wtorek, 2 października 2012

Ostatni dzień września

    Ostatni dzień września przypadał w niedzielę. Nie planowałam niczego. Lubię działać spontanicznie, bo nigdy nie wiadomo, co pokrzyżować może moje plany.

    Ranek był dość chłodny, zastanawiałam się jak się ubrać do kościoła, kiedy do domu wrócił Ryszard i oznajmił, że razem ze mną i z Wojtkiem wybiera się na mszę. Nie sądziłam, że będzie tak wcześnie. Zazwyczaj wracał później ze swojej parceli, gdzie od kilku lat począwszy od piątku do niedzieli pędzi życie samotnika wśród pszczół albo przesiaduje w lesie… Nie powiem, zdarzają nam się wspólne sobotnie wyjścia. Często też w niedzielę, jadę rowerem na wspomnianą parcelę, Ryszard pakuje dwukółkę na dach samochodu i wracamy do domu razem…

    Po obiedzie zastanawialiśmy się, co wybrać, wycieczkę rowerem – mimo słonecznej pogody było dość chłodno – czy samochodem. Wybraliśmy napęd na cztery koła i ruszyliśmy do najstarszego rezerwatu na terenie Puszczy Knyszyńskiej ze zbiorowiskami leśnymi grądowymi i torfowiskowo – bagiennymi...
    Budzisk to nie tylko tereny wielogatunkowych lasów liściastych, ale także lasów mieszanych z przewagą leciwych dębów, grabów, klonów, jawora, świerka…

    Z lasem związana jestem od najmłodszych lat. W lesie pracował mój ojciec, który skutecznie zaszczepił we mnie miłość do wszelkich roślin i zwierząt. To po nim mam skłonność obcowania z przyrodą i siodełko roweru przyklejone do przysłowiowych czterech liter…
    Jako dziecko wędrowałam za nim po lesie, chodziłam nad rzekę, jeździłam motorem na wieś… Do dzisiaj, z poziomu wzroku małego dziecka pamiętam jego szczupłe nagie łydki i wystające kostki po obu stronach stopy obutych w jakieś stare łapcie, kiedy miedzą między łanami zbóż pędził na ryby, a ja za nim. Pamiętam wyprawy na grzyby… Nie rozmawialiśmy prawie wcale, moja rola ograniczała się zazwyczaj do roli obserwatora. Zdarzało się, że zatrzymywaliśmy się na chwilę. Ojciec brał do ręki liście, objaśniając najprościej, z jakiego drzewa pochodzą. Nigdy nie zapomnę jak trzymając eliptyczne, o wyraźnie zaznaczonych nerwach bocznych zielone listki grabu, mówił jak zapamiętać nazwę drzewa. Układał harmonijkowatą blaszkę między dwoma palcami i paznokciami począwszy od nasady ściągał kolejno wąskie jego paseczki z równoległego unerwienia, pozostawiając same wąsy…
    Nie pamiętam, żeby trzymał mnie za rękę i specjalnie rozpieszczał. Byłam zdana na siebie, kiedy siedziałam z tyłu na siodełku białej emzetki. Ojciec jeździł szybko po polnych i leśnych drogach pełnych głębokich piaszczystych jam i nigdy się nie zastanawiał czy jeszcze za nim siedzę czy też nie. Nie raz podskakiwałam w powietrzu nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie mi groziło. Niektórzy z Was zapewne pamiętają strome piaszczyste urwiska przed Cieliczanką. To właśnie tamtędy górą, wiodła nieco twardsza wąska ścieżyna ubita kołami rowerów, motorów i motorowerów... To właśnie tam emzetka wyczyniła harce. Koła ślizgały się na lewo i prawo, motor podskakiwał to do góry to na boki na wystających korzeniach starych sosen, a mną miotało na wszystkie strony, tak jak na obrazkach filmów animowanych dla dzieci, gdzie przedstawiana przez twórców tego kina akcja nie ma nic wspólnego z rzeczywistością…
    Ech…, las mam we krwi i chyba tak jak mój dziewięćdziesięciodwuletni ojciec z siodełkiem i lasem nie rozstanę się nigdy…
Zdaję sobie sprawę, że fanów tego typu spędzania wolnego czasu wielu nie ma…, ale o tym za chwilę…

Jeden z pierwszych motorów mojego ojca

Na jednym ze spacerów

    Barwy jesieni widać było wszędzie. Zatrzymaliśmy się na moment na Podsupraślu, bo tam na skraju puszczy czerwienił się w słońcu wysoki dąb. Zaraz potem pojechaliśmy do Jałówki. Już kilka razy zapraszała mnie do siebie moja koleżanka z przedszkola i podstawówki, która na końcu wsi ma swoją letnią posiadłość. Niestety nie miałam szczęścia jej tam spotkać. Jedyną żywą duszą był biegający po podwórku owczarek niemiecki.

Zatrzymujemy się na chwilę na Podsupraślu przy czerwieniejącym w słońcu dębie

Jałówka  i stara jabłoń na skraju wsi

W jesiennym pejzażu na drodze przed Jałówką

Przy posiadłości mojej przedszkolnej koleżanki

    Zawróciliśmy na rozstaje i przy krzyżu skręciliśmy w stronę leśniczówki Budzisk, mijając po drodze Zacisze. Tę trasę pokonujemy zawsze rowerami, nawet jak jest już nieco chłodniej. Tym razem jednak zrobiliśmy wyjątek, ale jak zwykle zatrzymaliśmy się nad Migówką, leśnym strumieniem, gdzie od lat królowały bobry. Oboje z mężem stwierdziliśmy, że bobrów już nie ma i zastanawialiśmy się, co też mogło się z nimi stać, czy zostały przeniesione gdzie indziej, czy tez ze względu na liczebność wytrzebione? W krajobrazie brakowało nam bobrowych tam. Tuż za rzeczką Migówką stoi stara leśniczówka w iście bajkowym pejzażu. Po jednej stronie żwirowo piaszczystej drogi zasiedliła się dzika róża tworząc gęsty zwarty żywopłot, po przeciwnej zaś sumak octowiec zwany także odurzającym – piękna roślina ozdobna, o każdej porze roku inna. Lubię to miejsce!

Na drodze żwirowej z Supraśla do Czarnej Białostockiej

Jedziemy przez rezerwat Budzisk do leśniczówki o tej samej nazwie

Za chwilę będziemy nad rzeczką Migówką

Leśny strumień Migówka tuż przy drodze

Lubię fotografować obrazy odbite w lustrze wody

Na krótkiej smyczy

Budzisk - rozlewisko Migówki po drugiej stronie drogi

Bobrowych tam już nie ma

Ciekawe kiedy z braku bobrów to rozlewisko całkowicie zarośnie?

Przez naturalną bramę Rici dojeżdża do leśniczówki Budzisk

Pozujemy do zdjęcia

Mahoń prosi o uwolnienie go ze smyczy, nic z tego...

Obiecałam mu, że za chwilę z nim pobiegam...

No i biegamy w bajkowym jesiennym pejzażu...

    Zaraz za leśniczówką skręciliśmy w prawo. Droga pomiędzy mokradłami i wiekowymi dębami prowadziła do niewielkiej osady, oczywiście mam na myśli Dworzysk.
     Ale za nim dojechaliśmy do wsi zatrzymaliśmy się przy następnym strumieniu. Ryszard chciał zrobić sobie zdjęcie przy pomnikowych wymiarów dębie. Kiedy tak stał poniżej drogi a ja pstrykałam fotki, nagle gdzieś spośród chaszczy wynurzył się jakiś Jegomość z całym osprzętem fotograficznym. Wiecie jak to jest, kiedy spotyka się kogoś o podobnych zainteresowaniach. Od słowa do słowa i ani się obejrzeliśmy a powstał z tego długi dialog. Jegomość czatował na odpowiednie światło z zamiarem sfotografowania drzewa, które przez jakiś czas rosło poziomo, a dopiero później wystrzeliło w górę. Zapytałam gdzie to cudo się znajduje, a on na to, że jakieś dwieście metrów stąd. Zostawiłam więc mojego Rysia z psem i żywo gadając powlokłam się z nowo poznanym mężczyzną w las. Jak się okazało, nieopodal, tuż za zakrętem żona owego Jegomościa oddawała się pasji czytelniczej zamknięta w samochodzie...
    Obiekt ów był ciekawym obiektem fotograficznym. Oczyściliśmy teren z tak zwanych elementów zaśmiecających obraz i zaczęliśmy go obfotografowywać. Nawet nie wyobrażacie sobie jak miło można spędzić kilkadziesiąt minut z kimś kogo się dopiero co poznało.

    Zapukałam w okno samochodu, w którym drzemała kobieta z książką w ręce. Leśne powietrze uśpiło ją błogim snem. Wyjaśniłam, kim jestem i wręczyłam jej zapisany na kartce, wyrwanej z zeszytu w kratkę mój adres mailowy... Wieczorem otrzymałam od pana Jarosława W. kilka zdjęć, które wykonał swoim aparatem… Miłe to zaiste!
Wszystkie fotografie, które prezentuję są wykonane moim aparatem.


Zatrzymujemy się przy następnym strumieniu w drodze do Dworzyska

Ryszard zażyczył sobie zdjęcie przy pomnikowych rozmiarów dębie

Do tego właśnie obiektu przybyłam z poznanym w lesie Jegomościem

Ta parasolka nie była moja własnością...

Ech..., kokosiłam się na tym pniu...

To była bardzo miła sesja zdjęciowa...

A oto ów przesympatyczny Jegomość... i ...

... i jego fotografia

A to już moja wizja

Ciekawe jak to się stało, czy ktoś przygiął pień do ziemi?

I jeszcze trochę poszycia leśnego

Za chwilę będziemy w Dworzysku

     W Dworzysku zachwycaliśmy się barwami jesieni, bawiliśmy się z Mahoniem, który tak jak my kocha las…

Wyjeżdżamy w dolinę rzeki na skraj lasu

W korytach rzek wody niewiele

Rzeka jak kałuża przy tak niskim poziomie wody

Niszczeje drewniana nawierzchnia mostu

Poprzedni most zawalił się pod ciężarem samochodu straży pożarnej

Zaraz pobiegam z Mahoniem

Pańcio każe - pies posłuszny

Kocham jesienną ciszę

Wracamy tą samą drogą

I jeszcze raz zatrzymujemy się  w nieco innym świetle dnia

Ostatnie zdjęcie w tym miejscu

Jesteśmy coraz bliżej szosy Supraśl - Krynki

I to już ostatnie z tego dnia zdjęcie

    Ech…, na łonie natury jestem lekka jak piórko. Powietrze omiata moje ciało tak, jakby chciało mnie poderwać do lotu, tak jak podrywa z ziemi opadłe z drzew liście, bawi się nimi przenosząc je w coraz to inne miejsce…

Niechętnie wracałam do domu…


Niedziela, 30 września 2012 roku
 

12 komentarzy:

  1. ładne krajobrazy i ten luksus, że nie ma żadnych tłumów wokolo:)
    a bobry się chyba teraz rzeczywiście odławia...
    życie & podróże
    gotowanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cisza i spokój to prawda :)

      Muszę się dowiedzieć czy rzeczywiście bobry zostały odłowione i gdzie je przeniesiono.
      Pozdrowienia z puszczy :)

      Usuń
  2. Piękna trasa, znam ją dobrze. Ja ją pokonuję na rowerze tylko wracam przez Dworzysk, Woronicze i Sokołdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nigdy tamtędy rowerem nie wracałam. Kiedyś próbowaliśmy pojechać tak jak Ty, ale pomyliliśmy drogi...

      Usuń
  3. Ale zdjęcia. Oglądam już chyba z trzeci raz. Super krajobrazy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Puszcza Knyszyńska prezentuje ogromną rozmaitość krajobrazu. Gdzie się nie ruszysz wszystko cię zachwyca.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Jak miło przeczytać relację kogoś nieznanego z miejsca, które zna się tak dobrze. Mam to szczęście, że już prawie na stałe mieszkam w Dworzysku. Dzień wcześniej robiłam zdjęcia w tych samych miejscach. Pozdrawiam serdecznie i być może do zobaczenia kiedyś w Budzisku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj
      Może się kiedyś spotkamy w tym uroczym miejscu. Lubię tam zaglądać.
      Wiosna w rezerwacie jest równie piękna jak jesień.
      Pozdrawiam ciepło, kolorowo i zapraszam do Naprzeciw SZCZĘŚCIU

      Usuń
  5. Ewo!
    No piękne fotki!
    Mój ociec tez kochał las........pochodził z Polesia z Kresów Wschodnich.
    Jesień jest piękna, ale czekam na wiosnę i lato:)
    I ojciec tez miał motor. WFM. AS przedtem motorower Simson. A potem dwie Skody.
    I tymi Skodami przemierzaliśmy Polskę wzdłuż i wszerz....
    Niestety ojciec nie żyje. Zmarł w 1976 roku.
    Ja jakoś inaczej wakacje teraz spędzam. Ale jak będzie jutro to nie wiadomo. Zapraszam do siebie.
    Vojtek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny.
      Właśnie WFM była pierwszym motorem mojego taty. Mój samochodem nigdy nie jeździł;)

      A Ciebie odwiedzam regularnie i podziwiam Twoje ostatnie przygody:)))

      Usuń
  6. Bardzo lubie podobne spacery, a zdjecia cudowne oddaja urok wloczenia sie po Twojej okolicy. U mego brata na dzialce zagoscil bobr, mieszka sobie w bajorku , nazwalismy go Gucio Bobek i bawilismy sie obserwujac go, ale ostatnio zaczal robic straszne spustoszenie wiec zastanawiamy sie jak go ekologicznie przeniesc w inne miejsce. Jezeli cos na ten temat wiesz, napisz...sciskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre koła łowieckie mają uprawnienia do odławiania bobrów i przenoszenia ich. Być może w waszej okolicy takie koło istnieje.

      Uściski i serdeczności :)

      Usuń