...cd
Wczesne wstawanie jeszcze nie tak dawno
było dla mnie wielką przyjemnością. Dzisiaj, kiedy życie nie funduje mi
większych niespodzianek i planuję jedynie pozostanie w domu, wtedy pozwalam
sobie na nieco dłuższy sen i późniejszą pobudkę. Wynika to być może również z
tego, że przesiaduję długo przed klawiaturą mojego laptopa i piszę, albo
czytam…
Zupełnie inaczej jest poza domem, kiedy
śpię w miejscu, którego nie znam. Wtedy cierpię na bezsenność, a mój sen o ile
przychodzi jest o wiele za krótki i nieustannie bombardowany obrazami minionego
dnia.
Ale podczas ostatniej mojej wyprawy coś się
zmieniło. Spałam doskonale, a wczesnym rankiem budziłam się wypoczęta, gotowa podjąć
kolejne wyzwania…
Zastanawiałam się co było tego powodem i
doszłam do wniosku, że najprawdopodobniej klimat Dalmacji miał zbawienny wpływ
na mój organizm i…, nawet się nie
domyślicie, co jeszcze…?
Otóż tym razem zrezygnowałam, być może ze
zmęczenia, być może z braku czasu, z wieczornych na przemian zimnych i gorących
kąpieli pod prysznicem, które pobudzały krążenie, a co za tym idzie pracę serca
i działały na mój organizm jak mocna kawa i nie pozwalały zasnąć. Wieczorne
ablucje ograniczałam do minimum.
We wtorek dwudziestego dziewiątego maja
obudziłam się o godzinie piątej rano w hotelowym pokoju Medena w Seget Donji,
nadmorskim chorwackim kurorcie w pobliżu Trogiru
i Splitu. Moje dwie koleżanki spały,
kiedy wychodziłam z pokoju ubrana w jednoczęściowy czarno czerwony strój
kąpielowy, przewiązana białym pareo z czarnym egzotycznym nadrukiem, kupionym
na plaży w Acapulco. Nie zapomniałam o okularach i czepku do pływania, bez
których nie czuję się zbyt komfortowo w wodzie, na dodatek słonej. Niestety
mocno przylegające pływackie okularki na długo pozostawiają ślady, w postaci
nieco opuchniętych okolic oczu…
Musiałam przejść przez obszerne lobby
hotelowe połączone z recepcją, w którym od samego rana krążyli hotelowi goście,
w większości Japończycy, a także piloci i stewardesy różnych linii lotniczych,
jako że w niewielkiej odległości, w Splicie, znajdowało się lotnisko.
Ścieżką wiodącą przez sosnowy lasek
doszłam do hotelowej pustej o tej porze plaży. Temperatura powietrza i wody
była mniej więcej taka sama, a zachmurzone mocno niebo póki co nie zapowiadało
pogodnego dnia. Było jeszcze dość ciemno, ale nie na tyle żeby nie widzieć dna.
Stąpałam powoli, unikając kontaktu z jeżowcami, których jest tam naprawdę wiele
i natychmiast jak tylko woda sięgnęła moich ud oderwałam palce stóp od dna. A
mogłam przecież zejść do morza metalową drabinką umieszczoną na końcu
betonowego mola.
|
Seget Donji - Hotel Medena i ścieżka wiodąca na hotelową plażę |
|
Hotelowa plaża o godzinie piątej trzydzieści sześć rano |
Była za kwadrans szósta, kiedy na plaży
pojawiła się czwórka Japończyków. Zatrzymali się na końcu mola i nie mogli
zrozumieć, że o tej porze siedzę w wodzie. Podpłynęłam do nich i po drabince
wyszłam na betonowy brzeg. Rozmawialiśmy różnymi językami, zapytali mnie czy
mogą sobie ze mną zrobić zdjęcia, a kiedy dotykałam ich rąk moimi zimnymi i
mokrymi dłońmi, drżeli na myśl o zanurzeniu się w morzu. A ponieważ aparat
fotograficzny zawsze na wycieczkach mam przy sobie poprosiłam i ja o kilka
fotografii – z niektórych zrobiłam kolaż. Kiedy ponownie cieszyłam się moją
pływacką przypadłością moi japońscy obserwatorzy stali jeszcze kilka minut na
brzegu, po czym wolno bez pośpiechu oddalili się w kierunku Trogiru, który po
śniadaniu, tak jak i moja grupa, mieli zwiedzać.
