piątek, 9 października 2015

Z czego słyną podlaskie Kiermusy...


     Z Tykocina do Kiermus to zaledwie pięć kilometrów bardzo dobrej drogi o nowej nawierzchni asfaltowej gładziutkiej jak masło, ale zdecydowanie za wąskiej. Często, specjalistyczne wolne pojazdy rolnicze zajmują całą jej szerokość, ale kierujący nimi są bardzo uprzejmi i zjeżdżają na pobocze ustępując drogi osobówkom zmierzającym do Dworku nad Łąkami.
    Pojechałam tam z Alą po obiedzie w tykocińskiej restauracji Tejsza na jakiś dobry deser i kawę i oczywiście na szwendy po rozległej dolinie Narwi, tak dla przyjemności i dla spalenia nazbyt dużej ilości przyswojonych tego dnia kalorii.

   
Zaparkowałam na parkingu usytuowanym między Dworkiem nad Łąkami i Karczmą Rzym a pięcioma Dworskimi Czworakami. Na rozległej przesiece znajdowało się sporo samochodów i motocykli z rejestracjami z różnych zakątków Polski. Być może wielu ich posiadaczy spędzało weekend w Kiermusach, albo też dzień wcześniej przyjechało na Jarmark Staroci i Rękodzieła Ludowego, zwany także Jarmarkiem z Żubrem, który tradycyjnie od jakiegoś czasu odbywa się na Czarciej Polanie w każdą pierwszą niedzielę miesiąca. 




     Pogoda dopisywała, złota polska jesień przesycona zapachami lasu i rzeki wisiała w powietrzu, tylko niebo poryte było szerokimi smugami chemicznymi - chemtrails (poczytaj o chemtrails, pooglądaj filmy, posłuchaj co mówią na ten temat naukowcy..., sam poobserwuj niebo i zdecyduj, czy to jest teoria spiskowa, czy ktoś celowo zatruwa środowisko...) tworzącymi gęstą szachownicę nad naszymi głowami. Nie lubię takiego nieba, nie zachwycam się takim i staram się jak mogę takiego nie fotografować!

   
Najpierw, zanim postawiłyśmy nogę w karczmie obeszłyśmy dookoła Dworskie Czworaki przy których dogorywała już uprawa konopi ponoć zwanych włóknistymi, wielu twierdzi, że to po prostu marihuana - konopie indyjskie. Nie wiedziałam o tej uprawie i spacerując między domami z kolorowymi okiennicami mówiłam do Ali:
    - Popatrz, popatrz, a to ci dopiero, marychę w Kiermusach uprawiają!
    No i jak się okazało konopie siewne uprawia się legalnie, znajdują się one w menu karczmy - dodaje się je do dwóch sałatek i ponoć posypywane będą nimi ciasteczka. Brawo, brawo, przecież posiadają właściwości lecznicze! - Popieram!

   
A czworaki mają swoje nazwy, nawiązujące do rzemiosł takich jak:
      Rybak       - domek z niebieskimi okiennicami
      Garncarz  - domek z turkusowymi okiennicami
      Tkacz       - domek z fioletowymi okiennicami
      Bartnik     - domek z zielonymi okiennicami
      Kowal       - domek z czerwonymi okiennicami

 














   Po spacerku między domostwami i polami więdnących konopi, przekroczyłyśmy próg Karczmy Rzym w nadziei na dobry kaloryczny deser i kawę z mlekiem w jak największych filiżankach, taką co by nawodniła nieco organizm i postawiła na nogi po dużej dawce tlenu i ociężałości spowodowanej sporą ilością pochłoniętych pierogów z mięsem - dania żydowskiego zwanego kreplechem.

   
Wolny stolik w karczmie wskazał nam młodzieniec o przyjemnym wyglądzie i szerokim radosnym uśmiechu. Jednym tchem wyrecytował słodkości i polecił sernik po wiedeńsku, karpatkę i szarlotkę. Wybrałyśmy sernik i karpatkę, no i oczywiście podzieliłyśmy porcje na pół ażeby spróbować obu ciast, które podane były na dużych szklanych talerzach z wyciętymi brzegami przypominającymi płatki kwiatów. Obok sporych kawałków ciast leżały pokrojone w cienkie plastry jabłka i pomarańcze. Całość została udekorowana esami floresami z czekolady i   przyprószona cukrem pudrem.
    Za deser zapłaciłyśmy w sumie pięćdziesiąt złotych - jak na skromną emerycką kieszeń spora to sumka, no i ubolewałyśmy bardzo, że nie mamy drobnych na napiwek dla przesympatycznego kelnera, który z wielkim ukłonem nas witał i żegnał. Mam nadzieję, że wybaczył nam nasze faux-pas, nie spowodowane skąpstwem.
    W karczmie nie robiłam zdjęć, ogarnęło mnie bowiem błogie lenistwo a nawet senność, która po kilku łykach kawy minęła, nie minęła natomiast ociężałość po smakowitych zbyt dużych porcjach sernika i karpatki.

   
- Uf! Oddychałyśmy ciężko i posapując spacerowałyśmy po okolicy. A okolica jak z obrazka! Sielska, pełna jesiennych zapachów i cudownych widoków, rozległe łąki, na pastwiskach krowy, konie...
    Przeszłyśmy pod zadaszeniem łączącym Dworek nad Łąkami z Karczmą Rzym na drewniany taras z wiklinowymi meblami ogrodowymi i również drewnianą kładką schodzącą z tarasu i biegnącą pośród dębowej alei powlokłyśmy się w stronę Domku Rasputina również z drewnianym tarasem widokowym skonstruowanym nad taflą wody, nad jedną z niewielkich odnóg na rozlewisku Narwi.





     W dębowej alejce rosną drzewa posadzone przez znanych Polaków, różnych profesji i tak na przykład są tu dęby posadzone przez Jerzego Maksymiuka, Krzysztofa Pendereckiego, Zbigniewa Religę, Irenę Szewińską, Kazimierza Górskiego, księdza Edwarda Konkola, Adama Hanuszkiewicza, Mirosława Hermaszewskiego, Janusza Gajosa, Adama Małysza, Danutę Moniuszko - dąb poświęcony pamięci Stanisława Moniuszki, oraz jeszcze kilku innych znanych osobistości. We wrześniu tego roku dąb zasadził także Wojciech Fortuna, który od dziesięciu lat mieszka w Gorczycy koło Augustowa i zajmuje się promowaniem narciarstwa biegowego.




    Zatrzymałyśmy się przy Domku Rasputina w pobliżu którego rósł wspaniały okaz brzozy płaczącej. W tak uroczej oprawie nie odmówiłyśmy sobie krótkiej sesji zdjęciowej.












    Ale to nie był jeszcze koniec naszego wędrowania po dolinie Narwi. Ścieżką wijącą się pośród mokradeł, a później groblą przedostałyśmy się na drugi brzeg i przyjrzałyśmy się innemu dworkowi, noszącemu nazwę Stanicy Rzecznej Łabędzie, w którym także można wynająć pokój i ponoć dobrze zjeść. Przywitały nas tam hałaśliwe dwie sporej wielkości suki, do których po chwili z wielkim krzykiem dołączył wydawać by się mogło ich mały obrońca samiec York. Za psiarnią kroczyła przesympatyczna gospodyni, z którą porozmawiałyśmy chwilę...










    Wracałyśmy do Dworku nad Łąkami obok krytego Basenu Dziedzica usytuowanego w ogrodzie,  zajrzałyśmy do Altany zdrowia i urody przed którą zamontowano okrągłą beką pełniącą rolę sauny i metalowy piec z kominem...














