sobota, 4 grudnia 2021

Skarby Łazienek Królewskich - architektura, ogrody, kolekcje, historia - splendor władzy

 
    Po niedzielnych doświadczeniach, Darmowy Listopad w Łazienkach Królewskich przestał nas interesować (patrz tutaj), mimo iż specjalnie zarezerwowałam noclegi w hotelach tak, aby do obiektów znajdujących się na terenie parku wejść nieodpłatnie we wtorek (poniedziałki zamknięte) i bezpośrednio po zwiedzaniu muzeów wrócić do domu.
    Ale, skoro limit wejść, już w Wilanowie dnia poprzedniego, był mocno ograniczony i niektóre obiekty mogłyby być czasowo zamknięte, postanowiliśmy nie ryzykować kolejnej porażki i w poniedziałek
zobaczyć tylko ogrody, otwarte codziennie od 6.00 do 20.00.

   
W podróż do Warszawy wyruszyliśmy z Sobieni Królewskich zatrzymując się po drodze w kilku innych miejscach
patrz tutaj. Do warszawskich ogrodów przyjechaliśmy zatem dość późno, bo około godziny 14.00. Pogoda i tego dnia nas nie rozpieszczała, było zimno, ale nie padało.

   
Samochód zostawiliśmy na nieodpłatnym parkingu przy ulicy Parkowej, nieopodal wejścia do parku znajdującego się na wprost Restauracji Belvedere. W zamiarach mieliśmy spacer po całym terenie, ale ze względu na z wolna zapadający zmierzch, zimno i zmęczenie zdołaliśmy przejść się tylko po wschodniej jego części.

    Restauracja Belvedere mieści się w Nowej Oranżerii - budynku o ponad 150-letniej historii. Jak za dawnych czasów wypełniają ją okazałe tropikalne rośliny. W Pomarańczarni tłem dla egzotycznych drzew jest zielona ściana z kameralnymi balkonami umożliwiającymi gościom obserwację zrewitalizowanego ogrodu dzięki ogromnym oknom typu porte-fenêtre.
    W sercu restauracji znajduje się bar, zza którego wyłania się porośnięta gęstym mchem ściana. Zestawienie bieli, rdzewiejącej stali, organicznych oraz geometrycznych kształtów zieleni i wyposażenia tworzy interesującą kompozycję rzeźbiarską.
    Na jednym ze zdjęć Ryszard zaprasza mnie do środka. 









 
   
Aleją chińską, ciągnącą się po stronie zachodniej wzdłuż stawów, poszliśmy w kierunku Pałacu na Wyspie i zatrzymaliśmy się przy budynku zlokalizowanym najbliżej pałacu, jeszcze po stronie zachodniej. 


    Budowlą tą jest Nowa Kordegarda powstała w latach 1779-1780, jako pawilon rozrywkowy, zwany Trou-Madame. Nazwa pawilonu pochodziła od popularnej, osiemnastowiecznej, francuskiej gry, polegającej na wrzucaniu kulek z kości słoniowej do numerowanych bramek (trou - dziura, otwór). Budynek był murowany, parterowy, utrzymany w stylu chińskim, ozdobiony krajobrazowymi polichromiami i malarskimi imitacjami altany ogrodowej.
    W 1782 roku pawilon Trou-Madame przekształcono w teatr dworski zwany Teatrem Małym lub Komedyalnią. Sześć lat później dostawiono do niego murowany budynek, w którym stacjonowała straż królewska, a w 1830 teatr przebudowano na kordegardę. Powstała wówczas niewielka budowla o dość ciężkiej architekturze i surowej dekoracji, odpowiadającej żołnierskiej funkcji tego pawilonu. Przypominają o niej zdobiące elewację maski strażników w hełmach.

   
Obecnie w Nowej Kordegardzie mieści się kawiarnia
Trou-Madame. Latem kawiarniane stoliki wystawiane są na zewnątrz, jesienią, jak widać na zdjęciach, kręcą się tu pawie. Na specjalnych tablicach umieszczono informacje, w jaki sposób można dokarmiać wszystkich stałych i tymczasowych mieszkańców ogrodów.










