piątek, 23 maja 2014

Z nostalgią o Errigal i zachodniej części Hrabstwa Donegal



    cd Z Ards Forest Park do Gweedore wybraliśmy drogę N56, ale nie w kierunku na Latterkenny, tylko dalej na północ do Dunfanaghy, miasta położonego nad zatoką o tej samej nazwie, będącą częścią wód Sheephaven Bay. Stamtąd pojechaliśmy na zachód Hrabstwa Donegal, a później na południe w kierunku katolickiej parafii Gweedore, kolebki irlandzkiej kultury Gaelic.
    Mieszkańcy wsi i miasteczek takich jak Bunbeg, Derrybeg, Dunlewey... podają nazwy miejscowości tylko w celach administracyjnych, na przykład adresów pocztowych, a tak zwyczajnie, na co dzień, nazywają siebie mieszkańcami Gweedore.
    Ubogi, słabo zaludniony obszar zachodniej części hrabstwa ze względu na ukształtowanie terenu i nieurodzajne gleby, pod względem zwyczajów i tradycji irlandzkich wyróżnia się bardzo na tle innych regionów. Warto się w nim zatrzymać na dłużej i poznać bliżej odmienną od reszty kraju tożsamość kulturową trzech parafii: Gweedore, Cloughaneely i Rosses, których hasłem reklamowym jest up here it's different, z bogatą historią tradycji muzycznych, teatralnych, gaelic games, a nade wszystko języka irlandzkiego...

   
Do Dunlewey prowadziła droga R251 wzdłuż jezior Lough Nacung Upper i Dunlewy Lough obok Errigal największego szczytu pasma górskiego Derryveagh Mountains, wznoszącego się na wysokość siedmiuset pięćdziesięciu jeden metrów nad poziomem morza.

   
Pogoda pogarszała się z minuty na minutę, a więc tę bez wątpienia zaliczaną do najpiękniejszych gór na wyspie podziwialiśmy z cmentarnego wzgórza kościoła Sacred Heart Catholic Church, którego strzelista wieża podpierała ciemne deszczowe chmury. Rozpadało się na dobre kiedy schodziliśmy na parking usytuowany przed bramą kamiennego ogrodzenia.

   
Deszcz i silny wiatr uniemożliwił nam także wyprawę do Glenveagh National Park, obejmującego część wspomnianego wyżej pasma górskiego Derryveagh Mountains. Malownicze jeziora w północnej części parku otoczone łagodnymi zboczami, głębokie torfowiska i bagna, jednym słowem dziką nieujarzmioną przez człowieka naturę mogłam podziwiać tylko zza szyby naszego autka samotnie pędzącego pustą drogą w kierunku Latterkenny. Pracujące wycieraczki i kiepska widoczność nie pozwalały mi na swobodne fotografowanie tego fantastycznego bezmiaru przestrzeni w kolorze złotego piasku, odcieni brązów i czerni, całkowicie pozbawionego zabudowań i obecności człowieka. Zapłakany świat i muzyka klasyczna wypełniająca wnętrze samochodu, którym podróżowaliśmy przez osiem dni odrywały mnie od prawdy życia...
    Tę niebywałą, zapłakaną krainę, kojącą smutek, przeganiającą troski pragnęłam wpisać na listę powrotów...  i zastanawiałam się, czy taki powrót jest możliwy, a tak w ogóle dlaczego nie jestem jakimś nomadem, dlaczego człowiek całe życie zabiega o dobra materialne, urządza dom, pielęgnuje ogródek, otacza się niepotrzebnymi przedmiotami, a na starość siedzi w jednym ulubionym kącie i jak ma jeszcze w miarę dobry wzrok czyta książki i marzy... o podróżach...
    Dlaczego większość z nas myśli o tym jak uprzyjemnić sobie czas, a nie o tym jak go dobrze wykorzystać? Dlaczego nie stosujemy darmowych rad i mądrości innych, dlaczego odwracamy się od lustra i nie chcemy znaleźć w nim naszego prawdziwego oblicza...?
    Ech! Nostalgia to taka przypadłość z długą przeszłością, ale i z intrygującą przyszłością /zdanie z Wikipedii/  
 
               Jeszcze przed południem w drodze do Ards Forest Park 






                                Presbyterian Church Dunfanaghy


      Droga do Dunlewey i góry Derryveagh Mountains ze szczytem Errigal 








                        Kościół Najświętszego Serca Jezusowego
                               - Sacred Head Catholic Dunlewey
             na tle Errigal, najwyższego szczytu w Hrabstwie Donegal
                                              i widok na okolicę 















