poniedziałek, 3 lutego 2014

Morsy, Foczki, łabędzie, kaczki..., na plaży w Supraślu


    - Co dzisiaj robiłaś? - Usłyszałam głos męża w słuchawce telefonu?
    - Większość dnia spędziłam na plaży. - Odpowiedziałam.
    - Na plaży? - Zapytał z niedowierzaniem i wybuchnął śmiechem.
    - Tak, tak na plaży...
    I nic w tym nie byłoby dziwnego, żeby nie pora roku, środek mroźnej zimy.
    Co prawda nie zażywałam kąpieli, ale przyglądałam się jak inni to robią.
    W pierwszy dzień lutego słońce mocno grzało od samego rana, co wprawiło mnie w doskonały nastrój, bo właśnie tego dnia planowałam skorzystać z zaproszenia  moich znajomych Morsów i zrobić kilka zdjęć z ich kolejnej zimowej kąpieli, tym razem na plaży w Supraślu. 
   
Około pół godziny przed południem zaparkowałam samochód na parkingu przed Zajmą. Stało tam już kilkanaście pojazdów, ale plaża nad zalewem była pusta. Cały zalew pokrywała gruba warstwa lodu. Na środku, na plastikowych wiaderkach siedziało pięciu rybaków, a trzy osoby szły w ich kierunku. Zauważyłam, że jedna z nich uzbrojona jest w profesjonalną kamerę. Domyśliłam się, że są z TVP Białystok, jako że tego dnia na Bulwarach Wołkowa oprócz pokazów Morsów, miały się odbyć zawody w biathlonie, snowboardzie i skiringu. Przewidziano ognisko, gry, zabawy dla dzieci i dorosłych oraz kulig.
    III SupraSki  Festiwal rozpoczął się we czwartek trzydziestego stycznia i zakończyć się miał drugiego lutego w niedzielę.
 








    Zeszłam z mostu wydeptaną przez rybaków ścieżką i poszłam w kierunku jazu. Podziwiałam na piasku przeróżne formy, utworzone przez silny północno wschodni wiatr, który zmiatał z nabrzeża sypki śnieg ukazując fantastycznie pofałdowaną ziemię.  


     Przy jazie stało kilka aut i oczywiście pasjonaci zimowych kąpieli. Schodziło się też coraz więcej mieszkańców miasteczka i gości spoza Supraśla.
    Za jazem przez kilkanaście metrów woda płynęła wartko, po czym znowu napotykała na przeszkodę coś w rodzaju lodowej kładki spinającej dwa brzegi.
W ciemnogranatowej topieli pluskały się łabędzie. 










     W oczekiwaniu na wejście do wody rozmawiałam z kilkoma osobami. Dowiedziałam się, że Podlaski Klub Morsów usankcjonował swoją działalność w lipcu dwa tysiące szóstego roku, a pierwsze kąpiele zaczęły się już cztery lata wcześniej i że z kilku amatorów zimowego pływania, klub urósł do około stu siedemdziesięciu Morsów i Foczek.  







    Dla ciekawości podam, że inicjatorem tego przedsięwzięcia był Supraślanin Krzysztof Kwasiborski. Foczka Irena Kwasiborska zdradziła mi, że zdarza się im przyjechać na plażę w samych tylko szlafrokach, bo dla niej największym problemem jest przebieranie się po wyjściu z wody. Pozwoliła mi dotknąć swojego zaczerwienionego nieco uda. Było zimne, ale ona zachowywała się tak jakby to była pełnia lata. Żadnych drgawek ani żadnego szczękania zębami.
    Omal nie uległam psychozie pod wpływem grupy Morsów i o mało nie weszłam z nimi do wody. I kiedy z wypiekami na twarzy myślałam:
a czemu by tak nie spróbować, usłyszałam za plecami:  
    - Co panią powstrzymuje?
    - Ten lodowaty,  przenikliwy wiatr. - Odpowiedziałam i odwróciłam się w stronę pytającego.
    Obok mnie stał dziennikarz białostockiej telewizji, który zdążył mi już zadać kolejne pytanie... Uśmiechnęłam się w stronę obiektywu kamery...
 

