wtorek, 19 listopada 2013

Liceum Plastyczne w Supraślu odwiedzają młodzi Polacy z Grodna




    cd Po tym, jak 27 lipca 1944 Kresy Wschodnie zostały odłączone od Polski i wcielone do republik związkowych Białoruskiej, Litewskiej i Ukraińskiej, mieszkańcy rubieży rozpoczęli walkę o swoją polską tożsamość. Powstało wiele organizacji pielęgnujących polskie tradycje, polską kulturę i polski język.
     Podczas gdy świat zmierza do globalizacji z wizją, kiedy istota ludzka nie będzie utożsamiała się z konkretnym państwem czy narodem, religią, rasą czy grupą zawodową, lecz uzna się za przynależną do rodzaju ludzkiego jako całości /Carl Sagan/, kresowi patrioci, za Henrykiem Sienkiewiczem głoszą ideę ojczyzny, która powinna zajmować pierwsze miejsce w duszy i sercu człowieka, z hasłem przez Ojczyznę do ludzkości, nie zaś dla Ojczyzny przeciw ludzkości.
    
Na szczęście w Polsce powstaje coraz więcej organizacji społecznych, fundacji, stowarzyszeń, które wspierają Polaków mieszkających na terenach byłego Związku Radzieckiego. Pomoc i współpraca przybierają różne formy i obejmują różne dziedziny, między innymi umożliwia się dzieciom i młodzieży przyjazdy do Polski.
     Taki właśnie trzydniowy pobyt  w Supraślu, za przyczyną Janusza Fidziukiewicza połączony z nagraniem płyty, umożliwili Supraślanie zespołowi wokalnemu Liberamente z Grodna. W poprzednim poście pisałam o spełnionym marzeniu Wioletty Kowalczuk,
opiekunki grupy ...

     Dzisiaj chcę opowiedzieć  o wizycie Liberamente w Liceum Plastycznym, którego patronem jest Artur Grottger, urodzony na Podolu, w domu z tradycjami patriotycznymi i artystycznymi. Ojciec Artura Grottgera, powstaniec listopadowy, oficer Piątego Pułku Ułanów Warszawskie Dzieci był z zamiłowania malarzem i to on udzielał pierwszych lekcji rysunku swojemu synowi, obdarzonemu niezwykłym talentem, który podczas zbyt krótkiego, bo zaledwie trzydziestoletniego życia narysował i namalował przeważnie akwarelą wiele scen batalistycznych, scen rodzajowych, portretów, ilustracji książkowych… Tytuły jego głównych cyklów rysunkowych to: Warszawa I, Warszawa II, Polonia, Lituania, Wieczory zimowe, Wojna…
    
Zwłoki zmarłego na gruźlicę Artura Grottgera sprowadziła do Lwowa z francuskich Pirenejów, gdzie przebywał na leczeniu, jego narzeczona, młodziutka polska patriotka Wanda Monné, która od tamtej pory tworzyła mit wokół zmarłego narzeczonego, stawiając siebie na piedestale muzy artysty.
     Byłam jak obłąkana - pisze Wanda Monné, w swoim pamiętniku - Już długo przedtem całymi tygodniami nie spałam z trwogi nieopisanej, nieokreślonej, bo ani chwili nie wierzyłam, że choroba ta tak się może zakończyć. Cios ten zastał mnie zupełnie nie przygotowaną. Zachwiał moimi zmysłami. (...) Postanowiłam sama sprowadzić do Lwowa trumnę. (...) Trumnę mi złożyli u Bernardynów w korytarzu, tam, gdzie stacje Męki Pańskiej na ścianach. Każdą sercem przebolałam. Odjęto wieko. (...) Naokoło stali: Filippi z gipsem dla zdjęcia odlewu z ręki, który mieć pragnęłam, Kornel Ujejski, Karol Maszkowski, Oleś Grottger i Karol Młodnicki. Ale gdy się Filippi nachylił, aby zdjąć batyst osłaniający twarz, zabrakło mi sił, nie byłam w stanie popatrzeć. Bezwładna osunęłam się na kolana. Nie widziałam go. Nie zdołałam. Oleś Grottger przyniósł mi po chwili mój pierścionek z opalem. Gdy Filippi robił odlew, pierścionek pozostał w formie. Popatrzyłam i kazałam założyć na powrót. Także listy moje, tak przezeń ukochane, włożył mu Ujejski do trumny. I krzyżyk na piersi ode mnie i bukiet róż.
     Sześć lat po pogrzebie artysty, na Cmentarzu Łyczakowskim, na grobie Grottgera stanął pomnik wykonany przez jego przyjaciela, lwowskiego rzeźbiarza Parysa Filippiego
składający się z kilku rzeźbiarskich elementów, nad którymi dominował posąg kobiety o twarzy przypominającej oblicze Wandy, klęczącej prawym kolanem na wielkim głazie, obok którego przysiadł sokół o rozpostartych skrzydłach, symbolizujący miłość i wierność…
 
