sobota, 14 marca 2015

Kluby golfowe, Bellefontaine, Lipowy Most i arboretum w Kopnej Górze



    W golfa, teoretycznie, może grać każdy, niezależnie od wieku i płci.
I jak się okazuje, według niektórych źródeł, sport ten uprawia od około stu pięćdziesięciu do dwustu milionów osób na całym świecie. Dużo to czy mało, trudno powiedzieć.  
    Są kraje takie jak chociażby Irlandia, w których gra w golfa jest bardzo popularna, a dostęp do pól golfowych mają wszyscy, którzy tylko chcą grać. To właśnie w Irlandii po raz pierwszy zwróciłam uwagę na ogromną ilość pól golfowych, malowniczo położonych nad brzegiem oceanu, z których korzystają nie tylko Irlandczycy. Jak podają statystyki, każdego roku Irlandię odwiedza sto pięćdziesiąt pięć tysięcy golfistów. Szacuje się, że golfowy turysta jest wart trzy razy więcej niż każdy inny turysta odwiedzający kraj.
    W Polsce niestety sport ten mogą uprawiać jedynie dobrze zarabiające osoby.  
    A ja, chociaż nigdy golfem się nie interesowałam, to coś niecoś o nim wiedziałam..., chi, chi, oglądając filmy fabularne skupiałam uwagę bardziej na fantastycznych zielonych przestrzeniach niż na samych zasadach gry. Wiedziałam także, że Marianna, siostra męża, która bodajże od czterdziestu trzech lat mieszka w Paryżu, w golfa gra już dziesięć lat i jest członkiem klubu golfowego. To ona opowiada mi czasem, kiedy, gdzie i z kim gra. Brała nawet udział w polonijnym turnieju formuły open na Florydzie, z czego jest bardzo dumna i ja zresztą też...

   
Było to siódmego sierpnia ubiegłego lata... Marianna umówiła się w klubie golfowym w Bellefontaine ze swoim kolegą Arnaud gdzie razem mieli rozegrać osiemnaście dołków, a ponieważ od Bellefontaine blisko do zamku w Chantilly, który chciałam zwiedzić, zaproponowała mi wspólny wyjazd swoim autem:
    - Ja zostanę z Arnaud, a ty pojedziesz sobie dalej do Chantilly. - Powiedziała.
     Przystałam na tę propozycję z radością bowiem zamek, który chciałam zobaczyć leżał już poza piątą zoną, gdzie mój bilet Navigo nie był ważny...  
    Ale kiedy dojechałyśmy na miejsce zmieniłam zdanie:
   - Nigdy nie byłam na polu golfowym i nie widziałam graczy z bliska. Pozwól, że zostanę z tobą, a do Chantilly pojadę później. - Rzekłam.
    Padało od samego rana, ale nie była to ulewa tylko spokojny letni ciepły deszcz i jak to latem bywa zawsze jest nadzieja, że szybko się rozpogodzi i spoza chmur wyjrzy słońce. Około jedenastej przestało padać ale słońce nie chciało wyjrzeć i było dość pochmurno do końca dnia.
    Do Bellefontaine przyjechałyśmy o dziesiątej trzydzieści i jeszcze w deszczu Marianna rozpakowywała sprzęt. Z bagażnika wyjęła rozkładany wózek, wstawiła doń akumulator, który zabezpieczyła torbą foliową przed wilgocią, zapakowała kije do torby, zmieniła obuwie, jedną parę użyczyła także mnie i zerkając w niebo powiedziała:
    - Pada, jest mokro, a więc zagram tylko dziewięć dołków i obie ruszymy w drogę do Chantilly.
 










