środa, 1 sierpnia 2012

Trogir, Seget i JA

...cd
    Wczesne wstawanie jeszcze nie tak dawno było dla mnie wielką przyjemnością. Dzisiaj, kiedy życie nie funduje mi większych niespodzianek i planuję jedynie pozostanie w domu, wtedy pozwalam sobie na nieco dłuższy sen i późniejszą pobudkę. Wynika to być może również z tego, że przesiaduję długo przed klawiaturą mojego laptopa i piszę, albo czytam…
    Zupełnie inaczej jest poza domem, kiedy śpię w miejscu, którego nie znam. Wtedy cierpię na bezsenność, a mój sen o ile przychodzi jest o wiele za krótki i nieustannie bombardowany obrazami minionego dnia.
    Ale podczas ostatniej mojej wyprawy coś się zmieniło. Spałam doskonale, a wczesnym rankiem budziłam się wypoczęta, gotowa podjąć kolejne wyzwania…
    Zastanawiałam się co było tego powodem i doszłam do wniosku, że najprawdopodobniej klimat Dalmacji miał zbawienny wpływ na mój  organizm i…, nawet się nie domyślicie, co jeszcze…?
    Otóż tym razem zrezygnowałam, być może ze zmęczenia, być może z braku czasu, z wieczornych na przemian zimnych i gorących kąpieli pod prysznicem, które pobudzały krążenie, a co za tym idzie pracę serca i działały na mój organizm jak mocna kawa i nie pozwalały zasnąć. Wieczorne ablucje ograniczałam do minimum.
   
     We wtorek dwudziestego dziewiątego maja obudziłam się o godzinie piątej rano w hotelowym pokoju Medena w Seget Donji, nadmorskim chorwackim kurorcie w pobliżu Trogiru i Splitu. Moje dwie koleżanki spały, kiedy wychodziłam z pokoju ubrana w jednoczęściowy czarno czerwony strój kąpielowy, przewiązana białym pareo z czarnym egzotycznym nadrukiem, kupionym na plaży w Acapulco. Nie zapomniałam o okularach i czepku do pływania, bez których nie czuję się zbyt komfortowo w wodzie, na dodatek słonej. Niestety mocno przylegające pływackie okularki na długo pozostawiają ślady, w postaci nieco opuchniętych okolic oczu…
    Musiałam przejść przez obszerne lobby hotelowe połączone z recepcją, w którym od samego rana krążyli hotelowi goście, w większości Japończycy, a także piloci i stewardesy różnych linii lotniczych, jako że w niewielkiej odległości, w Splicie, znajdowało się lotnisko.
     Ścieżką wiodącą przez sosnowy lasek doszłam do hotelowej pustej o tej porze plaży. Temperatura powietrza i wody była mniej więcej taka sama, a zachmurzone mocno niebo póki co nie zapowiadało pogodnego dnia. Było jeszcze dość ciemno, ale nie na tyle żeby nie widzieć dna. Stąpałam powoli, unikając kontaktu z jeżowcami, których jest tam naprawdę wiele i natychmiast jak tylko woda sięgnęła moich ud oderwałam palce stóp od dna. A mogłam przecież zejść do morza metalową drabinką umieszczoną na końcu betonowego mola.