    W piątkowy poranek zaraz po śniadaniu zabrałam grupę młodych ludzi z Grodna do Liceum Plastycznego, którego patronem jest ten wybitny artysta, autor słów nic tak nie uczy, nic tak nie kształci jak zamyślenie…
     W przyszłym roku szkoła obchodzić będzie swoje siedemdziesięciolecie. Ciągle jeszcze trwają prace remontowo-konserwatorskie w pałacu, w którym naucza się przedmiotów ogólnokształcących. 



    Zwiedzanie szkoły rozpoczęliśmy od budynku warsztatów. Krótkich lekcji z różnych przedmiotów artystycznych udzielili pracujący tam artyści plastycy.
    Najpierw zajrzeliśmy do Pracowni Graficznej. Marta Muszyńska-Józefowicz, opowiedziała o technikach graficznych
pozwalających na powielanie rysunku na papierze lub tkaninie z uprzednio przygotowanej formy…






    Później weszliśmy do Pracowni Snycerskiej, gdzie Zbigniew Wasiluk, przybliżył  sztukę rzeźbienia w drewnie…
 








     Potem klatką schodową przeszliśmy na piętro budynku warsztatów gdzie znajdowały się  pracownie malarskie i liternictwa, po których oprowadzała Monika Sienkiewicz, zajmująca się w szczególności podstawami projektowania i kompozycją...



















      Z budynku warsztatów poprzez boczną metalową bramę weszliśmy na teren pałacowego parku i stamtąd do Pracowni Rzeźby, do królestwa którym rządzi Małgorzata Niedzielko. W sali, kilka dziewcząt pracowało w glinie lepiąc twarz siedzącej nieruchomo licealistki-modela… Chór Liberamente zaśpiewał jedną ze swoich ulubionych polskich piosenek...
















    Odwiedziliśmy warsztaty tkackie mieszczące się w dawnej koniuszni-wozowni, należącej do zespołu budynków pałacowych Buchholtza. Urszula Nagórna opowiedziała o jednym z najstarszych rzemiosł zajmujących się wytwarzaniem tkanin. Pokazała prace uczniów klas pierwszych, projekty prac dyplomowych i dyplomy…
















    Zajrzeliśmy także na poddasze koniuszni, do pracowni Jana Młyńskiego i Tomasza Modelskiego, informatyków szkolnych, zajmujących się montażem wideo i programami graficznymi…
 




    Niestety tego dnia nie było zajęć z fotografii, ale prace uczniów - pastisze – mogliśmy obejrzeć w sali pałacowej, gdzie odbywają się zajęcia z historii sztuki
 

     Na koniec zajrzeliśmy do dawnego gabinetu Adolfa Buchholtza, saloniku Grottgera i szkolnej biblioteki. W bibliotece, historyk, Anna Sobecka opowiedziała historię pałacu Adolfa Buchholtza, a także podała kilka ciekawostek z życia fabrykanta…










      Ech, zapomniałam o sali języka francuskiego, w której pracuje moja uczennica, Izabela Karczewska-Kiedysz, absolwentka tegoż liceum. Odnalazłam tam jeszcze wiele pozostawionych przeze mnie pomocy dydaktycznych wykonanych przez uczniów…





Supraśl, 15 listopada 2013 roku 

2 komentarze:

  1. bardzo ciekawe miejsce...Liceum Plastyczne naprawde jest godne pokazania, Suprasl pewnie jest dumny z takiego osrodka..no i Ciebie pewnie duma rozpiera...sciskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń