poniedziałek, 26 maja 2014

Guinness i irlandzkie puby


cd
             Jesteśmy jak książki...
                      Większość ludzi widzi tylko naszą okładkę...
                                Mniejszość czyta wstęp...
                                         Większość wierzy tylko krytykom...
                                                    Nieliczni poznają naszą treść...

                                                                                   /znalezione w sieci/

Dziękuję tym wszystkim, którzy dotrwali do końca mojej irlandzkiej opowieści.    

   
Czwartek, dwudziestego siódmego marca, ostatni dzień mojego pobytu na Zielonej Wyspie i powrót do domu.
    Samolot z Dublina do Modlina odlatuje o godzinie siedemnastej. W Polsce powinnam być o dwudziestej pierwszej. Czy zdążę na ostatni autobus do Białegostoku? Właściciel linii autobusowej Express Podlasie zapewniał mnie, że kierowca zaczeka na ostatnich pasażerów około pół godziny.
    Nie potrzebnie się martwiłam, Ryanair słynie z punktualności, co muszę podkreślić...

   
Pożegnaliśmy się na dworcu autobusowym w Derry. Do odjazdu Bus Éireann'a miałam kilkanaście minut i chciałam jeszcze ostatnim rzutem na taśmę doładować swój bagaż wrażeń, który i tak był bardzo ciężki, tak bardzo ciężki, że nie umiałam pozbierać myśli, powiązać wątków w jedną całość.
    Robiłam ostatnie zdjęcia...
    - Czy wyobrażacie sobie salę przedszkolną z rozproszonymi po całym pokoju zabaw radosnymi dzieciakami, nad którymi nie może w pełni zapanować ich pani?
    - Takie właśnie było moje wnętrze, kiedy przez szyby autobusu po raz ostatni podziwiałam szmaragdowy pejzaż. Padał deszcz i długimi strugami obmywał Éireann'a, którym kierowała młoda kobieta. Siedziałam sama, wysoko tuż za nią i od czasu do czasu wyciągałam w kierunku okna uzbrojoną w aparat fotograficzny rękę.
    Rozbiegane, niepoukładane myśli błąkały się w środku mnie, a ja nie potrafiąc nad nimi zapanować znieruchomiałam na trzy i pół godziny. Wyprostowana na brzegu wygodnego fotela zapewne miałam minę kogoś oszołomionego jakimś nieoczekiwanym wydarzeniem.
    Próbowałam zaglądać w każdy kącik moich wspomnień, zwinąć je w kłębek tak jak zwija się wełnianą owczą nić. Ale zanim tę owczą nić zacznie się zwijać w kłębek, to najpierw trzeba połapać owce i je ostrzyc.
    Pierwszy SMS - Bon voyage! Potem telefon - Czy te chusteczki na biurku to na mój smarkaty nos?

   
Myślami wróciłam do przedostatniego dnia mojego pobytu na gościnnej wyspie. Jej obraz nie byłby pełny, gdyby zabrakło w nim irlandzkich pubów, przed południem raczej pustych, z nielicznymi gośćmi, takimi jak na przykład my, a wieczorem wypełnionych gwarem i celtycką muzyką.
    Do jednego z pubów Buncrany na głównej ulicy Main Street wybraliśmy się po dwudziestej drugiej. W lokalu przy barze mężczyźni popijali Guinnessa, wpatrywali się w telewizyjny ekran i żywo dyskutowali nad przebiegiem meczu. Przy jednym ze stolików obok palącego się kominka siedziały panie w towarzystwie panów. Tam także królowało ciemne piwo z kremowo-białą pianą na wierzchu, która za przyczyną kulki zwanej Widget lub Rocket Widget zachowywała swoją konsystencję aż do ostatniej kropli płynu w szklance. Kulkę taką umieszcza się w puszkach i butelkach, a jak to jest z Guinnessem z beczki nie wiem. Wiem jedno, że piwo jest doskonałe w smaku, nie powoduje wzdęć, nie napełnia gazem wydymającym brzuch i że po wypiciu kolejnej szklanki nie ma się uczucia podchodzących do gardła trzewi. Nie jestem piwoszem, ale od czasu do czasu spróbuję polskiego trunku, który w niczym nie przypomina słynnego Guinnessa.
    Słuchając tradycyjnej irlandzkiej muzyki sączyłam irlandzki czarny towar - the black stuff, zaś Osoba mi towarzysząca trzymała w rękach szklankę z coca colą i zatopiona w swoich myślach wystukiwała stopą rytm na drewnianym szczeblu umocowanym nad posadzką pod blatem długiego wysokiego stołu...
   Ostatnie chwile...

  
Moje myśli rozmywają się w chaosie. Zostawiam moją Tęsknotę na banicji, Miłość mojego życia także na banicji, tylko pewna wieloletnia Przyjaźń po powrocie do Polski, któregoś dnia obejmie mnie swoim ciepłym ramieniem, wycałuje policzki..., a ja zapomnę na chwilę o swojej samotności...

    Kiedy na lotnisku w Modlinie przełączyłam telefon z funkcji offline na ogólną, usłyszałam sygnał oznajmujący nadejście esemesa. Otworzyłam kopertę  z wiadomością: Witamy w Polsce!!! :) A więc w Buncranie wiadomo już było, że samolot wylądował bezpiecznie i o czasie na lotnisku w Modlinie.

       Przed południem - gdzieś za Latterkenny, pub w drodze do Ards Friary









                                  Buncrana nocą, pub na Main Street






                           Ostatnie obrazki ze Szmaragdowej Wyspy 
























12 komentarzy:

  1. Ale jeszcze tu wrócisz?
    Irlandia straci jak zabraknie Twoich zdjęć i opisów!
    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  2. Piotrze jesteś bardzo, bardzo miły.
    To dzięki takim Polakom jak Ty poznaję ten kraj pełen niezwykłych krajobrazów i opowieści o zamierzchłych czasach druidów i Celtów, pełen baśni i legend, wielkich miłości, starych zamków, a nade wszystko wspaniałych ludzi, którzy spotykają się wieczorami w pubach, kochają dawne tradycje i misternie plotą nowe, ludzi którzy się do siebie uśmiechają, pozdrawiają nawzajem nawet wtedy kiedy widzą się po raz pierwszy na drodze, czy w sklepie na zakupach... Irlandia i Irlandczycy ze swoją muzyką, z nutami wyrastającymi z każdego nie tylko zielonego skrawka wyspy...

    I nawet gdybym tam nie wróciła, to i tak zawsze jest ktoś taki jak Ty, kto ciągnąć będzie dalej irlandzką opowieść...
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widze ,ze Irlandia zrobila na Tobie duze wrazenie, pozostawila w Tobie slad , pewnie na dlugo...i po Twojej twarzy na zdjeciach widze, ze bardzo dobrze sie tam wpasowalas...buziak

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację, to były piękne chwile, a wspomnienia zatrzeć może jedynie jakaś demencja starcza.
    Mogłabym tam pomieszkać jakiś czas pod warunkiem ciągłego przemieszczania się. Obejrzałam kilkanaście filmów z pewnym wędrowcem w roli głównej, który przemierza Irlandię wzdłuż i wszerz.
    Myślałam także o Islandii, ale nie wymyśliłam jeszcze sposobu, żeby na nią dotrzeć i w miarę moich możliwości finansowych ją poznać.
    Porównując ciepłe kraje z tymi o znacznie surowszym klimacie stwierdziłam, że nie taki diabeł straszny jak go malują, wręcz przeciwnie mają może jeszcze więcej do zaoferowania miłośnikom natury...
    Czekam na wieści od Ciebie w sprawie powrotu do Polski.
    Buziaki i powodzenia :)))*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też chciałbym moje wspomnienia, "zwinąć w kłębek" a tylko z niektórymi z nich zrobić to tak skutecznie, aby nigdy do mnie nie wróciły.
    Widzę, że kraj ten zauroczył Cię ogromnie, gdyż świadczy o tym pasja z jaką nam go przedstawiasz.
    Mnie ogromnie zaintrygowałaś...

    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, życząc oczywiście powrotu, ale w inne już regiony tego kraju

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skutecznie, to znaczy, że są takie, których nie chciałbyś pamiętać?

      Ja swoje wspomnienia chcę pozwijać w kłębki po to, żeby zrobić miejsce nowym...
      Już kiedyś zauważyłeś, że jestem uporządkowana - nie pamiętam dokładnie jak to określiłeś.
      Lubię porządek i to pewnie czyni moje życie prostym, nieskomplikowanym i tak naprawdę nie mam aż tak przykrych doświadczeń, żeby o nich chcieć zapomnieć...
      Niektórzy twierdzą, że nudne jest takie uporządkowane życie.

      Masz rację powinnam poznawać nowe miejsca i jestem bardzo ciekawa co przyniesie mi los... Już nad tym pracuję...

      Pozdrawiam jak zawsze bardzo ciepło :)))

      Usuń
    2. Tak- są takie wspomnienia, które chciałbym b. głęboko schować. Na szczęście, jest ich niewiele. Zresztą, pocieszam się, że chyba nikogo takiego nie ma, kto nie chciałby móc cofnąć czas i powiedzieć (zrobić) inaczej.

      Nie uchylisz rąbka tajemnicy, nad czym obecnie pracujesz?

      Serdeczności i uściski przesyłam...

      Usuń
    3. Nie wiem kto to powiedział:
      "Są takie chwile w życiu każdego człowieka, od których nawet pamięć ucieka.
      Lecz są też chwile, dla których trwania, warto poświęcić wieki czekania".

      Czasu jeszcze nikt nie cofnął, ale krzywdy nie jeden naprawił...
      A czas, który jest nam dany możemy dobrze wykorzystać...

      W poście "Z nostalgią o Errigal i zachodniej części Hrabstwa Donegal" pisałam:
      Dlaczego większość z nas myśli o tym jak uprzyjemnić sobie czas, a nie o tym jak go dobrze wykorzystać? Dlaczego nie stosujemy darmowych rad i mądrości innych, dlaczego odwracamy się od lustra i nie chcemy znaleźć w nim naszego prawdziwego oblicza...?

      Z tym rąbkiem tajemnicy to jest tak: zapewne latem pojadę do Francji, a wiosną - plany zmieniają się z dnia na dzień...
      Moc serdeczności i dobrych myśli na każdy dzień :)))*

      Usuń
  6. Tyle mądrości i piękna jest w Twoim pisaniu że starczy na bardzo długo...dziękuję Ewuniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja Ci dziękuje za dobre słowo i pozdrawiam serdecznie :)))*

      Usuń
  7. Irlandia jest przecudnym krajem, wg. mnie właśnie dlatego, iż wciąż wiele w niej nieodkrytych zakątków. Można ją zwiedzać na wiele sposobów a i tak będzie się czuć niedosyt. Ja dotrwałam do końca twej celtyckiej opowieści, choć jak zawsze z poślizgiem. Mea Culpa! Takich wspomnień czar nigdy za wiele! :)))

    Pozdrawiam i całuję serdecznie :**** (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wytrwałość!
      Celtycka opowieść nie ma końca, wciąż trwa, chociaż mnie już w niej nie ma!
      Buziaki :)))***

      Usuń