Bóg jest tak wielki że jest i Go nie ma
Tak wszechmogący że potrafi nie być
Więc nieobecność Jego też się zdarza
Stąd czasem ciemno i serce się tłucze
(…)
Anna Dymna w Supraślu |
Rzecz niesłychana! Krakowski Salon Poezji w Supraślu!
24 września 2011 roku o godzinie 12:00 pani Anna Dymna otwiera 31 już Salon Poezji i jak sama mówi, na pierwsze inauguracyjne spotkanie wybiera zawsze wiersze księdza Jana Twardowskiego.
Nie mogło i mnie zabraknąć na tak ważnym wydarzeniu kulturalnym, na którym osobiście poznaję tę jakże miłą, ciepłą kobietę, w sercu, której jest tyle troski o drugiego człowieka.
Krakowski Salon Poezji – mówi pani Ania, zrodził się z potrzeby serca dziesięć lat temu, dokładnie 10 stycznia 2002 roku i był reakcją na to, jakich programów dostarcza nam telewizja, ekran z magmą słów, za które nikt nie bierze odpowiedzialności, gdzie słowo jest źle używane. Pamięta, że na pierwsze spotkanie przygotowano 150 miejsc, a przyszło 350 osób i od tamtej pory spotkania wierszem mówione odbywają się w każdą niedzielę o godzinie 12:00 i cieszą się ogromnym powodzeniem.
Podczas gdy w Supraślu ma miejsce pierwszy Salon, w Krakowie będzie to 349.
Pani Ania znała osobiście księdza Jana. Mówi o nim, że był dokładnie taki jak jego wiersze, cieszył się człowiekiem, a kiedy ona szła na spotkanie z nim zachowywał się tak jakby tylko na nią czekał.
Kinga Szmigulska, Wiktor Wołkow, Maria Grądman |
Dwie młodziutkie instrumentalistki Kinga Szmigulska – rożek angielski i Maria Grądman – gitara klasyczna oprawiły muzycznie Salon Poezji. Jeszcze nie rozpoznaję kompozytorów, ale po spotkaniu podchodzę do nich, robię zdjęcia, na którym jest także Wiktor Wołkow, artysta – fotografik i dowiaduję się, że na dzisiejsze spotkanie przygotowały cztery utwory: pierwszy: Ennio Moricone – Gabriel’s oboe - The mission; drugi: Villa-Lobos – Bachianas Brasileiras no5; trzeci: Gabriel Faure - Pavane; czwarty: Friedrich Haendel – Lascia Ch’io Pianga.
Dariusz Matys (pierwszy z lewej) w Alkierzu |
Prezentacja slajdów Wiktora Wołkowa jest bardzo dobrym tłem do czytanych przez Annę Dymną i Dariusza Matysa wierszy. Dariusz Matys, aktor Teatru Wierszalin uczył się aktorstwa od mistrzów i grał na deskach krakowskich teatrów Stu i Kto.
Przyznam szczerze, slajdy rozpraszają moją uwagę. Niektóre wersy omiatają tylko moje uszy. No cóż Wiktor Wołkow jest doskonałym fotografikiem pejzażystą i podglądaczem natury, a przede wszystkim niezrównanym łowcą światła, nic więc dziwnego, że jego wręcz rewelacyjna fotografia przyciąga moją uwagę.
Bóg się ukrył dlatego by świat pokazać…dobiegają do mnie słowa poety, a na ekranie widzę wspaniałe pejzaże przedstawiające niezwykle piękne zachody słońca, o tak niesamowitej czerwieni, że aż nie do uwierzenia. Na jednym z obrazów dwa bociany na tle ognistej kuli, za chwilę sejmik bociani i bociania rodzina na bocianim gnieździe, po chwili widzę łąki, koryto rzeki i jej rozlewiska w opadającej mgle, drobne fale uderzające o brzeg …
Szukałem Boga w książkach... do ucha wpadają mi następne wersy wiersza, a Wiktor Wołkow nadal prezentuje przecudną krainę, niebo popękane, z mnóstwem skłębionych czarno szarych i czerwonych chmur, słońce znowu się zniża, między niebem, a ziemią stóg siana i drzewo bez liści ciężkimi chmurami przygniecione, a także drzewa w ognistej poświacie gorejącego słońca…
Do nieba idzie się parami, a nie gęsiego
Nawet dyskretny anioł nie stoi w pojedynkę… dźwięczą słowa czytane przez Dariusza Matysa, a ja podziwiam kolejne pejzaże Podlasia, kolorowe łąki, żółty mniszek i pszczołę, połacie przylaszczek, zawilce, konwalie, przebiśniegi i lilie na wodzie… kolorową ważkę…
Więcej jest dowodów na istnienie Boga niż człowieka…brzmią kolejne strofy, a wraz z nimi pojawia się obraz lasu, pasą się żubry wśród wysokich sosen, i sarny ufnym wzrokiem rozglądają się wokoło, i bobry na lodzie siedzą…
Broniłem tak gorliwie Boga, że trzepnąłem w mordę człowieka… O! A teraz zima swoją biel prezentuje, rzeka wąską strużką między skorupą lodu się wije, gałązki szronem obsypane…
Drzwi zadrżały - kto to?
- śmierć
weszła drobna malutka z kosą jak zapałka
zdziwienie. Oczy w słup
a ona
- przyszłam po kanarka… Nie znałam tego wiersza i roześmiałam się głośno, reszta słuchaczy także…
- śmierć
weszła drobna malutka z kosą jak zapałka
zdziwienie. Oczy w słup
a ona
- przyszłam po kanarka… Nie znałam tego wiersza i roześmiałam się głośno, reszta słuchaczy także…
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy…
zostaną po nich buty i telefon głuchy…
Pomyślałam: talent artystyczny w połączeniu z powołaniem stworzył dzieła o nieprzemijającej wartości. Ksiądz Jan Twardowski szybko w zapomnienie nie odejdzie, buty miał liche, o lepsze nie zabiegał, bo to nie one ważne były w jego życiu.
Nigdy nie przestał zdumiewać się niepojętym Bogiem, który objawia się nam nieustannie w dziele stworzonym. Zdumienie to, dzięki ufności, pozbawione jest lęku, prowadzi do zachwytu, a zachwyt do uwielbienia Stwórcy.
Anna Dymna rozdaje autografy |
Spotkanie z artystami dobiega końca. Czekam na autograf bohaterki spotkania pani Ani Dymnej. Ustawia się długa kolejka. Rozmawiam chwilę z Kingą Szmigulską, Marią Grądman i Wiktorem Wołkowem, a także ze znajomymi, którzy tak jak ja cierpliwie czekają na autograf. Robię zdjęcia. Niestety nie mogę ich zaprezentować w ilości takiej jak bym chciała. Z prostej przyczyny…Nie wyszły! W sali pali się tylko jedna lampa, a przez otwarte drzwi wpada odrobina dziennego światła.
Ech! To ja z panią Anią. |
Następne spotkania Salonów Poezji mają być organizowane w każdą trzecią niedzielę miesiąca. Jako mieszkanka Supraśla, czuję się upoważniona do zaproszenia Was Drodzy Czytelnicy na każdy następny Salon.
Nie ma słów, którymi mogłabym wyrazić, jak Tobie zazdroszczę. Pani Ania jest perłą szlachetną na tle tych wszystkich zepsutych celebrytów, pseudo-artystów i anty-autorytetów, jakich pełno wokół. Kiedy ją widzę, kiedy słyszę jej rozmowy z chorymi, dotkniętymi na różny sposób, lecz zarazem pobłogosławionymi wielkim sercem, czuję się taka maleńka..... jak ten kanarek. Ja nie potrafię być taka dobra, kochana, jestem raczej jak szorstka włosiennica, czasami dotrę do kogoś ku przestrodze, ale częściej zrażam, a w niej? Tyle ciepła. Wspominam jej role w trylogii Chęcińskiego czy w wielu spektaklach teatralnych, np. w "Mistrzu i Małgorzacie" z Zapasiewiczem w roli Piłata. Ech, ale te lata płyną.... Także zazdroszczę. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń@Barbara Silver
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie Basiu, że na to spotkanie przyjechało z panią Anią kilka dotkniętych chorobą osób, takich siedzących na wózkach. Wychodząc z Alkierza, a właściwie z kina "Jutrzenka" bo tam spotkanie miało miejsce przebiegłam wzrokiem po twarzach tych ludzi. Zdumiewające wrażenie, żadnego grymasu, żadnego śladu jakiegokolwiek cierpienia, zgryzoty, bólu, tylko łagodne spojrzenia, proste, szczere, takie że aż dech zapiera, powiedziałabym nawet pełne miłości.
Wielkie dzieło pani Anny Dymnej. Ona sama zresztą promieniuje spokojem, otwarta na drugiego człowieka, gotowa dawać to co najważniejsze, swoje autentyczne zainteresowanie każdym człowiekiem w potrzebie. Podziwiam ją tak jak Ty i cieszę się niezmiernie, że są na tym świecie ludzie dobrej woli i wielkiego serca.
Pozdrawiam również serdecznie:))
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuje i pozdrawiam :)
Usuń