CD
Przedszkole mieściło się kiedyś na rogu ulic Cieliczańskiej i Zielonej. Duży budynek z czerwonej cegły, z obszernym ogrodem. To tutaj umieszczono posterunek policji, na potrzeby dwóch filmów Jacka Bromskiego „U Pana Boga w ogródku” i „U Pana Boga za miedzą”.
|
Beztroskie lata przedszkolne - pierwsza z prawej to ja. |
Każda grupa, maluchy, średniaki i starszaki miały swoje odrębne sale, w których odbywały się zajęcia. Najbardziej lubiłam taniec. Tańczyliśmy krakowiaka, kujawiaka i poleczkę, a stroje i rekwizyty przygotowywali rodzice. Każda dziewczynka posiadała w swojej garderobie strój krakowski, a była to czerwona spódniczka, na której naszywano poziomo różnokolorowe, jedwabne wstążeczki, z białym haftowanym fartuszkiem, biała bluzeczka z szerokimi rękawami zebranymi w koronkowe mankieciki, czarny aksamitny serdaczek z przecudnymi błyszczącymi cekinami, sznurowany z przodu, lub zapinany na haftki. Całości dopełniały dmuchane, tak jak bombki na choinkę, sznury korali i mnóstwo barwnych wstążeczek upiętych na ramieniu serdaczka. Dziewczynki same na zajęciach przedszkolnych robiły wianuszki z delikatnych, gładkich i karbowanych bibułek, a także różnego rodzaju grzechotki z grochem w środku.
|
Boże Ciało - jestem dokładnie po środku, ostatnia w krakowskim stroju. |
W takim stroju sypałam też kwiatki przed Najświętszym Sakramentem podczas niedzielnych i świątecznych procesji, albo dumnie trzymałam jedną z sześciu szarf poduszki, którą zawsze niosła starsza koleżanka. Krakowskie stroje na pierwszy rzut oka niby takie same, a jednak różniły się ilością i barwą wstążek, ilością sznurków korali, a przede wszystkim wzorami misternie tworzonymi przez hafciarki. Na małych pleckach można było podziwiać motyle z rozłożonymi skrzydełkami, różnego rodzaju kwiatuszki i szlaczki. Dół serdaczka sięgającego bioder wykończony był małymi zaokrąglonymi patkami bogato zdobionymi haftem. Głowy dziewczynek rozświetlały wianuszki ze sztucznego białego kwiecia, lub plecione przez mamy, czy też babcie wianki z drobnych polnych rumianków, albo stokrotek z dodatkiem zielonych gałązek mirtu. Moje długie blond loki mama zbierała w koński ogon związując mocno białą kokardą. To niezwykle modne wykończenie fryzury widać było na każdej główce kolorowej istotki.
|
Zdjęcie zrobione w domu pani fotograf |
Dziewczynki mogły nosić te stroje do dnia Pierwszej Komunii Świętej. Od tego momentu obowiązywały białe sukienki. Każda z nas niecierpliwie czekała na ten wielki dzień, na taką jakby przepustkę w bardziej dorosłe lata, za którymi się tęskni tylko do pewnego wieku…
|
Z rodzicami chrzestnymi |
Moją garderobą zajęła się moja matka chrzestna, rodzona siostra mamy, która na ten niezwykły dla mnie czas zjechała z cała rodziną z Kołobrzegu. Ciocia Władzia i jej mąż Franciszek mieli tylko jedno dziecko, chłopca imieniem Adam, starszego ode mnie o trzy lata. Marzeniem, nigdy niespełnionym mojej ciotki, była córka. Męczyło mnie jej „matkowanie” ale prezenty od niej przyjmowałam z wielką radością. Sama projektowała dla mnie sukienki, a kiedy wyjeżdżałam do niej na wakacje z wielką dumą prezentowała mnie światu, kupowała ciuszki i materiały. Zawsze wracałam z nad morza z pełną walizką kolorowych kreacji szytych na miarę przez zaprzyjaźnioną krawcową.
