piątek, 24 stycznia 2014

Katania i jej sławni mieszkańcy


    Kiedy o godzinie szesnastej dotarłam do Katanii byłam już bardzo zmęczona. Opadłam z sił po wielogodzinnym zwiedzaniu Syrakuz i Noto, a przede mną była jeszcze podróż do Taorminy, w której wcześniej spędziłam dwa dni. Na szczęście odległości miedzy miastami są niewielkie i przejazd z jednego do drugiego trwa krótko.

   
Zaparkowaliśmy w pobliżu stacji kolejowej, obok jednego z dwóch najstarszych ogrodów w mieście i jednego z czterech głównych, któremu nadano nazwę Giardino Pacini, na cześć słynnego kompozytora operowego Giovanniego Pacini, urodzonego w Katanii.
    W ogrodzie o tej porze było dość tłoczno, być może ze względu na kończącą się sjestę i czas popołudniowych spotkań. Moją uwagę zwrócił wianuszek starszych panów, jak mi się wydawało w przewadze emerytów,  skupionych wokół kilku mężczyzn, siedzących na białych plastikowych krzesłach. Nie miałam odwagi poprzez męskie ramiona zajrzeć do środka. Podejrzewałam, że grali w karty. Rozejrzałam się po parku, który niegdyś zajmował większy obszar. Przychodziły tu praczki i rozkładały się z praniem wzdłuż wybrzeża. Teren ten, poza murami miasta, postanowiono zagospodarować w tysiąc osiemset pięćdziesiątym dziewiątym roku, kiedy rozpoczął się okres jednoczenia Włoch, tak zwany Risorgimento. Siedem lat później spory kawałek zieleni zabrano pod budowę wiaduktu dla słynnej linii kolejowej z Syrakuz do Katanii, realizowanej przez Spółkę Vittorio Emanuele.
    Kiedy o tym piszę za moimi oknami siarczysty ponad dwudziestostopniowy mróz, a w cieniu starego wiaduktu kolejowego biegnącego wzdłuż ulicy Via Cardinale Dusmet  zebrały się kolejne wianuszki mężczyzn. Ponoć od samego początku ogród przyciągał starszych ludzi, którzy jak się o nich mówi przychodzili tu poziewać.
    Na chwilę i ja przysiadam pomiędzy dużym kamiennym okręgiem fontanny, a posągiem jednego z imperatorów rzymskich skróconych o głowę.
    Towarzyszą mi Joanna i Alina, Grzegorz zaś zabrał mi aparat i tym samym uwolnił od półtorakilogramowego ciężaru dyndającego na szyi przez wiele godzin.
 




     Zostawiamy przyjemny chłód Giardino Pacini, przechodzimy pod jednym z łuków wiaduktu i oto na wprost ukazuje się nam brama miejska Porta Uzeda z tysiąc sześćset dziewięćdziesiątego szóstego roku, łącząca dzielnicę portową z ulicą Via Etna, na początku której znajduje Piazza del Duomo ze wspaniałą barokową katedrą.
    Plac powstał po trzęsieniu ziemi jakie nawiedziło Sycylię w tysiąc sześćset dziewięćdziesiątym trzecim roku na miejscu wcześniejszego średniowiecznego placu i został wybrany na siedzibę władz miejskich i duchownych.
    W jego centrum zaskakuje Fontanna Słonia - Fontana dell'Elefante, dzieło architekta Giovanni Battisty Vaccariniego, z tysiąc siedemset trzydziestego szóstego roku, który do jej budowy użył elementów pochodzących z różnych stron świata. Reprezentuje ona trzy cywilizacje: punicką, egipską i chrześcijańską.
    Wykonany z czarnej lawy słoń z okresu rzymskiego jest symbolem pokonania Kartagińczyków, którzy jak pamiętamy z historii próbowali podbić miasto na grzbietach tych zwierząt. Po serii zwycięstw pod wodzą bezwzględnego i słynącego z okrucieństwa Kartagińczyka Hannibala, Rzymianie zwykli mówić
Hannibal ante portas, co oznacza Hannibal u bram, które do tej pory jest używane jako ostrzeżenie przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.



    Katedra, poświęcona świętej Agacie, zbudowana za czasów panowania Rogera d'Alatavilli pod koniec jedenastego wieku na rzymskich ruinach Term Achillesa, zrujnowana po wspomnianym wyżej trzęsieniu ziemi, została ponownie odbudowana.
 


    Projekt  barokowej fasady i dwóch porządków kolumn zrealizował Giovanni Battista Vaccarini. Trzy nawy oddzielone są pilastrami.