    Ech..., jak to trzeba zważać na słowa. Rozmawiając z Morsami w przypływie entuzjazmu zapytałam, czy przyjmą mnie na członka, a panowie na to, że na członka nie ale do klubu tak. No i masz babo placek, nawet się nie zaróżowiłam.
    Nikomu lodowaty wiatr nie przeszkadzał, humory dopisywały, uśmiechy zdobiły twarze, wszyscy rozgrzewali się przed zanurzeniem w wodzie, panowie napinali mięśnie tarzając się w śniegu, wciągali brzuszki przed obiektywem aparatu fotograficznego, uchylali poły szlafroka...
    No i niech mi ktoś powie, że nie jest to dobry sposób na życie? 



































    Po pokazach Morsów i wyczynach Foczek obejrzałam biegi narciarskie  połączone ze strzelaniem z łuku a także przygotowania do snowboardowego show. 












Wracając na parking uległam urokowi stada kaczek, które to sfruwały na wartki nurt za jazem, albo wzbijały się w powietrze. 












 I jeszcze cztery zdjęcia - schwytana jestem w kadr przez Martę Żynel.







Supraśl, 1 lutego 2014 roku

21 komentarzy:

  1. Piekny ten twoj Suprasl!!! ciagle cos sie dzieje...labedzie, woda, kaczki, szuwary, niebo niebieskie i morsy z foczkami w rekawiczkach...nagie cialo i rekawiczki!!!Ciekawa jestem, czy zdobedziesz sie na odwage i zanurzysz w lodowatej wodzie, moim najwiekszym w tym wzgledzie osiagnieciem byla kapiel w wodzie o 5 stopniach Celsjusza na wysokosci 2800mnpm, na gorze stolowej (tepuy) Roraima na Gran Sabana w 2002 roku. Jakis Francuz ktory tez sie tam wdrapal bezpardonowo mnie zapytal " Are you crazy?"
    Pozdrawiam serdecznie cala pogryziona przez kleszcze wenezuelskie, wlazlam w jakies zielska za ptaszkami i teraz cierpie okrutnie...cale szczescie ze kleszcze wenezuelskie nie sa zainfektowane.
    borelioza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięć stopni to taki sam wyczyn jak wejście zimą do lodowatej wody. Niestety takiego doświadczenia nie mam, ale czasami o tym myślę. Nie tak dawno temu spotkałam moją byłą uczennicę na plaży Pólka. Od jakiegoś czasu wspólnie z mężem zażywają zimowych kąpieli i należą do tych, którym uśmiech nie znika z twarzy. Myślałam nawet, żeby najpierw spróbować zanurzyć stopy po rozgrzewającym trzykilometrowym marszu, ale nigdy nie mam ze sobą ręcznika :)
      Wspominając Ciebie zawsze próbuję Cię zlokalizować w wyobraźni. Tym razem też się nie myliłam..., już jesteś na swoich tajemnych ścieżkach wśród ptaków i kleszczy...
      Uściski i buziaki

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. A wiesz Oleńko, że dzisiaj jak zwykle poszłam na spacer z psem, lasem, jedną z moich tras około sześciu kilometrów w obie strony i wyobraź sobie dochodzę do plaży na Pólku a tam znajome małżeństwo Morsów właśnie się kąpie w prostokątnej wyciętej piłą w grubym lodzie przerębli. Mają pewnie nie więcej niż po czterdzieści lat i od lat dwunastu zażywają raz czasami dwa razy w tygodniu lodowatych kąpieli. Wyglądają oboje wspaniale i ciekawie opowiadają o swoich poczynaniach... Naprawdę zastanawiam się nad próbą wejścia do wody. Dzisiaj nie było wiatru, posiedziałam w słońcu około pół godziny. Piękna zima!
      Buziaczki i zdrowia życzę :)