Seget Donji - Hotel Medena i ścieżka wiodąca na hotelową plażę

Hotelowa plaża o godzinie piątej trzydzieści sześć rano

    Była za kwadrans szósta, kiedy na plaży pojawiła się czwórka Japończyków. Zatrzymali się na końcu mola i nie mogli zrozumieć, że o tej porze siedzę w wodzie. Podpłynęłam do nich i po drabince wyszłam na betonowy brzeg. Rozmawialiśmy różnymi językami, zapytali mnie czy mogą sobie ze mną zrobić zdjęcia, a kiedy dotykałam ich rąk moimi zimnymi i mokrymi dłońmi, drżeli na myśl o zanurzeniu się w morzu. A ponieważ aparat fotograficzny zawsze na wycieczkach mam przy sobie poprosiłam i ja o kilka fotografii – z niektórych zrobiłam kolaż. Kiedy ponownie cieszyłam się moją pływacką przypadłością moi japońscy obserwatorzy stali jeszcze kilka minut na brzegu, po czym wolno bez pośpiechu oddalili się w kierunku Trogiru, który po śniadaniu, tak jak i moja grupa, mieli zwiedzać.
    Niecodzienność, niezwykłość miejsca, ciekawość nie pozwalają mi na trwonienie czasu. Wychodzę z założenia, że powinnam wykorzystać go maksymalnie, bo kto wie czy kiedykolwiek jeszcze tam wrócę. Teoretycznie jest to możliwe, ale w praktyce…?
    Wróciłam do hotelu i po porannym prysznicu zeszłam na dół do jadalni na śniadanie…



    Trogir kojarzyć mi się zawsze będzie z dzwonnicą Katedry św. Wawrzyńca i podnoszonym mostem łączącym malutką wysepkę, na której leży Stare Miasto zwane Małą Wenecją z wyspą Čiovo. Nigdy przedtem na takim moście nie byłam i wierzcie mi, że warto było go zobaczyć z bliska i zrobić kilka zdjęć. I nie tylko ja wpadłam na taki pomysł. Przede mną kroczył młody fotograf z plecakiem na plecach, aparatem na szyi i pokaźnych rozmiarów statywem w rękach. Zatrzymał się po środku i ustawił sprzęt. Dyskretnie go obserwowałam pstrykając fotki. Ale! Nie uwierzycie! Nie mogłam opanować ani drżenia rąk ani drżenia nóg! Drżałam a może trzęsłam się cała…, chi, chi, chi…, i nie z powodu obecności przystojnego fotografa, nie…, ale z powodu trzęsącego się mostu. Miałam wrażenie, że za chwilę metalowe jakoś dziwnie nakładające się na siebie nawierzchnie przęsła rozpadną się i gdybym stanęła jedną nogą na jednej płycie, a drugą na drugiej, to każda część mojego ciała trzęsłaby się inaczej. Miałam motyle w brzuchu, kiedy poprosiłam przystojniaka, Anglika jak się okazało, o zrobienie mi zdjęcia na tle pięknego miejskiego nabrzeża. Ech…, ale się uśmieliśmy. Anglik także miał problemy i nie mógł opanować rąk, a ruch na moście jak na ironię losu był wielki. Staliśmy tak na środku trzęsąc się i trzęsąc, ja ciągle gotowa z przylepionym uśmiechem, a mój fotograf z co raz to odpadającym od oka wizjerem aparatu…