         W transepcie po prawej stronie znajdują się: marmurowy portal Giandomenico Mazzoli z połowy szesnastego wieku z czternastoma reliefami przedstawiającymi sceny z życia Dziewicy, wejście do Kaplicy Madonny z grobowcem Konstancji Aragońskiej, żony Fryderyka III oraz sarkofag rzymski z trzeciego wieku pochodzący z Azji Mniejszej, mieszczący szczątki królów aragońskich rezydujących w Katanii, a także szczątki tak bardzo cenionego biskupa i kardynała Dusmet.
       W apsydzie po prawej stronie znajduje się oddzielona marmurowym portalem kaplica poświęcona świętej Agacie, z jej relikwiami i skarbcem otwieranym w dniu patronki miasta. Relikwie, które zawsze budzą we mnie mieszane uczucia, w dzień uroczystości Świętej  niesione są w specjalnej wykonanej ze srebra konstrukcji nazywanej La Vara.  Wspomnę o srebrnym popiersiu Męczennicy, gotyckiej szkatule wykonanej w pierwszej połowie szesnastego wieku, a zaprojektowanej osiemdziesiąt lat wcześniej i kilku innych relikwiarzach mieszczących jej szczątki: głowę, tułów, kości udowe, nogi, ramiona, piersi i cudowny welon, o którym za chwilę.
 



      W apsydzie po lewej stronie znajduje się Kaplica Najświętszego Sakramentu, zaś w transepcie marmurowy portal  Giandomenico Mazzoli ze scenami Pasji przy wejściu do Kaplicy Krzyża, która zajmuje jedną z bocznych wież normańskich.
    Po lewej stronie transeptu jest wejście do zakrystii. Warto tam zajrzeć i przyjrzeć się freskowi przedstawiającemu erupcję Etny.
 


    Ten ciągle aktywny wulkan, nie raz wprawiał w przerażenie mieszkańców nie tylko Katanii. W rok po śmierci Agaty, haniebnie torturowanej, wrzuconej na rozżarzone węgle, a później pochowanej poza miastem, wybuchł ponownie. Wtedy to, według przekazu, Katańczycy wyszli naprzeciw płynącej lawie z welonem Męczennicy. Cud powstrzymania żywiołu przypisano jej wstawiennictwu.
    Jak dawniej, tak i dziś mieszkańcy modlą się do swoich patronów o ochronę ich domostw, kontynuując tradycję noszenia relikwii i figur świętych w uroczystych procesjach. Każde miasteczko ma swojego świętego walczącego po jego stronie z Etną i tak na przykład mieszkańcy Fornazzo pokładają szczególną wiarę w Najświętsze Serce Jezusa, Nicolosi pomaga święty Antoni, Katanię chroni oczywiście święta Agata i jej welon, który ma moc zatrzymywania lawy.
    Po prawej stronie przy drugim pilastrze znajduje się grób Vincenza Belliniego, jednego z najważniejszych reformatorów opery, urodzonego w Katanii, który podobnie jak większość włoskich kompozytorów przez większą część życia przebywał w Neapolu, gdzie studiował kompozycję w tamtejszych słynnych konserwatoriach.  Pod koniec swojego krótkiego życia  (przeżył zaledwie trzydzieści cztery lata) przeniósł się do Paryża, gdzie zaprzyjaźnił się z Fryderykiem Chopinem i tam też zmarł. Ostatecznie pochowano go w Katedrze świętej Agaty.
 



    Przebywanie we wnętrzu świątyni poprawiło mi nieco kondycję, odzyskałam siły i przystałam na propozycję Grzegorza dalszego zwiedzania miasta. Czasu mieliśmy nie wiele. Grzegorz przejął mój aparat fotograficzny i od tej pory on robił zdjęcia. Przebiliśmy się przez Via Vittorio Emanuele, do której przylegał dłuższy bok katedry i najbardziej elegancką ulicą Via Etna pomaszerowaliśmy w stronę Ogrodu Botanicznego Villa Bellini.
    Po drodze zatrzymaliśmy się na chwilę na Placu Uniwersyteckim z barokowym Pałacem San Giuliano, wzniesionym w pierwszej połowie osiemnastego wieku, na którym uwagę zwracały cztery okazałe latarnie z brązu, z alegoriami starożytnych legend katańskich, dłuta słynnego rzeźbiarza włoskiego Mimì Marii Lazzaro. Grzegorz nie przepada za barokiem więc nie zachwycał się zbytnio mijaną w tym samym stylu fasadą Kolegiaty NMP  Wspomożycielki i Kościoła świętego Michała Archanioła.
 





    Wkrótce dotarliśmy do obszernego Piazza Stesicoro, na którym po prawej stronie stał ogromny pomnik z figurą siedzącego Vincenzo Belliniego i czterema innymi postaciami, dwiema kobiecymi i dwiema męskimi umieszczonymi na niższym poziomie wokół siedziska  kompozytora.
    Na przeciwko po drugiej stronie Via Etna przecinającej plac, dziesięć metrów poniżej  poziomu ulicy, znajdował się rzymski amfiteatr  z drugiego wieku, z ogromną areną otoczoną trzydziestoma dwoma rzędami wykonanymi ze skały wulkanicznej. Jak się okazało fundamenty amfiteatru sięgają poza Plac Stesicoro.   


    Warto było chociaż na krótko przyjść do Giardino Bellini.
    Niegdyś, ogród ten zwany Labiryntem znajdował się poza murami miasta na terenach należących do księcia Biscari Ignazio Paternò Castello, włoskiego archeologa i mecenasa sztuki. W styczniu tysiąc osiemset osiemdziesiątego trzeciego roku otwarto go dla publiczności.
     Dziś należy do zabytkowej części miasta i zajmuje powierzchnię siedemdziesięciu dwóch tysięcy metrów kwadratowych.
    Do ogrodu weszliśmy od strony Via Etna schodami otoczonymi klombami, prowadzącymi na szeroki plac - wiadukt przerzucony nad ulicą Via Sant'Euplio, a stamtąd na wzgórze z żelaznym kioskiem, stanowiącym urocze zielone tło dla ogromnej fontanny, za którą znajdował się zegar i kalendarz wykonany z różnego rodzaju roślin z aktualną datą. W parku, w alei sławnych Katańczyków stało dwanaście posągów.
    Wiele gatunków roślin i zbiorników wodnych dawało schronienie ptakom.  Wśród zieleni w ustronnych miejscach odpoczywali okoliczni mieszkańcy i turyści.
    Po zażyciu zielonej pigułki odzyskałam siły na dobre, ale nie chciało mi się wracać na parking w okolice Giardino Pacini.
    Miasto, które na początku wydało mi się ponure, ze względu na czarny budulec, teraz opuszczałam niechętnie.
 





    Późnym wieczorem, po kolacji wybraliśmy się jeszcze do centrum Taorminy.  Ze wzgórza Tauro zeszliśmy ścieżką zwaną passione strada, która liczy sobie około sześciuset stopni... Liczyliśmy je z Grzegorzem schodząc w dół na Piazza IX Aprile.





















Posty o Sycylii:
Wulkaniczne wyspy Morza Tyrreńskiego
Ponad Czasem i przestrzenią
Urzekła mnie Taormina
Sycylia - Erice
Etna, gorące serce Sycylii
Palermo 
Katedra w Monreale 
Syrakuzy - Park Archeologiczny Neàpol
Syrakuzy - Ortygia 
Noto
Katania
Kanion Alcantary 

15 komentarzy:

  1. odwiedzasz same interesujące miejsca!
    ps. dobrze Ci w czerwieni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, dziękuję za komplement.
      A Katania? No cóż byłam tam za krótko!
      Warto się tam zatrzymać na dłużej, bo jest co zwiedzać. Polecam tym, którzy kochają barok.
      Buziaki :)

      Usuń
  2. Katania to cud natury! Zdjęcia "majstrsztyk" Jesteś świetną kobietą,wiesz czego chcesz ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, dziękuję za miły komentarz i zapraszam.
      Uściski :)

      Usuń
  3. Jak zawsze wyglądasz przecudnie w tej czerwieni... Nie każdej kobiecie pasuje czerwień, ty wyglądasz w niej zjawiskowo, co zresztą zauważam nie pierwszy raz. Fajnie by było z plecakiem na plecach tak sobie pozwiedzać. Ja szykuję wycieczkę do Angkor Wat, ale nie wcześniej niż na przełomie marca i kwietnia, bo grafik Emu napięty. Ech... ;D

    Raz jeszcze buziaki za wspaniałą podróż przez słowo i obraz. :*** :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kupiłam tę sukienkę i identyczną czarna na wyprzedażach w Paryżu jakieś trzynaście lat temu. Wtedy u nas jeszcze nie było tych wszystkich butików co teraz. Pojechałam tam z przyjaciółką i naszymi dziećmi, oczywiście z pustymi walizkami. To był istny szał zakupów. Ja zmieściłam się w swoje walizki, a przyjaciółka musiała jedną dokupić i dopożyczyć kasy. Pamiętam też, że najcięższą z nich zawiozłyśmy w przeddzień wyjazdu, do biura podróży, które mieściło się niedaleko Placu Concorde, skąd następnego dnia odjeżdżał autobus do Polski. A wtedy jak wiesz samoloty były bardzo drogie i rzadziej się nimi latało niż obecnie. Nasze wyjazdy z dzieciakami wspominam najlepiej, bo prawie zawsze zachowywałyśmy się tak jak one. Atrakcje Disneylandu wszystkie zaliczyłyśmy i to nie jeden raz. Byłyśmy tam także w pełnym składzie rodzinnym, czyli z mężami. Któregoś razu pojechałyśmy tam, po poważnym wypadku mojej przyjaciółki, a mianowicie po pęknięciu podstawy czaszki. To jest pędziwiatr nie kobieta, spadła ze schodów. Pamiętam jak po rollercoasterze powiedziała, ależ mnie sponiewierało...

      Angkor Wat, Twoje marzenie wkrótce się spełni.
      To także moje marzenie..

      Buziaki :)

      Usuń
    2. Życzę ci zatem, byś je spełniła... ja też nie mówię "hop siup" na zapas, bo życie różnie się plecie. Mam nadzieję, że twoja przyjaciółka nie cierpi na migreny. Ja w swoim życiu zaliczyłam niejeden upadek, ale chociaż raz miałam wstrząśnienie mózgu i do dzisiaj nie pamiętam nic z tamtego wypadku, nigdy nie zwichnęłam nawet kostki, nie mówiąc o żadnym złamaniu. Odpukać... ;D

      Pozdrawiam cieplutko, właśnie obżeram się pączkami, bo mi jedna taka zrobiła smaka ;)) :****

      Usuń
    3. W nieco późniejszym wieku kości są już znacznie słabsze.
      A z tą migreną, o której wspomniałaś, to niedawno taką owa przyjaciółka przeżyła, ale na szczęście jest lekarzem i szybko znalazła jej przyczynę.
      Buziaki :)

      Usuń
    4. Najczęstsza przyczyna migreny, to albo: silny uraz w okolicach głowy, albo życie w chronicznym stresie. Ja przeżyłam jedno i drugie. Lata zamartwiania się (wciąż zresztą zaprzątam sobie głowę sprawami świata, na które i tak nie mam wpływu), odcisnęły swoje piętno. Trzeba jednak unikać: 4xC (coffee, cheeses, chocolat, citruses = a więc zrezygnować z kawy, żółtych serów, czekolady i cytrusów). Na mnie najgorzej działają żółte sery i cytrusy, nie jadam ich wcale. Z kawy zrezygnować nie potrafię, ale dopóki nie łączę jej np. z czekoladą, którą zdarza mi się zjeść, wszystko jest ok.

      Pozdrawiam cieplutko :)) :***

      Usuń
  4. Ale mnie rozgrzałaś tym postem dzięki niemu się rozmarzyłam i wróciłam myślami do moich wakacji we Włoszech ;-) A za oknem u mnie zima i śnieg a myślałam już ,że bez tej zimy się obejdzie i od razu nadejdzie wiosna ...
    Pozdrawiam serdecznie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też myślałam podobnie jak Ty i nawet się cieszyłam, że opału mniej zużyję na ogrzanie domu, a teraz w piecu huczy, bo i ciąg dobry w kominie jak mróz jest.

      Żeby nie wspomnienie lata to i duszy nie byłoby czym ogrzać.
      Buziaki :)

      Usuń
  5. Jakos na Sycylie mnie nie ciagnelo. ale chyba warta jest zwiedzenia...katedra barokowa, mimo ze przeladowana jak to w baroku, ale w pieknej i lagodnej dla oka kolorystyce..zadbane miasto, kusisz ta Sycylia! Sciskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warta, warta, jedyna w swoim rodzaju.
      Buziaki :)

      Usuń
  6. Może dlatego, że jeszcze tak niedawno tam byłam, wydaje mi się, że spacerowałam tam razem z tobą przechodząc tymi samymi ulicami, przystawałam na tych placach, odpoczywałam w parku... ach, miło powspominać ciekawe podróże i chyba pora zaplanować następne. Ostatno chodzi mi po głowie Alghero (Sardynia), byłam tam ładnych parę lat temu i bardzo krótko, a warto odświeżyć te wspomnienia... Wielka buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielka buźka za wielką buźkę!
      O Sardynii trochę czytałam i obejrzałam wiele zdjęć.
      Też mi się podoba i pewnie kiedyś też tam pojadę.
      Są miejsca, do których chce się wracać aż się serce rwie, a tu jeszcze tyle do odkrycia!

      Usuń