czwartek, 8 maja 2014

Derry - Londonderry - Północna Irlandia


     cd Półwysep Inishowen przypomina mi kształtem lejek, który jak sama nazwa wskazuje ułatwia wlewanie płynów do rozmaitych pojemników i zbiorników z wąskim przelotem. Ten jednak lejek działa inaczej, zasysająco. Wcina się w wyspę wyrzynając w niej dwie zatoki Lough Swilly i Lough Foyle - dwa wielkie estuaria, w których mieszają się słodkie wody rzeczne ze słonymi wodami zatok podczas cyklicznych pływów Oceanu Atlantyckiego.
    W dolnej części owego geograficznego lejka, po jego lewej stronie leży Buncrana, po prawej zaś Derry. Dwa miasta dzieli niewielka odległość, zaledwie szesnaście mil, około pół godziny jazdy samochodem drogą R238.
    Derry to drugie co do wielkości miasto Irlandii Północnej. Leży nad rzeką Foyle, która kształtem przypomina długą rurkę kolejnego geograficznego lejka i jest jakby przedłużeniem zatoki Lough Foyle.
    Nazwa miasta od ponad czterystu lat budzi wielkie emocje mieszkańców, prowokuje nieustanne konflikty i krwawe starcia miedzy katolikami a protestantami. Nigdzie nie widziałam oficjalnej nazwy Londonderry, której przedrostek ciągle wymazywany jest przez jej przeciwników. Natomiast poza Irlandią Północną wszędzie na drogowskazach widnieje najpierw Doire - co w języku irlandzkim znaczy dąb (las dębowy), a pod spodem Derry.
    - No i jak to się ma do setek lat doświadczeń okupionych morzem krwi  jednych i drugich?
    - Co dzisiaj powiedziałby na to jeden z głównych patronów Zielonej Wyspy, potomek Nialla, królewskiego rodu Ui Neil święty Kolumba, którego irlandzkie imię ma wymowną treść, bowiem Columcille (Colum Cille) oznacza Gołębia Kościoła? - To właśnie on, około połowy szóstego wieku założył pierwszy chrześcijański klasztor w Derry.
    Sześćset lat później, w dwunastym stuleciu, Flaitbertach Ó Brolchain, opat owego klasztoru rozpoczął budowę wspaniałej świątyni Teampall Mór, co przyczyniło się do wytyczenia granic nowej diecezji, przeniesienia siedziby biskupiej do Derry i ustanowienia Teampall Mór katedrą diecezjalną, którą była przez trzysta lat.
    W drugiej połowie szesnastego wieku świątynię uszkodził ponoć jakiś przypadkowy wybuch, a w tysiąc sześćsetnym roku Sir Henry Docwra, na czele czterech tysięcy zbrojnych zajął miasto, zburzył katedrę, a z pozyskanego kamienia wzniósł mury obronne, angielskiej, najdalej wysuniętej na zachód twierdzy.
    Na początku siedemnastego stulecia do twierdzy zaczęła napływać ludność protestancka z Londynu i zasiedlać się wewnątrz fortecy nadając jej nazwę Londonderry. Pod koniec owego wieku protestanci odparli atak katolików. Wydarzenie to każdego roku upamiętniane jest przez nich marszami prowokującymi kolejne konflikty wyznaniowe. Zapewne wielu z nas pamięta Krwawą Niedzielę w katolickiej dzielnicy Bogside.
    Dzisiaj, media naprzemiennie używają obu nazw, jednego dnia na przykład na autobusach można zobaczyć napis Derry, drugiego Londonderry.
    Nowe dzielnice, katolicka Bogside i protestancka Waterside wylały się poza obręb doskonale zachowanych murów o długości półtora kilometra i wysokości dochodzącej nawet do dwunastu metrów. Do starego miasta można wejść przez jedną z czterech bram i obejść je wałem z bastionami uzbrojonymi w armaty pochodzące z pierwszej połowy siedemnastego wieku.
    Jako, że wróg nigdy nie wdarł się do cytadeli, nazwano ją dziewiczą The Maiden City. Wewnątrz murów zachowało się wiele zabytków, ciekawy jest układ krzyżujących się pod kątem prostym ulic i plac The Diamond po środku.
    Z murów roztacza się widok na obie dzielnice, katolicką po stronie zachodniej rzeki Foyle i protestancką po stronie wschodniej. W katolickiej, Irlandczycy mają w zwyczaju wywieszać flagi w barwach narodowych Irlandii, protestanci zaś malują uliczne krawężniki w kolorach flagi angielskiej. Na murach w obu dzielnicach nie brakuje prowokujących malowideł. Na jednym z murali w Waterside widnieje napis, który można przetłumaczyć mniej więcej tak: Lojaliści z zachodniego brzegu Londonderry nadal w oblężeniu nigdy nie poddadzą się.
    - Ech! Ta ciągła gotowość walki, ta nie mająca końca nienawiść jednych do drugich!
    - A ja?
    No cóż, jako katoliczka swoją wizytę w mieście rozpoczęłam od zwiedzania neogotyckiej, rzymskokatolickiej Katedry świętego Eugeniusza konsekrowanej po raz pierwszy w drugiej połowie dziewiętnastego wieku i po raz drugi w kwietniu tysiąc dziewięćset trzydziestego szóstego, po zakończonej rozbudowie kościoła wzbogaconej o strzelistą wieżę i spłacie wszystkich długów.
    Kolejną renowację świątyni, oczyszczanie murów zewnętrznych i reorganizację wnętrza przeprowadzono pod koniec ubiegłego stulecia...
 

