cd Krzysztof Szyszko mieszka w Krasnym, w środku lasu, w
dolinie Pilnicy, mniej więcej w połowie drogi z Supraśla do Ogrodniczek, wzdłuż
której biegnie także urocza ścieżka rowerowa ciągnąca się aż do Białegostoku.
Zarówno Supraślanie, Białostocczanie jak i goście przybywający z różnych stron jeżdżąc tędy rowerami zatrzymują się często na niewielkim mostku i podziwiając krajobraz Rezerwatu Krasne nabierają sił do dalszej jazdy. Niektórzy zbaczają z asfaltowej ścieżki i znikają w świerkowo sosnowym lesie, żeby za chwilę znaleźć się w owianym legendą miejscu, a mianowicie nad Jeziorem Komosa, z niewielką wysepką po środku.
Krzyś mieszka po przeciwnej stronie szosy, naprzeciwko wspomnianego mostku. Jego dom znajduje się tuż nad Pilnicą, która jest jedną z ośmiu głównych rzeczek dopływowych rzeki Supraśl. Ale zanim Pilnica połączy się z wodami Supraśli, wije się leniwie po świerkowo sosnowym lesie, gubi się w zaroślach, zasila sztucznie utworzone Jezioro Komosa, aż wreszcie dopływa do stawów przy szosie, przepływa pod jezdnią do miejsca gdzie niegdyś stał młyn właściciela tych terenów. Widać ją jeszcze z drogi koło domu Krzysia, a potem znowu znika w gęstwinie lasu, tworząc miejscami malownicze bagna.
Do tysiąc siedemset dziewięćdziesiątego szóstego roku Pilnica była granicą dóbr supraskich bazylianów z Hrabstwem Zabłudowskim należącym do Michała Radziwiłła, a droga biegnąca wzdłuż jeziorka nosiła nazwę drogi klasztornej.
Krzyś mieszka w dołku, bo zarówno od strony Supraśla, jak i od strony Ogrodniczek zjeżdża się do niego z leśnych wzgórz. Krzyś często narzeka, na słaby kontakt ze światem, bo przez owe wzgórza traci zasięg z siecią telefonii komórkowej i z internetem.
Ze względu na położenie Krasnego należy pamiętać jadąc samochodem, o zachowaniu szczególnej ostrożności, bowiem nad śliską nawierzchnią, w szczególności jesienią i zimą unosi się mgła i ogranicza widoczność. Ci, którym brakuje wyobraźni, lekceważą ograniczenie prędkości do sześćdziesięciu kilometrów na godzinę i pędzą pod górkę, zarówno w jedną jak i w drugą stronę przekraczając podwójną ciągłą linię, a nawet wyprzedzając na zakręcie. Wypadków, groźnych w skutkach jest tam wiele.
Tuż za domem Krzyś ma dwa oczka wodne zasilane źródełkami i kawałek łąki w większości podmokłej. Nad brzegiem jednego z urokliwych lusterek wodnych wybudował wiatę, do której zaprasza przyjaciół na wspólne biesiadowanie przy ognisku.
W trzech ostatnich postach pisałam o młodych Polakach z Grodna, którzy przyjechali do Supraśla, na zaproszenie Janusza Fidziukiewicza, który zaproponował zespołowi Liberamente nagranie płyty w jego studiu.
Krzyś, który tak jak i ja należy do parafialnego chóru bez nazwy, całym sercem zaangażował się w przyjęcie rodaków zza wschodniej granicy i właśnie u siebie zorganizował ognisko, na które przyjechali także goście z Warszawy z fundacji Kresy w potrzebie - Polacy Polakom.
To co działo się owego listopadowego wieczora widać na zamieszczonych poniżej zdjęciach. Gospodarz jak zawsze pomyślał o wszystkim, wykosił trawę, oświetlił teren, wymościł ławki kocami, ustawił sprzęt do karaoke, przygotował mikrofony, instrumenty, jednym słowem zadbał o to, co mogłoby urozmaicić i umilić wieczór jego gościom.
