CD
Jednak nie z każdej zabawy wracaliśmy do domu w dobrych nastrojach. Pojawiało się czasami to paskudne uczucie zazdrości, które swym jadem wykrzywiało twarz mojego mężczyzny. Puszył się wówczas jak paw wciskając głowę w rozrastające się w jednej chwili barki, nadymał policzki, wytrzeszczał oczy, ściągał i rozciągał usta, pąsowiał…a ja miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie jak wulkan zatruwając powietrze całym tym nagromadzonym w sobie materiałem piroklastycznym. Długie lata pracowałam nad tym negatywnym, niszczącym uczuciem, szukając wyjaśnień takiego typu zachowań.
Perłowe gody |
„Nie dopuszczaj do siebie zgryzoty i nie wyniszczaj się przez samoudręczenie. Radość serca jest życiem człowieka, pogoda ducha ludzkiego odpędza gniew. Uwolnij swą duszę, rozwesel swoje serce, a udrękę odpędź od siebie daleko; bo wielu zgubiła troska, a udręka korzyści nie przynosi. Zazdrość i troska skracają dni a zmartwienie przedwcześnie sprowadza starość. Lepiej jest zmienić usposobienie niż [zmieniać] przysmaki, wtedy i zwykłe pożywienie wychodzi na zdrowie”. [ „Mądrość Syracha”. „Troska” (30,21-25)]
Uważam, że taniec jest to jedna z najlepszych form wyrażania własnych emocji. Ten swobodny przepływ ruchu poprzez ciało uwalnia w nas napięcia i stres, prowadzi do lepszego zrozumienia własnego ciała, dodaje energii i spontaniczności, uspokaja umysł. Ruch jest doskonałym lekarstwem na choroby ciała i duszy. Sufici wierzyli, że naśladowanie w tańcu ruchów ciał niebieskich pobudza duszę człowieka do wzmożenia swej miłości do Boga…
Perłowe gody |
Czasami uda mi się zorganizować wieczór taneczny, tête á tête, tylko my, we dwoje…
Wspaniałe, popisowe zmagania się ze swoim ciałem, prezentacja siły i wdzięku, odrętwienie i pobudzanie zmysłów, uspokojenie i gwałtowność, oddalenie i zbliżenie, zatrzymanie rąk i przesuwanie ich po wypukłościach, mocny uchwyt i delikatne muśnięcie…zespolenie i uspokojenie emocji, jak przed burzą, w czasie burzy i po burzy, której towarzyszą wzmagające się odgłosy wyładowań atmosferycznych, robi się coraz ciemniej i mroczniej, a błysk rozdzierający niebo oślepia tak mocnym światłem, że na chwilę wstrzymuje się oddech.
A potem już tylko cisza…piękniejsza od muzyki.
Kiedyś wracałam z moim synem, miał wówczas około dziesięciu lat, do domu. Jechaliśmy samochodem, moim trzydrzwiowym białym Peugeotem 207. Byliśmy już za Białymstokiem, kiedy wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały na to, że za chwilę rozpęta się straszliwa burza. Przycisnęłam pedał gazu, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Czarne chmury były tuż za nami i zanim zdążyliśmy dojechać do Ogrodniczek spadła na nas tak potężna ulewa, tak wielkie ilości wody, że samochód stanął w miejscu. Zredukowałam bieg do dwójki i jechałam po omacku. Ale to był dopiero początek spektaklu. Opuszczaliśmy wieś i wjeżdżaliśmy w strefę leśną. Droga prowadziła pod górę, obok starej żwirowni. Wydawało mi się, że znaleźliśmy się w jakiejś magicznej krainie cieni i światła, a kiedy gigantyczne pioruny rozrywały ziemię odsłaniając mi dotąd nieznane przestworza miałam wrażenie, że oto „…ujrzałam wielki biały tron i na nim Zasiadającego. Sprzed Jego oblicza uciekła ziemia i niebo, i zniknęły bez śladu. I ujrzałam umarłych – wielkich i małych – stojących przed tronem. I otwarto księgi. Inną też księgę otwarto, która jest księgą życia. Zatem osądzono umarłych według tego, co w księgach zapisano – według ich czynów. Morze wydało umarłych, co w nim byli, i Śmierć, i Otchłań wydały umarłych, co w nich byli, i osądzono każdego według jego czynów. A Śmierć i Otchłań wrzucono do jeziora ognia. To jest śmierć druga – jezioro ognia. Kogo zaś nie znaleziono wpisanego do księgi życia, wrzucono do jeziora.” (Apokalipsa Jana 20,11 – 20,15).
Wyobraźnia moja i wyobraźnia Wojtka pracowały na zwiększonych obrotach. Mieliśmy wrażenie, że oto otwiera się brama do tej cudownej krainy. Obraz trwał zbyt krótko, żeby go dokładnie opisać, niemniej jednak z wielkim zachwytem i urwanym oddechem podziwialiśmy każde rozdarcie nieba i ciemne, ostro zakończone, wysokie świerki pchające się ku górze i ginące w tym niezwykłym obrazie, przy kolejnej zasłonie kurtyny.
Dwa razy w życiu przeżyłam taką burzę. Ten drugi raz wydarzył się w ubiegłym roku, latem, kiedy to wracaliśmy z Rysiem z krótkiego wypoczynku nad jeziorem rajgrodzkim.
