niedziela, 10 stycznia 2021

Grudzień na Montmartrze i historia Kawalera de la Barre skazanego za bluźnierstwo na tortury, ścięcie i spalenie na stosie. Czy słusznie?

 
    Rzeczą niezwykłą a zarazem niezrozumiałą dla mnie jest zwiedzanie (nie mylić z poznawaniem) słynnych budowli od frontu. Jak wynika z moich obserwacji, dla wielu turystów liczy się devant (przód), zaś derrière (tył) i autour (wokół) już niekoniecznie. Rzadko kto zapuszcza się na tyły wspaniałych zabytków, zerka na nazwy ulic, skwerów, pomników, tablic pamiątkowych i pomija inne szczegóły znajdujące się w pobliżu.
    Sztuka, kultura, życie... od frontu - tak, od kuchni - nie !
- Z czego to wynika ? - Niech każdy sam odpowie na to pytanie !
    A ja tymczasem, tym krótkim wstępem, rozpocznę opowieść o pewnym kawalerze, którego pomnik znajduje się w pobliżu jednej z najsłynniejszych paryskich budowli z przełomu wieków dziewiętnastego i dwudziestego -
bazyliki Sacré-Cœur (bazyliki Najświętszego Serca), dominującej nad Paryżem, wybudowanej na szczycie Góry męczenników - Montmartre (świątynię tę, z zewnątrz i wewnątrz, opisałam dokładnie tutaj). Konstrukcja tego śnieżnobiałego monumentu, rzec można politycznego i kulturalnego, nawiązuje do okresu powojennego - wojny francusko-pruskiej 1870-1871 i jest próbą wpisania na nowo silnych praktyk religijnych w nowy porządek moralny wynikły z destrukcyjnej desakralizacji dokonanej przez rewolucję francuską.




     W opowieści tej, chyba najważniejszą rolę przypisać należy epoce oświecenia, której motywem przewodnim był kult rozumu, dążenie do osiągnięcia największej rozumności oraz pragnienie wyzwalania umysłu z różnego rodzaju błędów i uprzedzeń. I tu pojawia się nazwisko znanego wszystkim filozofa - Woltera, który poprzez swoje optymistyczne dzieła rozpoczął walkę z obwinianiem się o skrępowanie umysłu więzami ciemnoty, nietolerancji i fanatyzmem chrześcijaństwa.
 


    Filozofowie Voltaire, Diderot, dAlembert poczęli wywierać istotny wpływ na politykę francuskiego dworu i starzejącego się Ludwika XV.
   
W ówczesnym kontekście narodowym, autorytety króla i Kościoła dążyły ku upadkowi. Nader swobodna atmosfera obyczajowa panująca już od wielu dziesięcioleci na dworze królewskim, wzrost oświeceniowych tendencji libertyńskich, brak autorytetów, elity nieliczące się z zasadami moralnymi i wskazaniami Kościoła, nieudolni ministrowie i dowódcy, antyklerykalizm i propaganda filozofów… torowały drogę do rychłego upadku monarchii absolutnej i bratobójczej wojny społeczeństwa francuskiego podzielonego na stany.

   
W takiej właśnie Francji, 12 września 1745 roku, w zamku Férolles-en-Brie, w departamencie Seine-et-Marne, w regionie Île-de-France, na świat przyszedł bohater mojej opowieści François-Jean Lefebvre de La Barre znany w historii jako Chevalier de la Barre. Ochrzczono go dwa dni później, w należącym do archidiecezji paryskiej, kościele Saint-Germain-d'Auxerre de Férolles, tym samym, w którym kilka lat wcześniej rodzice dziecięcia wzięli ślub.

   
W wieku dziewięciu lat François-Jean stracił matkę, w wieku siedemnastu ojca. Po śmierci ojca, który lekką ręką przetrwonił spadek po papie w wysokości ponad 40 000 liwrów (funtów), François-Jean wraz ze starszym bratem
Jean-Baptistem - obaj nieletni i bez pieniędzy - zostali wysłani do Abbeville w Pikardii, do opactwa Notre-Dame de Willencourt, którego przełożoną była kuzynka chłopców Anne Marguerite Feydeau.

   
Współczesne kawalerowi de la Barre osiemnastowieczne Abbeville liczyło sobie około 17 000 mieszkańców i obok Le Crotoy i Montreuil, było głównym ośrodkiem hrabstwa Ponthieu (domena królewska), gdzie dokonywano wyboru prowincjała (seneszala) stojącego na czele sądownictwa. Elita lokalna,
politycznie i ekonomicznie, podzielona była na dwa obozy: pierwszy obóz z byłym burmistrzem miasta Douville’em na czele bronił interesów korporacji handlującej tekstyliami, drugi obóz z panującym burmistrzem Duvalem de Soicourt dbał o interesy manufaktury królewskiej (Manufacture des Rames), założonej w 1665 roku, specjalizującej się w luksusowej pościeli. Oprócz tego burmistrz Abbeville sprawował urzędy: policjanta, sędziego, dowódcy wojskowego Pikardii w stopniu królewskiego generała porucznika (lieutenant-général).
    W takich to okolicznościach, w kontekście lokalnym, rozpętała się tak zwana affaire La Barre.

   
9 sierpnia 1765 roku starsza, bardzo pobożna kobieta szła na poranną mszę świętą do Kościoła Notre-Dame. Przechodząc przez Pont-Neuf przerzucony nad rzeką
Sommą, usytuowany w sercu Abbeville, jak zwykle podniosła oczy na krzyż umieszczony na moście (słabo widoczny na archiwalnym zdjęciu), przy którym też często zbierali się mieszkańcy miasta. Spostrzegła, że nogi i pierś drewnianej figury Chrystusa zostały głęboko pocięte nożem. Takiej profanacji znieść nie mogła.
   - Boże, Boże, co za nieszczęście! Chrystus z Pont-Neuf został zmasakrowany! - Krzyczała.
   Wiadomość o profanacji figury Chrystusa rozniosła się lotem błyskawicy po całym mieście.
    - Kto chciał zabić Boga? - Pytanie powtarzano we wszystkich miastach Pikardii. 




   
Następnego ranka trzech mężów wymiaru sprawiedliwości reprezentujących króla w Abbeville udało się na Pont-Neuf. Wśród nich był burmistrz Duval de Soicourt. Po oględzinach miejsca zbrodni natychmiast wszczęto dochodzenie.

  
Biskup Amiens przewodnicząc nabożeństwu ekspiacyjnemu, kierując słowa do bluźnierców bez cytowania jakichkolwiek nazwisk powiedział, że nieuniknioność pośmiertnego sądu bożego może niekiedy wpływać łagodząco na sprawiedliwość doczesną (!). Podczas tej samej ceremonii prosił Boga o wybaczenie oprawcom.
    Duchowny jakiś czas później będzie interweniował u króla o złagodzenie wyroku, sugerując zamianę kary śmierci na dożywotnie więzienie, co w zupełności zadowoliłoby społeczność Abbeville.

   
Podejrzenia padły na młodzieńców, znanych z wcześniejszych wybryków i prowokacji między innymi na Kawalera de la Barre,
szesnastoletniego Moisnela i piętnastoletniego Gaillarda d'Etallondea - ponoć chłopcy chwalili się, że śpiewali niereligijne piosenki i nie zdjęli kapeluszy przed przechodzącą procesją z Najświętszym Sakramentem. W chłopięcych wybrykach brali udział jeszcze inni kawalerowie z dobrych rodzin - także syn burmistrza Duvala de Soicourt.
    W obliczu tak ohydnego bluźnierstwa, szanowani notable Abbeville pośpiesznie ukryli swoich synów,
Gaillard d'Etallonde uciekł za granicę i w mieście pozostali jedynie de la Barre i szesnastoletni Moisonel.
    De la Barre wierzył, że skorzysta z pobłażliwości systemu sprawiedliwości dzięki swoim przodkom
cieszącym się poważaniem i zaniechał ucieczki.

   
Śledztwo policyjne i sprawę sądową prowadził burmistrz Duval de Soicourt. Wolter pisał o nim, że swoją pracę wykonywał z sumiennością nadgorliwego urzędnika liczącego na rychły awans i inne profity. Przesłuchano około czterdziestu świadków. Ich zeznania oparte na słowach: słyszałem że…, mówiono że… dotyczyły najczęściej lekceważącego stosunku do przechodzącej procesji niźli zbezczeszczenia samego krucyfiksu. Niemniej jednak tego typu pogłoski, niemające oparcia w rzetelnych zeznaniach stanowiły wartość dowodową. Nikt nie widział sprawców okaleczenia figury Chrystusa!

   
Chevalier de la Barre został zatrzymany 1 października 1765 roku w opactwie Longvillers. Wyparł się zarzucanych mu czynów. Na swoje nieszczęście w osobie sędziego miał wroga, który zmanipulował świadków by ci zeznawali przeciwko niemu. Oskarżenia może byłoby łatwo obalić, ale w domu kawalera znaleziono egzemplarz Słownika Filozoficznego Woltera, oraz trzy inne bezwstydne książki. To przesądziło wyrok.
Nie pomogły koneksje, mimo iż mógł liczyć na wsparcie rodziny: kuzynki Feydeau i wysokiego rangą urzędniczą wuja.

   
28 lutego 1766 roku Chevalier de la Barre skazany został za bezbożność, bluźnierstwo, ohydne i szkaradne świętokradztwo, na karę obcięcia języka, dekapitację i spalenie.
    Werdykt trybunału musiał zatwierdzić parlament Paryża. Kawalera de la Barre przewieziono do paryskiego więzienia Conciergerie i wkrótce stawił się on przed Wielką Izbą Parlamentu. Nie miał adwokata. Z dwudziestu pięciu sędziów, piętnastu potwierdziło wyrok z Abbeville. Moisonel, ze względu na swój młody wiek skazany został jedynie na karę grzywny.

   
Kilka osób próbowało jeszcze interweniować u króla Ludwika XV, aby ten zastosował wobec oskarżonego prawo łaski. Od 1666 roku decyzją króla Ludwika XIV karę śmierci za bluźnierstwo zniesiono. Jednak Ludwik XV odmówił, uzasadniając swoją decyzję tym, iż ten, kto targnął się na Boga musi ponieść taką samą karę jak ten, który targnął się na króla. Miał na myśli swojego oprawcę,
Roberta-François Damiensa, który w zamachu niegroźnie ranił władcę nożem, za co poniósł okrutną śmierć w męczarniach.

   
Biskup Lille, na skutek starań rodziny o złagodzenie wyroku zajął stanowisko formalne oznajmiając: - Kościół może tylko współczuć, wszelako sprawa podlega jurysdykcji niekościelnej, lecz królewskiej, toteż nie ma podstaw do żadnej interwencji. Wśród innych sług Bożych panowało przekonanie, że w momencie, w którym król sprzyja Kościołowi lepiej tedy oddać, co jest cesarskiego, cesarzowi...

   
1 lipca 1766 roku o świcie, Kawalerowi de la Barre zadano pierwsze pytanie stosując torture des brodequins (hiszpańskie buty), po których de la Barre zemdlał. Ocuconemu, aby miał siły wejść na szafot, oszczędzono kolejnych pytań typu ile pieśni bezbożnych zaśpiewał i ile razy przyglądał się procesji nie zdejmując kapelusza. Na szafot zawieziono go wózkiem, ubranego jedynie w koszulę i ze sznurem na szyi. Na plecach zawieszono mu tabliczkę z napisem
bezbożny, bluźnierca i ohydny świętokradca. Odwaga młodzieńca była tak wielka, że zrezygnowano z obcięcia języka. Kat ciosem szabli pozbawił go głowy, którą z ciałem i Słownikiem filozoficznym Woltera przybitym gwoździem do piersi wrzucono na płonący stos. Ostatnie słowa skazanego brzmiały: Nie sądziłem, że można uśmiercić dżentelmena za tak niewiele.



   
Była to ostania we Francji egzekucja za bluźnierstwo. Niesprawiedliwy proces i śmierć dwudziestolatka wywołały zamieszki w państwie. Wolter zaangażowany w obronę Kawalera de la Barre bezskutecznie walczył o jego rehabilitację. Wyrok opierał się na błędnej interpretacji tekstów prawnych jak również stanowił przykład działania sędziów przeciwko szkodliwym wpływom filozofów.
    Karę śmieci za bluźnierstwo zniesiono miesiąc po egzekucji - deklaracją z 30 lipca 1766 roku. Jeden z historyków twierdzi, że de la Barre padł ofiarą urzędnika pałającego nienawiścią do rodziny skazanego.

   
Imię Kawalera oczyścił Konwent Narodowy (zgromadzenie prawodawcze z okresu rewolucji francuskiej) dnia 15 listopada 1793 roku.
    W 1897 roku organizacja masońska Wielki Wschód Francji
(założona w 1773 pod przewodnictwem Burbona, księcia Orleanu zwanego Filipem Égalité) uzyskała pozwolenie postawienia pomnika Kawalera de la Barre przed bazyliką Sacré-Cœur na Montmartrze.
    Stojący na drodze pielgrzymek do bazyliki pomnik - symbol laicyzmu i nietolerancji religijnej, w 1926 roku przeniesiono na skwer Nadar, urządzony po lewej stronie świątyni. W czasie drugiej wojny światowej marszałek Francji, szef rządu Vichy, Pétain polecił rozebrać pomnik (11 października 1941).



   
Dopiero w lutym 2001 Rada Paryża zadecydowała o postawieniu na skwerze Nadar nowego pomnika - dzieło rzeźbiarza Emmanuela Balla umieszczono na wcześniejszym, ocalałym cokole.
    Latem trudno jest wypatrzeć Kawalera wśród gęstych, długich, zielonych konarów leciwych drzew. Poza tym turyści licznie gromadzą się na schodach i trawnikach na tle fasady świątyni. Nie przeszkadza im palące słońce i gorąc. A zatem zdjęcia postanowiłam zrobić w grudniu. I jak widać pogoda nam dopisała. Skwer znajduje się na uboczu, na niższym poziomie niż bazylika, po lewej stronie od wyjścia z niewielkiego dworca kolejki linowej, z usług której tym razem postanowiliśmy skorzystać. Tam też spędziliśmy trochę czasu, wypiliśmy kawę, resztkami kanapek nakarmiliśmy gołębie, które mają tam swój dom i przyglądaliśmy się ludziom przybywającym na Wzgórze męczenników, w zupełnie innym celu. 























   
O Montmartrze nie raz pisałam na blogu i pokazywałam jego najciekawsze zakątki. Mogę powiedzieć, że byłam tam wiele, wiele razy o każdej porze roku,
i w deszczu i w słońcu...

   
Imieniem Chevalier de la Barre nazwano wiele ulic, uliczek i zaułków w wielu miejscowościach we Francji. W 2014 roku powstał film o bohaterze mojego dzisiejszego wpisu Les 3 Vies du Chevalier.
    Między bazyliką a kościołem świętego Piotra krótka ulica Cardinal Guibert kończy się i daje początek trzem ulicom: w lewo skręca rue Chevalier de la Barre, dalej na rozwidleniu prosto - Cité du Sacré-Cœur, w prawo znowu rue Chevalier de la Barre, która jeszcze długo wije się pomiędzy zabudową Montmartre dochodząc do rue Ramey.


   
Na skwerze Marcel Bleustein Blanchet, oczywiście przy rue de la Barre można chwilę odpocząć i przyjrzeć się bazylice od tyłu. Ten widok również wart jest zachodu.










   
Nasz grudniowy spacer po Montmartrze zaczęliśmy od stacji metra Anvers, i idąc w kierunku bazyliki wpadliśmy do manufaktury czekolady Maison Georges Larnicol Mof Biscuiterie Chocolaterie. Chciałam zrobić tam kilka zdjęć wspaniałym paryskim zabytkom całkowicie wykonanym z czekolady.
















   
Potem poszwendaliśmy się jeszcze po kilku zaułkach Montmartre, dobrze nam znanych z wielu wypraw.










































   

  To nie moja ostatnia wędrówka po Paryżu, i Montmartrze.  

11 komentarzy:

  1. Interesująca historia w pięknym kawałku Paryża! I widoki cudne!
    Czekoladowe budowle niesamowite, ta dokładność i rozmiar. Niesamowite!!! Nigdy bym nie powiedziała, że są z tak kruchego materiału.
    Miło Cię widzieć z młodszym pokoleniem. Ładnie wyglądacie!
    Całusy dla rodzinki:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przymierzałam się już od dłuższego czasu do opisania historii Kawalera de la Barre. Cały materiał w tej sprawie pochodzi z rożnych źródeł francuskich. Czasami są jakieś rozbieżności, które należy sprawdzić, pewne zwroty i wyrażenia także nie są jednoznaczne. Pracy dużo, a przy tym jeszcze musisz wszystko ułożyć w jakąś sensowną, zrozumiałą treść..., ale cieszę się, że ten temat mam już za sobą.

      Montmartre ma tyle do zaoferowania. Jakiś czas temu pisałam o malarzach tam mieszkających... Na tym wzgórzu każdy kamień ma swoją historię i to nie byle jaką historię.

      Mam zdjęcia z synem, niespełna dwuletnim, który był tam pierwszy raz w swoim życiu i to co najbardziej mu się podobało to fontanna u stóp bazyliki i chlapanie się w niej w upalny dzień.
      Pozdrawiam słodko, czekoladowo :) :)

      Usuń
  2. Swietnie opisalas te historie, przeczytalam jednym tcbem. Nie znalam tej historii, a dwa lata temu musiala, przechodzic obok tego pomnika. Moze jeszcze kiedys tam bede i nie omieszkam zatrzymac sie przed pomnikiem i pomyslec o biednym kawalerze. Jaki los!!! Takich pewnie bylo tysiace.
    A Montmartre uwielbiam.
    To chyba nie ten grudzien bo bez maseczki..sciskam mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia Kawalera de la Barre, ożywa co jakiś czas we Francji. Współcześni prawnicy i sędziwie analizują postępowanie, w oparciu którego próbują bronić skazanego... Obejrzałam kilka ciekawych filmów na ten temat.
      Tyle wokół nas się dzieje, a my wciąż pławimy się we własnym sosie i nie wyciągamy wniosków z doświadczeń inach.
      Po tym wpisie na pewno tam zajrzysz, czego Ci życzę z całego serca.
      Ściskam w roku nadziei :) :) :)

      Usuń
  3. I ja tam kiedyś byłam, miodu i wina nie piłam , ale zwiedzanie moje nie było na tyle dokładne, aby zztrzymać sie przy tych miejscach godnych uwagi.Zawsze w grupie, tam, gdzie prowadzi przewodnik, lub w mniejszej, ale w pośpiechu. To dzięki Tobie, Ewo, mam szansę uzupełnić swoje braki w historii i turystyce. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet kiedy jestem z grupą, zwiedzam po swojemu, często się gubię nie przejmując się tym zbytnio, bo zawsze na czas docieram na miejsca zbiórek.
      A kiedy brakuje mi czasu, to staram się jeszcze raz wrócić w to miejsce, które mnie tak bardzo zainteresowało.
      Pozdrawiam Tereniu serdecznie :) :) :)

      Usuń
  4. Jak zwykle bardzo ciekawy wpis. Niestety byliśmy w Paryżu tylko jeden raz, a chcieliśmy zobaczyć wiele i nie było czasu na spokojne zwiedzanie. Często pojawia się dylemat czy więcej czy też dokładniej i chyba dobrej odpowiedzi nie ma. Ale jak się trafi na konesera to i poprzez blog można dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy. Bardzo lubię Twoje francuskie posty. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam szczęście mieszkać w Paryżu i być może stąd bierze się mój sentyment nie tylko do tego miasta ale i do Francji.
      To prawda, że często ruszamy w podróż i nie mamy za wiele czasu na to co sobie zaplanowaliśmy. Dlatego lubię też spontaniczne zwiedzanie miejsc, w których się znalazłam. Moja "strategia" polega na tym, że najpierw jak najwięcej oglądam i fotografuję, a potem zgłębiam wiedzę na interesujący mnie temat, a z nim zawsze wiąże się wiele wątków, których zazwyczaj pominąć nie mogę.
      Dzięki za miły komentarz :)
      Również bardzo ciepło pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Lubię z Tobą Ewo wędrować po paryskich i innych francuskich zakątkach. Masz bardzo dużo wiedzy, takiej której nie znajdzie się w popularnych przewodnikach. A czekoladowe rzeźby świetne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... bo tej wiedzy Mariolu nie znajduję w przewodnikach i nie korzystam z nich. Cała zabawa z tworzeniem mojego bloga polega na tym, że piszę po swojemu podpierając się często historią mało znaną, nieszkolną. Mam duszę odkrywcy i nie zraża mnie to, że ktoś coś odkrył przede mną... Każde spojrzenie na świat jest inne i to jest piękne, sama o tym dobrze wiesz eksplorując świat po swojemu.
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
    2. Tak, tak wiem. Ale sama nie ma tyle zapału i czasu aby drążyć historię i wyszukiwać mało znane fakty. Dlatego cenię taką wiedzę.

      Usuń