      Usuń
  3. Zawsze ciekawiło mnie, czy taki "mors" to stopniowo przyzwyczajał się do tej zimnej wody, czy też zastosował metodę uderzeniową? Raz zdarzyło mi się nad naszym polskim morzem zażyć kąpieli gdy woda miała temp. ok. 14stop. i bardzo niemile to wspominam...
    A określenie "foczka" kompletnie mnie powaliło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wchodzą do wody bez zbędnych ceregieli, po rozgrzewce.
      Wyobraź sobie minusową temperaturę powietrza i plus jeden, a może odrobinę więcej w wodzie. To zupełnie inne wrażenia niż kiedy temperatura powietrza jest wyższa od temperatury wody. Wszystko dzieje się w głowie.

      Nie wiedziałam jak określić Morsa rodzaju żeńskiego. Przyznam, że zajrzałam do Podlaskiego Klubu Morsów i stamtąd zaczerpnęłam określenie.

      A tak na dokładkę, żeby Ci jeszcze dołożyć, coby Cię zupełnie z nóg zwaliło to powiem że się stęskniłam za Twoim komentarzem.
      Dziękuję i uściski przesyłam :)

      Szarlotka w piekarniku już się upiekła, więc pędzę na spacer z psem. Świeci słońce!!!

      Usuń
  4. Ewo! Szarlotką to mi nie zaimponujesz- sam gdy się zbiorę w sobie, to też potrafię upiec. Nawet ostatnio- zaraz to było w... grudniu? A właściwie, to co to za pomysł aby tak we wtorek piec szarlotkę?

    Kompletnie zwaliło by mnie z nóg, gdybyś ogłosiła, że przymierzasz się do zostania "foczką". To byłoby coś! Miałabyś we mnie wiernego kibica.

    Ściskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szarlotkę zaprosiłam dzisiaj parę przyjaciół. Karnawał przecież i ferie w Podlaskim.

      Mężczyźni potrafią zaskakiwać umiejętnościami kulinarnymi, w to nie wątpię, jednak wiem na pewno, że nasze szarlotki różnią się smakiem.

      Nigdy nie mówię nigdy i kto wie, czy nie wejdę do wody zimą. Czy będziesz wtedy stał na brzegu...?
      Serdeczne uściski odwzajemnione

      Usuń
    2. W sprawie "morsowania" jak to dowcipnie określiłaś, poglądy mam podobne do Barbary Silver (ale tylko w tym względzie, o ile zdążyłem się zorientować).
      Z brzegu natomiast chętnie Ci pokibicuję, jeśli zdecydujesz się na takie szaleństwo...

      Czy byłaś kiedyś w kriokomorze? Może to być dość podobne odczucie...

      Ściskam mocno

      Usuń
    3. Właśnie zasiadłam do obiadu, a tu niespodzianka. Luty w Supraślu jest przecudny, taki jak lubię, słoneczny z niewielkim mrozem.

      W wielu sprawach nie zabieram głosu bo nie mam doświadczenia.
      W kriokomorze nie byłam, ale tarzałam się w śniegu i owszem w stroju kąpielowym i to nie raz i nie dwa. Tylko, że to się działo w gorących źródłach, po wyjściu z gorącej wody. Podobało mi się.
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  5. Piękne te łabędzie, kaczki i konik... Ale od patrzenia na tych golasów wskakujących do lodowatej wody, aż mnie skręca. Wybacz, ale takiego hobby nie pojmuję wcale. Niech sobie ludzie gaworzą, ile wlezie, ja koffam ciepło i wolę się topić jak lody, niż zamienić się w bryłę lodu. ;D
    Ps. A widziałaś tego idiotę, co to skakał po krze aż się pod nim zarwała? Pokazują go nawet tutaj, jako przykład euro-wschodniej... że się tak wyrażę "pomysłowości".

    Pozdrawiam i ściskam gorąco :) :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym "morsowaniu" jest skoro z roku na rok Morsów przybywa. Znam też sporo osób niezrzeszonych w klubach, które preferują nie nagłaśniane wejścia do wody.
      Widocznie nasz klimat tak miesza ludziom w głowach, że plażują nie tylko latem...

