środa, 12 lutego 2020

Idylliczny obraz średniowiecznego Saint-Émilion oblanego oceanem winorośli...



    Francja południowo-zachodnia to między innymi takie miasta jak Bordeaux (tutaj) i Tuluza (tutaj, tutaj), wokół których skupiają się nowoczesne zakłady przemysłowe, w tym przemysłu lotniczego (tutaj), to nieco spokojniejsze Albi (wciąż czeka na swój blogowy debiut) - miejsce urodzenia mojego ulubionego malarza i grafika Henri de Toulouse-Lautreca i wiele, wiele innych, które zwiedziłam i które zamierzam zwiedzić - lista tych drugich jest dłuższa.
    Trudno mi jednoznacznie wyróżnić najpiękniejsze miejsce tego regionu, przez dziesiątki tysięcy lat nieprzerwanie zamieszkiwanego przez człowieka. Wydawać by się mogło, że sprawcą istniejącego tu różnorodnego krajobrazu jest jego zgodne współżycie z naturą.
    - Któż nie chciałby zobaczyć chociażby jednego z jej cudów, na przykład wydmy Dune du Pilat
(tutaj) na Srebrnym Wybrzeżu Akwitanii, zaliczanej do najwyższych i największych pod względem objętości piasku w Europie? Z jej szczytu rozciąga się wspaniały widok na ocean i ogromny masyw lasu Landes de Gascogne.

   
Ale wspaniały pejzaż południowo-zachodniej Francji tworzą nie tylko szerokie atlantyckie plaże
(patrz Arcachon tutaj i tutaj) i połacie Landów Gaskońskich, ale także olbrzymie obszary upraw winorośli, tytoniu, słoneczników, hodowli bydła i drobiu. A zatem, jest to również kraina rolnicza, która przoduje we Francji pod względem produkcji znanego na całym świecie trunku.

   
Historia uprawy winorośli w tym regionie sięga czasów rzymskich. Bordeaux, w starożytności rzymsko-celtyckie miasto znane jako Burdigala, należy do Akwitanii, historycznej krainy będącej częścią Galii. Pierwsze udokumentowane świadectwa produkcji wina, pochodzą z pierwszego wieku przed Chrystusem.
    O swojej ojczyźnie słynnej winami pisał urodzony w Burdigali około 310
roku Decymus Auzoniusz Magnus, który jako pięćdziesięciopięciolatek został wychowawcą Gracjana syna cesarza Walentyniana I, na jego dworze w Trewirze.
    W swoim epickim
poemacie Mosella, powstałym w latach 370-371 podczas wyprawy przeciwko Alamanom, Auzoniusz wyznał, że piękno winnic rosnących na brzegach napotkanej obcej rzeki przypomina mu brzegi ojczystej Garumny (dziś Garonne), wzruszony winnym krajobrazem marzy o tym, jak po spełnieniu swoich obowiązków u boku Gracjana powróci do Burdigali - wrócił w 383 roku po śmierci cesarza i w mieście jawiącym się mu jako przytulne gniazdko spędził pogodną, słoneczną starość i jako nieznany nikomu homo privatus oddał się pisaniu poezji. Według podań miał on w okolicach dzisiejszego Saint-Émilion swoją willę z winnicą.

  
Zatrzymajmy się i my nieco dłużej w tym urokliwym średniowiecznym miasteczku położonym na dwóch wapiennych wzgórzach wśród winnic w dolinie rzeki Dordogne.
    W ósmym wieku, w drodze do Santiago de Compostela, zatrzymał się tu także, znany z dobroczynności, bretoński mnich z Vannes o imieniu Émilion. Wracając z pielgrzymki, postanowił osiąść w Saint-Émilion i resztę życia spędzić w odosobnieniu. Od imienia eremity pochodzi nazwa miasteczka i gminy
(wcześniej Combes).  
    Święty Émilion patronuje kościołowi parafialnemu w Loguivy-Plougras należącym do departamentu Côtes-d’Armor w jego rodzinnej Bretanii.
Kult Świętego sięga tam piętnastego wieku. We wnętrzu świątyni znajduje się statua mnicha z trzema, przeznaczonymi dla ubogich, okrągłymi bochenkami chleba leżącymi u jego stóp. - Dlaczego chleb? - Otóż przed wstąpieniem do zakonu Émilion był intendentem u hrabiego z Vannes, którego nazwisko nie jest znane. Według legendy, bez wiedzy swojego pana, rozdawał chleb ubogim. Hrabia dowiedziawszy się o hojności zarządcy chciał go złapać na gorącym uczynku i kiedy go zatrzymał i zażądał pokazania zawartości skrywanej pod połami płaszcza, Émilion dokonał cudu i zamienił bochenki w kawałki drewna. 


