora i Szu. Więcej ciekawostek znajdziecie na profilach Agnieszki Borowskiej tutaj i tutaj.
A teraz kilka moich zdjęć i moc serdeczności dla Agnieszki Borowskiej, której niecodzienna pasja inspiruje i zachęca do bliższego poznania ptasiej natury.
Olsztyn, 20 sierpnia 2017 roku
Patrze i patrze na te ptaki i nadziwic sie nie moge, i ptakom i ludziom z pasjami. A uwage moja przyciagaja te oczy, nierawdopodobnego koloru! zolte! poza tym niesamowicie madrze patrza, nie dziwie sie ,ze sa symbolem wiedzy, mądrosci.
OdpowiedzUsuńI smiesznie sie pluszcza w wodzie!
Sciskam mocno!
...no i dodajmy do tego Twoja miłość do ptaków i umiejętność wypatrywania nawet tych maluśkich...
UsuńUściski :)
Z uwagą śledzę Twojego bloga , a ten post umknął mojej uwadze i przypomniałam sobie dlaczego . W tym czasie podziwiałam Austrię i poddawałam się romantycznym uniesieniom:)Te sowy są przecudne , a ich oczy oczarują nie jedną osobę . Właścicielka sów ma piękną pasję . Szkoda , że nie mieszka bliżej mnie , mogłabym zorganizować warsztaty dla dzieci z tą panią i jej sowami .
OdpowiedzUsuńAgnieszka Borowska oprócz własnego profilu na Facebooku ma jeszcze fanpage "Sowia dusza"
Usuńhttps://www.facebook.com/search/top/?q=sowia%20dusza
Tam też publikuje zdjęcia ze swoimi ptakami i także z rożnych spotkań i warsztatów...
Pozdrawiam ciepło :)
A to cenne informacje ,buziaki :)
OdpowiedzUsuń