Żona Krzysztofa, Renata, ugotowała gar przepysznego bigosu, a panie z chóru zapewniły kiełbaski na ognisko, napoje gorące i zimne, upiekły ciasta…, postarały się, żeby nikomu niczego nie zabrakło…
O godzinie siedemnastej nad staw zajechała Kolejka Bajkowa, kolejna atrakcja sobotniego wieczoru, którą zafundował jej właściciel Kazimierz Mróz. Przywiózł spod Bukowiska dzieci, młodzież, dwie panie opiekunki, kierowcę Witalija Brackowa, oraz gości z Warszawy…
Zarówno Supraślanie, Białostocczanie jak i goście przybywający z różnych stron jeżdżąc tędy rowerami zatrzymują się często na niewielkim mostku i podziwiając krajobraz Rezerwatu Krasne nabierają sił do dalszej jazdy. Niektórzy zbaczają z asfaltowej ścieżki i znikają w świerkowo sosnowym lesie, żeby za chwilę znaleźć się w owianym legendą miejscu, a mianowicie nad Jeziorem Komosa, z niewielką wysepką po środku.
Krzyś mieszka po przeciwnej stronie szosy, naprzeciwko wspomnianego mostku. Jego dom znajduje się tuż nad Pilnicą, która jest jedną z ośmiu głównych rzeczek dopływowych rzeki Supraśl. Ale zanim Pilnica połączy się z wodami Supraśli, wije się leniwie po świerkowo sosnowym lesie, gubi się w zaroślach, zasila sztucznie utworzone Jezioro Komosa, aż wreszcie dopływa do stawów przy szosie, przepływa pod jezdnią do miejsca gdzie niegdyś stał młyn właściciela tych terenów. Widać ją jeszcze z drogi koło domu Krzysia, a potem znowu znika w gęstwinie lasu, tworząc miejscami malownicze bagna.
Do tysiąc siedemset dziewięćdziesiątego szóstego roku Pilnica była granicą dóbr supraskich bazylianów z Hrabstwem Zabłudowskim należącym do Michała Radziwiłła, a droga biegnąca wzdłuż jeziorka nosiła nazwę drogi klasztornej.
Krzyś mieszka w dołku, bo zarówno od strony Supraśla, jak i od strony Ogrodniczek zjeżdża się do niego z leśnych wzgórz. Krzyś często narzeka, na słaby kontakt ze światem, bo przez owe wzgórza traci zasięg z siecią telefonii komórkowej i z internetem.
Ze względu na położenie Krasnego należy pamiętać jadąc samochodem, o zachowaniu szczególnej ostrożności, bowiem nad śliską nawierzchnią, w szczególności jesienią i zimą unosi się mgła i ogranicza widoczność. Ci, którym brakuje wyobraźni, lekceważą ograniczenie prędkości do sześćdziesięciu kilometrów na godzinę i pędzą pod górkę, zarówno w jedną jak i w drugą stronę przekraczając podwójną ciągłą linię, a nawet wyprzedzając na zakręcie. Wypadków, groźnych w skutkach jest tam wiele.
Tuż za domem Krzyś ma dwa oczka wodne zasilane źródełkami i kawałek łąki w większości podmokłej. Nad brzegiem jednego z urokliwych lusterek wodnych wybudował wiatę, do której zaprasza przyjaciół na wspólne biesiadowanie przy ognisku.
W trzech ostatnich postach pisałam o młodych Polakach z Grodna, którzy przyjechali do Supraśla, na zaproszenie Janusza Fidziukiewicza, który zaproponował zespołowi Liberamente nagranie płyty w jego studiu.
Krzyś, który tak jak i ja należy do parafialnego chóru bez nazwy, całym sercem zaangażował się w przyjęcie rodaków zza wschodniej granicy i właśnie u siebie zorganizował ognisko, na które przyjechali także goście z Warszawy z fundacji Kresy w potrzebie - Polacy Polakom.
To co działo się owego listopadowego wieczora widać na zamieszczonych poniżej zdjęciach. Gospodarz jak zawsze pomyślał o wszystkim, wykosił trawę, oświetlił teren, wymościł ławki kocami, ustawił sprzęt do karaoke, przygotował mikrofony, instrumenty, jednym słowem zadbał o to, co mogłoby urozmaicić i umilić wieczór jego gościom.
Żona Krzysztofa, Renata, ugotowała gar przepysznego bigosu, a panie z chóru zapewniły kiełbaski na ognisko, napoje gorące i zimne, upiekły ciasta…, postarały się, żeby nikomu niczego nie zabrakło…
O godzinie siedemnastej nad staw zajechała Kolejka Bajkowa, kolejna atrakcja sobotniego wieczoru, którą zafundował jej właściciel Kazimierz Mróz. Przywiózł spod Bukowiska dzieci, młodzież, dwie panie opiekunki, kierowcę Witalija Brackowa, oraz gości z Warszawy…
Najśmieszniejsze były patyki do pieczenia kiełbasek na ognisku. I na te pojedyncze witki i te z rozgałęzieniami na końcu nadziewano po kilka kawałków, które podczas pieczenia ześlizgiwały się w ogień. Śmiechu było przy tym co nie miara, a panie musiały posłać kogoś do Supraśla po kolejną porcję kiełbasy.