Podnoszony most między Trogirem a wyspą Čiovo

Wyspa Čiovo po lewej, Trogir po prawej - widok z mostu

Wyspa Čiovo - widok z drugiej strony mostu

Stary Trogir - widok z mostu

Moja angielska przygoda na zwodzonym trzęsącym się moście
  
   Kolejną trogirską przygodę przeżyłam na dzwonnicy Katedry św. Wawrzyńca, do której wróciłam z Basią w czasie wolnym, już po zwiedzaniu starówki w towarzystwie Jana, Chorwata pochodzenia polskiego. Jan zdecydowanie wyróżniał się na tle innych przewodników. Mówił bardzo wyraźnie, bez zbędnych emocji, z właściwym tylko sobie przekąsem i żartem. Podobało mi się jego poczucie humoru. Kiedy zatrzymaliśmy się obok piętnastowiecznego gotycko renesansowego Pałacu Ćipiko, Jan w zabawny sposób opowiedział historię trogirskiej, najzamożniejszej, kupieckiej rodziny Ćipiko, która pałaców w Trogirze posiadała sztuk dwa. Zapisałam sobie nawet, jakie zwyczaje panowały w owych czasach. Otóż, kiedy w rodzinie urodził się syn, od razu po urodzeniu otrzymywał pałac, a kiedy rodziło się dziecko – czyli córka, ta nie otrzymywała niczego. Córki w owych czasach mogły szukać szczęścia u boku męża albo wybrać życie za furtą jednego z czternastu okolicznych klasztorów. Jednym słowem, albo mąż, albo klasztor, nigdy rodzice! Inną żartobliwie opowiedzianą przez Jana historię usłyszałam pod miejskim pręgierzem. Jan wyciągnął z grupy Julię, która naszej pani Lidii kojarzyła się z Małą Mi i przystawił ją do muru z rękoma uwiązanymi ponad głową, po czym oznajmił, że Mała Mi została skazana na karę wielogodzinnego opalania się na widoku publicznym doskonale widoczna z każdego miejsca rynku i że po odbyciu kary będzie mogła opuścić miasto na zawsze i poza jego murami rozpocząć nowe życie…

Mała Mi i Jan - pręgierz przy Wieży Zegarowej

     Ale wrócę jeszcze do katedralnej dzwonnicy, na którą wspięłam się po ażurowej drabinie, początkowo z lękiem, potem nieco odważniej, widząc jak starsza ode mnie Basia geodetka śmiało stawia stopy na kolejnych szczeblach. Ech, prosta zasada nie patrzeć w dół, kiedy nie ma wyraźnie zaznaczonych pięter, a pod tobą głęboka czeluść.
    Widok roztaczający się z wieży wart był trudu wspinania się. Przyjemny delikatny wiaterek omiatający wnętrze dzwonnicy i snujący się wokoło, pomiędzy gotyckimi kolumienkami sprawiał, że czułam się lekko i swobodnie. Nie mogłam wprost napatrzeć się na dachy miasta i Adriatyk oblewający wyspę Čiovo. Stąd też mogłam ogarnąć wzrokiem główny plac, noszący od 1980 roku imię Jana Pawła II, zabytki wokół placu i nie tylko, a także wszystkie uliczki Starego Trogiru zamknięte chociażby z powodu niewystarczającej szerokości dla ruchu kołowego. Przyjemnie było rozpoznawać te miejsca, w których jeszcze przed chwilą byłam, zatrzymywałam się, robiłam zdjęcia….

Brama Lądowa z lwem św. Marka i figurą św. Jana z Trogiru - patrona miasta - wejście na starówkę

Plac Jana Pawła II i moja grupa

Pałac Ćipiko z dwoma triforiami i balustradą z jasnego kamienia

Plac Jana Pawła II z Pałacem Ćipiko i Katedrą św. Wawrzyńca

Katedra Św. Wawrzyńca zbudowana na ruinach kościoła zburzonego przez Saracenów w 1123 roku

Wnętrze katedry: ołtarz główny - XIV w; stalle z drzewa orzechowego - XV-XVI w; ośmiokątna ambona - XIII w; świecznik z drzewa orzechowego w kształcie czteroramiennego przestrzennego krzyża  - XVI w

Wnętrze katedry - Kaplica św. Jana Ursiniego z Trogiru - patrona miasta - dzieło Andrija Alesi - XV w

Baptysterium - jedno z wielu dzieł albańskiego architekta i rzeźbiarza Andrija Alesi

Portal Radovana z figurami Adama i Ewy i Chrzest Pana Jezusa nad wejściem do baptysterium

Wieża Zegarowa z Loggią Miejską do której przylega Kościół św. Barbary

Koncert tenorów  w Loggi Miejskiej - artyści promują i sprzedają w ten sposób swoją płytę