Jechaliśmy drogą z Augustowa do Białegostoku. Około godziny 14:00 rozpętała się tak gwałtowna burza, że widoczność zmalała niemal do zera. Pokonywaliśmy także odcinek leśny, kiedy w pewnym momencie, w strugach deszczu zobaczyłam spadającą na nasz samochód sosnę. Ryszard wykonał odruchowo skręt i w ten sposób dał sobie czas na uniknięcie nieszczęścia. Byłam pewna, że drzewo uszkodziło tył naszego pojazdu i spadło na auto jadące za nami. Zdrętwiałam tak, że nie mogłam wypowiedzieć słowa. Modliłam się, żeby jak najszybciej wyjechać z tej strefy zagrożenia. Modlitwy zostały wysłuchane, bo po chwili spostrzegliśmy parking jakiegoś zajazdu. Ulewa nie pozwalała nam opuścić samochodu, ani też ocenić sytuację, jaka panowała na zewnątrz. Szyby były zaparowane, a każda próba wytarcia ich kończyła się niepowodzeniem. Woda spływała po śliskiej powierzchni, zaciągniętej matowymi firankami skroplonego powietrza. Musieliśmy przeczekać burzę, a kiedy już się rozjaśniło na parking zajeżdżały nowe pojazdy, chociaż tylko z jednej strony. Opuściliśmy nasz wehikuł, ażeby podsumować straty. Na szczęście nic się nie stało i po chwili dowiedzieliśmy się, że drzewo spadło tuż przed jadącym za nami autem.
Straż Pożarna usuwała już powalone podczas burzy pnie i próbowała przywrócić normalny ruch kołowy. W zajeździe zamówiliśmy wyśmienite pierogi z jagodami na uspokojenie nerwów. Drzemałam, kiedy Ryszard dojeżdżał do domu szczęśliwie…
Wspomnienie tych niezwykłych zjawisk uleciało jak tylko usłyszałam przepiękną melodię, walca „Na wzgórzach Mandżurii” skomponowanego przez Ilję Szatrowa. Ryszard stał obok mnie, a ponieważ walca tańczyć nie umie wepchnęłam go w ramiona Ali, a sama skłoniłam się przed Rostkiem, którego żona zniknęła gdzieś z kilkoma innymi moimi przyjaciółkami.
Na parkiecie zostało nie wiele par, bo większość mężczyzn nie pojmuje jak można w tej trudnej dla nich plątaninie kroczków delikatnie unosić partnerkę nad ziemią. Rostek, potrafił…Sunęliśmy po parkiecie w idealnej harmonii, lekko, nie zmieniając ułożenia naszych ciał…
CDN
Cudowny walc. Jak bardzo żałuje, że nie mam możliwości zatańczyć do niego ubrana niczym Anna Karenina.
OdpowiedzUsuńRównież uważam, że tańcząc można wyrazić ogrom emocji. Przykro mi, gdy idę na imprezę,gdzie młodzi mężczyźni obłapiają kobiety. W końcu w dystyngowanym tańcu zawszeć można było więcej erotyzmu i uczuć.
Taka już chyba trochę nie z tej epoki jestem :)
Będę do Pani zaglądać :)
Spodobała mi się ta zieleń i bardzo plastyczne opowieści :)
Śliczny deseń wybrałaś, a już się martwiłam, że linki do stron nie doszły ;) Jak już wsiąkniesz w szablony na pewno nie raz przyjdzie ci ochota na zmianę, tak to się zwykle zaczyna. Uroczy filmik, masz bogate wspomnienia a tym zawsze warto się dzielić :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
@ biedronka
OdpowiedzUsuńTaniec to moja pasja.
Walc - płynność ruchów, jakby unoszenie się w powietrzu i zaledwie delikatne dotykanie parkietu...
Kocham tango argentyńskie, taniec wyrażający emocje, smutek, radość, złość...
Lubię także latino, tańce zmysłowe, gorące...
Najtrudniej jest znaleźć partnera. Nie raz ćwiczyliśmy z mężem w domu. Nie powiem stara się, ale...
Dziękuję za miły komentarz na dobry początek :)))
Pozdrawiam serdecznie;)
@ Basiu
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Ty już znasz początek moich wspomnień i pisałaś długie komentarze wysyłając mailem. Cenię sobie bardzo Twoją opinię i mam nadzieję, że moje opowieści Cię nie znudzą ;]
Pozdrawiam serdecznie :)))
No i dowiedziałam się o Tobie czegoś nowego. Nie wiedziałam, że jesteś taką pasjonatką tańca.
OdpowiedzUsuńNatomiast opis burzy przypomniał mi moje dwie burze, ulewy, oberwania chmury, które przeżyłam jadąc samochodem z rodzicami i siostrą. Obie wiążą się z moim pierwszym pobytem we Włoszech (z okazji ślubu i wesela mojej ciotki. O dziwo ich włoskie wesele polegało na wspólnym biesiadowaniu przez kilka godzin za dnia (od 12 do 19). Żadnych tańców nie było. Były natomiast śpiewy, gdzie nasza grupka (pięcioro Polaków w gronie czterdziestu Włochów) ratowało honor narodowy panny młodej:)Raz dopadła nas w Krakowie, kiedy ulewa była tak ogromna, że tata musiał zatrzymać samochód na przejeździe tramwajowym, bo nic nie widział, a my modliłyśmy się, aby jakiś tramwaj na nas nie najechał, druga na autostradzie słońca we Włoszech, gdzie cudem udało nam się zjechać na parking, bo wycieraczki nam się oberwały od deszczu.