Atrakcją nie lada było karaoke. Dziewczynki z Grodna śpiewały czystą polszczyzną znane polskie przeboje posiłkując się tekstami wyświetlanymi na ekranie laptopa… Były także i solowe występy. Gorące hiszpańskie melodie wyśpiewywał prezes fundacji Cezary Andrzej Jurkiewicz…
Działo się, oj działo…
Jak już wcześniej wspomniałam miejsce to owiane jest legendami i żeby nadać
mojej relacji klimatu tajemniczości opowiem jedną z nich.
Niegdyś tereny te należały do rodziny Rybakiewiczów, prawdopodobnie była to rodzina szlachecka. Za przyczyną właściciela tych ziem zbudowano młyn i budynki dla pracowników. Jeden z nich do dzisiaj stoi przy drodze, niszczeje i nie nadaje się do użytku. Krzyś pod dachówkami na strychu znajduje co i rusz jakieś skarby, takie jak list, czy zdjęcia. Te ostatnie po wydobyciu z opakowania rozsypały się i nie dało się uratować żadnego z nich.
Być może na tragicznych losach rodziny oparte są legendy.
Kilkadziesiąt lat temu proboszcz supraskiej parafii ksiądz Stanisław Bójnowski poproszony został o poświęcenie tego miejsca w celu wypędzenia straszącego tam ducha. Czyjego? A no miało tu miejsce samobójstwo poprzez powieszenie…
W Krasnym oprócz doskonale prosperującego młyna, były też i farbiarnie.
To Rybakiewicz pod koniec dziewiętnastego wieku sfinansował przedsięwzięcie utworzenia sztucznego jeziora. Ponoć przy jego kopaniu pracowali żołnierze wojska polskiego.
Po wojnie w okresie wywłaszczeń grunty Rybakiewiczów przeszły na skarb państwa, które później przekazane zostały związkowi wędkarskiemu.
Niegdyś tereny te należały do rodziny Rybakiewiczów, prawdopodobnie była to rodzina szlachecka. Za przyczyną właściciela tych ziem zbudowano młyn i budynki dla pracowników. Jeden z nich do dzisiaj stoi przy drodze, niszczeje i nie nadaje się do użytku. Krzyś pod dachówkami na strychu znajduje co i rusz jakieś skarby, takie jak list, czy zdjęcia. Te ostatnie po wydobyciu z opakowania rozsypały się i nie dało się uratować żadnego z nich.
Być może na tragicznych losach rodziny oparte są legendy.
Kilkadziesiąt lat temu proboszcz supraskiej parafii ksiądz Stanisław Bójnowski poproszony został o poświęcenie tego miejsca w celu wypędzenia straszącego tam ducha. Czyjego? A no miało tu miejsce samobójstwo poprzez powieszenie…
W Krasnym oprócz doskonale prosperującego młyna, były też i farbiarnie.
To Rybakiewicz pod koniec dziewiętnastego wieku sfinansował przedsięwzięcie utworzenia sztucznego jeziora. Ponoć przy jego kopaniu pracowali żołnierze wojska polskiego.
Po wojnie w okresie wywłaszczeń grunty Rybakiewiczów przeszły na skarb państwa, które później przekazane zostały związkowi wędkarskiemu.
Ale, ale…, czas na obiecaną legendę. W czasach kiedy to miejsce tętniło życiem,
gdzieś w tych okolicach swój warsztat posiadał kołodziej, który zajmował się
wyrobem drewnianych wozów, sań, a w szczególności kół. Stelmacha nazywano
Rudobrodym. Rudobrody był silnym, młodym, ale niestety nieśmiałym mężczyzną. W
związku z tym wiódł samotnicze pracowite życie. Powodziło mu się nieźle, dorobił
się własnego domu i kawałka ziemi z sadem.
Przeciwieństwem Rudobrodego był jego brat Zbyszek, który nie stronił od kobiet, lubił wesołe towarzystwo i dobrą zabawę.
Którejś wiosny stelmach ujrzał nad brzegiem jeziora zjawiskową piękność, Helena było jej na imię. Zakochał się w dziewczynie na zabój od pierwszego wejrzenia, ale ponieważ był nieśmiały uczuć swoich do urodziwej panny nie zdradził.