Ratusz w Trogirze przy Placu Jana Pawła II

Kościół św. Jana Chrzciciela

Dzwonnica Kościoła św. Michała

Kościół św. Mikołaja

Czworokątna piętnastowieczna Twierdza Kamerlengo

Trogir - widok z dzwonnicy Katedry św. Wawrzyńca

Miasto założyli Grecy trzysta lat przed naszą erą

Trogir, Tragurion - w tłumaczeniu Kozia Wieś

Trogir od samego początku rozwijał się jako miasto portowe

Fragment dzwonnicy Kościoła św. Jana Chrzciciela w Starym Trogirze i wyspa Čiovo

Czterdziestosiedmiometrowa dzwonnica Katedry św. Wawrzyńca

Czterdziestosiedmiometrowa dzwonnica Katedry św. Wawrzyńca

      W Trogirze spędziłam większość dnia. Czasami w krętych, kamiennych, uliczkach spotykałam kogoś z mojej grupy, czasami na chwilę przyłączałam się do kogoś, albo zaglądałam na niewielkie dziedzińce i małe podwórka wypełnione kawiarnianymi stolikami, wygodnymi krzesłami i zielonymi roślinami. Gdybym miała zostać w Trogirze kilka dni na pewno przysiadłabym w jednym z tych malowniczych, romantycznych zaułków, ale takiej sposobności nie było, więc, żeby zbyt wiele nie umknęło mojej uwadze wybrałam kawiarniany stolik na nabrzeżnej promenadzie biegnącej wzdłuż portu, zamówiłam kawę i obserwowałam życie tego niezwykle ciekawego miejsca. Pogoda była wspaniała, mimo iż poranek jawił się w ciemnych, gęstych chmurach, które dopiero późnym popołudniem pojawiły się znowu. 


Stary Trogir

Stary Trogir

Moja kawa

Riva - bulwar spacerowy

To trogirskie nabrzeże przypominało mi trochę Promenadę Anglików w Nicei

Portowe życie

W trogirskim porcie

Trogir - nadmorska promenada

Wieża Vitturi

     Moje trzy młodsze koleżanki wróciły pieszo do hotelu w Seget Donji. Musiały pokonać ponad sześć kilometrów, jakie dzieliły starówkę i hotel. Ja natomiast pojechałam autokarem, ale do Trogiru wróciłam raz jeszcze tego samego dnia dochodząc tylko do obrzeży miasta, jakieś dziewięć kilometrów w obie strony.
Warto było, bo między hotelem a Trogirem rozpościerała się szesnastowieczna wieś Seget Donji z portem rybackim i jachtowym…

Pensjonat w Seget Donji

Z Seget Donji do Trogiru jest około czterech kilometrów, do starówki ponad sześć

Trogir od strony Seget Donji - idę cały czas brzegiem Adriatyku

Seget Donji - wieś rybacka w pobliżu Trogiru

Port jachtowy w Seget Donji

Przy drewnianych kładkach cumują luksusowe jachty

Panuje tu żeglarska dyscyplina

W Seget Donji można wynająć jacht

Wynajęcie jachtu kosztuje majątek

Piękny! Prawda?

Gdybym był bogaczem, dejdel, didel, dejdel, digu, digu, didel, dejdel dum...., ech...

Piękny port

Nie tylko piękny, ale i nowoczesny port w Seget Donji

Port w Seget Donji

Rejsy takimi jachtami są poza moimi możliwościami i być może dlatego nigdy o nich nie marzyłam

Wracam do hotelu - zbiera się na burzę

Jest tutaj mnóstwo prywatnych plaż, dla tych którzy preferują ciszę i spokój

Kolorowy nadmorski obrazek

    Jakby tego nie było dość, namówiłam Basię na późną kąpiel w Adriatyku. Basia wyposażona w odpowiednie obuwie, nie obawiając się spotkania z jeżowcami weszła do wody wprost z kamienistej plaży i natychmiast bez zbędnych ceregieli zanurkowała w ciemną już czeluść, ja natomiast nauczona doświadczeniem poranka i pozbawiona ochronnych pantofli weszłam do morza po drabince….
    Dodam na koniec, że w ciepłych zatokach Adriatyku wystarczy zakotwiczyć zwykły sznurek z jakimś pływakiem, żeby następnego dnia wyłowić oblepiające go małże. Przemieszczając się wzdłuż wybrzeża mogłam zaobserwować wiele takich punkcików – łapaczy małży…

Chorwacja: Seget Donji, Trogir - wspomnienie z 29 maja 2012 roku

cdn ...

