poniedziałek, 12 marca 2012

Wulkaniczne wyspy Morza Tyrreńskiego

    Eol, władca wiatrów pośrodku morza mieszkał. Nad poddanymi swoimi panował. Tych niesfornych w grocie zamykał albo w bukłakach więził i tylko na rozkaz Zeusa ich wypuszczał. Zdarzało się, że rozkazu nie posłuchał, a wtedy burze i huragany się rozpętywały i statki zatapiały...
    Pewien heros, Odyseuszem zwany do domu z licznych wojen powracał. Droga długa i niebezpieczna była. Nieustanne wiatry i kapryśne fale okręty zabierały. Ale oto do ziemi cyklopów, na Sycylię przybył i zanim jednego z nich, Polifem zwanego, oślepić zdołał, ten już połowę żeglarzy pożarł. Ojciec Polifema, syna pomścił i straszne burze na okręty Odyseusza sprowadził. Ale oto bóg wiatrów Eol ten, co pośrodku morza mieszkał, przyjaźnie herosa przyjął i nie tylko pozostałe okręty bezpiecznymi uczynił, ale także wszystkie wiatry w bukłaku zamknięte oddał. Na nic jednak przyjaźń Eola się zdała. Załoga wina szukała, bukłaki pootwierała, wiatry na wolność powypuszczała…
    Ech…, hulają tam do dzisiaj!

    Wyspy Eolskie - cud natury Morza Tyrreńskiego - przyciągają jak magnes. Dzisiejsze łodzie, motorówki i wszelkie inne transportery doskonale sobie radzą z tymi morskim hulakami, a ci, co wiatry źle znoszą, kryją się za szybami i bez zbędnych intruzich zalotów podziwiają krajobraz.
    Archipelag obejmuje siedem głównych wysp: Lipari, Vulcano, Stromboli, Salinę, Panareę, Alicudi i Filicudi oraz szereg pomniejszych. Na każdej z nich warto spędzić chociaż jeden dzień. Każda z nich była kiedyś wulkanem, dzisiaj czynne są tylko Stromboli i Vulcano…
    Pierwsza, na której postawiłam moją stopę była czarno biała Lipari - największa z wysp. Liparos, w języku greckim oznacza urodzajny, żyzny, tłusty, a więc nazwa najprawdopodobniej pochodzi od tutejszej gleby, bogatej także w obsydian - inaczej szkło wulkaniczne, no i jeszcze te białe pumeksowe zbocza, jak zleżały śnieg, zajmują jedną piątą powierzchni. Nie brak i zielonych plam, za przyczyną winnic ze szczepami Malvasi delle Lipari i upraw pomidorów Marzano, z których produkuje się słynne sosy do pizzy…

Wyspa Lipari

Pumeksowe zbocza Lipari

Lipari - wpływamy do portu Marina Corta

Lipari - miasteczko o tej samej nazwie co wyspa

Z Joanną...

Z Grzegorzem...

Lipari - port Marina Corta

Zamek otoczony murami - widok z portu

    Z portu Marina Corta, szłam ulicą Via Garibaldi i podziwiałam słynne zabytki miasteczka, o nazwie tej samej co wyspa. Na dwunasto i szesnastowiecznych murach z zachowanymi pozostałościami obwarowania greckiego obserwowałam dziko rosnące kapary, niezliczoną ilość zielonych krzaczków powciskanych w kamienne szczeliny…

Zabytkowe mury porośnięte kaparami

    Potem zachwyciłam się Katedrą św. Bartłomieja /Bartolomeusza/ z normandzkimi murami i dziewiętnastowieczną barokową fasadą, gdzie niegdyś znajdowały się relikwie Świętego, patrona rzeźników, garbarzy, introligatorów, siodlarzy, szewców, tynkarzy, górników, krawców, piekarzy, sztukatorów, bartników, pasterzy, właścicieli winnic, grzybiarzy i rolników, a we Florencji - sprzedawców oliwy, serów i soli, a także tego, którego wzywa się w przypadku chorób nerwowych, konwulsji i chorób skóry. Po licznych najazdach na wyspę relikwie przeniesiono do Rzymu. Nie mniej jednak w piersi figury Świętego pozostawiono malutki relikwiarz, a w prezbiterium katedry umieszczono witraże przedstawiające historię i męczeńską śmierć św. Bartłomieja. Godne aparatu fotograficznego były także freski na sklepieniu świątyni, najtrwalszy rodzaj malarstwa ściennego polegający na kładzeniu, na mokry tynk, farb odpornych na alkaliczne działanie zawartego w zaprawie wapna – najtrudniejsza z technik, ponieważ przy jej stosowaniu dokonywanie jakichkolwiek poprawek i zmian jest praktycznie niemożliwe…

Barokowa fasada Katedry św. Bartłomieja

Ołtarz z figurą św. Bartłomieja

Witraże przedstawiające życie Świętego

Witraż przedstawiajacy męczeńską śmierć św.Bartłomieja

Freski w Katedrze św. Bartłomieja

     Rozpoczynał się już chyba czas sjesty, kiedy spacerowałam po urokliwych zakątkach Lipari zatrzymując się co chwila przy otwartych jeszcze małych sklepikach oferujących świeże, nagrzane słońcem owoce i warzywa. Degustowałam kapary przyrządzone na kilka sposobów. Przepyszne! No i ta wszechobecna, bajecznie kolorowa ceramika... i wreszcie zapach portu i wyprawa na Vulcano. Tam, czas pozwalał mi na dwugodzinną wyprawę do krateru lub wylegiwanie się w gorących, cuchnących błotach - złożach siarki i ałunu…