|
Z moim ojcem przed naszym domem |
Moja sukienka do Pierwszej Komunii Świętej była jedyna i niepowtarzalna, wykonana z szyfonu w drobne białe kwiatuszki. Odcinana w pasie, z dołem z pełnego klosza, z trzema warstwami falban po bokach, przechodziła w górę wykończoną okrągłym kołnierzykiem z drobniutką falbaneczką i takimi samymi drobnymi marszczeniami wszytymi w szwy idące skośnie od pasa do ramion. Długie rękawy zebrano w misternie marszczone mankieciki. Całość uzupełniały białe rajstopki i pantofelki na płaskim obcasiku z wywiniętą kokardką na śródstopiu. W przeddzień ceremonii w domu po prostu wrzało. Rodzice przygotowywali uroczysty obiad dla gości, sprzątali, dekorowali dom, a ja siedziałam pozornie spokojna na środku kuchni i obserwowałam całe to zamieszanie. Ciocia Władzia krążyła dookoła mojego krzesła i z wielkim namaszczeniem kręciła loki francuskie na mojej głowie. Babcia wiła wianek z zielonych gałązek mirtu, co chwila robiąc przymiarki. W pewnym momencie moje myśli wybiegły gdzieś poza dom, przypominałam sobie wszystkie wskazówki księdza Aleksandra dotyczące zachowania w kościele. To on zadbał o to, żeby każdy z nas, zgodnie z prawem i tradycją kościoła, oczyszczony z grzechów, godnie przyjął Pana Jezusa do swojego serca. To on uczył nas katechizmu, modlitw i pieśni…To on wreszcie zadbał o każdy szczegół w naszych postawach tego dnia. Podczas wielu prób korygował nasz sposób poruszania się, siadania, klękania… Pamiętam, jak schylony, nieraz klęczący poprawiał nam układ stóp podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Pilnował, aby sterczące do góry pięty były zawsze złączone. Niesamowita osobowość. Nigdy nie zapomnę lekcji religii, prowadzonych przez niego. To nie była jakaś niezrozumiała paplanina, lecz pobudzający moją wyobraźnię uplastyczniony wykład, a więc jeżeli ksiądz mówił o sakramencie chrztu, to naprawdę chrzciliśmy dziecko, przeżywaliśmy każdy szczegół tego wydarzenia, jeżeli mówił o drodze krzyżowej, to wyświetlał przeźrocza dotyczące męki Pańskiej i razem z Jezusem szliśmy na Golgotę… Sam mieszkał na poddaszu plebanii, w małym pokoiku, który przedzielony wielkim regałem z książkami, pełnił rolę pokoju i sypialni. Przedłużeniem biblioteki był mały stolik, na którym stała biała emaliowana miska i duży dzban z wodą. Tak wyglądała łazienka. Dzieci i młodzież lubiły to skromne mieszkanko. Ksiądz chętnie wypożyczał książki, spotykał się z ministrantami, a w szczególnej opiece miał chorych. Kiedy moja babcia zachorowała na dobre odwiedzał ją, pocieszał, przynosił zawsze coś odpowiedniego do czytania.
|
Goście - rodzina i przyjaciele |
Wrócę jeszcze do samej uroczystości. W niedzielę cała rodzina i przyjaciele rodziców uczestniczyli w tej ważnej dla mnie Mszy Świętej. Wszystkie dziewczynki miały na sobie białe sukienki przykrywające kolana, a chłopcy czarne garnitury z wykładanymi na poły ubranka kołnierzykami białych koszul. Na mojej szyi wisiał medalik, w rękach , poprzez specjalną na tę okazję kupioną chusteczkę, trzymałam świecę. Długie francuskie loki spływały na ramiona i przy każdym poruszeniu drgały jak sprężynki z góry na dół.
|
Po uroczystym obiedzie na spacerze w lesie |
Do uroczystego obiadu zasiadłam przy krótszym boku stołu, na specjalnie przygotowanym krześle, obleczonym białą tkaniną i przybranym zielonymi gałązkami mirtu.
|
Na spacerze w lesie |
Nie pamiętam menu, ale wiem jedno, byłam szczęśliwa. Po obiedzie matka chrzestna wręczyła mi zegarek, z którego byłam bardzo dumna. Zmieniłam sukienkę na granatowy dwuczęściowy mundurek z plisowaną spódniczką i żakiecikiem wkładanym przez głowę z marynarskim białym kołnierzem, ktoś splótł mi dwa długie warkocze i tak ubrana towarzyszyłam gościom w spacerze do lasu, który rozciągał się tuż za płotem naszego nowego domu przy ulicy Kościelnej. Niezapomniany dzień. Ćwierkałam radośnie biegając miedzy starszymi zabawiając ich rozmową. Zatrzymywaliśmy się a to przy pniu ściętego drzewa, a to na zielonej polance, w brzozowym zagajniku czy też w jakimś innym urokliwym miejscu i robiliśmy zdjęcia.
|
Radosny dzień Pierwszej Komunii |
Potem był Biały Tydzień i Boże Ciało. Tym razem uczestniczyłam w procesji w białej komunijnej sukience…
CDN
Prześliczne dziewczątko widać na tych zdjęciach, pełne radości, nadziei, otwarte na świat i ludzi. W szczególności jednak spodobało mi się zdjęcie u pani fotograf. Ileż szlachetności w tym ujęciu, teraz nikt już nie robi zdjęć z tzw. "duszą". Kolejne cudne wspomnienie, twoja rodzina prezentuje się wspaniale, ach te fryzury alla retro. Wiesz, że dzisiaj znowu wraca ta moda? Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń@ Barbara
OdpowiedzUsuńDzieciństwo, z którego każdy chce jak najszybciej wyrosnąć, jest najpiękniejszym okresem w życiu...
Dopiero po latach zdajemy sobie sprawę, jak ważną rolę w tych czasach beztroskiego dorastania, odegrali rodzice, znajomi, nauczyciele, koledzy... Wyobraźnia dziecka pracuje na przyśpieszonych obrotach, chłonie wszystko, rejestruje obrazy, obserwuje świat, a dopiero w późniejszym wieku miele jak w kotle i przywołuje w pamięci najpiękniejsze wspomnienia...
Albert Einstein uważał, że wspomnienia są złudne, bo teraźniejszość nadaje im inne barwy.
Dziękuję za tę szlachetność.
Pozdrawiam również serdecznie :)
Chociaż bardzo cenię Alberta, to jednak w kwestii "teraźniejszości" tu i teraz odwołuję się raczej do Alberta Krąpca versus Św. Tomasz.
OdpowiedzUsuńSzlachetności ci nie brakuje, moja droga. Ja coraz częściej odkrywam w sobie siły z gruntu przeciwstawne, które w miejsce szlachetności każą wstawiać srogi bat. Ale cóż... Jestem wodą*. Wiesz, co się o niej mówi...
Chyba nie będę miała wyboru i zetnę włosy. Jak tak dalej pójdzie za miesiąc będę łysa. :( Pozdrawiam :)
Super zdjęcia..fantastyczne wspomnienia...
OdpowiedzUsuńWidać, że od najmłodszych lat byłaś kokietką, lubiłaś się stroić. Do dziś nadal pamiętasz kolory, rodzaje materiału, wzory swych szatek. Podobnie, jak twoja ciocia mnie stroiła moja babcia, która potrafiła szyć, a że wówczas w Poznaniu nie było (jeszcze w latach 60-tych problemów z zaopatrzeniem w sklepach z materiałami) miałam przecudnej urody sukieneczki z majteczkami z koroneczkami- w kropki, paski i kratki, takie jakich nie miała żadna z koleżanek. W latach 70-tych, kiedy babcia już miała więcej zajęć przy mojej kuzynce, zaopatrzenie było słabsze mama odkupowała sukienki i płaszczyki od znajomej, która otrzymywała je w paczkach z Angii. Do dziś pamiętam niebieski, pastelowy płaszczak z grempliny zapinany na metalowe guziczki. :) Natomiast samego dnia swojej pierwszej komunii świętej nie bardzo pamiętam, choć byłam przyjmowana dopiero w szóstej klasie, bo ojciec wojskowy padł ofiarą donosu życzliwego kolegi z powodu moich chrzcin.
OdpowiedzUsuńTo były ciekawe czasy, w moim środowisku nie słyszało się nigdy przekleństw, oszczerstw..., dzisiaj to co innego..., oczernianie innych to jak świeże bułeczki z masłem...
UsuńPozdrawiam ciepło :)