                  Piękny to był dzień, sobota 3 października 2015 roku

8 komentarzy:

  1. Uj!!! od dawna wiem ze istnieja Kiermusy i mnie wabia! bardzo mnie wabia a Twoje zdjecia i tekst mnie utwierdzaja w koniecznosci zobaczenia tego slicznego miejsca...troche drogiego, ale slicznego..sukienka Twoja na dodatek bardzo dobrze se wkomponowala w otoczenie...dzien byl absolutnie bezwietrzny wiec odbicia w wodzie sa niezwykle ostre...Ach, bardzo mi sie to wszystko podoba.Buziak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiermusy wabią swoim malowniczym położeniem i chociaż ceny nie na każdą kieszeń to gospodarze nie narzekają na brak gości.
      Zawsze można wybrać tańsze noclegi w Tykocinie, albo odwiedzić przyjaciół na przykład w Supraślu, a stamtąd do Kiermus około sześćdziesięciu kilometrów...
      Dzięki za "komplement sukienkowy"...
      Pozdrawiam serdecznie :))*

      Usuń
  2. Bodajże najpiękniejsze miejsce jakie mam okazje oglądać dzięki tobie. Domy które są bardzo podobne wykończeniem, gankiem, do mojego Rozstaja, a nawet przypominają mi z opisów, powojenny dom moich dziadków z Zachodnio-Pomorskiego, z tymże była to typowa po-niemiecka zabudowa, ściany w charakterystyczną biało-czarną kratkę. A z tego co widzę, domy te mają wiele etnicznych odniesień, są po prostu bajkowe. Spędzić w takim zakątku choćby weekend, to musi być niezapomniane przeżycie. Dziękuję Ewuniu, ileż to pięknych miejsc w Polsce odkrywam dzięki tobie. :**** :))))

    Pozdrawiam cieplutko w coraz to chłodniejsze, październikowe dni. :)
    (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Basiu, dzięki Tobie słońce świeci jaśniej i jakoś tak cieplej na duszy się robi.
      Ściskam serdecznie i ćmoka odwzajemniam :)))*

      Usuń
  3. Kiedyś często bywałam w Kiermusach... po zakup staroci. Nie byłam tam kilka lat, więc miło się ogląda Pani zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja powstrzymuję się od podobnych zakupów. Tego typu eksponaty wolę oglądać w muzeach, bo w domu na nic się nie przydają.
      W ogóle nie przywożę z moich podróży żadnych pamiątek, ludzie zwą je durnostojkami. Zdarza się, że kupuję za nieduże pieniądze jakieś obrazy, książki, lub jakiś oryginalny ciuch. Preferuję małe bagaże i z takimi podróżuję. Liczy się nade wszystko aparat fotograficzny.

      A Kiermusy zmieniają się z roku na rok.
      Pozdrawiam serdecznie i zapraszam :)

      Usuń
    2. "Starocia" lubię oglądać, a także czasami kupować... bo takie rzeczy mają duszę, emanują jakąś swoistą energią rąk ludzi, którzy takie przedmioty posiadali i dotykali. Moje zakupy ograniczają się tylko do mało istotnych bibelotów, bo nie stać mnie na pamiątki z np. miśnieńskiej porcelany. Co do pamiątek z podróży, to mam w domu JEDNĄ tylko półeczkę, na której muszą się zmieścić moje pamiątki, więc z racji mojej dużej ilości wyjazdów pamiątki osiągają rozmiary mikro. Lubię te moje kurzoklejki i durnostojki bo przypominają mi miłe chwile podróżowania. O aparacie fotograficznym nawet nie wspominam bo to jest moje trzecie oko. Z podróży przywożę także całe mnóstwo lokalnych przewodników, map, bo zawsze znajduję tam coś czego zasoby biblioteczne lub przepastne archiwa Wikipedii nie posiadają.

      Usuń
    3. Mam przyjaciółkę,zdecydowanie lepiej sytuowaną ode mnie, która kocha starocie i kupuje piękne rzeczy, dużo także podróżuje i uwielbia robić zakupy... Ja natomiast podróżuję taniej, a to co mi zbywa odkładam na kolejną wycieczkę, to także ma swój urok...
      Podoba mi się określenie kurzoklejki.
      Uściski :)

      Usuń