Uliczki Lipari

Na końcu tej schodkowej uliczki katedra św. Bartłomieja

Zielone zakątki miasteczka Lipari

Sklepy z bajecznie kolorową ceramiką

Port w Lipari

Wyspa Lipari

Morze Tyrreńskie

     Wybrałam krater, leżący na południu od portowego miasteczka Porto di Levante. Niezapomniana wyprawa! Poszliśmy tam we trójkę. Był upał, a słońce paliło niemiłosiernie. Nie mieliśmy czasu na przystanki. Góra z dołu wydawała się być bardzo stroma. Pierwszy etap wspinaczki to ścieżki wśród olbrzymich krzaków żarnowca, które dawały niewiele cienia, bo słońce stało wysoko. Stopy grzęzły w wulkanicznym pyle, a do moich na wpół rozsznurowanych traperów wpadały drobiny skamieniałej czarnej lawy. Nagie ramiona okrywałam szczelnie czerwonym bawełnianym szalem. Mniej więcej w jednej trzeciej wysokości straciliśmy bezpowrotnie gęstwinę zielono żółtych krzaków i wkroczyliśmy na teren pozbawiony jakiejkolwiek roślinności. W pewnym momencie zwątpiłam. Myślałam, że nie dam rady w takim tempie pokonać góry, tym bardziej, że z wysokości, na której się znajdowałam, kilka zaledwie osób tam w górze wyglądało tak jakby byli przyczepieni do czerwonej zastygłej magmy. Po kilku głębszych wdechach i wydechach podjęłam trud wspinania na nowo. Ostatni etap wymagał nie lada wysiłku. Nie dość, że powietrze było mocno nagrzane, to jeszcze twarda czerwona wulkaniczna skrzeplina paliła, oddając swoje ciepło. Resztkami sił wdrapałam się na szczyt i zanim wyrównałam oddech wypiłam całą butelkę wody. Ale to, co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania: archipelag wysp - fascynująca natura z jednej strony i dymiący krater z drugiej – przedsionek piekła ziejący siarką i dwutlenkiem węgla – przerażająca kuźnia - królestwo boga ognia Wulkana…
  

W drodze na krater Vulcano

Wśród potężnych krzaków żarnowca

Vulcano - jedna trzeci drogi za mną

Vulcano - pokonałam dwie trzecie drogi

Przede mną najtrudniejszy odcinek

Szczyt zdobyty

Uzupełniliśmy płyny i możemy chwilę odpocząć

Pamiątkowe zdjęcie nad przepaścią

A za mną strefa zakazana, gdzie wydobywają się trujące gazy

    Na dole stwierdziliśmy, że pobiliśmy rekord prędkości wspinania się i schodzenia, bo oto zostało nam jeszcze niespełna czterdzieści minut. Czym prędzej zanurzyliśmy się w siarkowych błotach, potem w morskiej bulgoczącej otchłani i w strzępach białego pumeksu.
Czułam się jak w kotle z wrzątkiem, gdzie przyjemne bąbelki gotującej się mazi, a potem wody łoskoczą moje ciało, no i ten zapach, którego nie udało mi się usunąć ze stroju kąpielowego, a przesiąknięte nim ciało odbiło się na ubraniu, które tego dnia miałam na sobie…
    Na statek do Milazzo zdążyliśmy dosłownie w ostatniej sekundzie. Ale zanim obraliśmy kurs na Sycylię, popływaliśmy jeszcze wokół wysp archipelagu, których piękno chłonęłam wszystkimi moimi zmysłami, a moja twarz nieustannie wyrażała zachwyt!

Panarea

Krater Vulcano - byłam tam przed chwilą

Ostatnie spojrzenie na wyspę Vulcano

Panarea

Malownicza zatoczka jednej z wysp archipelagu

Osuwiska jakby nożem odkrojone

Wracam na Sycylię do Milazzo

   Po jakimś czasie zamajaczyło w oddali Milazzo, miasteczko usytuowane na niewielkim półwyspie zakończonym przylądkiem, na którym wznosi się latarnia morska, a na wzgórzu w ramach Citta Murata, Zamek. Z Milazzo wypłynęliśmy wczesnym rankiem. Ale zanim dotarliśmy do miasta, jechaliśmy wzdłuż Cieśniny Mesyńskiej i podziwialiśmy port w Mesynie, z którego roztaczał się przepiękny widok na kontynent. Włosi od lat posiadają projekty mostu, który miałby połączyć Półwysep Apeniński z Sycylią, ale póki co, tę zaledwie trzy kilometrową odległość można pokonać tylko promem.

Milazzo na horyzoncie

Milazzo z Zamkiem na wzgórzu

5 komentarzy:

  1. Piękna podróż...
    Wspaniała relacja z pięknymi fotkami.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zaskoczony wielością informacji podróżniczych. Tylko pozazdrościć i życzyć wielu udanych wypraw i pięknych relacji.
    Pozdrawiam ciepło Jurek

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale emocje!..razem z Tobą zdobywałam ten wulkan:))...
    podziwiam Twoją odwagę i upór.
    Zyczę Ci z całego serca dalszych pięknych podróży.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepiękne są te wyspy. Zwykły zjadacz chleba nawet często nie zdaje sobie sprawy z tego, ile jest pięknych i ciekawych miejsc na Ziemi... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń