wtorek, 21 maja 2024

Najpiękniejsze miejsca na Majorce: Węzeł Krawata, Port de Sa Calobra, wąwóz Torrent de Pareis, Klasztor Santuari de Lluc z cudowną figurą Czarnej Madonny zwanej La Moreneta oraz inne cudeńka.

    125 lat temu na świat przyszedł genialny budowniczy dróg na Balearach Antonio Parietti (1899-1979). Urodził się w Palmie, na Majorce i na wyspach realizował swoje najśmielsze wizje z jak najmniejszym ingerowaniem w naturę. Tak powstała miedzy innymi najbardziej widowiskowa droga na Majorce Ma-2141, wąska i bardzo kręta, wiodąca od skrzyżowania z drogą Ma-10 w pobliżu akweduktu (na zdjęciu ledwo widoczny za masą zieleni) do Port de Sa Calobra. Jest to zjazd z wysokości 682 m. n.p.m (Coll dels Reis) o długości 13 kilometrów.
    Gdzieś wyczytałam, że inżynier Parietti wytyczając trasę posłużył się osłem, który schodząc ze zbocza wybierał najłatwiejsze i najłagodniejsze ścieżki.



















     Wspomnę, że Sa Calobra znana jest z filmu Atlas chmur, w którym wystąpili miedzy innymi Tom Hanks, Halle Berry, Susan Sarandon, Hugh Grant.
    Żadne słowa opisujące Ma-2141 nie oddadzą jej niepowtarzalnego piękna. Trzeba tę poplątaną jak spaghetti trasę doświadczyć własnymi zmysłami i zobaczyć na własne oczy. Ja doświadczyłam jej jadąc autokarem.

   
Ma-2141 znana jest wszystkim pasjonatom kolarstwa. Rowerzyści zanim dotrą do punktu rozpoczęcia zjazdu, muszą najpierw pokonać drogę pod górę, również wąską, krętą i malowniczą.
    Kierowcy autobusów mają nie lada wprawę w pokonywaniu zakrętów, bowiem droga miejscami zwęża się do dwóch metrów i przy manewrze skrętu często przód pojazdu wisi nad przepaścią.
    Kierowcy wypożyczonych aut momentami muszą się dobrze napocić, zanim zdecydują się minąć autobus, nawet na prostej. Staliśmy w takim niezdecydowaniu ponad 10 minut, zanim kierujący autem 6991 LXC w wielkim strachu wyprowadził koła samochodu nieco poza białą linię na krawędź przepaści, od której już tylko oddzielała go drewniana barierka (patrz zdjęcia).




   
Droga nie jest aż tak niebezpieczna jak się o niej mówi. Przy pięknej pogodzie i przy zachowaniu środków ostrożności możemy ją pokonać cało i zdrowo, no chyba, że będzie lało, nawierzchnia zrobi się śliska a widoczność pogorszy, wtedy o wypadek tragiczny w skutkach nie trudno.

    
Podziw dla budowniczych oczywisty, bowiem prace prowadzono ręcznie bez użycia ciężkiego sprzętu. Przy konstrukcji drogi usunięto 31 000 m3 skał, które w całości wykorzystano do jej budowy.

   
Do najciekawszych punktów trasy należy miedzy innymi skrzyżowanie drogi samej ze sobą, zakręt niemal 300 stopni - pętla zwana Węzłem Krawata
(Nudo de la Corbata). Jest tam spory parking, na którym można się zatrzymać, ostudzić emocje, porobić zdjęcia, a nade wszystko nasycić oczy pięknym krajobrazem.
































    
Źródłem ciekawych skojarzeń jest przesmyk w skale, którego nie sfotografowałam z bliska. Zatrzymaliśmy się w pobliżu, w punkcie widokowym i to na panoramę skierowałam obiektyw, kształt przesmyku zauważyłam dopiero wtedy, kiedy w niego wjeżdżaliśmy, a był dosłownie o krok ode mnie.