    W Vannes również stoi pomnik Świętego, ale z winoroślą u jego stóp. Jego imię nosi stacja metra w Paryżu (Cours Saint Émilion) na linii numer 14.

 
    Na wieść o dokonywanych przez Emiliana cudach i uzdrowieniach grota stała się celem licznych pielgrzymek. Ponoć jeszcze dzisiaj można spotkać kobiety, które modlą się tu o cud zajścia w ciążę, bo takie wydarzały się za jego czasów. I ażeby pragnienie posiadania dziecka się spełniło siadają na kamiennym siedzisku, tym samym, na którym latami przesiadywał święty eremita. Przysiadają na nim i turyści, nie tylko kobiety marzące o potomstwie. Obok siedziska mnicha stoi także jego kamienny posąg z winoroślą





    Dzięki rozwojowi upraw oraz korzystnemu położeniu na trasie szlaku pielgrzymkowego do Santiago de Compostela, miasto bardzo szybko stało się ważnym ośrodkiem handlowym w regionie.


   
W jedenastym wieku, w zboczu wzniesienia, wykuto w skale pierwszy kościół. Jego konstrukcja wymagała wydobycia aż piętnastu tysięcy metrów sześciennych skał. Świątynia posiada jedenastometrowej wysokości nawę główną i dwie boczne mniej więcej tych samych wymiarów. Około dwunastego wieku nad kościołem wzniesiono wieżę, która później stała się bazą dla dzwonnicy. W czternastym stuleciu przebito gotyckie okna i portal, a w szesnastym dzwonnica zyskała iglicę.  Powstał monolityczny kościół porównywany do wczesnych kościołów chrześcijańskich na Bliskim Wschodzie. Modyfikacje, jakie przechodził w wiekach piętnastym i siedemnastym nie pozbawiły go prymitywnego wyglądu.







     Zbyt duże dla liczby parafian sanktuarium Saint-Émilion doświadczyło jednak końca wielkiej ery pielgrzymek, przypieczętowując tym samym los gminy jako centrum religijnego. Kościół ucierpiał w wyniku sprzedaży budynku Rewolucji 1793 roku. Zamieniony na fabrykę saletry do produkcji prochu strzelniczego stracił całkowicie dekoracje ścienne. Rzeźby, które kiedyś musiały być liczne zniknęły. Zniszczenia, zapewne z powodu trudnego dostępu skrobaków solnych, uniknęły tylko nieliczne płaskorzeźby, gzymsy i listwy.

   
Konstrukcji tego największego w Europie monolitycznego kościoła zagraża infiltracja wody. Zawaleniem grozi dzwonnica. W 1996 roku Światowy Fundusz Zabytków umieścił kościół na liście zagrożonych dóbr kultury. Jego fundamenty i filary są wzmacniane, co pozwala mu się ustabilizować. Zabytek zwiedzałam we wrześniu 2016 roku. Wtedy to można było tam wejść w określonych godzinach i tylko z przewodnikiem, który dzierżył w rękach pęk kluczy do bramy i drzwi. Oficjalnie budowla jest zamknięta.













    Na monolicie stoją budynki, podobnie jak pozostałe w miasteczku, wykonane z kamienia. Jest tam także taras widokowy, z którego można spojrzeć w dół na Place du Clocher - serce Saint-Émilion. W porze lunchu, ogródek pod płóciennym zadaszeniem okupują turyści racząc się lokalną kuchnią i próbując lokalnych trunków, dostępnych niemalże na każdym kroku w licznych winiarniach, kafejkach, restauracjach. 










    Weszłam do hotelu-restauracji, Hostellerie de Plaisance - Relais & Châteaux, znajdującej się tuż obok kościelnej dzwonnicy. Luksusowe wnętrza - finezyjny melanż sztuki i komfortu - zapewniają gościom doskonały wypoczynek. Piękna słoneczna pogoda zachęca do degustowania win na zewnątrz w hotelowym ogrodzie, skąd roztacza się niepowtarzalny widok na średniowieczne zabudowania i winnice. Przez okna fotografuję ogród urządzony na niższym tarasie. Moją uwagę przyciąga piękna altana i kolorowa rogacizna.




































    W trzynastym wieku nad ermitażem wybudowano Kaplicę Trójcy Świętej kryjącą w swoich podziemiach katakumby oraz Pałac Królewski. Wtedy też utworzona została tu jednostka administracyjna Jurade, która przetrwała aż do Rewolucji Francuskiej. W miasteczku zachowało się wiele romańskich i gotyckich budowli.
    Saint-Émilion z całym krajobrazem kulturowym słynącym z produkcji win wpisano w 1999 roku do Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO



    Wędrując stromymi, brukowanymi kocimi łbami, uliczkami miasteczka, przyglądam się szyldom zawieszonym nad głowami przechodniów. Otwarte drzwi kafejek, restauracji, sklepów z winem i serami zapraszają do środka. 





















    Po drugiej stronie Rue du Clocher, naprzeciwko Hostellerie de Plaisance - Relais & Châteaux znajduje się kolegiata i klasztor Saint-Émilion. Budowę tego zespołu rozpoczęto na początku dwunastego wieku, dla wspólnoty kanoników regularnych świętego Augustyna. 








































    W pobliżu kolegiaty, klasztoru i kościoła monolitycznego znajduje się le logis de Malet - piękny kamienny budynek, który swoją nazwę wziął od starej szlacheckiej rodziny, Malet Roquefort, mieszkającej tam od osiemnastego wieku. Od strony fosy dom stoi na dwunastowiecznym wale obronnym, część centralna ze spadzistym dachem pochodzi z piętnastego stulecia, a elewacja od strony miasta z osiemnastego. Budynek posiadał wieżę z widokiem na miasto, którą niestety zniszczono i w tym miejscu w połowie dziewiętnastego wieku doklejono nowy budynek.
    Ukwiecony ogród logis de Malet przyozdobił swoimi zwierzętami Henk Schoen, holenderski rzeźbiarz mieszkający w Montcaret, około dwudziestu kilometrów od Saint-Émilion. 

















    Wąskimi uliczkami szłam w kierunku la tour du Roy inaczej château du Roi. Słońce stało wysoko i grzało mocno, ale pomiędzy murami panowała przyjemna temperatura. Zatrzymywałam się od czasu do czasu i zachwycając się dosłownie wszystkim wokoło robiłam zdjęcia. Średniowieczne kamienne miasteczka, w których możliwy jest tylko ruch pieszy, to jest to, co najbardziej lubię. W godzinach wczesnopopołudniowych spotkanie piechura na szlaku poza ścisłym centrum to nie lada gratka. Ludziska skupiają się przy stołach z wykwintnym jadłem i przednim winem, a później oddają się sjeście albo błogiemu nic nie robieniu.
   
Po drodze wpadłam do atelier jednego z tutejszych malarzy.






















    Wreszcie jestem przy la tour du Roy, donżonie-cytadeli, zbudowanej w 1237 roku na polecenie Henryka III, króla Anglii i księcia Akwitanii. Jedyna taka, nienaruszona zębem czasu romańska twierdza w regionie, wznosi się nad podziemną wnęką, która umożliwia do niej dostęp i wyjście do miasteczka. Na szczyt wiedzie sto osiemnaście stopni. W tej kwadratowej budowli do 1608 roku mieścił się ratusz.







    Dzisiaj ratusz (hôtel de ville) mieści się w osiemnastowiecznym budynku przy placu Pioceau. Warto zapuścić się tam do niewielkiego ogrodu pomiędzy boskiety i współczesne rzeźby. W ogrodzie znajduje się Sala Gotycka, jedna z wielu sal klasztorów, kościołów i wirydarzy zamienionych w salę wystawienniczą. Jej powstanie nie jest jasne, ale posąg dziewicy na dachu, widoczny z daleka, świadczy o przeszłości religijnej tej budowli. Przez cały rok organizuje się tu liczne wystawy, takie jak na przykład każdego września targi rzemieślników i garncarzy. 