    Do Derry pojechaliśmy w poniedziałek, dwudziestego czwartego marca. To był szósty dzień mojego pobytu na Półwyspie Inishowen, dzień deszczowy i bardzo, bardzo wietrzny. Pamiętam kiedy wjechaliśmy autem na plac katedralny, a właściwie starannie utrzymany park na wzgórzu, wiał silny wiatr pędzący ciężkie deszczowe chmury.
    Po przyjeździe do Irlandii, od razu na samym początku otrzymałam kilka instrukcji - powiedziano co mi wolno, a czego mi nie wolno, a więc nie wolno było wsiadać do samochodu dwóm osobom naraz, najpierw wsiadała jedna osoba i zamykała za sobą drzwi, później druga. Przestrzegałam instrukcji, ale na placu przed katedrą zanim zdążyłam otworzyć drzwi stał już za nimi mój Anioł Stróż i gdyby ich nie przytrzymał z drugiej strony, zapewne porywisty wiatr wyrwał by mi je z ręki.
    Ech! Te irlandzkie przeciągi! A wiecie, że nawet okna w domach otwierają się celowo ze stopniowanym oporem. Nie mam pojęcia jaki mechanizm mają wbudowany, że trzeba użyć niewielkiej siły, żeby ustąpiły.
 

    Pogoda nie poprawiła się ani wieczorem, ani nocą, wiało jeszcze gwałtowniej.
    Siedzieliśmy w saloniku, a właściwie w domowym kinie i oglądaliśmy kolejny odcinek amerykańskiej adaptacji angielskiego mini serialu House of Cards.
W pewnym momencie siła wiatru wzmagana bębniącym o szyby okienne deszczem była tak ogromna, że nie słyszeliśmy dialogów, ani nawet siebie. Ale dla nas żywioł nie stanowił zagrożenia. Gospodarz wciśnięty w ogromny skórzany biały fotel pykał spokojnie fajeczkę, a ja z nogami podwiniętymi siedziałam na kanapie obitej tą sama materią, wpatrywałam się w ogień buzujący w kominku i sączyłam irlandzką bushmills whiskey. Po chwili wróciliśmy do naszego serialu nad którym dyskutowaliśmy do późnej nocy.  Finezyjne intrygi, oszustwa, niezwykle silne osobowości, sposoby jakimi politycy pną się na szczyt po władzę i pokonują kolejne szczeble posuwając się nawet do zbrodni podgrzewały atmosferę... 


                                 Derry - Londonderry - mury twierdzy 

















                     Plac The Diamond wewnątrz murów obronnych 




             Katedra Kościoła anglikańskiego świętego Kolumba
                                






                          Uliczki i budowle wewnątrz murów obronnych












Widok na Bogside - dzielnicę katolicką z Katedrą świętego Eugeniusza








                                            Widok na Waterside 




                                 Wnętrze St Eugene's Cathedral 















                                                     Poza murami 














                           Wokół supermarketu nad rzeką Foyle 






cdn

10 komentarzy:

  1. piękne zdjęcia jak zwykle Ewo.
    Dużo ciężkich krzywd i cierpień. Wiele prób wybaczenia i zapomnienia. Irlandczyk z Republiki nigdy nie powie Londonderry, rojalista natomiast wprost przeciwnie. A same państwa jak sobie z tym radzą?? Próbują wszelkimi sposobami pokazać walory tego miejsca i trochę odczarować od złej historii. W zeszłym roku miasto było City of Culture 2013 http://www.cityofculture2013.com/
    a w tym roku jest City of Music http://www.derrycity.gov.uk/Legacy/Music-City-2014-Events
    Zwróć również uwagę że na wszystkich tych stronach piszą Derry - Londonderry. I nawet na samą pisownię - nie używają ukośnika pomiędzy nazwami tylko taki jakby myślinik ale w ksztalcie wstążeczki łączącej te dwie nazwy a co za tym idzie obydwa narody :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kasiu
      Dziękuję za linki, zaraz tam zajrzę.