      Wkrótce dojechał do nas Arnaud i we trójkę ruszyliśmy na pole. Nie byłam pewna czy aby nie będę się nudzić chodząc za graczami po nasiąkniętym jak gąbka wodą terenie.
    Już w pierwszych minutach okazało się, że gra w golfa to fascynujący sport, wymagający nie lada kondycji, bowiem teren jest rozległy, mocno urozmaicony i trzeba przejść kilka kilometrów zanim osiągnie się dziewiąty dołek. Na szczęście prowadzenie trolleya wspomaganego akumulatorem to nie problem, wystarczy nacisnąć guzik i wózek sam jedzie...
    Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak szybko zapomniałam o Bożym świecie.
    - Jakie to cudowne zajęcie! - Pomyślałam.
Nie ma sędziów ani trybun. Jesteś ty, twoje kije, mała, zazwyczaj białego koloru piłeczka i dołek do którego musisz ją wcelować wykonując odpowiedni zamach z odpowiedniej pozycji. To czysto matematyczna kalkulacja, gdzie warunki pogodowe nie są bez znaczenia, musisz tak wszystko obliczyć, żeby piłka nie wylądowała w krzakach, nie utonęła w zbiorniku wodnym, bądź nie utknęła w piasku i jak najniższą liczbą uderzeń skierować ją na green do dołka o średnicy dziesięciu centymetrów.  Grę na polu osiemnasto dołkowym powinieneś zakończyć najlepiej siedemdziesięcioma dwoma uderzeniami...

   Za nami kroczyła kolejna para graczy, których wyprzedzaliśmy mniej więcej o półtora dołka. Marianna uświadamiała mnie, że kiedy zdarzy mi się usłyszeć okrzyk fore, to mam kucać natychmiast i chronić głowę, bowiem oznacza to, że piłka poleciała w złym kierunku i zagraża bezpieczeństwu przebywających na polu graczy.
    Przechodząc z miejsca na miejsce rozmawiałyśmy tylko o istotnych sprawach, bowiem skupienie gracza było najważniejsze.
    Marianna, mnie estetkę, miłośniczkę przyrody, zapewniała także, że pole, na którym się znajdowałyśmy nie należy do najpiękniejszych, że inne tereny golfowe są znacznie lepiej zagospodarowane, a ona gra między innymi na polach: national, Disneyland, Courson, Cély, Apremont, Ableiges, a także na prześlicznych terenach prywatnych: Saint -Germain-en-Laye, La Boulie, Fontainebleau oraz okazjonalnie w wielu innych miejscach nie tylko we Francji.
    Byłam zauroczona tym sportem, ale nie na tyle, żeby zacząć go uprawiać. Moja postawa z kijem, który wzięłam na moment do ręki w niczym nie przypominała postawy golfisty.  
    - Ech! Chyba wolę rower!

   
Nad Bellefontaine zbierały się deszczowe chmury, zaczęło siąpić i grzmieć jeszcze przed ósmym dołkiem. I tutaj znowu otrzymałam radę na wypadek gdyby piorun uderzył w niebezpiecznej odległości, a schronienie się w budynku klubu było niemożliwe:
    - Pozbądź się jak najszybciej kija, połóż je na ziemi, oddal się od przedmiotów metalowych, wózka, parasola.., najlepiej przykucnij ze złączonymi nogami i zasłoń uszy...
 





















      Było już kilka minut po czternastej, kiedy zostawiałyśmy Arnaud samego na rozegranie kolejnych dziewięciu dołków. Mimo późnej pory jak na zwiedzanie, pojechałyśmy do zamku Chantilly, ale o tym napiszę innym razem, bowiem ciekawych zdjęć zrobiłam naprawdę dużo...
    W drodze przypomniałyśmy sobie nasz czerwcowy wypad do Lipowego Mostu. Wtedy właśnie Marianna przyjechała na krótko do Polski a Arnaud w białostockiej firmie Kay Company załatwiał interesy.
    A ja ponieważ wiedziałam, że oboje grają w golfa, zaproponowałam im wycieczkę do Lipowego Mostu. I jak się dowiedziałam, tamtejsze pole to raczej teren do zabawy, o ile dobrze pamiętam z czterema dołkami, których pierwotnie było sześć.
    Hotel przygotowany był już na wieczorne przyjęcie weselne, w kuchni wrzało i musieliśmy trochę poczekać na zamówione dania obiadowe...
 






















    W drodze powrotnej z Lipowego Mostu do Supraśla zatrzymaliśmy się jeszcze w arboretum w Kopnej Górze. Tam swoją urodą urzekały nas lilie wodne i liczne żaby bawiące się w chowanego pomiędzy okrągłymi liśćmi...
 



