    Przechodząc na wyspę, mostem od strony zachodniej, minęliśmy rzeźby wykonane w drugiej połowie osiemnastego wieku: Satyra z latarnią ( Satyr z latarnią na prawym i Satyr z latarnią na lewym ramieniu) i Alegorię wody




   
Początki pałacu sięgają końca siedemnastego wieku, kiedy to Stanisław Herakliusz Lubomirski polecił wybudować tu Łaźnię z grotą i bijącym w niej źródłem - w starożytnej Grecji, źródło - symbol niosący muzom natchnienie.


   
W 1764 roku Łaźnię wraz z Ujazdowem kupił król Stanisław August Poniatowski i polecił przekształcić barokowy pawilon w klasycystyczny, wzorowany na włoskich rozwiązaniach.
    W letniej rezydencji królewskiej, od 1784 roku, w sali jadalnej, odbywały się słynne obiady czwartkowe, powstałe z inicjatywy Adama Kazimierza Czartoryskiego,
organizowane przez króla Stanisława Augusta na wzór paryskich salonów literackich spotkania intelektualistów polskich.
    Publikacji na temat tego obiektu jest bardzo dużo, a zatem poprzestanę na tej znikomej notce.
    Zanim przejdziemy na drugą stronę stawów przyjrzyjmy się bliżej pałacowi z różnych stron i odległości.
















 

   
W czasie swojego 30-letniego panowania Stanisław August zgromadził pokaźną kolekcję obrazów, rzeźb, grafik i numizmatów. Ograniczę się tylko do pokazania i nazwania kilku rzeźb. Wiele z nich zdobi pałac.
    Podobały mi się: Lew I wschodni i Lew II zachodni wykonane w 1793 roku i umieszczone przed północną elewacją nad lustrem wody, w pozycji niby to szykującej się do skoku, albo broniącej się przed nim. Zarówno jednego jak i drugiego drapieżnika ścigają gotowi do walki gladiatorzy: Gladiator I wschodni i Gladiator II zachodni, rzeźby wykonane również w 1793 roku - sceny nawiązują zapewne do rzymskich aren.



        Z końca osiemnastego wieku pochodzą piękne wazy marmurowe z motywem syren i delfinów (patrz zdjęcia wyżej) umieszczone na metalowym ogrodzeniu przed południową elewacją.

    
Na tarasie południowym Pałacu na Wyspie, co najmniej od 1777 roku stoi rzeźba z piaskowca przedstawiająca scenę odtrącenia przez pięknego boga Hermafrodytę zakochanej w nim nimfy wodnej Salmakis. Zrozpaczona boginka poprosiła bogów, aby połączyli ich na zawsze, tworząc z obojga jedno ciało o dwoistej naturze - męskiej i kobiecej zarazem.



   
Nieopodal, z tego samego okresu i również wykonana z piaskowca, stoi rzeźba Satyr i Nimfa.




   
Na tarasie po przeciwnych stronach znajdują się jeszcze dwie inne, ciekawe personifikacje rzek:
- Wisła - półleżąca i półnaga kobieta, wspierająca się na wiośle i putto trzymający snop zboża,
- Bug - półnagi mężczyzna, z długimi włosami i brodą, z wieńcem laurowym na głowie i rogiem obfitości.

   
Układ postaci i atrybuty rzeźb, nawiązują do wzorów antycznych.



  
Jakiś czas temu będąc we Francji sfotografowałam dwie inne personifikacje rzek: Sekwany i uchodzącą do niej rzekę Oise - rzeźby umieszczono po obu stronach mostu Georgesa Pompidou w Le Pecq pod Paryżem.





  
W pobliżu pałacu, nad brzegiem Stawu Południowego, w otwartej przestrzeni usytuowany został amfiteatr łączący w swej architekturze motyw antycznych ruin z funkcją teatru. Wejście na trybuny było zamknięte.
    Półkolistą widownię połączono ze sceną kanałem wodnym. Uroczyste otwarcie amfiteatru, obliczonego na wielkie widowiska dla blisko tysiąca widzów, nastąpiło w rocznicę elekcji króla Stanisława Augusta, 7 września 1791 roku. Wystawiono wówczas balet historyczny, Kleopatra, którego fabuła, związana z bitwami morskimi, pozwalała wykorzystać położenie nad wodą i wprowadzić do akcji łodzie.
    Znajdziemy tu dwie ciekawe rzeźby przedstawiające Umierającą Kleopatrę (kopia antycznej rzeźby) i Umierającego Gladiatora. Na szczycie widowni widnieje osiem rzeźb poetów. Nie zabrakło też i lwów.













   
Po wschodniej stronie znajduje się kilka obiektów. Jednym z nich są Koszary Kantonistów - Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa. Budynek powstał w latach 1826-1828 dla kantonistów to jest młodocianych rekrutów.




  
W pobliżu, za ogrodzeniem z siatki, stoi Dom Narutowicza.
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku zabudowania Łazienek Królewskich stały się własnością państwową. W 1922 Belweder został oficjalną rezydencją pierwszego prezydenta II Rzeczypospolitej Gabriela Narutowicza. Zamieszkał on w willi znajdującej się za budynkami Stajni i Wozowni. Zbudowano go w latach trzydziestych dziewiętnastego wieku, jako mieszkania dla wyższych wojskowych i chłopców mających odbywać służbę wojskową. Zabitego w zamachu w 1922 roku prezydenta Narutowicza upamiętnia tablica wmurowana w elewację willi. Wybrany po jego śmierci prezydent Stanisław Wojciechowski zamieszkał w Belwederze.




    
Nowa Palmiarnia to budynek całkowicie przeszklony usytuowany w północno wschodniej części Łazienek Królewskich. Podzielony jest na dwie części wyższą i niższą.
    Wyższa przeznaczona jest do przechowywania egzotycznych roślin z muzealnej kolekcji, takich jak: drzewka cytrusowe i laurowe oraz drzewka oliwne.
Intrygujące są w niej jednakowej wielkości donice pomalowane w ukośne biało zielone pasy.  
   
W niższej otwarto Centrum Edukacji Ekologicznej składające się z trzech stref: relaksacyjnej z zieloną biblioteką, pracowni ekologicznej oraz strefy malucha, przeznaczonej do swobodnej rodzinnej zabawy.
    Zrobiliśmy sobie zdjęcia - odbicia w szklanej powierzchni części wyższej.








   
Nieco dalej znajduje się hipodrom, a właściwie ogrodzone pole, na którym odbywały się międzynarodowe zawody konne - pierwsze 27 maja 1927 roku. Obiekty i trybuny przeznaczone na 5 tysięcy widzów spłonęły we wrześniu 1939 roku, podpalone niemieckimi bombami. Podczas naszego spaceru teren ten jak i tę część parku upodobały sobie wrony. Ptaki wrzeszczały tak, że dłuższe przebywanie w ich towarzystwie stawało się utrapieniem. W sieci można znaleźć dużo ciekawych zdjęć z organizowanych tam niegdyś zawodów.




   
Wracając w kierunku Pałacu na Wyspie napotkaliśmy inne ciekawe budowle po stronie wschodniej.
    Pierwsza z nich to Pałac Myślewicki początkowo pomyślany jako główna siedziba Stanisława Augusta, ale wraz z rozbudową Pałacu na Wyspie król przeniósł się do nowej rezydencji i Myślewice przekazał swemu bratankowi, księciu Józefowi Poniatowskiemu, o czym świadczą jego inicjały JP, znajdujące się w okrągłym medalionie nad drzwiami wejściowymi.

    Po księciu Józefie Poniatowskim, w dziewiętnastym wieku, pałac zajmowali rosyjscy generałowie. W kolejnych latach mieszkali tu generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski oraz wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski.











  
Drugim budynkiem wartym chwili uwagi jest Wielka Oficyna - Podchorążówka. Początkowo był to mniejszy budynek, w którym przygotowywano potrawy dla mieszkańców Łazienki Stanisława Herakliusza Lubomirskiego.


   
W Wielkiej Oficynie, oprócz kuchni, spiżarni i piwnicy na trunki, były też pokoje mieszkalne. Kilka z nich zajmowała Elżbieta Grabowska - kochanka i domniemana morganatyczna żona króla Stanisława Augusta.

   
W 1822 roku Wielką Oficynę przekazano Szkole Podchorążych Piechoty. Od niej pochodzi obecnie funkcjonująca nazwa budynku - Podchorążówka.
 
   
29 listopada 1830 roku z Podchorążówki wyszła grupa spiskowców, która opanowała pobliski Belweder, siedzibę dowódcy sił rosyjskich, wielkiego księcia Konstantego. Przewodził jej podporucznik Piotr Wysocki (1797-1875). Tak w Łazienkach Królewskich zaczęło się powstanie listopadowe. Warto przypomnieć sobie losy bohatera powstania listopadowego Piotra Wysockiego.
    Do wybuchu I wojny światowej kuchnia połączona była z Pałacem na Wyspie drewnianym korytarzem krytym dachem i wyłożonym marmurową posadzką.









   
Nieco dalej nad Stawem Północnym odnajdziemy Starą Kordegardę zbudowaną w latach 1791-1792. W budynku, stojącym za czasów Stanisława Augusta przy głównej drodze do pałacu, stacjonowała straż dbająca o bezpieczeństwo przyjezdnych i króla.
Dziś mieści się tu Ośrodek Edukacji Muzealnej.




    Dochodzimy do ulicy Agrykola. Pracami ziemno-wodnymi i wytyczaniem dróg kierował inżynier króla Stanisława Augusta podpułkownik Karol Ludwik Agricola. Droga dojazdowa do Łazienek nosi jego nazwisko. Utrwaliła się niepoprawna forma nazwy - Agrykola. 



   
Przed wyjściem na ulicę i na jej drugą stronę do Parku Agrykola przyjrzyjmy się jeszcze kartuszowi z herbem Stanisława Augusta.


   
Podczas budowy ulicy wzniesiono w jej ciągu most, przy którym w 1788 roku, w 105 rocznicę odsieczy wiedeńskiej, odsłonięto pomnik Jana III Sobieskiego. Pod końskimi kopytami widnieje nazwisko Franciszka Pincka, nadwornego rzeźbiarza króla Stanisława Augusta. To on wykuł Sobieskiego w ogromnym bloku szydłowieckiego piaskowca,
według projektu André Le Bruna.


   
Zachwycaliśmy się jego rozmiarami, a w szczególności jego środkową częścią prezentującą króla Jana III na koniu, w zbroi rycerskiej i hełmie z pióropuszem, tratującego pokonanych tureckich żołnierzy. Po obu stronach władcy, na zdobycznej broni tureckiej, wspierają się dwie tarcze. Inskrypcja w języku polskim (druga po łacinie) głosi: Janowi III, królowi Polski i Wielkiemu Księciu Litewskiemu, Ojczyzny i sojuszników obrońcy, któregośmy postradali roku 1696. Stanisław August Król. Roku 1788.
    Wokół pomnika w Noc Listopadową gromadzili się powstańcy, gdy dołączyli do nich belwederczycy, razem ruszyli na Arsenał.

  
Franciszek Pinck wykonał też wiele innych rzeźb, miedzy innymi wspomnianych wyżej walczących gladiatorów i lwy umieszczone na północnym tarasie pałacu i umierającego gladiatora znajdującego się przy amfiteatrze.
    Na Agrykoli zrobiliśmy sporo zdjęć. Urzekło nas bardzo to miejsce z tak bogatą historyczną przeszłością.
Most i pomnik stanowią północne zwieńczenie kompozycji przestrzennej Łazienek. Dobrze widoczna jest stamtąd rezydencja królewska na wodzie.













 
    Na ogrodzeniu, wokół wejścia do parku Agrykola, widnieją plansze z nowymi wpisami do rejestru zabytków. Naliczyłam dwadzieścia siedem obiektów.

   
Ostatnią budowlą (w pobliżu pomnika króla Jana), na którą zwróciliśmy uwagę był Ermitaż wybudowany na polecenie marszałka wielkiego koronnego Stanisława Herakliusza Lubomirskiego w latach siedemdziesiątych siedemnastego wieku. W owej samotni zwanej Eremitorium właściciel Łazienek odpoczywał i oddawał się uczonej lekturze, twórczości literackiej i rozmyślaniom filozoficznym. Sprzyjały ku temu dobre warunki, cichy i porośnięty lasem teren dawnego zwierzyńca ujazdowskiego.

   
Odbudowany ermitaż, po tym jak spłonął w pożarze, w 1777 roku otrzymała w posiadanie faworyta kolejnego właściciela Łazienek Stanisława Augusta Poniatowskiego -
Henrietta Lullier. 






   
W otaczającym budynek parku hasają wiewiórki. Są tak natrętne, że wdrapują się po nogach w poszukiwaniu pożywienia, które przynoszą im zapewne stali bywalcy parku i karmią je z ręki. Taka zażyłość podobała mi się dopóty dopóki nie poczułam wbijających się w uda pazurków.







     Przyglądaliśmy się też bogatej przyrodzie, ptakom, starym okazom drzew, roślinom nad Stawami Łazienkowskimi. W tak pięknej jesiennej aurze zimno nie było nam straszne, tym bardziej, że wkrótce mieliśmy odpocząć w hotelu Klub Sosnowy, do którego dotarliśmy już po zmroku. 




















































    Chciałam jak najszybciej popływać w hotelowym basenie. Jednak miejsce to nie spodobało mi się, mimo iż pokój i łazienka były przyjemnie urządzone i to tyle. W hotelach Basen & Spa zawsze na wyposażeniu pokoi były czajniki, szlafroki i kapcie. Tu tego zabrakło i rzekłam do męża, że gdybym wiedziała zarezerwowałam raz jeszcze nocleg w hotelu Sobienie Królewskie, wcale nie tak daleko od tego tutaj, o wiele tańszego i bardziej przyjaznego gościom.
    Młoda dama w recepcji powiedziała, że herbatę to możemy sobie wypić w restauracji, a za wypożyczenie szlafroków zapłacić 20 złotych.
    Basen znajdował się w budynku głównym, my zaś otrzymaliśmy pokój w odległym o kilka kroków budynku bocznym.

   
Po przepłynięciu kilku metrów plecy rozbolały mi się tak, że nie mogłam nawet stąpać po dnie basenu - efekt przeforsowania, nadmiernej eksploatacji sił organizmu. Ryszard widząc moją wykrzywioną od bólu buzię zareagował natychmiast i kategorycznie zabronił kąpieli. Nie protestowałam, pokornie wylazłam z wody i oboje udaliśmy się po kołderkę. Zrozumiałam, że muszę w czasie naszych podróży więcej odpoczywać.

   
W cenę noclegu wliczone było śniadanie, podczas którego zrobiliśmy kilka zdjęć wnętrzom, a później kilka na zewnątrz. Jest jeszcze coś co utwierdziło mnie w przekonaniu, że do tego hotelu na pewno nie wrócę, a mianowicie drzewa - sosny nie są moimi ulubionymi roślinami.  

























   Sfotografowałam także drogę dojazdową do hotelu, przy której znajdowała się prywatna posesja z dworkiem, widoczna także z naszego hotelowego pokoju. Wieczorem, kiedy było ciemno trafiliśmy tam niechcący i mieliśmy już wysiadać z auta, kiedy w okienko puk, puk zapukała właścicielka posesji pytając, kim jesteśmy. Zorientowaliśmy się, że wjechała na dziedziniec zaraz za nami i już zamknęła bramę.
    Przeprosiliśmy ją, po czym otworzyła nam bramę i pozwoliła wyjechać.



 Część informacji zaczerpnęłam ze strony Muzeum Łazienki Królewskie

       Warszawa, listopad 2021 


6 komentarzy:

  1. Łazienki Królewskie to jakby nie było jeden z naszych sztandarowych obiektów. Nie dziwi zatem, że park jest tak świetnie utrzymany z rzeźbami, mostkami i wieloma różnymi obiektami. Lubię chodzić po parkach, ale najlepiej od wiosny do początków listopada wtedy przyroda oferuje jeszcze jakieś kolory ale wersja praktycznie monochromatyczna też czasami jest ciekawa. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Łazienki Królewskie prezentują ogromną wartość historyczno artystyczną. Nie sposób jest jednego dnia obejść cały teren, to "tylko" 76 hektarów, zatrzymać się przed każdym obiektem i dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat.
      Myślę, że gdybym mieszkała bliżej Warszawy to byłoby moje ulubione miejsce do przechadzek. Same tylko parki i ogrody to przeogromna kolekcja roślin, o każdej porze roku inna.
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  2. Spacerując po Łazienkach, nigdy do tej pory, nie zwracałam większej uwagi na rzeźby. A to prawdziwa galeria pod chmurką! Widzę, że przybywa też tam obiektów zabytkowych. I gdyby chciało się to wszystko zwiedzić od środka dnia by zabrakło. Piękny spacer, bo ogród wygląda rewelacyjnie nawet o tej porze roku.
    Kolejne fajne przygody za Wami! Dużo odpoczynku i do następnej podróży:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubię architekturę ogrodową no i rzeźby dekorujące ścieżki i obiekty. Nie wiem czy pamiętasz mojego posta z paryskiego Ogrodu Luksemburskiego. Opisałam w nim między innymi królowe Francji i wybitne kobiety (Les Reines de France i Femmes illustres ) - serię 20 rzeźb kobiecych wystawionych en plein-air. Ogród Luksemburski to moje ulubione miejsce często odwiedzane przeze mnie. Kiedy mam przesyt zwiedzania wnętrz skupiam się na przyrodzie.
      Buziaki :)

      Usuń
  3. Lubię Łazienki na tyle, że nie rzadko kiedy będąc w Warszawie (a bywam tam kilka razy do roku) nie zajdę na spacer do Łazienek. Jedynie pogoda jest w stanie mnie odstraszyć, choć bywałam i w deszczu. Nie miałam pojęcia, że kawiarenka Trou-Madame mieści się też w zabytkowym budynku. Dziwne, co sobie myślałam, przecież to oczywiste, że nie wybudowano tu nagle knajpki i budki z goframi- swoją drogą uwielbiam tu gofry z bitą śmietaną, ilekroć jestem w Łazienkach muszę zamówić. Też lubię architekturę ogrodową - pamiętam, że ciekawie przyglądałam się kobiecym posągom w Ogrodzie Luksemburskim robiąc zdjęcia tym, które znałam i do których miałam ciepły stosunek. Ewo uważaj na siebie i nie forsuj się tak. I na pogodę też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że jeździsz komunikacją publiczną, co ma też i dobre strony, bowiem nie musisz szukać parkingów i wolnych miejsc. Nam się często zdarza, że rezygnujemy z jakieś atrakcji tylko dlatego, że nie mogliśmy zaparkować samochodu. W Paryżu komunikację publiczną opanowałam do perfekcji i nawet sobie nie wyobrażam zwiedzania tego miasta własnym autem. Podobnie jest w każdym innym dużym mieście. Jedziesz, idziesz, zatrzymujesz się gdzie chcesz, nie musisz wracać po samochód... wciąż odkrywasz coś nowego i takie poznawanie świata, przynajmniej mnie, wciąga jak magnes. Niestety coraz częściej zawodzą mnie siły fizyczne, w głowie wciąż mam dalej, dalej i dalej...
      Przy okazji tego spaceru poznałam bliżej epokę w której Łazienki Królewskie powstały.
      Pozdrawiam Cię serdecznie, dziękuję za troskę i życzę dużo, dużo czasu na kolejne Twoje podróże :) :)

      Usuń