sobota, 7 marca 2015

Mosty na Sekwanie i miłość zamknięta na klucz w metalowych kłódkach



    Spacer zarówno lewym jak i prawym nabrzeżem Sekwany przedzielającej Paryż na pół jest nie lada przeżyciem. Kiedy idziesz w dół lub w górę rzeki, przekraczasz mosty, zatrzymujesz się na nich i podziwiasz to co widzisz wokoło, masz wrażenie jakby czas zatrzymał się w miejscu, jakby wszystko to co na tym świecie cię więzi i krępuje nie istniało, uwalniasz się od lęków i niepokojów, wchłaniasz głęboko w siebie obrazy, które ten przyjemny stan uniesienia wywołują. I nie jest to jakieś jednokrotne doznanie bowiem za każdym razem odkrywasz coś nowego, zauważasz szczegóły, których do tej pory nie dostrzegałeś, delektujesz się nimi, oddychasz spokojnie, traktując owe doznania jako najlepszą terapię na ukojenie nerwów, wyciszenie...

   
Również inne rzeki przepływające przez inne miasta o bogatej kulturze i historii sprawiają na mnie podobne wrażenie. O wielu z nich opowiadałam nie wyłuskując ich terapeutycznych właściwości, ale wystarczy spojrzeć na zdjęcia, żeby ten leczniczy aspekt wychwycić.
    Ciągle jeszcze mam w zanadrzu Londyn i Tamizę gdzie porównywalny klimacik może nawet uśpić na kilka minut strudzonego pielgrzyma, który legnie gdzieś beztrosko w cieniu drzewa lub interesującej go budowli. Tak było z moim synem Wojciechem, który zdrzemnął się przez chwilę, a później pełen nowych sił wyruszył w dalszą pieszą wędrówkę.
 

    Podobają mi się wszystkie paryskie mosty i te stare i te nowe. Każdy z nich ma swoją tożsamość, swoją oficjalną nazwę, każdy z nich czymś innym urzeka, każdy z nich jest metaforą przepływającego czasu, powolnym wnikaniem w świat nadzmysłowy, każdy z nich jest realizacją marzenia jego twórcy i wreszcie wokoło każdego z nich powstają legendy i nie jeden otrzymuje rolę w jakimś filmie, czy też wpływa na bieg wydarzeń w niejednej powieści...
 
    Jednak mam swój ulubiony paryski most, a jest nim Pont Neuf wbrew nazwie najstarszy z istniejących w mieście. No cóż, może w którymś z poprzednich wcieleń byłam z tym obiektem mocno związana, może byłam blisko Henryka IV z Nawarry, mojego ulubionego króla Francji, który zakończył jego budowę w tysiąc sześćset czwartym roku. Niech to się wam nie wydaje takie niedorzeczne, bo jak wyjaśnić moje sny z okresu dzieciństwa i wczesnej młodości, z których Paryż był mi znany, a przecież nigdy przedtem tam nie byłam. Skąd te senne projekcje, pełne poznanych później na jawie obrazów, skąd to oczarowanie Paryżem, w którym mieszkałam kilka lat ale nie chciałam w nim nigdy zostać na stałe.
    - Co takiego mogło się zatem wydarzyć w przeszłości, co kazało spakować mi manatki i wrócić do Polski?
    - Przed czym uciekałam albo inaczej, jakie zadanie do wykonania zlecił mi Stwórca w obecnym wcieleniu?
    - Ci co mnie znają albo uważnie czytają bloga, wiedzą!
    A zatem jestem sercem i tu i tam!
 

    Budowę Pont Neuf nad fosą oddzielającą  Île de la Cité od dwóch maleńkich wysepek des Juifs i du Patriarche rozpoczęto za panowania Henryka III.
    Na środkowej części mostu zwanej Place du Pont Neuf znajduje się pomnik Henryka IV, który w czasie rewolucji uległ zniszczeniu a jego replikę ustawiano ponownie w tysiąc osiemset osiemnastym roku.
 













    Z mostu można zejść schodami na mały skwer znajdujący się na zachodnim cyplu wyspy o nazwie Vert-Galant , nazwie, która była przydomkiem króla o ognistym wręcz temperamencie i niespożytym do późnych lat życia pociągiem do kobiet.
    Zarówno Square Vert-Galant  jak i Square de la place Dauphine, znajdujący się pomiędzy pomnikiem  króla na koniu a Pałacem Sprawiedliwości, powstały z polecenia Henryka IV.
    Place Dauphine, połączenie kilku małych wysepek, nosił najpierw nazwę Placu Królewskiego, później zaś na pamiątkę Delfina - syna Henryka IV, przyszłego króla Ludwika XIII, urodzonego w tysiąc sześćset pierwszym roku został przemianowany na Place Dauphine. Przy placu tym mieszkali nieżyjący już aktorzy Simone Signoret i Yves Montand.
 




    Innym kolejnym mostem wartym kilku zdań opisu jest Pont des Arts. Widać go dobrze z Pont Neuf. Był rok tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty pierwszy, kiedy to po raz pierwszy tam się znalazłam i... od tamtej pory niby nic się wokoło nie zmieniło, a jednak...
    Na przęsłach mostu przeznaczonego tylko i wyłącznie do ruchu pieszego, łączącego Luwr z Instytutem Francuskim, zakochani z różnych zakątków świata zaczęli od kilku lat zawieszać kłódki i przyrzekając sobie dozgonną miłość wyrzucać kluczyki do Sekwany.
    Skąd wziął się ten zwyczaj umieszczania kłódek nie tylko na mostach paryskich ale także na wielu innych mostach w wielu innych miastach  tak do końca nikt nie potrafił jednoznacznie stwierdzić.
 

    Kiedy byliśmy tam w sierpniu ostatniego lata, Ryszard wyrzekł takie oto słowa:
    - Tyle ton żelastwa musi się kiedyś zawalić!
    Przyznałam mu rację i jak się okazało jedno z przęseł dwa miesiące wcześniej runęło i na krótko wyłączyło kładkę z ruchu. Na szczęście nic się nikomu nie stało.
    Zakochani nadal wyznają sobie miłość i nadal na kolejnych mostach zawieszają kolejne tony żelastwa. Dobry interes robią na tym oczywiście producenci i sprzedawcy kłódek, które  można kupić w pobliżu niejednej konstrukcji... i na nic zdały się prośby władz miasta, żeby nie zamykać miłości na kłódkę! 


















                             Inne paryskie mosty i nabrzeże Sekwany





























                                            Paryż, sierpień 2014 roku

18 komentarzy:

  1. Tak, mosty mają coś magnetycznego, że przyciągają...
    a ty, Ewo, jak zwykle urocza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten post pisałam z myślą o Oli z "daleka droga", której marzył się spacer nabrzeżem Sekwany.
      Lubię zdjęcia mostów, tych super nowoczesnych także.
      Dzięki za komplement Agnieszko :)
      Buziaki jak zawsze :)

      Usuń
  2. Przypomniała mi się książka J. Harris "Czekolada", wprawdzie akcja nie rozgrywała się w Paryżu, ale ta sama rzeka przepływała przez Lansquenet-sous-Tannes a jej nurtem pływały barki rzeczych Cyganów. Koffam taki klimat.
    Jak zawsze piękne zdjęcia, pełne ciepła, pełne Ciebie :) To naprawdę Ty sprzed lat? Ty Szelmo!

    Buziaki :**** :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie już zapomniałam fabułę Czekolady, ale pamiętam, że powieść była fascynująca.
      Prawie też zapomniałam inne fabuły, w których akcja toczy się na nabrzeżach Sekwany...
      Chi, chi, chi..., starzeję się i... dzisiaj piszę własną powieść :)

      - A z tą Szelmą?
      - Rozumiem, że wypowiadasz się o mnie z uznaniem i jak podaje słownik szelma to osoba sprytna, umiejąca sobie radzić w życiu..., zawsze w uczciwy sposób!
      Czy na tym zdjęciu czarno-białym sprzed trzydziestu lat wyglądam staro?
      Buziaki, cmoki i ćmoki jak zawsze :))**

      Usuń
    2. Koniecznie przeczytaj ale i obejrzyj raz jeszcze, bo warto. Mam kilka powieści Joanne Harris z tej serii i są cudowne, niesamowicie klimatyczne. Jednak obecnie autorka ta zaczęła pisać jakieś syfiate książki o wampirach, demonach czy jeszcze inne... sama nie wiem. To już nie ta sama pisarka-wypaliła się, ale na pewno polecam: Czekoladę (i wszystkie późniejsze kontynuacje - chyba były z 2'e), a także: Jeżynowe wino, Pięć ćwiartek pomarańczy i Świat w ziarenku piasku. Bajeczne, można się rozmarzyć. Na pewno ci się spodobają. :))))

      A co do tej Szelmy ;) Miałam na myśli, że wyglądasz łobuzersko na tym zdjęciu. Nie o wiek tu chodzi, ale o tę iskrę... Masz ją w sobie pomimo lat i to ona sprawia, że choć włosy zbielały, to jednak nadal jesteś okazem tryskającym zdrowiem, pełnią życia, radością. Mam nadzieję, że mnie również będzie dane starzeć się w tak szlachetny, radosny, świetlisty sposób. Czas się Ciebie nie ima, Słońce i niech tak pozostanie. :****

      Ćmoki :**** :)))))

      Usuń
    3. Już notuję tytuły.
      A włosy tak naprawdę nie zmieniły koloru, wybieliłam je oczywiście farbą do włosów. W mojej rodzinie o siwych włosach można mówić dopiero w wieku dziewięćdziesięciu lat, chi,chi,
      Wydaje mi się, że jasny kolor odmładza nieco, a farba pogrubia też włos, którego niestety na stare lata ubywa...
      Z serca dziękuję za całe ciepło, którym mnie obdarzasz.
      Cmoki i ćmoki :))**

      Usuń
  3. Te zdjęcia są genialne. Szkoda tylko, że w małej rozdzielczości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Marto.
      Zdjęć dużej rozdzielczości nie da się wrzucić na bloga, bo program się buntuje zawiesza itp...

      Usuń
  4. a ja coraz bardziej mam chęć na wizytę w Paryżu, może uda mi się namówić męża na jesieni na chociaż krótki wypad na jesieni....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oleńko o mostach Sekwany pisałam myśląc o Tobie.
      I trzymam kciuki za wyjazd do Paryża, bo to chyba jedno z niewielu miast, które nie potrzebuje maski, żeby zaprezentować całe swoje piękno !!
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  5. Pozwolę sobie zaczerpnąć literackie inspiracje z komentarzy powyżej. Film Czekolada uwielbiam i często go oglądam, choć książki jeszcze nie zdążyłam przeczytam, a wiem, że nieco się różni ekranizacja od pierwowzoru. A co do postu to też lubię spacerować nad Sekwaną, lubię nabrzeża, mosty, bukinistów, przepływające stateczki i lubię patrzeć w wodę i refleksy świetlne po zmroku. Podobały mi się wszystkie mosty, Pont Neuf jest taki majestatyczny :), wszystkie poza tym obwieszonym żelastwem. I ilekroć nań wchodzę mam myśli podobne do myśli twojego męża, że też to się nie zawali pod ciężarem zardzewiałego żelastwa będącego miernikiem pomysłowości sprzedawców i głupoty "turystów-wandali". Ale tak jak piszesz takich mostów wszędzie dziś pełno. I w moim mieście straszy mostek obwieszony kłódkami, a w najbliższym sklepie z bielizną pościelową sprzedaje się też kłódki i markery :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo widzisz Małgosiu zakochani zamykający miłość w kłódkach myślą że zawłaszczą sobie to uczucie na całe życie, ot tak sobie bez większego wysiłku wypowiadając może jakieś piękne słowa i wierząc w ich magię, a tymczasem miłość trzeba pielęgnować nieustannie, dbać o nią jak o kwiat w doniczce, w przeciwnym razie na nic się zdadzą zaklęcia, kłódki i kluczyki w rzece...
      Po co ją zamykać niech się rozwija, pięknieje z dnia na dzień, dojrzewa...!!!
      Ściskam serdecznie i cieszę się, że Ty miłośniczka podróży literackich mogłaś zaczerpnąć i u mnie inspiracje... :))*

      Usuń
  6. To trochę tak jak ze mną i z Hiszpanią...
    Zakochana w niej do szaleństwa wróciłam do Polski...
    Serce tu, serce tam...i nigdzie tak do końca i w obu tych miejscach tęsknota...
    Paryż... ehhh... Paryż - kiedyś tam pojadę i teraz już wiem, że Paryż będzie mi się kojarzył z Tobą ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech... Hiszpania.... moje marzenie... też poznam ją lepiej, bo jeszcze niewiele widziałam, a mam sporo miejsc w zamysłach...
      Dziękuję za to skojarzenie Kasiu :)
      Buziaki dla Ciebie :)

      Usuń
    2. Być może będę mogła być Twoim przewodnikiem ;-)))

      Usuń
    3. Kto wie, kto wie..., w tym roku nie wydołam finansowo, ale na przyszły może coś uzbieram. Marzy mi się objazd własnym samochodem, ale to chyba najdroższa wersja podróżowania...

      Usuń
  7. cudowny blog....nie mogę się oderwać...czytam i oglądam,oglądam i czytam.....Jestem malarką i mieszkam także na wschodzie kraju, w powiecie Chełmskim woj.Lubelskie...a więc te same klimaty.....pozdrawiam serdecznie...Jolanta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Jolu i serdecznie pozdrawiam :)
      Na blogu znajdziesz także sporo "malarskich postów"

      Usuń