Niecodzienność, niezwykłość miejsca,
ciekawość nie pozwalają mi na trwonienie czasu. Wychodzę z założenia, że powinnam
wykorzystać go maksymalnie, bo kto wie czy kiedykolwiek jeszcze tam wrócę.
Teoretycznie jest to możliwe, ale w praktyce…?
Wróciłam do hotelu i po porannym prysznicu
zeszłam na dół do jadalni na śniadanie…
Trogir
kojarzyć mi się zawsze będzie z dzwonnicą Katedry
św. Wawrzyńca i podnoszonym mostem łączącym malutką wysepkę, na której leży
Stare Miasto zwane Małą Wenecją z wyspą Čiovo. Nigdy przedtem na takim moście
nie byłam i wierzcie mi, że warto było go zobaczyć z bliska i zrobić kilka
zdjęć. I nie tylko ja wpadłam na taki pomysł. Przede mną kroczył młody fotograf
z plecakiem na plecach, aparatem na szyi i pokaźnych rozmiarów statywem w
rękach. Zatrzymał się po środku i ustawił sprzęt. Dyskretnie go obserwowałam
pstrykając fotki. Ale! Nie uwierzycie! Nie mogłam opanować ani drżenia rąk ani
drżenia nóg! Drżałam a może trzęsłam się cała…, chi, chi, chi…, i nie z powodu
obecności przystojnego fotografa, nie…, ale z powodu trzęsącego się mostu.
Miałam wrażenie, że za chwilę metalowe jakoś dziwnie nakładające się na siebie
nawierzchnie przęsła rozpadną się i gdybym stanęła jedną nogą na jednej płycie,
a drugą na drugiej, to każda część mojego ciała trzęsłaby się inaczej. Miałam
motyle w brzuchu, kiedy poprosiłam przystojniaka, Anglika jak się okazało, o
zrobienie mi zdjęcia na tle pięknego miejskiego nabrzeża. Ech…, ale się
uśmieliśmy. Anglik także miał problemy i nie mógł opanować rąk, a ruch na moście
jak na ironię losu był wielki. Staliśmy tak na środku trzęsąc się i trzęsąc, ja
ciągle gotowa z przylepionym uśmiechem, a mój fotograf z co raz to odpadającym
od oka wizjerem aparatu…
|
Podnoszony most między Trogirem a wyspą Čiovo |
|
Wyspa Čiovo po lewej, Trogir po prawej - widok z mostu |
|
Wyspa Čiovo - widok z drugiej strony mostu |
|
Stary Trogir - widok z mostu |
|
Moja angielska przygoda na zwodzonym trzęsącym się moście |
Kolejną trogirską przygodę przeżyłam na
dzwonnicy Katedry św. Wawrzyńca, do której wróciłam z Basią w czasie wolnym,
już po zwiedzaniu starówki w towarzystwie Jana, Chorwata pochodzenia polskiego.
Jan zdecydowanie wyróżniał się na tle innych przewodników. Mówił bardzo
wyraźnie, bez zbędnych emocji, z właściwym tylko sobie przekąsem i żartem.
Podobało mi się jego poczucie humoru. Kiedy zatrzymaliśmy się obok piętnastowiecznego
gotycko renesansowego Pałacu Ćipiko, Jan
w zabawny sposób opowiedział historię trogirskiej, najzamożniejszej, kupieckiej
rodziny Ćipiko, która pałaców w Trogirze posiadała sztuk dwa. Zapisałam sobie
nawet, jakie zwyczaje panowały w owych czasach. Otóż, kiedy w rodzinie urodził
się syn, od razu po urodzeniu otrzymywał pałac, a kiedy rodziło się dziecko –
czyli córka, ta nie otrzymywała niczego. Córki w owych czasach mogły szukać
szczęścia u boku męża albo wybrać życie za furtą jednego z czternastu okolicznych
klasztorów. Jednym słowem, albo mąż, albo klasztor, nigdy rodzice! Inną
żartobliwie opowiedzianą przez Jana historię usłyszałam pod miejskim
pręgierzem. Jan wyciągnął z grupy Julię, która naszej pani Lidii kojarzyła się
z Małą Mi i przystawił ją do muru z rękoma uwiązanymi ponad głową, po
czym oznajmił, że Mała Mi została skazana na karę wielogodzinnego opalania się
na widoku publicznym doskonale widoczna z każdego miejsca rynku i że po odbyciu
kary będzie mogła opuścić miasto na zawsze i poza jego murami rozpocząć nowe
życie…
|
Mała Mi i Jan - pręgierz przy Wieży Zegarowej |
Ale wrócę jeszcze do katedralnej dzwonnicy,
na którą wspięłam się po ażurowej drabinie, początkowo z lękiem, potem nieco
odważniej, widząc jak starsza ode mnie Basia geodetka śmiało stawia stopy na
kolejnych szczeblach. Ech, prosta zasada nie patrzeć w dół, kiedy nie ma
wyraźnie zaznaczonych pięter, a pod tobą głęboka czeluść.
Widok roztaczający się z wieży wart był
trudu wspinania się. Przyjemny delikatny wiaterek omiatający wnętrze dzwonnicy
i snujący się wokoło, pomiędzy gotyckimi kolumienkami sprawiał, że czułam się
lekko i swobodnie. Nie mogłam wprost napatrzeć się na dachy miasta i Adriatyk
oblewający wyspę Čiovo. Stąd też mogłam ogarnąć wzrokiem główny plac, noszący
od 1980 roku imię Jana Pawła II, zabytki wokół placu i nie tylko, a także wszystkie
uliczki Starego Trogiru zamknięte chociażby z powodu niewystarczającej
szerokości dla ruchu kołowego. Przyjemnie było rozpoznawać te miejsca, w
których jeszcze przed chwilą byłam, zatrzymywałam się, robiłam zdjęcia….
|
Brama Lądowa z lwem św. Marka i figurą św. Jana z Trogiru - patrona miasta - wejście na starówkę |
|
Plac Jana Pawła II i moja grupa |
|
Pałac Ćipiko z dwoma triforiami i balustradą z jasnego kamienia |
|
Plac Jana Pawła II z Pałacem Ćipiko i Katedrą św. Wawrzyńca |
|
Katedra Św. Wawrzyńca zbudowana na ruinach kościoła zburzonego przez Saracenów w 1123 roku |
|
Wnętrze katedry: ołtarz główny - XIV w; stalle z drzewa orzechowego - XV-XVI w; ośmiokątna ambona - XIII w; świecznik z drzewa orzechowego w kształcie czteroramiennego przestrzennego krzyża - XVI w |
|
Wnętrze katedry - Kaplica św. Jana Ursiniego z Trogiru - patrona miasta - dzieło Andrija Alesi - XV w |
|
Baptysterium - jedno z wielu dzieł albańskiego architekta i rzeźbiarza Andrija Alesi |
|
Portal Radovana z figurami Adama i Ewy i Chrzest Pana Jezusa nad wejściem do baptysterium |
|
Wieża Zegarowa z Loggią Miejską do której przylega Kościół św. Barbary |
|
Koncert tenorów w Loggi Miejskiej - artyści promują i sprzedają w ten sposób swoją płytę |
|
Ratusz w Trogirze przy Placu Jana Pawła II |
|
Kościół św. Jana Chrzciciela |
|
Dzwonnica Kościoła św. Michała |
|
Kościół św. Mikołaja |
|
Czworokątna piętnastowieczna Twierdza Kamerlengo |
|
Trogir - widok z dzwonnicy Katedry św. Wawrzyńca |
|
Miasto założyli Grecy trzysta lat przed naszą erą |
|
Trogir, Tragurion - w tłumaczeniu Kozia Wieś |
|
Trogir od samego początku rozwijał się jako miasto portowe |
|
Fragment dzwonnicy Kościoła św. Jana Chrzciciela w Starym Trogirze i wyspa Čiovo |
|
Czterdziestosiedmiometrowa dzwonnica Katedry św. Wawrzyńca |
|
Czterdziestosiedmiometrowa dzwonnica Katedry św. Wawrzyńca |
W Trogirze spędziłam większość dnia.
Czasami w krętych, kamiennych, uliczkach spotykałam kogoś z mojej grupy,
czasami na chwilę przyłączałam się do kogoś, albo zaglądałam na niewielkie
dziedzińce i małe podwórka wypełnione kawiarnianymi stolikami, wygodnymi
krzesłami i zielonymi roślinami. Gdybym miała zostać w Trogirze kilka dni na
pewno przysiadłabym w jednym z tych malowniczych, romantycznych zaułków, ale
takiej sposobności nie było, więc, żeby zbyt wiele nie umknęło mojej uwadze
wybrałam kawiarniany stolik na nabrzeżnej promenadzie biegnącej wzdłuż portu,
zamówiłam kawę i obserwowałam życie tego niezwykle ciekawego miejsca. Pogoda
była wspaniała, mimo iż poranek jawił się w ciemnych, gęstych chmurach, które
dopiero późnym popołudniem pojawiły się znowu.
|
Stary Trogir |
|
Stary Trogir |
|
Moja kawa |
|
Riva - bulwar spacerowy |
|
To trogirskie nabrzeże przypominało mi trochę Promenadę Anglików w Nicei |
|
Portowe życie |
|
W trogirskim porcie |
|
Trogir - nadmorska promenada |
|
Wieża Vitturi |
Moje trzy młodsze koleżanki
wróciły pieszo do hotelu w Seget Donji. Musiały pokonać ponad sześć
kilometrów, jakie dzieliły starówkę i hotel. Ja natomiast pojechałam autokarem,
ale do Trogiru wróciłam raz jeszcze tego samego dnia dochodząc tylko do obrzeży
miasta, jakieś dziewięć kilometrów w obie strony.
Warto było, bo między hotelem
a Trogirem rozpościerała się szesnastowieczna wieś Seget Donji z portem
rybackim i jachtowym…
|
Pensjonat w Seget Donji |
|
Z Seget Donji do Trogiru jest około czterech kilometrów, do starówki ponad sześć |
|
Trogir od strony Seget Donji - idę cały czas brzegiem Adriatyku |
|
Seget Donji - wieś rybacka w pobliżu Trogiru |
|
Port jachtowy w Seget Donji |
|
Przy drewnianych kładkach cumują luksusowe jachty |
|
Panuje tu żeglarska dyscyplina |
|
W Seget Donji można wynająć jacht |
|
Wynajęcie jachtu kosztuje majątek |
|
Piękny! Prawda? |
|
Gdybym był bogaczem, dejdel, didel, dejdel, digu, digu, didel, dejdel dum...., ech... |
|
Piękny port |
|
Nie tylko piękny, ale i nowoczesny port w Seget Donji |
|
Port w Seget Donji |
|
Rejsy takimi jachtami są poza moimi możliwościami i być może dlatego nigdy o nich nie marzyłam |
|
Wracam do hotelu - zbiera się na burzę |
|
Jest tutaj mnóstwo prywatnych plaż, dla tych którzy preferują ciszę i spokój |
|
Kolorowy nadmorski obrazek |
Jakby tego nie było dość, namówiłam Basię
na późną kąpiel w Adriatyku. Basia wyposażona w odpowiednie obuwie, nie
obawiając się spotkania z jeżowcami weszła do wody wprost z kamienistej plaży i natychmiast bez zbędnych ceregieli zanurkowała w ciemną już czeluść, ja natomiast nauczona doświadczeniem poranka i pozbawiona ochronnych pantofli weszłam do morza po drabince….
Dodam na koniec, że w ciepłych zatokach
Adriatyku wystarczy zakotwiczyć zwykły sznurek z jakimś pływakiem, żeby
następnego dnia wyłowić oblepiające go małże. Przemieszczając się wzdłuż
wybrzeża mogłam zaobserwować wiele takich punkcików – łapaczy małży…
Chorwacja: Seget Donji, Trogir - wspomnienie z 29 maja 2012 roku
cdn ...
Ciekawa bardzo relacja i jak zawsze wycieczke wykorzystalas do maximum! bardzo ladne okolice! znalazlas sposob na ciekawe zycie!!!pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńGrażynko, jest mi niezmiernie miło, że zyskałam w Tobie czytelnika, tym bardziej, że obie lubimy podróże i przyrodę. Jesteś niezwykle wrażliwą i ciekawą kobietą umiejącą dostrzec całe otaczające nas piękno.
UsuńŚciskam mocno :)
Trogir odwiedzę może podczas tych wakacji :) Wygląda pięknie - z tego co wiem, to jeśli jest kraj, w którym są wszystkie style architektoniczne, to jest to właśnie Chorwacja. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAlu, naprawdę warto przejść wszystkimi uliczkami Starego Trogiru, który leży na niewielkiej wysepce. Od strony lądu na Małą Wenecję prowadzą trzy mosty, warto także przejść zwodzonym mostem na wyspę Čiovo. A co najważniejsze cały Stary Trogir dokładnie obejść wokoło. Niespodzianki gwarantowane.
UsuńWybierz się tam koniecznie. Niedaleko masz Split.Tam też zajrzyj.
Ściskam serdecznie.
Napisałam komentarz i mi zjadło :( W każdym razie - może odwiedzę Trogir podczas tych wakacji! :)
OdpowiedzUsuńPardon Słońce, że dopiero dzisiaj śmigiem po orbicie, ale niewiele mam wolnego czasu. O rannym wstawaniu nie musisz mi nawet mówić: Przed 10 rano nie uświadczy się Anhellego na nogach a jak już wygrzebię się z wyra, z włosem alla Einstein w pionie, ślepiami jak maleńkie kropki czy kreski, lepiej nie wchodzić mi w drogę przez pierwszą kawą. X,D
OdpowiedzUsuńTrogir - to naprawdę wspaniałe miasto. Niemalże czułam słoną bryzę na twarzy i jak widzę, niezła z ciebie pływaczka. To stąd taka figura :D Tak trzymać.
Reszta zdjęć, zwłaszcza uliczki i rzut na miasto sponad dachów, robi wrażenie. Ileż to pięknych miejsc jest na naszym starym, poczciwym kontynencie, nie trzeba wcale jeździć w egzotyczne strony.
Pozdrawiam serdecznie, Podróżniczko :) :*** (Cmok-Ćmok-Cmok).
Ze mną jest podobnie. Dzień rozpoczynam od wypicia dwóch niespełna półlitrowych kubków kawy i jem niewielkie śniadanie. Potem w ciągu dnia po ten paskudny napój sięgam jeszcze kilka razy.
UsuńCoraz rzadziej niestety dbam o figurę, przesiadując godzinami przed komputerem, albo z nosem w książce. Na stare lata zaczynam ćwiczyć mózg, ażeby mi nie zwiotczał i nie zdemenciał...
Od sierpnia, tego miesiąca postanowiłam wrócić po długiej przerwie na basen i przynajmniej raz w tygodniu popływać...
Masz rację Basieńko, na starym kontynencie jest tyle ciekawych miejsc, że nie koniecznie trzeba gnać na koniec świata w egzotykę, w cywilizacje bardziej nam odległe...
Zapraszam Cię do Splitu. Tam dopiero czuje się głód wiedzy !!!
Ściskam mocno :)*** (Cmok-Ćmok-Cmok)