Ostatni dzień września
przypadał w niedzielę. Nie planowałam niczego. Lubię działać spontanicznie, bo
nigdy nie wiadomo, co pokrzyżować może moje plany.
Ranek był dość chłodny,
zastanawiałam się jak się ubrać do kościoła, kiedy do domu wrócił Ryszard i oznajmił,
że razem ze mną i z Wojtkiem wybiera się na mszę. Nie sądziłam, że będzie tak
wcześnie. Zazwyczaj wracał później ze swojej parceli, gdzie od kilku lat
począwszy od piątku do niedzieli pędzi życie samotnika wśród pszczół albo
przesiaduje w lesie… Nie powiem, zdarzają nam się wspólne sobotnie wyjścia.
Często też w niedzielę, jadę rowerem na wspomnianą parcelę, Ryszard pakuje dwukółkę
na dach samochodu i wracamy do domu razem…
Po obiedzie zastanawialiśmy się,
co wybrać, wycieczkę rowerem – mimo słonecznej pogody było dość chłodno – czy
samochodem. Wybraliśmy napęd na cztery
koła i ruszyliśmy do najstarszego rezerwatu na terenie Puszczy Knyszyńskiej
ze zbiorowiskami leśnymi grądowymi i torfowiskowo – bagiennymi...
Budzisk to
nie tylko tereny wielogatunkowych lasów liściastych, ale także lasów mieszanych
z przewagą leciwych dębów, grabów, klonów, jawora, świerka…
Z lasem związana jestem od
najmłodszych lat. W lesie pracował mój ojciec, który skutecznie zaszczepił we
mnie miłość do wszelkich roślin i zwierząt. To po nim mam skłonność obcowania z
przyrodą i siodełko roweru przyklejone do przysłowiowych czterech liter…
Jako dziecko wędrowałam za
nim po lesie, chodziłam nad rzekę, jeździłam motorem na wieś… Do dzisiaj, z
poziomu wzroku małego dziecka pamiętam jego szczupłe nagie łydki i wystające kostki
po obu stronach stopy obutych w jakieś stare łapcie, kiedy miedzą między łanami
zbóż pędził na ryby, a ja za nim. Pamiętam wyprawy na grzyby… Nie rozmawialiśmy
prawie wcale, moja rola ograniczała się zazwyczaj do roli obserwatora. Zdarzało
się, że zatrzymywaliśmy się na chwilę. Ojciec brał do ręki liście, objaśniając najprościej, z jakiego drzewa pochodzą. Nigdy nie zapomnę jak trzymając
eliptyczne, o wyraźnie zaznaczonych nerwach bocznych zielone listki grabu, mówił
jak zapamiętać nazwę drzewa. Układał harmonijkowatą blaszkę między dwoma
palcami i paznokciami począwszy od nasady ściągał kolejno wąskie jego paseczki z
równoległego unerwienia, pozostawiając same wąsy…
Nie pamiętam, żeby trzymał mnie za
rękę i specjalnie rozpieszczał. Byłam zdana na siebie, kiedy siedziałam z
tyłu na siodełku białej emzetki. Ojciec
jeździł szybko po polnych i leśnych drogach pełnych głębokich piaszczystych jam
i nigdy się nie zastanawiał czy jeszcze za nim siedzę czy też nie. Nie raz
podskakiwałam w powietrzu nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie mi
groziło. Niektórzy z Was zapewne pamiętają strome piaszczyste urwiska przed
Cieliczanką. To właśnie tamtędy górą, wiodła nieco twardsza wąska ścieżyna ubita kołami
rowerów, motorów i motorowerów... To właśnie tam emzetka wyczyniła harce. Koła ślizgały
się na lewo i prawo, motor podskakiwał to do góry to na boki na wystających korzeniach
starych sosen, a mną miotało na wszystkie strony, tak jak na obrazkach filmów
animowanych dla dzieci, gdzie przedstawiana przez twórców tego kina akcja nie
ma nic wspólnego z rzeczywistością…
Ech…, las mam we krwi i chyba
tak jak mój dziewięćdziesięciodwuletni ojciec z siodełkiem i lasem nie rozstanę
się nigdy…
Zdaję sobie sprawę, że fanów
tego typu spędzania wolnego czasu wielu nie ma…, ale o tym za chwilę…
|
Jeden z pierwszych motorów mojego ojca |
|
Na jednym ze spacerów |
Barwy jesieni widać było wszędzie.
Zatrzymaliśmy się na moment na Podsupraślu, bo tam na skraju puszczy czerwienił
się w słońcu wysoki dąb. Zaraz potem pojechaliśmy do Jałówki. Już kilka razy zapraszała
mnie do siebie moja koleżanka z przedszkola i podstawówki, która na końcu wsi ma
swoją letnią posiadłość. Niestety nie miałam szczęścia jej tam spotkać. Jedyną
żywą duszą był biegający po podwórku owczarek niemiecki.
|
Zatrzymujemy się na chwilę na Podsupraślu przy czerwieniejącym w słońcu dębie |
|
Jałówka i stara jabłoń na skraju wsi |
|
W jesiennym pejzażu na drodze przed Jałówką |
|
Przy posiadłości mojej przedszkolnej koleżanki |
Zawróciliśmy na
rozstaje i przy krzyżu skręciliśmy w stronę leśniczówki Budzisk, mijając po
drodze Zacisze. Tę trasę pokonujemy zawsze rowerami, nawet jak jest już
nieco chłodniej. Tym razem jednak zrobiliśmy wyjątek, ale jak zwykle zatrzymaliśmy
się nad Migówką, leśnym strumieniem,
gdzie od lat królowały bobry. Oboje z mężem stwierdziliśmy, że bobrów już nie
ma i zastanawialiśmy się, co też mogło się z nimi stać, czy zostały
przeniesione gdzie indziej, czy tez ze względu na liczebność wytrzebione? W
krajobrazie brakowało nam bobrowych tam. Tuż za rzeczką Migówką stoi stara
leśniczówka w iście bajkowym pejzażu. Po jednej stronie żwirowo piaszczystej
drogi zasiedliła się dzika róża tworząc gęsty zwarty żywopłot, po przeciwnej
zaś sumak octowiec zwany także odurzającym – piękna roślina ozdobna, o
każdej porze roku inna. Lubię to miejsce!
|
Na drodze żwirowej z Supraśla do Czarnej Białostockiej |
|
Jedziemy przez rezerwat Budzisk do leśniczówki o tej samej nazwie |
|
Za chwilę będziemy nad rzeczką Migówką |
|
Leśny strumień Migówka tuż przy drodze |
|
Lubię fotografować obrazy odbite w lustrze wody |
|
Na krótkiej smyczy |
|
Budzisk - rozlewisko Migówki po drugiej stronie drogi |
|
Bobrowych tam już nie ma |
|
Ciekawe kiedy z braku bobrów to rozlewisko całkowicie zarośnie? |
|
Przez naturalną bramę Rici dojeżdża do leśniczówki Budzisk |
|
Pozujemy do zdjęcia |
|
Mahoń prosi o uwolnienie go ze smyczy, nic z tego... |
|
Obiecałam mu, że za chwilę z nim pobiegam... |
|
No i biegamy w bajkowym jesiennym pejzażu... |
Zaraz za leśniczówką
skręciliśmy w prawo. Droga pomiędzy mokradłami i wiekowymi dębami prowadziła do
niewielkiej osady, oczywiście mam na myśli Dworzysk.
Ale za nim dojechaliśmy do wsi zatrzymaliśmy się
przy następnym strumieniu. Ryszard chciał zrobić sobie zdjęcie przy pomnikowych wymiarów dębie. Kiedy tak stał poniżej drogi a ja pstrykałam fotki, nagle
gdzieś spośród chaszczy wynurzył się jakiś Jegomość z całym osprzętem
fotograficznym. Wiecie jak to jest, kiedy spotyka się kogoś o podobnych
zainteresowaniach. Od słowa do słowa i ani się obejrzeliśmy a powstał z tego długi
dialog. Jegomość czatował na odpowiednie światło z zamiarem sfotografowania
drzewa, które przez jakiś czas rosło poziomo, a dopiero później wystrzeliło w
górę. Zapytałam gdzie to cudo się znajduje, a on na to, że jakieś dwieście
metrów stąd. Zostawiłam więc mojego Rysia z psem i żywo gadając powlokłam się z
nowo poznanym mężczyzną w las. Jak się okazało, nieopodal, tuż za zakrętem żona owego Jegomościa oddawała się pasji czytelniczej zamknięta w samochodzie...
Obiekt ów był ciekawym
obiektem fotograficznym. Oczyściliśmy teren z tak zwanych elementów
zaśmiecających obraz i zaczęliśmy go obfotografowywać. Nawet nie wyobrażacie
sobie jak miło można spędzić kilkadziesiąt minut z kimś kogo się dopiero co
poznało.
Zapukałam w okno samochodu, w
którym drzemała kobieta z książką w ręce. Leśne powietrze uśpiło ją błogim
snem. Wyjaśniłam, kim jestem i wręczyłam jej zapisany na kartce, wyrwanej z
zeszytu w kratkę mój adres mailowy... Wieczorem otrzymałam od pana Jarosława W.
kilka zdjęć, które wykonał swoim aparatem… Miłe to zaiste!
Wszystkie fotografie, które prezentuję są wykonane moim aparatem.
|
Zatrzymujemy się przy następnym strumieniu w drodze do Dworzyska |
|
Ryszard zażyczył sobie zdjęcie przy pomnikowych rozmiarów dębie |
|
Do tego właśnie obiektu przybyłam z poznanym w lesie Jegomościem |
|
Ta parasolka nie była moja własnością... |
|
Ech..., kokosiłam się na tym pniu... |
|
To była bardzo miła sesja zdjęciowa... |
|
A oto ów przesympatyczny Jegomość... i ... |
|
... i jego fotografia |
|
A to już moja wizja |
|
Ciekawe jak to się stało, czy ktoś przygiął pień do ziemi? |
|
I jeszcze trochę poszycia leśnego |
|
Za chwilę będziemy w Dworzysku |
W Dworzysku zachwycaliśmy się
barwami jesieni, bawiliśmy się z Mahoniem, który tak jak my kocha las…
|
Wyjeżdżamy w dolinę rzeki na skraj lasu |
|
W korytach rzek wody niewiele |
|
Rzeka jak kałuża przy tak niskim poziomie wody |
|
Niszczeje drewniana nawierzchnia mostu |
|
Poprzedni most zawalił się pod ciężarem samochodu straży pożarnej |
|
Zaraz pobiegam z Mahoniem |
|
Pańcio każe - pies posłuszny |
|
Kocham jesienną ciszę |
|
Wracamy tą samą drogą |
|
I jeszcze raz zatrzymujemy się w nieco innym świetle dnia |
|
Ostatnie zdjęcie w tym miejscu |
|
Jesteśmy coraz bliżej szosy Supraśl - Krynki |
|
I to już ostatnie z tego dnia zdjęcie |
Ech…, na łonie natury jestem
lekka jak piórko. Powietrze omiata moje ciało tak, jakby chciało mnie poderwać
do lotu, tak jak podrywa z ziemi opadłe z drzew liście, bawi się nimi przenosząc
je w coraz to inne miejsce…
Niechętnie wracałam do domu…
Niedziela, 30 września 2012 roku
ładne krajobrazy i ten luksus, że nie ma żadnych tłumów wokolo:)
OdpowiedzUsuńa bobry się chyba teraz rzeczywiście odławia...
życie & podróże
gotowanie
Cisza i spokój to prawda :)
UsuńMuszę się dowiedzieć czy rzeczywiście bobry zostały odłowione i gdzie je przeniesiono.
Pozdrowienia z puszczy :)
Piękna trasa, znam ją dobrze. Ja ją pokonuję na rowerze tylko wracam przez Dworzysk, Woronicze i Sokołdę.
OdpowiedzUsuńJa nigdy tamtędy rowerem nie wracałam. Kiedyś próbowaliśmy pojechać tak jak Ty, ale pomyliliśmy drogi...
UsuńAle zdjęcia. Oglądam już chyba z trzeci raz. Super krajobrazy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPuszcza Knyszyńska prezentuje ogromną rozmaitość krajobrazu. Gdzie się nie ruszysz wszystko cię zachwyca.
UsuńPozdrawiam :)
Jak miło przeczytać relację kogoś nieznanego z miejsca, które zna się tak dobrze. Mam to szczęście, że już prawie na stałe mieszkam w Dworzysku. Dzień wcześniej robiłam zdjęcia w tych samych miejscach. Pozdrawiam serdecznie i być może do zobaczenia kiedyś w Budzisku :)
OdpowiedzUsuńWitaj
UsuńMoże się kiedyś spotkamy w tym uroczym miejscu. Lubię tam zaglądać.
Wiosna w rezerwacie jest równie piękna jak jesień.
Pozdrawiam ciepło, kolorowo i zapraszam do Naprzeciw SZCZĘŚCIU
Ewo!
OdpowiedzUsuńNo piękne fotki!
Mój ociec tez kochał las........pochodził z Polesia z Kresów Wschodnich.
Jesień jest piękna, ale czekam na wiosnę i lato:)
I ojciec tez miał motor. WFM. AS przedtem motorower Simson. A potem dwie Skody.
I tymi Skodami przemierzaliśmy Polskę wzdłuż i wszerz....
Niestety ojciec nie żyje. Zmarł w 1976 roku.
Ja jakoś inaczej wakacje teraz spędzam. Ale jak będzie jutro to nie wiadomo. Zapraszam do siebie.
Vojtek
Dzięki za odwiedziny.
UsuńWłaśnie WFM była pierwszym motorem mojego taty. Mój samochodem nigdy nie jeździł;)
A Ciebie odwiedzam regularnie i podziwiam Twoje ostatnie przygody:)))
Bardzo lubie podobne spacery, a zdjecia cudowne oddaja urok wloczenia sie po Twojej okolicy. U mego brata na dzialce zagoscil bobr, mieszka sobie w bajorku , nazwalismy go Gucio Bobek i bawilismy sie obserwujac go, ale ostatnio zaczal robic straszne spustoszenie wiec zastanawiamy sie jak go ekologicznie przeniesc w inne miejsce. Jezeli cos na ten temat wiesz, napisz...sciskam
OdpowiedzUsuńNiektóre koła łowieckie mają uprawnienia do odławiania bobrów i przenoszenia ich. Być może w waszej okolicy takie koło istnieje.
UsuńUściski i serdeczności :)