Tej samej wiosny Helena poznała Zbyszka i wkrótce zostali kochankami. Zbyszko chciał pojąć za żonę piękną Helenę, jednak z braku majątku zgody na ślub nie wyraził ojciec dziewczyny. Spotykali się więc potajemnie na wzgórzu porośniętym brzeziną, w miejscu, gdzie zbocze schodzi do Jeziora Komosa.
Spotkaniom tym z ukrycia przyglądał się Rudobrody i cierpiał katusze. Okropne męki trawiły jego ciało i duszę. Chciał nawet targnąć się na swoje życie, żeby ukrócić cierpienia. Kupił sznur konopny, wybrał drzewo nad jeziorem, ale kiedy uświadomił sobie jakie męki piekielne czekają samobójców po śmierci odstąpił od tego zamiaru i postanowił zabić brata.
Pewnej nocy zaczaił się na niego, a kiedy usłyszał kroki zbliżającej się postaci, z rykiem wyskoczył zza drzewa na ścieżkę i kamieniem uderzył ją w głowę. Trzask pękającej czaszki przeszył leśną ciszę, a kiedy księżyc oświetlił postać leżącą u stóp kołodzieja, ten ujrzał twarz ukochanej Heleny.
Od tamtej pory nikt nie widział Rudobrodego, a nad jeziorem w sierpniowe noce przy pełni księżyca słychać na wyspie czasami płacz, czasami rozdzierający krzyk.
Wyspa porośnięta jest krzakami i drzewami, a dostępu do niej bronią gęste zarośla…
Przeciwieństwem Rudobrodego był jego brat Zbyszek, który nie stronił od kobiet, lubił wesołe towarzystwo i dobrą zabawę.
Którejś wiosny stelmach ujrzał nad brzegiem jeziora zjawiskową piękność, Helena było jej na imię. Zakochał się w dziewczynie na zabój od pierwszego wejrzenia, ale ponieważ był nieśmiały uczuć swoich do urodziwej panny nie zdradził.
Tej samej wiosny Helena poznała Zbyszka i wkrótce zostali kochankami. Zbyszko chciał pojąć za żonę piękną Helenę, jednak z braku majątku zgody na ślub nie wyraził ojciec dziewczyny. Spotykali się więc potajemnie na wzgórzu porośniętym brzeziną, w miejscu, gdzie zbocze schodzi do Jeziora Komosa.
Spotkaniom tym z ukrycia przyglądał się Rudobrody i cierpiał katusze. Okropne męki trawiły jego ciało i duszę. Chciał nawet targnąć się na swoje życie, żeby ukrócić cierpienia. Kupił sznur konopny, wybrał drzewo nad jeziorem, ale kiedy uświadomił sobie jakie męki piekielne czekają samobójców po śmierci odstąpił od tego zamiaru i postanowił zabić brata.
Pewnej nocy zaczaił się na niego, a kiedy usłyszał kroki zbliżającej się postaci, z rykiem wyskoczył zza drzewa na ścieżkę i kamieniem uderzył ją w głowę. Trzask pękającej czaszki przeszył leśną ciszę, a kiedy księżyc oświetlił postać leżącą u stóp kołodzieja, ten ujrzał twarz ukochanej Heleny.
Od tamtej pory nikt nie widział Rudobrodego, a nad jeziorem w sierpniowe noce przy pełni księżyca słychać na wyspie czasami płacz, czasami rozdzierający krzyk.
Wyspa porośnięta jest krzakami i drzewami, a dostępu do niej bronią gęste zarośla…
Nad Pilnicą. Przede mną droga klasztorna i Jezioro Komosa |
Czekam na mojego R(udobrodego). W tle owiana legendą wyspa na Jeziorze Komosa. |
Wreszcie dopadł mnie mój R(udobrody) |
Fajne takie ognisko. W sam raz na taką porę roku, rozgrzać się przy ognisku.
OdpowiedzUsuńpięknie opowiadasz :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kielbaski znad ogniska....
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
judyta
Ale macie fajnie...:) sama nabrałam ochoty na takie pogaduchy i legendy przy ognisku...ucałowania!