    W Sa Calobra roi się od rowerzystów, zmęczeni podjazdami i zjazdami regenerują siły na powrotną drogę w lokalach gastronomicznych. Spotkałam tam grupę Polaków ze Szczecina, którzy tego dnia przejechali już 80 kilometrów, poprzedniego zaś około 180. Zmęczenie malowało się na ich twarzach, nogi uginały w kolanach i wyglądali na nieco zamroczonych po tak potężnym wysiłku. Cała grupa widoczna jest na zdjęciu na tarasie Mar Azul.
    Szczerze zazdrościłam im młodości i kondycji.
- Ech, ze starego to i trening nie uczyni mistrza! - Rozmarzyłam się kierując myśli na moje wcześniejsze przygody rowerowe, podczas gdy Ryszard uzupełniał płyny siedząc w cieniu starej oliwki.










       Do Sa Calobra, tak naprawdę, przyciąga turystów inna atrakcja przyrodnicza - wąwóz Torrent de Pareis - uznany w 2003 roku za pomnik przyrody wraz z dwoma innymi potokami: Torrent de Gorg Blau i Torrent de Lluc.




   
Torrent de Pareis ma tylko 3300 metrów długości i zaczyna się w s’Entreforc u zbiegu wyżej wymienionych potoków. Istnieją różne teorie na temat pochodzenia tej nazwy. W liczbie mnogiej pareis oznacza pary, co w tym wypadku może oznaczać parzystość klifów ograniczających strumień po obu jego stronach. Starożytne parei zaś oznacza ścianę, co w rzeczywistości przekłada się na ściany skaliste i wysokie. Inna teoria, która najbardziej do mnie przemawia, nawiązuje do słowa paradis, co z kolei oznacza raj, cudowne miejsce - ale są to tylko moje własne dywagacje, bo jak by nie dywagować to wszystkie tłumaczenia tej nazwy pasują do tego niezwykle urokliwego miejsca.

   
Wąwóz można eksplorować na różne sposoby i tylko przy odpowiednio dobrych warunkach pogodowych. Nie mniej jednak zalecana jest ostrożność, bo o wypadek tam nie trudno. Miejscami kanion zwęża się do kilku metrów, a jego ściany wznoszą się stromo na wysokość dwustu. W korycie strumienia odcinki gruboziarnistego żwiru przeplatają się z miejscami skalistymi, gdzie duże głazy blokują strumień wody. Czasami po deszczach w cieniu skalnych ścian powstają jeziorka. Nie brakuje tu też małych jaskiń, z których jedna ma 317 metrów głębokości i jest ponoć najgłębszą jaskinią na Balearach.


   
Kanion de Pareis przypomina mi Wąwóz Saklıkent
kliknij tutaj, który miałam okazję przejść w sporym odcinku w czerwcu 2014 roku a także Wąwóz Avakas kliknij tutaj - wyprawa w kwietniu 2013 roku.

   
Ci, co parają się przewodnictwem po kanionie de Pareis opisują tę atrakcję przyrodniczą, jako najbardziej wymagającą i niebezpieczną. Ku zachowaniu rozwagi postawiono tam znaki ostrzegawcze, a przy górnym wejściu do wąwozu zorganizowano punkt górskiego pogotowia ratunkowego. Ponoć około jedna czwarta akcji ratowniczych na Majorce odbywa się w rejonie wąwozu. Każdego roku dochodzi tam do około 70 wypadków, od zagubienia się, przez upadki, aż po wypadki śmiertelne. W wąwozie praktycznie nie ma zasięgu telefonii komórkowej umożliwiającej wykonanie połączeń alarmowych.

   
Końcowy odcinek wąwozu otwiera się na niemal płaski obszar usiany dzikimi drzewami figowymi i inną ciekawą roślinnością. Dolina z dużymi stawami rozciąga się aż do plaży - ujścia Torrent de Pareis, która dzięki żwirowemu nasypowi powstałemu w wyniku napływu morskich fal w Cala de Sa Calobra zapobiega przedostawaniu się wody bezpośrednio do morza. W niektórych porach roku duże ilości wody ze strumienia otwierają skalisty obszar u ujścia. 



























  
    Plażę charakteryzuje nie tylko jej piękno, ale też specjalna akustyka.
    W pierwszą niedzielę lipca odbywa się tam koncert muzyki chóralnej, zapoczątkowany w 1963 roku przez katalońskiego malarza, Josepa Colla Bardoleta (1912-2007), który urodził się w Campdevànol (gmina Girona w Katalonii), mieszkał i zmarł w Valldemossie. Dzieła malarza znajdują się w muzeum w Klasztorze Santuari de Lluc, ale o tym w drugiej części wpisu.

   
Do tego cudownego, rajskiego miejsca przywędrowaliśmy z portu Sa Calobra tunelem wykutym w skale.
























   
Tego dnia z Port de Sa Calobra ruszyliśmy jeszcze do Port de Sóller statkiem turystycznym. Do końca nie wiedzieliśmy czy rejs dojdzie do skutku ze względu na zbyt niebezpieczne fale. O tej podróży opowiem w innym poście, a ten zakończę wizytą w Klasztorze Santuari de Lluc.






   
Jak już wspomniałam na początku, do Port de Sa Calobra wiedzie droga Ma-2142, ale żeby do jej górskiego początku dotrzeć trzeba najpierw pokonać inną.
    My, po wczesnym śniadaniu, wyruszyliśmy z hotelu w Cala Millor do Manacor, później przez Inca
(miasteczko o bogatej historii słynące z produkcji wina), malowniczo wijącą się serpentynami Ma-2130 i Ma-10 do klasztoru w Lluc, miejscowości leżącej w jednej z dolin masywu górskiego Serra de Tramuntana, na wysokości 525 m n.p.m.











     Lluc słynie z centrum maryjnego Santuari de Lluc, które każdego dnia, jak i w święto maryjne przypadające w sierpniu, przyciąga rzesze pielgrzymów.

   
Mówi się, że miejsce to zamieszkiwane było od czasów prehistorycznych, o czym świadczyć może pobliska jaskinia La Cueva I de la Cometa des Morts (Jaskinia Umarłych) schodząca schodkowo pod ziemię do pomieszczenia o powierzchni około 130 metrów kwadratowych oraz nieco dalej znajdująca się druga jaskinia La Cueva II de la Cometa des Morts.
    Zarówno w jednej jak i w drugiej praktykowane były pochówki, w tym pochówki wapienne i inhumacje najczęściej w pozycji embrionalnej
(zwłoki skurczone, czasami wiązane linami z tkanki roślinnej, ułatwiające pozycję embrionalną). W jaskiniach znaleziono trumny z drewna sosnowego, niektóre w dobrym stanie niektóre zniszczone oraz ludzkie szczątki. Badacze, takie praktyki przypisują końcowemu okresowi późnego Talayótico. (Talayotes związane są z lokalną kulturą zwaną talayotycką, rozwijającą się na Balearach (Majorka i Minorka) pod koniec II tysiąclecia p.n.e. w epoce brązu i epoce żelaza aż do podboju rzymskiego w 123 roku n.e. Talayot to typ starożytnych megalitycznych budowli kamiennych, występujący na Majorce i Minorce). Oprócz szczątków ludzkich, odnaleziono różne przedmioty, które zobaczyć można nie tylko w muzeum klasztornym. Na Majorce takich jaskiń umarłych jest więcej. Jest to jednak zbyt obszerny temat, aby go rozwijać.
    Ponieważ wyspa zbudowana jest głównie z wapieni mezozoicznych, to współcześnie, zmarłych nie chowa się w grobach ziemnych, lecz w murowanych niszach przypominających regał o wielu kondygnacjach. Nisze zamurowuje się i umieszcza tablicę z nazwiskiem.

    Lluc jest naturalnie chronione (patrz zdjęcia) - na dnie doliny otwierają się klify północnego wybrzeża Majorki, występuje tam pod dostatkiem drewna, zwierzyny łownej i słodkiej wody. Być może ze względu na położenie i walory przyrodnicze Rzymianie nadali temu miejscu nazwę pochodzącą od łacińskiego słowa lucus oznaczającego las, gaj. Łacińskie lucus sugeruje święty las (w Rzymie Lucus był świętym gajem, położonym pomiędzy Tybrem a Via Salaria), ideę miejsca, w którym prawdopodobnie mieściła się pogańska świątynia pośrodku rozległego lasu dębów ostrolistnych szeroko rozpowszechnionych w tym regionie, obecnych do dziś.


 
   
Mamy niewiele informacji na temat tego miejsca z czasów rzymskich i paleochrześcijańskich. Obfitość wody zdatnej do picia pozwala przypuszczać założenie tam gospodarstwa. Podczas obecności Arabów, od 903 do 1229 roku, istniała ferma zwana Al Luc.

    
Po odzyskaniu Majorki w 1229 roku, król Jakub I Zdobywca
(król Aragonii, Walencji i Majorki) podjął się na tym miejscu (Lluc został odbity około 1232 roku) budowy kościoła, który około 1250 roku powierzył templariuszom. Jakub I Zdobywca był propagatorem kultu maryjnego i to do Najświętszej Maryi Panny modlił się podczas silnego sztormu przeprawiając się z Barcelony na Majorkę.
    W nagrodę za swój wkład w podbój wyspy templariusze otrzymali szereg ziem i posiadłości. Lluc pozostał wówczas przede wszystkim gospodarstwem rolnym, tak jak miało to miejsce za czasów obecności Rzymian, a następnie Maurów.

   
W 1314 roku, po upadku zakonu templariuszy dobra przeszły w ręce Szpitalników Zakonu Świętego Jana Jerozolimskiego i jako miejsce kultu poświęcone Najświętszej Maryi Pannie stało się wówczas miejscem intensywnych pielgrzymek.

  
W 1691 roku ukończono wraz z fasadą budowę obecnej barokowej bazyliki
(Basilica de la Mare de Déu de Lluc). Cudowna figura Czarnej Madonny zwanej La Moreneta, znalazła miejsce w ołtarzu głównym. Ołtarz ten zawiera obrotową platformę, dzięki której posąg jest na ogół niewidoczny dla osób wchodzących do kościoła i zwykle prezentowany jest w pomieszczeniu kaplicy znajdującym się za ołtarzem. Kaplica za apsydą najprawdopodobniej została zbudowana na pierwotnej świątyni. Podczas ceremonii religijnych, statua dzięki obrotowemu mechanizmowi staje się widoczna dla wiernych zebranych w świątyni. Na ścianach kaplicy umieszczono herby wszystkich gmin Majorki. Wierni mogą zbliżyć się do Morenety pokonując kilka stopni schodków.

















      Jak głosi tradycja, figurę Czarnej Madonny odnalazł młody pasterz pochodzenia arabskiego, zwany Łukaszem (Lucas), tuż po okresie okupowania wyspy przez Almohadów, kiedy to panowała wiara muzułmańska. Ku temu niezwykłemu odkryciu miał go kierować promień światła i melodia.

   
Dwa obrazy, w kaplicy z cudowną figurą, przedstawiają mnicha cystersa i pasterza Łukasza. Obaj trzy razy przenosili posąg do pobliskiego kościoła w Escorca, lecz ten trzy razy w niewyjaśniony sposób wracał w to samo miejsce, nad brzeg Torrent de Lluc, wyznaczając tym samym miejsce, w którym wkrótce zostało utworzone sanktuarium, a następnie klasztor. Odkrycie skromnego pasterza, kultury niechrześcijańskiej, niesione przez legendę i tradycję chrześcijańską, podkreśla religijne, a także kulturowe przesłanie zgody, pokoju, a nawet integracji.




   
Lluc uważane za najważniejsze miejsce pielgrzymkowe na Majorce, znane jest również dzięki szkole Escolania de Blauets, najstarszej organizacji muzycznej na Majorce i jednej z najstarszych w Hiszpanii. Historia szkoły sięga XIII wieku. W 1531 roku powstał tu chór Blauets de Lluc Escolania de Lluc, popularnie zwany Blauets w nawiązaniu do koloru niebieskiej sutanny, którą chórzyści ubierają podczas uroczystości. Ich śpiewy można usłyszeć codziennie, a jeden z głównych występów przypada na 24 grudnia, kiedy to śpiewają Pieśń Sybilli.

   
Pieśń Sybilli
(łac. Versus Sibyllae de die Judicii, kat. El Cant de la Sibil·la) przywędrowała na Majorkę wraz z chrystianizacją wyspy. Tradycyjnie była wykonywana przez dwunastoletnich chłopców, a współcześnie też przez dziewczynki w towarzystwie dwóch ministrantów. Wykonujący pieśń ubrany jest w białą lub kolorową uroczystą szatę, czasami zdobioną haftami na brzegach i kołnierzu, na którą zazwyczaj narzucana jest peleryna. Nakrycie głowy śpiewaka jest w tym samym kolorze co szata. Chórzyści, śpiewając, przechodzą przez kościół w stronę prezbiterium. Śpiewak trzyma przed sobą skierowany ostrzem do góry miecz a ministranci świece. Pieśń kończy znak krzyża nakreślony w powietrzu przez śpiewaka. Pieśń jest tradycyjnie śpiewana a cappella a muzyka organowa rozbrzmiewa pomiędzy wersami pieśni. W 2010 roku Pieśń Sybilli na Majorce została wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO.
    Niegdyś do szkoły przyjmowano tylko chłopców, którzy mieszkali na stałe w internacie. Od 2006 roku w Escolania de Blauets uczy się czterdziestu chłopców i dziewcząt.


   
W 1908 roku Antoni Gaudí odbył pielgrzymkę do Lluc i wykonał kilka prac.

   
Tę niezwykle bogatą historię Lluc uzupełnia muzeum znajdujące się na pierwszym i drugim piętrze głównego budynku Sanktuarium, z widokiem na wewnętrzne patio zwane Jardí de les Magnòlies
(Ogród Magnolii) i patio Bishop Campins.
    Muzeum zostało zainaugurowane w 1952 roku kolekcją archeologiczną i wystawą darów ofiarowanych NMP na przestrzeni wieków. Muzeum składa się z ośmiu sal i ośmiu różnych kolekcji.
    Podkreślę, że kolekcja VI poświęcona jest wyłącznie twórczości katalońskiego malarza Josepa Colla Bardoleta, tego, który w 1963 roku zapoczątkował w Sa Calobra koncerty muzyki chóralnej
(wspomniałam o tym w pierwszej części).
    Josep Coll Bardolet podarował Muzeum w Lluc łącznie 236 dzieł. Pierwsza część kolekcji została otwarta w 1989 roku dzięki współpracy Stowarzyszenia Antics Blauets, druga obejmująca portrety, rysunki, gwasze i akwarele we wrześniu 1995.








     Z Placu del Lledonera, za restauracją La Fonda, kamienna ścieżka prowadzi do skały zwieńczonej dużym metalowym krzyżem, widocznym też z daleka nad bazyliką. Krzyż, niewątpliwie symbolicznie, wyznacza miejsce pojawienia się cudownej figury. Ten najwyższy punkt znajduje się blisko źródła Torrent de Lluc, które na ogół suche, ożywa podczas zimowych deszczy, spływa doliną Clot d'Albarca obok odizolowanych ferm, po czym w Entreforc łączy się z innymi potokami tworząc słynny Torrent de Pareis.




   
Ze szczytu rozciąga się wspaniały widok na góry, dolinę i torrent de Lluc na brzegu, którego, według legendy, została odnaleziona cudowna figura Czarnej Madonny zwanej La Moreneta. Trasę zdobią rzeźby ilustrujące tajemnice różańca.
































   
W Lluc jest też bardzo dobra baza hotelowa
(kilka budynków, restauracje, bary, kawiarnia), w której zatrzymują się nie tylko pielgrzymi, ale i zwykli poszukiwacze przygód - pasjonaci pieszych wycieczek po górskich szlakach. Dostępne jest także boisko do piłki nożnej, odkryty basen, plac zabaw dla dzieci i niewielki ogród botaniczny. Na terenie klasztoru znajduje się fontanna Font Cuberta zaopatrująca obiekty w wodę znaną ze swojej jakości.























   
Ech, wróciło do mnie nostalgiczne wspomnienie tego zbyt krótkiego pobytu w Lluc. Z przyjemnością wróciłabym tam na kilka dni…

Majorka, kwiecień 2024

Poniżej śpiewana na Majorce Pieśń Sybilli w języku katalońskim

El jorn del judici parrà qui haurà fet servici.