      Nie jestem na bieżąco ze wszelkimi zmianami, bo nie mieszkam w Irlandii i spędziłam w niej zaledwie dziewięć dni.
      Na szóstym zdjęciu po tytule "Poza murami" po prawej, widać ogrodzenie. Jest to tak zwana "Linia Pokoju". Być może od tego przecięcia, tego ukośnika, wzięła się kolejna nazwa miasta "Stroke City"

      Zmiana kreski na poziomą nic nie da, dopóki nie zmieni się mentalność ludzi różnych wyznań. Władze miasta przestały odnawiać tablice i zamiast nich na wjeździe ustawiono wysoki słup z napisem "The Walled City" co znaczy "miasto otoczone murami". Niestety nie mam zdjęcia z owym obeliskiem, chociaż wydawało mi się, że je zrobiłam.
      Poprawię zatem tytuł posta.
      Ściskam serdecznie :)

      Usuń
    2. wiem, że nie mieszkasz w Irlandii dlatego podpowiadam jak jest.
      Kreska to jeden z subtelnych gestów pokazujących pojednanie, tak jak wiele innych o czym pisałam powyżej.
      A z Walled City to nie jest tak jak mówisz, nie ma potrzeby dorabiania ideologii tam gdzie jej nie ma. The Walled City to po prostu dawne mury obronne miasta a Derry szczyci się nimi. Niemalże każdy większy park czy ogród ma też Walled Garden i nikt nie doszukuje się ukrytego znaczenia ponad podstawowe. :)
      I nie chodzi tylko o religię - to wielkie uproszczenie. Zabrano im język, kulturę, znacjonalizowano i zbrytyjczono. Jedyne czym się mogą teraz wyróżniać to religia.

      Usuń
    3. Wojna o niepodległość w 1919-1921 tak naprawdę przyniosła wolność południowej części Irlandii dopiero w 1949 roku. Od 1921 do 1949 Irlandia była jeszcze dominium brytyjskim pod nazwą Wolne Państwo Irlandzkie, dopiero po roku 1949 została republiką.
      Na Cyprze nadal istnieją angielskie bazy, a drugim językiem Cypryjczyków jest język angielski. Irlandia nie jest wyjątkiem. U szczytu potęgi nad imperium brytyjskim słońce nigdy nie zachodziło, zawsze istniało terytorium do niego należące gdzie trwał dzień.
      Jestem przeciwna globalizacji i utracie tożsamości społeczeństw, o czym pisałam w jednym z ostatnich postów.
      Pozdrawiam ciepło :)))

      Usuń
  2. duży kawałek historii i ciekawych rzeczy i do tego oprawione dobrymi zdjęciami :)
    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Loona i zapraszam serdecznie do mojej krainy szczęśliwości.
      Zajrzałam również na Twojego bloga, którego zaczęłaś pisać nie tak dawno.
      Życzę zatem wielu czytelników.
      Uściski :)

      Usuń
  3. pozostaje tylko zyczyc sobie, by wreszcie skonczyly sie animozje ( mowiac delikatnie) na tle religijnym i nastal szacunek, tolerancja miedzy ludzmi bez wzgledu na wiare, kolor, przynaleznosc polityczna, narodowosc...etc...a ja widze na Twoich zdjeciach miasto bardzo zorganizowane, uporzadkowanwe, czyste...ale ja na tym punkcie mam traume...to Wenezuela mnie tak wyczulila. Sciskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Irlandia i Wenezuela to dwa bardzo różne pod wieloma względami państwa, dlatego warto poznać i jedno i drugie. Surowość krajobrazu irlandzkiego złagodzą kolory Wenezueli....
      Buziaki :)

      Usuń
  4. Zdjęcia jak zwykle wspaniałe. I zaraz pędzę do wcześniejszej części. Chyba panoramy najbardziej przykuły moją uwagę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje fotograficzne oko i ocena jest dla mnie bardzo ważna, bowiem ciągle się uczę i doskonalę warsztat.
      Pozdrawiam :)))*

      Usuń