    Na kolację przygotowałam naleśniki z serem i szarlotkę...
 
    Bellefontaine, 7 sierpnia 2014 roku
    Lipowy Most i Kopna Góra 19 czerwca 2014 roku

9 komentarzy:

  1. Nie sądziłem, że taki wózek ma własny napęd. Niedaleko mnie też jest pole golfowe - w Paczółtowicach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wózek może, ale nie musi mieść własnego napędu. Jednak akumulator na wyposażeniu to znakomite rozwiązanie...
      Wielu Polaków w kraju i za granicą gra w golfa. Organizują turnieje nie tylko w Polsce...

      Usuń
  2. Arboretum mnie zachwycilo, pola golfowe to tak jak Ty, podobaja mi sie bo maja olbrzymie terene pieknie zazielenione, w Wenezueli tez bywaja, szczegolnie w Caracas, jezeli rzad rewolucyjny do nic sie nie dobral jako do przywileju burzuazji....mial zamiar na nich wybudowac mieszkania dla biedoty, ale chyba jeszcze tego nie zrealizowal....jakby to nie bylo innych terenow pod budowe...sciskam i buziak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałabym, żeby rząd rewolucyjny zamienił tereny golfowe na parki, a nie przeznaczył pod budowę. Każda rewolucja niszczy stary porządek, ale czy wprowadza nowszy lepszy?
      Na pewno zachodzą duże zmiany w sposobie postrzegania świata, ale do doskonałości jeszcze człowiekowi daleko...
      Ściskam serdecznie :)

      Usuń
  3. Hej Ewo. Nie mam nic do golfa, oprócz tego, że zazwyczaj w Irlandii kluby położone są w ciekawych miejscach ale wstęp osób postronnych jest zabroniony. I to mnie wkurza bo kawałek piękna, przeznaczony jest dla wybranych osób, które w ogóle piękna nie oglądają, tylko patrzą za białą piłeczką.... Coś tu moim zdaniem jest nie tak.... Relacja wspaniała Ewo. Most Lipowy fajowy, tak samo jak Lilie. Pozdrawiam ciepluteńko!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę Piotrze, że nie jesteś najlepiej zorientowany co do możliwości uprawiania tego sportu w Irlandii. Zapewne trafiłeś na prywatne pola golfowe i stąd to zniechęcenie.
      Jak wspomniałam w poście nigdy wcześniej nie obserwowałam bezpośrednio gry w golfa, a po tym co zobaczyłam na własne oczy zupełnie zmieniłam o niej zdanie. To co nam się pokazuje na ekranach kin ma się ni jak do prawdziwej gry.
      Do klubów golfowych we Francji należy wiele emerytów. Kiedy byliśmy przy siódmym dołku spotkałam czworo młodych mężczyzn, a tak poza tym sami starsi...
      Jak wybierzesz się do Polski zajrzyj w moje strony, a pokażę Ci wszystkie te cudeńka natury. Żonkę także zapraszam :))**

      Usuń
  4. Witaj, Ewuniu! :***

    A dla mnie golf jest za agresywny. Raz jeden w życiu byłam w takim miejscu, jeszcze na studiach, pośrodku rozległych pól golfowych pewnego austriackiego miasta, stał hotel, w którym miała miejsce konferencja naukowa. Źle wspominam tamten wyjazd, otoczenie i być może dlatego mam awersję do golfa. Nie wiem... Dużo bardziej podoba mi się tenis. ;)

    Pozdrawiam cieplutko :*** :))) (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się spodobał ze względu na wspaniale przygotowane tereny do gry, ale nie, nie, nie będę grać w golfa. Teraz przynajmniej rozumiem golfistów. Dla wielu z nich, a w szczególności zaś dla emerytów sport ten jest o wiele przyjemniejszy niż tenis, który wymaga nie lada kondycji, ogromnej sprawności fizycznej, spostrzegawczości i szybkości...
      Pozdrawiam również cieplutko :))**

      Usuń