7 komentarzy:

  1. Ciekawa bardzo relacja i jak zawsze wycieczke wykorzystalas do maximum! bardzo ladne okolice! znalazlas sposob na ciekawe zycie!!!pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażynko, jest mi niezmiernie miło, że zyskałam w Tobie czytelnika, tym bardziej, że obie lubimy podróże i przyrodę. Jesteś niezwykle wrażliwą i ciekawą kobietą umiejącą dostrzec całe otaczające nas piękno.
      Ściskam mocno :)

      Usuń
  2. Trogir odwiedzę może podczas tych wakacji :) Wygląda pięknie - z tego co wiem, to jeśli jest kraj, w którym są wszystkie style architektoniczne, to jest to właśnie Chorwacja. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alu, naprawdę warto przejść wszystkimi uliczkami Starego Trogiru, który leży na niewielkiej wysepce. Od strony lądu na Małą Wenecję prowadzą trzy mosty, warto także przejść zwodzonym mostem na wyspę Čiovo. A co najważniejsze cały Stary Trogir dokładnie obejść wokoło. Niespodzianki gwarantowane.
      Wybierz się tam koniecznie. Niedaleko masz Split.Tam też zajrzyj.
      Ściskam serdecznie.

      Usuń
  3. Napisałam komentarz i mi zjadło :( W każdym razie - może odwiedzę Trogir podczas tych wakacji! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pardon Słońce, że dopiero dzisiaj śmigiem po orbicie, ale niewiele mam wolnego czasu. O rannym wstawaniu nie musisz mi nawet mówić: Przed 10 rano nie uświadczy się Anhellego na nogach a jak już wygrzebię się z wyra, z włosem alla Einstein w pionie, ślepiami jak maleńkie kropki czy kreski, lepiej nie wchodzić mi w drogę przez pierwszą kawą. X,D
    Trogir - to naprawdę wspaniałe miasto. Niemalże czułam słoną bryzę na twarzy i jak widzę, niezła z ciebie pływaczka. To stąd taka figura :D Tak trzymać.
    Reszta zdjęć, zwłaszcza uliczki i rzut na miasto sponad dachów, robi wrażenie. Ileż to pięknych miejsc jest na naszym starym, poczciwym kontynencie, nie trzeba wcale jeździć w egzotyczne strony.

    Pozdrawiam serdecznie, Podróżniczko :) :*** (Cmok-Ćmok-Cmok).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze mną jest podobnie. Dzień rozpoczynam od wypicia dwóch niespełna półlitrowych kubków kawy i jem niewielkie śniadanie. Potem w ciągu dnia po ten paskudny napój sięgam jeszcze kilka razy.

      Coraz rzadziej niestety dbam o figurę, przesiadując godzinami przed komputerem, albo z nosem w książce. Na stare lata zaczynam ćwiczyć mózg, ażeby mi nie zwiotczał i nie zdemenciał...

      Od sierpnia, tego miesiąca postanowiłam wrócić po długiej przerwie na basen i przynajmniej raz w tygodniu popływać...

      Masz rację Basieńko, na starym kontynencie jest tyle ciekawych miejsc, że nie koniecznie trzeba gnać na koniec świata w egzotykę, w cywilizacje bardziej nam odległe...
      Zapraszam Cię do Splitu. Tam dopiero czuje się głód wiedzy !!!

      Ściskam mocno :)*** (Cmok-Ćmok-Cmok)

      Usuń