    W dalszej mojej wędrówce zatrzymuję się przy bramie i domu Cadène (la porte et la maison de la Cadène). To miejsce jest tak urocze, że robię sobie tutaj kilka fotek. Dokument z 1291 roku przyznawał to miejsce Guillaume’owi Renaud de la Cadène. Dom gotycki, w którym mieszkał został zastąpiony na początku szesnastego wieku domem z muru pruskiego, kiczem niepasującym dziś do nazwy Cadène.
    Pagórkowate położenie Combes (Saint-Émilion), na którym oparło się średniowieczne cité, stopniowo definiowało podział społeczny ludności
między górnym miastem a dolnym miastem, a dokładniej częścią religijną i świecką. Gaskońskie słowo catena oznacza łańcuch, a zatem nazwa Cadène odnosić się może nie do nazwiska Guillaume’a ale do łańcucha, który dzielił miasto na dwie części, jednak nie ma dziś widocznych śladów na tej budowli.







    O początku trzynastego wieku miasto chroniło się za ogromnymi murami. Ostatnim elementem muru, który przetrwał nienaruszony jest brama Brunet, najbardziej idylliczne wyście na winnice. Integralną częścią obwodowych murów jest pałac kardynalski (ruiny) z tej samej epoki.
    Przed murami znajduje się parking, gdzie można zostawić auto. Parkują tu także liczne autokary wycieczkowe. 















    Winnica Château la Renommée, w której miałam przyjemność degustować wina znajduje się około pięciu kilometrów na południe od granic miasteczka. Hoduje się tu głównie szczepy cabernet sauvignon i franc oraz merlot - poznajemy je po ilości wąsów na końcu gałązki, dwóch i trzech, jak powiedział gospodarz.
    Cenione wina to te z apelacją,
stworzone z zachowaniem surowych zasad produkcji. Winogrona zbierane są ręcznie, a wino leżakuje określony czas w dębowej beczce.
    Gospodarstwo Jeana Michela, dysponuje domem dla gości z kilkoma pokojami każdy z łazienką, kuchnią, jadalnią, dużym salonem z biblioteką, wyjściem na taras z odrębnym ogrodem oraz basenem, z którego korzystają także gospodarze. Inne udogodnienia na życzenie gości. 







































Francja, Saint-Émilion, 6 września 2016 roku


8 komentarzy:

  1. Wbiłaś mnie tym wpisem w fotel. Nigdy nie słyszałem o Saint-Emilion a tu atrakcja goni atrakcję. Piękna średniowieczna architektura miejska i sakralna do tego te winnice a na koniec urocze wnętrza hotelu. Zaraz nalałem sobie kieliszek wina, wypiję za Wasze zdrowie i cudowne posty z Francji. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo miłe, dziękuję :)
      Jeżeli chodzi o wina, to rzadko piję te z apelacją ze względu na wysoką cenę. Moim ulubionym jest wino ze szczepu cabernet sauvignon. Kilka razy miałam okazję poznać smak win z górnej półki.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Jak zawsze jestem oczarowana Twoim opisem i wspaniałymi zdjęciami. Wielkie dzięki :-)Podziwiam Twoje tak dogłębne potraktowanie tematu, większośc z nas robi to powierzchownie, a z Twoich blogów mozna dowiedzieć się wszystkiego. Chylę czoła :-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdziwie francuskie klimaty! Miasteczko tak urokliwe i przepełnione zabytkami, że nie można oderwać wzroku od zdjęć. Ten kościół w skałach wykuty jest niesamowity!
    I bajeczne winnice, nabrałam nawet ochoty na winko, choć mój helico go nie toleruje. Ale co tam...
    Dzięki Ewuniu za to niesamowite miejsce:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lecz helico i pij wino, czerwone jest najzdrowsze oczywiście w rozsądnych ilościach...
      Chciałabym Francję przejechać wzdłuż i wszerz samochodem bez pośpiechu, ale taka wyprawa jest zbyt kosztowna, nasze emerytury nie pokryłyby wydatków wyżywienia, noclegów, paliwa, itd...
      Uściski i moc serdeczności :)

      Usuń
  4. Łał, to Ci wycieczka. Wrócę jeszcze raz, by nasycić oczy wspaniałymi widokami, architekturą i resztą.
    Ewuś i ja podziwiam Twój profesjonalizm w opisywaniu wszystkiego po kolei.
    Czytam z otwartymi ustami.
    Jak dziecko zachwycam się także figurami zwierząt. Krówki są słodkie :)
    Ach, oby to co się teraz dzieje, nie pozamykało granic. Tyle pięknych miejsc czeka.:)
    Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za cudną wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wycieczka do słońca bo chroniczny jego brak odczuwamy !
      Buziaki i wszystkiego dobrego na trudny czas :)

      Usuń