Jesucrist, Rei universal,
home i ver Déu eternal
del cel vindrà per a jutjar
i a cada u lo just darà.

Gran foc del cel devallarà;
mar, fonts i rius, tot cremarà.
Los peixos donaran grans crits
Perdent los naturals delits.

Ans del Judici l'Anticrist vindrà
i tot lo món turment darà,
i se farà com Déu servir
i qui no el crega farà morir.

Lo seu regnat serà molt breu;
en aquell temps sots poder seu
moriran màrtirs tots a un lloc
aquells dos sants, Elíes i Enoc.

Lo sol perdrà la claredat
mostrant-se fosc i entelat,
la lluna no darà claror
i tot lo món serà tristor.

Als mals dirà molt agrament:
– Anau, maleïts, en el turment!
anau, anau al foc etern
amb vostron príncep de l'infern.

Als bons dirà: – Fills meus veníu!
benaventurats posseïu
el regne que està aparellat
des de que el món va ser creat.

Oh humil Verge! Vos qui heu parit
Jesús Infant aquesta nit,
a vostro Fill vullau pregar
que de lo infern nos vulla guardar.

El jorn del judici parrà qui haurà fet servici.

 

6 komentarzy:

  1. Mnóstwo ciekawych informacji na temat tej krętej trasy, sanktuarium i plaży. Wgryzłaś się mocno w temat, ale teraz wiem o czym piszesz. Bo czasem trudno sobie coś wyobrazić zwłaszcza, gdy jest to coś inne od tego co znamy. Piękne zdjęcia ukazujące wspaniałości Majorki. Ja w Lluc byłam krótko, więc uzupełniłaś mi wiadomości.
    Super wpis. Dzięki ci Ewa. Pozdrawiam 💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo wiadomości przyswoiłam sobie na temat tej wyspy. Tutaj zamieściłam jedynie ogromny ich skrót. Przestudiowałam sobie też szlaki piesze i gdybym jeszcze raz pojechała na Majorkę to skorzystałaby z tej wiedzy. Historia Majorki jest bardzo wciągająca...
      Pozdrawiam serdecznie i czekam na Twoje opowieści :) :)

      Usuń
  2. Wczoraj pisałem komentarz i go zżarło. Dzisiaj napiszę krótszy może się uchowa. Droga, którą pokazujesz stanowi niezłe wyzwanie dla kierowcy. Jak się tu koncentrować kiedy wokół takie widoki. Zastosowany sposób wytyczenia drogi zasługuje na uznanie, zwierzę jest najlepsze zna teren i szuka łatwiejszych dla siebie rozwiązań. Majorka podoba mi się coraz bardziej zachęcają do tego miejsca i twoje posty ale też Urszuli i Mo. Jak zawsze solidnie przedstawiasz historię miejsca co kosztuje sporo pracy. Urzekło mnie również położenie i samo sanktuarium. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie zawiedziesz się wybierając Majorkę na jeden z kolejnych wyjazdów. Korzystaj póki sił wystarcza. Mnie ostatnio ich brakuje.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. I mnie się wydaje, że pisałam komentarz, a że go nie widzę, to albo trafił do spamu, albo z moją pamięcią jest gorzej niż sądziłam. Bardzo obszerny i szczegółowy wpis, dużo informacji, niczym przewodnik i jak zwykle piękne wakacje wam się trafiły. Jak się chce wracać, tzn. że warto było lecieć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że coś kliknęłaś niechcący i komentarz zginął, ja czasami tak mam. W spamie nie ma żadnych komentarzy. Czasami trafiają się tam jakieś reklamy, które usuwam.
      W pierwszej połowie czerwca polecieliśmy do Katalonii. Chciałam sprawdzić miedzy innymi moją kondycję, po wcześniejszym wyjeździe na Majorkę, po którym przez dwa tygodnie miałam ogromne problemy z chodzeniem i myślałam, że to mój ostatni wyjazd....
      Pozdrawiam ciepło i zdrowia życzę :)

      Usuń