Tak, tak…To już piąta rocznica (26 lipca) tragicznej śmierci księdza Włodzimierza Prawdziwego, który w mojej pamięci zapisał się jako ktoś wyjątkowy, przede wszystkim jako kolega z pracy, z którym przesiadywaliśmy podczas przerw w pokoju nauczycielskim Liceum Plastycznego w Supraślu i prowadziliśmy żywe dyskusje na temat muzyki klasycznej. Kiedy przekornie, ale zawsze z wielką życzliwością i szacunkiem zwracał się do mnie tytułując pani profesor, uśmiechałam się zapewniając go, że nie musi zwracać się do mnie tymi słowy, bo takiego tytułu nie posiadam, ale on nie zważał na to i także z uśmiechem odpowiadał, że tak właśnie należy zwracać się do nauczyciela szkoły średniej. Zawsze taktowny, kulturalny, pełen szczerego zachwytu przychodził do szkoły na zajęcia…
Ks. Włodzimierz Prawdziwy - prawdziwy nie tylko z nazwiska... |
Pamiętam, kiedyś wszedł do pokoju nauczycielskiego i jak zwykle powiesił swój czarny płaszcz na wieszaku tuż obok drzwi wejściowych. (Pokój nauczycielski mieścił się wówczas na pierwszym piętrze, w dawnym teatrze Pałacu Buchholtzów, obok Saloniku Grottgera - patrona szkoły). Szyję miał omotaną delikatnym jedwabnym szalem - nosił tylko naturalne tkaniny ze względu na alergię - a spod sutanny wystawały mu białe adidasy, które ni jak nie pasowały do całości. Oczywiście, że wypowiedziałam moją opinię na temat wyraźnych kontrastów w stroju, a on znowu się uśmiechnął i odparł:
- Ech..., szkoda mi było moich skórzanych pantofli na taką chlapę i deszcz.
Następnego dnia, kiedy jak zwykle powiesił płaszcz, zdjął szalik i wreszcie zasiadł na krześle w pewnej odległości od przykrytego zielonym suknem długiego stołu, założył nogę na nogę, uniósł do pół łydki czarną suknię, uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Wziąłem do serca wczorajszą uwagę i oto dzisiaj...
Moim oczom ukazały się czarne, dobrze wypolerowane skórzane pantofle, które a jakże zauważyłam już od progu. Ksiądz Prawdziwy chciał się jednak upewnić czy aby doceniłam tę jego staranność w ubiorze...
Moim oczom ukazały się czarne, dobrze wypolerowane skórzane pantofle, które a jakże zauważyłam już od progu. Ksiądz Prawdziwy chciał się jednak upewnić czy aby doceniłam tę jego staranność w ubiorze...
Uwielbiałam jego zachwyt i jego miłość do Boga i oczywiście muzyki klasycznej. Właściwie, to on mówił, a ja słuchałam. Przytaczał tytuły oper i operetek, przypominał libretta, mówił o kompozytorach, wykonawcach, koncertach, no i rzecz jasna o swoich rodzicach. Trzeba było widzieć jego zatroskaną twarz, kiedy jego matka, pianistka, miała niesprawną, unieruchomioną w gipsie rękę na skutek wypadku. Siedzieliśmy wówczas przy stole w moim domu przy popołudniowej herbacie racząc się delicjami od Bliklego, które dzień wcześniej kupiłam w Warszawie. Trzeba było widzieć jego rozpromienioną twarz, kiedy wybierał się na kolejny koncert swojego ojca do mediolańskiej La Scali. Aleksander Teliga, czołowy solista, doskonały bas był chlubą księdza Włodzimierza…
Ksiądz Włodzimierz Prawdziwy, był prawdziwy nie tylko z nazwiska, był księdzem z powołania i takim zapamiętali go Supraślanie.
Kiedy dręczyły kogoś jakieś przemyślenia, męczyły pytania: dlaczego?,
on w sposób jasny i zrozumiały udzielał odpowiedzi i nie były to słowa zbywające pytającego, tylko rzeczowa, mądra rada, oparta na rozległej wiedzy. Tyle miał planów, tyle energii, tyle ciepła i miłości…Odszedł. Bóg powołał go do siebie.
Mogłabym przytoczyć jeszcze wiele ciekawych momentów z jego za krótkiego życia…
Kochał Supraśl i tutaj chciał pozostać na zawsze. Pochowany tuż przy neogotyckiej kaplicy Buchholtzów, w miejscu widocznym z asfaltowej drogi, jest z nami, a palące się dniem i nocą znicze świadczą o pamięci tych, w których sercach pozostał na zawsze.
Halina i Aleksander Teligowie |
Piąty już raz, z inicjatywy rodziców księdza, Haliny i Aleksandra Teligów, odbył się w Supraślu festiwal muzyczny poświęcony pamięci syna…
Tutaj zapraszam także do mediolańskiej La Scali, na wspominki o księdzu Włodzimierzu Prawdziwym.
Piosenkę żydowską znają wszyscy, ale słuchać jej na żywo nie zawsze mamy okazję.
4 sierpnia klezmerskie trio z zespołu „Quartet Klezmer Trio” pokazało cały kunszt swojego warsztatu muzyczno – wokalnego.
Samo słowo klezmer, w języku hebrajskim oznacza: narzędzie, instrument, śpiew, a muzyka klezmerska, jak to określiła Magda Brudzińska ( śpiew i altówka) znaczy z duszy grana.
Magda Brudzińska - śpiew i altówka |
O prawdziwości jej słów przekonałam się już po pierwszym utworze „Hawa nagila” (Radujmy się). Potem była wesoła piosenka, „Dreidel”, która opowiada o tym jak dzieci radośnie bawią się bączkiem, podczas gdy ich matka przygotowuje ciasto na bajgle…
Kocham cię tak mocno, że aż wszystko mnie boli…, to słowa do tanga, z teatru „Morskie Oko” w Warszawie.
„Moldavian hora” – tytuł utworu muzycznego, wspaniałe brzmienie skrzypiec, akordeonu i kontrabasu opowiadających o tęsknocie i nostalgii, uczuciach wyrażonych głębokimi dźwiękami instrumentów…
„Cziri biri bim” – te słowa powtarzaj z nami, bo wśród przyjaciół najlepiej jest, cziri biri bim, wesoło jest, radośnie płynie czas…
I ponowne zaproszenie do tańca dell arte – porywająca widzów muzyka, potem znowu pieśń o tej trudnej miłości, tej do mężczyzny…, cóż za mistrzowski popis muzyków, najbardziej porywające dźwięki: altówka – szarpanie strun, akordeon – frywolne, szybkie uderzenia w guziki instrumentu, kontrabas - Jarek Wilgosz – ten to dał popis umiejętności: palce lewej ręki uderzały w struny, a prawej szarpały je wydobywając z instrumentu najciekawsze dźwięki…
Jarek Wilgosz |
A potem…? Potem znowu było o miłości, znowu o tej trudnej, jakżeby inaczej…!
”Saposzki moje” – sprzedam moje buciki i będę chodzić boso ścieżkami, byle z tobą być…, rzewna w nastroju, z nutą dźwięków bałkańskich, muzyka, opowiedziała historię kochanków. I tak jak zmienne były uczucia tych dwojga, tak też muzyka zmieniała brzmienie z delikatnej i spokojnej przechodziła w tony zdecydowane, szybkie i porywające, po to żeby znowu wyciszyć i uspokoić widza…Ach! Co też ręce akordeonisty, Oskara Guta, nie wyczyniały…?! Nie mogłam oderwać oczu od tych rozbieganych po guzikach akordeonu palców!
Ale oto, zabrzmiała altówka wygrywając rzewnie „Araber Tanz". Miałam wrażenie, jakby po nocy budził się ze snu pąk kwiatu, coraz szybsze tempo rozwijało jego płatki i kierowało kwiat ku słońcu, potem z wolna zamykało je, chyliło pąk ku ziemi, nastawała noc…
A potem słowa piosenki jesteś piękna jak księżyc pośród gwiazd…przypomniały jedną z najpiękniejszych męskich piosenek żydowskich.
W stylu żydowskim Ajde Jano popłynęły słowa bałkańskiej piosenki: Jano, moje serce, sprzedajmy wszystko i całe nasze życie tańczmy, sprzedajmy nasze konie, nasz dom…i całe nasze życie tańczmy…, marzenie i wizja tanecznego jakże szczęśliwego życia i idealnie współbrzmiące instrumenty: altówka, akordeon i kontrabas.
Tańczący nastrój przerwały słowa następnej piosenki: pij bracie pij, wychyl ten kielich gorzkiego wina do dna…, a potem znana wszystkim, przynajmniej z refrenu „Dona, Dona”- człowiek mówi do cielątka, prowadzonego na rzeź:, dlaczego jesteś cielątkiem…, a mógłbyś być ptakiem…
Owacje na stojąco, gorące brawa sprawiły, że na bis usłyszeliśmy jeszcze dwa utwory: „Wszyscy jesteśmy braćmi” i „Rebekę”, której słowa zamieszczam poniżej:
„Rebeka”
Ujrzałam cię po raz pierwszy w życiu
I serce me w ukryciu
Cicho szepnęło: to jest on!
Nie wiem dlaczego, wszak byłeś obcy,
Są w mieście inni chłopcy.
Ciebie pamiętam z tamtych stron.
Kupiłeś „Ergo” i w mym sklepiku,
Zawsze tak pełno krzyku
Wszystko ucichło, nawet ja!
Mówiąc „adieu” ty się śmiałeś do mnie,
Ach jak mi żal ogromnie,
Że cię nie znałam tego dnia...
O mój wymarzony,
O mój wytęskniony,
Nie wiesz przecież o tym Ty,
Że w małym miasteczku za Tobą ktoś
Wypłakał z oczu łzy...
Że biedna Rebeka
W zamyśleniu czeka
Aż przyjedziesz po nią sam,
I zabierzesz ją jako żonę swą,
Hen, do pałacu bram...
Ten gwałt, ten blask, ten cud,
Ja sobie wyobrażam, Boże Ty mój!
Na rynku cały tłum,
A na mnie błyszczy biały weselny strój!...
O mój wymarzony,
O mój wytęskniony,
Czy ktoś kocha cię jak ja?
Lecz ja jestem biedna i to mój sen,
Co całe życie trwa...
Pamiętam dzień, było popołudnie,
Szłam umyć się pod studnię...
Tyś samochodem przybył raz,
Przy Tobie siedziała ona,
Żona czy narzeczona,
Jakby przez mgłę widziałam was...
Coś zakręciło się w mojej głowie...
Mam takie słabe zdrowie...
W sercu ścisnęło coś na dnie
Padłam na bruk, tobie wprost pod nogi...
Cucąc mnie, pełen trwogi,
Co pani jest? Spytałeś mnie...
O mój wymarzony.....
Ujrzałam cię po raz pierwszy w życiu
I serce me w ukryciu
Cicho szepnęło: to jest on!
Nie wiem dlaczego, wszak byłeś obcy,
Są w mieście inni chłopcy.
Ciebie pamiętam z tamtych stron.
Kupiłeś „Ergo” i w mym sklepiku,
Zawsze tak pełno krzyku
Wszystko ucichło, nawet ja!
Mówiąc „adieu” ty się śmiałeś do mnie,
Ach jak mi żal ogromnie,
Że cię nie znałam tego dnia...
O mój wymarzony,
O mój wytęskniony,
Nie wiesz przecież o tym Ty,
Że w małym miasteczku za Tobą ktoś
Wypłakał z oczu łzy...
Że biedna Rebeka
W zamyśleniu czeka
Aż przyjedziesz po nią sam,
I zabierzesz ją jako żonę swą,
Hen, do pałacu bram...
Ten gwałt, ten blask, ten cud,
Ja sobie wyobrażam, Boże Ty mój!
Na rynku cały tłum,
A na mnie błyszczy biały weselny strój!...
O mój wymarzony,
O mój wytęskniony,
Czy ktoś kocha cię jak ja?
Lecz ja jestem biedna i to mój sen,
Co całe życie trwa...
Pamiętam dzień, było popołudnie,
Szłam umyć się pod studnię...
Tyś samochodem przybył raz,
Przy Tobie siedziała ona,
Żona czy narzeczona,
Jakby przez mgłę widziałam was...
Coś zakręciło się w mojej głowie...
Mam takie słabe zdrowie...
W sercu ścisnęło coś na dnie
Padłam na bruk, tobie wprost pod nogi...
Cucąc mnie, pełen trwogi,
Co pani jest? Spytałeś mnie...
O mój wymarzony.....
Boże Ty mój! Pomyślałam za słowami „Rebeki”, a w moich uszach grały jeszcze instrumenty, słyszałam język jidysz i widziałam kolorowe zielono czerwone cienie muzyków i ich instrumentów na białych ścianach sali koncertowej Centrum Edukacji w Supraślu. Myśli kłębiły się w mojej głowie…Wszystko to zawdzięczam księdzu Prawdziwemu, którego pamięć ożywa w rocznicę jego śmierci, a on sam poprzez muzykę, którą tak bardzo kochał jest ze mną.
Opuszczałam już teren Centrum Edukacji, wyjeżdżając samochodem z moimi przyjaciółmi, kiedy kilkanaście metrów przed bramą spostrzegłam kontrabasistę Jarka Wilgosza. Nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby zagadać i pogratulować mu wirtuozerii, mistrzowskiego opanowania instrumentu…
Jarek Wilgosz |
Następnego dnia otrzymałam smutną wiadomość o nagłej śmierci mojej koleżanki Aliny Tyszkiewicz, nauczycielce grafiki z Liceum Plastycznego w Supraślu...i nie uczestniczyłam już w innych spotkaniach z muzyką.
Droga Ewuś.
OdpowiedzUsuńDziękuje Ci za piękny wpis, przeplatany zdjęciami, które nigdy się nie zestarzeją w przeciwieństwie do nas - ludzi.
Przyznam się zupełnie szczerze, że w stosunku do Kościoła jako instytucji mam stosunek, może nie negatywny, ale obojętny. Kościół tworzą jego ludzie, tak duchowni jak i świeccy.
Twoje artykuły (posty) przekonują mnie do stwierdzenia, że nie jest tak źle z Kościołem jak słyszy się wokoło. Niedawno czytałem o kościelnym chórze, który Was jednoczy, a tymczasem kolejny artykuł o wspaniałym Księdzu z Supraśla. Uczestnictwo w koncercie dla upamiętnienia Włodzimierza Prawdziwego było duchową ucztą.
Wracam pamięcią do szkolnych lat, kiedy religii nauczał mnie Ks. Sakowski, wspaniały człowiek. Jeździł z nami na... łyżwach, a latem chodziliśmy na piesze wycieczki. Później w Wyszkowie (moja była parafia) duszpasterzem był ks. Ceberek, który stworzył zespół muzyczny, o którym było głośno w całej Polsce.
Pamiętam "Rebekę" w wykonaniu Sławy Przybylskiej. Jest to utwór który wymaga od wykonawcy wielkiego kunsztu artystycznego.
Ewuniu. Serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za wspaniały artykuł. :)))
Bo widzisz mój Drogi Edwardzie, to co można obejrzeć lub przeczytać w mediach nie mam nic wspólnego z prawdziwym Kościołem. Kościół tworzą zwykli ludzie i zwykli księża nie uwikłani w politykę. Myślę, że większość ludzi nawet nie zna historii Kościoła i nie wiele o nim wie, większość też nie chce wiedzieć zdając się na swoich prawdziwych duchowych przewodników.
UsuńTakim duchowym przewodnikiem dla wielu Supraślan był młody ksiądz Włodzimierz Prawdziwy. Dla wielu mieszkańców, strapionych życiem był jedynym powiernikiem ich trosk. Zawsze miał czas i nigdy nie odmawiał posłuchania.
Lubiłam z nim rozmawiać, chociaż nic mnie nie dręczyło. Zachwycała mnie w nim jego wiedza, jego dobroć, umiłowanie piękna i człowieka..., jego ogromna wrażliwość...
Nie wiem, czy w Supraślu wśród katolików znajdzie się ktoś, kto nie ma wspomnień z nim związanych, tych dobrych. Pewnie tysiące wpisywały się do księgi kondolencyjnej wyłożonej w kościele NMP KP na małym stoliku podczas pogrzebu. Przed stolikiem stało drewniane krzesło, każdy mógł spokojnie napisać to, co serce w danej chwili mu dyktowało i nikt z długiej kolejki nikogo nie popędzał, wręcz przeciwnie ludzie zadumani może nad własnym życiem, własnymi słabościami czekali cierpliwe... Niezapomniane obrazy...
A koncerty każdego roku za sprawą jego rodziców Haliny i Aleksandra Teligów są wspaniałą ucztą dla ducha.
Także widzisz Drogi Edwardzie, są ludzie i ludziska i najpiękniejsze jest to, co dzieje się wśród tych zwykłych, nie uwikłanych w politykę, rządnych władzy, a co za tym idzie tytułów i korzyści materialnych...
Media mają to do siebie, że szukają sensacji, jakiś pojedynczych wydarzeń nie mających nic wspólnego z prawdą, podsycającą nienawiść, popychają do zbrodni i innych złych uczynków. Gdybyśmy mieli więcej takich przewodników duchowych, to kto wie może człowiek wreszcie by zrozumiał, jaką marną istotą jest, może przestał by szukać dla siebie usprawiedliwienia w niecnych postępkach innych i twierdzić, że skoro inni nie przestrzegają dekalogu to nie jest z nim tak źle...
Dziękuję Ci za to że zechciałeś napisać pierwszy komentarz.
Pozdrawiam ciepło, serdecznie :)