OdpowiedzUsuńWitaj, Ewuniu :*
OdpowiedzUsuńJestem tu tylko przelotem, więc wybacz za krótki i nie na temat komentarz. Od ponad miesiąca walczę z bloggerem i jego psikusami (tak że sama nie wiem czy to wina moich łączy czy ktoś mi "życzliwy"), stąd jeszcze trochę minie czasu zanim na bieżąco będę zaglądać do znajomków w sieci. Dzięki za pozdrowienia i w ogóle dzięki za całą cierpliwość/wyrozumiałość do mnie. A zdjęcia i zabawa - jak widzę - przednia. :)
Pozdrawiam serdecznie :)) :* (Ćmok)
Problemy z bloggerem mam także. Wydaje mi się, że ciągle portal ten jest udoskonalany, poprawiany, coś się dzieje ze statystyką...
UsuńW długich postach nie łatwo jest utrzymać jako taki ład. Mam problem ze wstawianiem zdjęć. Im jest ich więcej, tym trudniej na przykład zachować takie same odległości między nimi...
Do ustawień zaglądam sporadycznie, bo kiedy chcę coś ulepszyć, poprawić to akurat wychodzi coś zupełnie odwrotnego.
Miło, że wpadłaś do mnie z wizytą.
Pozdrawiam ciepło
Tak jest zawsze, jak admin bawi się w "udoskonalanie" serwisu za plecami użytkowników. Z tego powodu nie chce mieć już nic wspólnego z FB, tymczasem zmiany jakich dokonał także na Google+, widać to gołym okiem, zmierzają do upodobnienia tego serwisu w Twittera. : /
UsuńCo jest niepokojące, ponieważ czytałam regulamin, za jakiś czas może pojawić się oficjalne skracanie "wypowiedzi" użytkowników w postach, poza tym planują Nas cenzurować. Powiedz zresztą sama, czy to uczciwe, zmieniać "zasady użytkowania" w trakcie, kiedy większość użytkowników zakładając konto zgadzało się na zupełnie inne warunki?
A poza tym, ciężko mi się otwiera Google+, przewinięcie strony graniczy z cudem, co by zamieścić jeden post tracę średnio 5 lub więcej minut a jeszcze do tego potrafi mi się skasować wszystko w trakcie zapisywania. :[ Na blogach też edytor tekstu świruje. Wszystko mi podkreśla na czerwono, co chwile pisze "błąd przy zapisywaniu" etc. Jak dla mnie, wygląda to na próbę wykurzenia z Google tych, którzy są "niepoprawni politycznie", bo to potrafi wkurzyć i nie raz mam ochotę skasować blogi za jednym razem. Ale nie! NIe pozbędą się mnie tak łatwo! X,D
I tylko z tego powodu zaniedbuje znajomych. Mam tutaj urwanie głowy a poza tym moje plany - znowu - uległy lekkiej zmianie i wracam na Rozstaje, chwilowo, do stycznia. Potrzebują mnie w domu, dosyć bujania w borowych-chmurach ;D
Ps. A Edi to się na mnie na śmierć obraził, widać Lwy tak mają. Kiedyś zresztą mnie uprzedził, że lwy są pamiętliwe i nie wybaczają. No upsss... ja wybaczam po minucie, widać inni tak nie potrafią. Za to ciężko mi przepraszać za "dobre chęci". A za pisanie prawdy, nawet tej bolesnej, za apelowanie choćby młotem i kowadłem, nie zamierzam. Ty wiesz o co chodzi. Żałuję tylko jednego, że tak późno pojęłam, że aby kogoś ratować, wpierw on musi tego chcieć. Ale cóż... Edi już zakomunikował mi stanowczo. Przyjęłam, zakodowałam, mea culpa: "Wiedza to nie Mądrość". Tylko kto powiedział, że ja posiadłam jakąś Mądrość? XD Oooo Upsss, to On nazywał mnie na wyrost Mądrą Kobietą. Hahahaha! ;D Ależ to życie się plecie. I dlatego nie lubię pochlebstw, one spadają z nieba za darmo tylko do czasu, aż nadepniemy komuś na odcisk. Pozdrawiam i dozo next time. ;) :*
Opowiedzieć taką legendę przy ognisku w środku lasu i w ciemnościach,to każdy szelest będzie podejrzany.Pełna tajemniczości.
OdpowiedzUsuńOkazuje się że nie tylko ja mam problem z pisaniem postów i zdjęciami na bloggerze.Myślałam że to wina przeciążenia łączy gdy w weekend wszyscy przy kompach.
Ech, namęczyłam się i straciłam dużo czasu na zamieszczenie ostatniego posta, poświęconego mojemu kościołowi parafialnemu.
UsuńW tekście robiły się "dziury", zdjęcia wskakiwały gdzie chciały. Po prostu koszmar!
Pozdrawiam serdecznie