                                           Zapłakane pustkowie











                    Ale, ale, to jeszcze nie koniec dnia...
                                  Zakończenie będzie bardzo kolorowe... i deszczowe
                                                                                                  cdn


        A gdyby ktoś chciał zdobyć szczyt góry Errigal,
                                        to może to zrobić z Piotrem albo z Pendragonem

13 komentarzy:

  1. Byłem wokół Errigal wiele razy i wciąż nie mam dość. Prze fajne miejsce! Dzięki za wspomnienia. Pozdrawiam oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrze wczoraj razem z Tobą i Pendragonem wyprawiłam się na szczyt Errigal po raz kolejny. Zaraz wstawię linki do Waszych blogów.
      Uściski :)))*

      Usuń
    2. Wystarczy kliknąć na "Piotrem" i "Pendragonem" na końcu posta :)

      Usuń
    3. Dziękuję! właśnie przeczytałem,jak napisałaś, że chciałaś aby ta podróż trwała i trwała i nie wiesz czemu. My za każdym razem mamy takie same odczucia i chyba dlatego, że Donegal jest inny. To przestrzeń mało usiana domostwami a zwykły kamień sprawia wrażenie jak by był jakiś inny, magiczny, ciekawy. Opisać nie sposób, można tylko wciąż robić kółka dookoła Donegal i wciąż podziwiać to samo...

      Usuń
    4. Jadąc na Zieloną Wyspę nie sądziłam, że jest aż tak piękna, tak dziewicza. Chciałam wyjechać gdzieś dalej, a tymczasem czasu zabrakło na Hrabstwo Donegal i zobaczyłam tak niewiele...

      Usuń
  2. Hmmm...Kraina, domy, krajobrazy, oszczedne w kolorach, daje to wszystko uczucie ladu, harmonii, spokoju ducha...z odpowiednia muzyka w samochodzie mozna sobie bladzic myslami nostalgicznie i nie tak nostalgicznie. Ja jeszcze mialabym kawe w termosie, i ladne kubki pod reka, i saczylabym powoli napoj i grzala milo rece....sciskam Ewo z And ciagle, ale powoli i chyba i jednak i mimo wszystko i moze wyjade do Polski pod koniec czerwca. ( i chyba przez Bogote i Madryt, jak nigdy)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia dlaczego tak bardzo chciałam, żeby podróż poprzez to pustkowie trwała i trwała. Zdjęcia mi nie wyszły i nie oddają w pełni piękna tego miejsca.

      Kawy nie mieliśmy, a moje ręce i mnie przed zimnem chroniły rękawiczki i przystanek w pubie...

      Dziękuję za wieści z And. Kto wie może zobaczymy się w Polsce. Jedna z moich zaprzyjaźnionych blogerek zapowiedziała wizytę 13 lipca. Może tak więcej nas się zbierze w latem w Supraślu ?

      Buziaki :)))*

      Usuń
    2. Moze, chcialabym ale najpierw musze wydostac sie stad! sciskam mocno

      Usuń
    3. A więc trzymam kciuki :)

      Usuń
  3. Witaj Ewuniu,
    Oj szkoda, że pogoda nie pozwoliła Wam na zaglądnięcie do Glenveagh National park, to na prawdę piękne miejsce. Koniecznie musisz przylecieć do Irlandii znowu.
    Pozdrawiam - Kasia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu ten deszcz tworzył niesamowity nastrój...
      Kto wie może kiedyś odgrzeję wspomnienia i wzbogacę je jeszcze jedną wyprawą do Irlandii.
      Buziaki i moc serdeczności :)))*

      Usuń
  4. Errigal ma w sobie coś niesamowitego, za chmurami wygląda niezwykle tajemniczo i choć normalnie nie pociągają mnie góry, boję się większych wzniesień, co tu dużo ukrywać, to jednak przyjrzałabym się z bliska temu miejscu. Ma w sobie jakąś "niedostrzegalną" ale "wyczuwalną" moc. A mżawka nie może przecież popsuć dobrego nastroju, przecież nie jesteś z cukru, prawda? ;D

    Pozdrawiam :*** (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śniło mi się, że jeżdżę po tym pustkowiu jakimś starym motocyklem i czerpię tę niedostrzegalną ale wyczuwalną moc..., a pogoda była jakaś taka "neutralna", nie padało, ale też i słońce nie świeciło, nie było mi ani zimno ani ciepło, czułam się wspaniale!
      Ćmoki i cmoki przesyłam :)))*

      Usuń