      A tego idioty nie widziałam, bo jak wiesz nie mam dostępu do wszystkich mediów.

      Buziaki :)))*

      Usuń
    2. Masz zatem szczęście, że nie musiałaś ... po raz kolejny ... wstydzić się za rodaków. A co do Morsów, taktownie powiem, że ja jestem "ciepłokrwista" i wyznaję też zasadę, że jak nie trzeba, to nie wystawia się organizmu na żadne ekstrema. ;D

      Pozdrawiam serdecznie. Buziaki :***

      Usuń
  6. Ewo, jeszcze jeden powód, żeby Cię podziwiać. Nawet, jeśli w końcu nie wejdziesz do tej zimnej wody. Ja do tego stopnia nie lubię zimna, że nawet na zimowy spacer bardzo rzadko daję się namówić, na nartach też nie jeżdżę. A jeśli tylko mogę, uciekam tam, gdzie cieplej.

    PS. Dostałaś maila? Zamieściłam już pierwsze relacje z Cypru.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj po powrocie z Cypru.
      Już byłam u Ciebie z wizytą, obejrzałam zdjęcia, poczytałam... i tak ciepło mi się zrobiło na sercu, bo po raz kolejny spacerowałam z Tobą po miejscach dobrze mi znanych i opisywanych przeze mnie także..., nawet w deszczu wyspa ma swój niepowtarzalny urok...

      Dziękuję za maila i szczegóły. Dzisiaj miałam leniwy poranek po wczorajszej wizycie u przyjaciół i wspólnym oglądaniu "Igrzysk śmierci".
      Kiedy rano pomyślałam, że pora CI odpisać, Ty zdążyłaś mi już wysłać swój komentarz.
      Wpisuję Twojego bloga do "Co słychać u innych"

      Ściskam serdecznie i czekam na kolejne wpisy z mojej ulubionej wyspy.

      Usuń
  7. Morsem kilka razy byłem w życiu, da się wytrzymać nawet przy większych mrozach. Zimno :) Zatęskniłem do Twoich słonecznych zdjęć, ale Supraśl jak zawsze piękny pod każdą postacią. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym roku zima na Podlasiu jest piękna. Wspaniała pogoda zachęca do spacerów i uprawiania sportów zimowych.
      Poznałam Morsów, którzy kąpią się w niewielkich grupkach, a nawet w parach. To ma ogromny urok, bo wejście do wody jest powiedziałabym bardziej intymne, nienagłośnione i nie na pokaz. Rozmawiałam z nimi już kilka razy i coraz bardziej ich podziwiam.
      Ściskam serdecznie i gratuluję Ci Twoich zanurzeń. Z tego co ostatnio przeczytałam na Twoim blogu to jesteś wielce zahartowanym mężczyzna.

      Usuń
  8. Serdeczności, Ewo, też z plaży, choć nieco cieplejszej :)

    Genialne jest ludzkie ciało, gdy zgodnie podąża za umysłem,
    bo wszystko zaczyna się w głowie.

    A kaczki i łabędzie... achh!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże się cieszę z odwiedzin mojej ulubionej poetki i dziękuję Ci za piękny komentarz.
      Dzisiaj podróżowałam wirtualnie po plażach Cypru. Już za jeden tysiąc złotych można tam teraz polecieć aż na siedem dni...

      Ciągle trzymam w zanadrzu jeden z Twoich wierszy... i zastanawiam się nad wyborem zdjęć...

      Buziaki :)

      Usuń
    2. Zatem bardzo jestem ciekawa wyboru zarówno wiersza,
      jak i oprawy. Również z tego względu, że zwykle sama dobieram
      zdjęcia do swoich wierszy, więc Twój wybór to będzie dla mnie
      całkiem nowe doświadczenie :)

      Usuń
    3. Czytam wszystkie Twoje wiersze i wszystkie mi się podobają.
      Na swoje zdjęcia i może komentarz czeka "Wie, że i tak..."
      Buziaki :)

      Usuń