czwartek, 20 lutego 2014

Wyjazd nad Atlantyk, na camping w Saint-Jean-de-Monts

    cd To były moje kolejne wakacje z Ewą i naszymi synami Florianem i Wojciechem. Tym razem mieliśmy pojechać na zachód Francji do Saint-Jean-de-Monts i zatrzymać się w jednym z wielu campingów rozsianych wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego w departamencie Vendée, należącym do regionu Pays de la Loire.  
    Wakacje zapowiadały się ciekawie. Tę część Francji znałam tylko z przewodników i podręczników do nauki języka francuskiego obejmujących dział kultury i cywilizacji francuskiej, a także z podręczników historii i historii sztuki.
    Ewa zaplanowała kilka fascynujących wycieczek, które najbardziej mnie intrygowały, a poza tym byłam ciekawa owego campingu, na którym ona  spędzała kilkanaście dni w ciągu roku. Ci co mnie znają, wiedzą, że nie lubię plażowania, leżenia pod parasolem z zamkniętymi oczyma, ale właściciele kompleksu zagwarantowali każdemu z nas po dwa dni bezpłatnego korzystania z rowerów.
    Mieliśmy zarezerwowany tak zwany mobile home ze wszelkimi wygodami: salon, kuchnia, łazienka, WC, dwie sypialnie, taras przed domkiem  i miejsce na samochód.
    Wszystkie kwatery na ogromnym, ogrodzonym i strzeżonym placu były obwiedzione z trzech stron zielonym żywopłotem. Wiele z nich posiadało własne mini ogródki pełne kolorowych kwiatów, a upragniony cień w czasie upałów zapewniały drzewa. Camping szczycił się czterema gwiazdkami, oferował kąpiele w basenie - w razie potrzeby z wodą podgrzewaną, kąpiele w jacuzzi i brodziku dla dzieci. Były tam także inne budynki socjalne: świetlica, restauracja, sklepik, toalety z prysznicami, jak również inne atrakcje na powietrzu - szczególnie dla najmłodszych...
    Po śniadaniu zeszliśmy do podziemnego garażu i załadowaliśmy bagażnik najpotrzebniejszymi rzeczami. Słoneczny początek dnia nie zapowiadał kłopotów. Radośni zajęliśmy miejsca i ruszyliśmy po przygodę. Ewa nacisnęła przycisk otwierający bramę, dojechała do końca tunelu garażowego wiodącego na ulicę i..., to był finisz naszej wyprawy! Padł lewy tylny resor jej Xsary. Wróciliśmy z powrotem i wypakowaliśmy bagaże.
    Nie lada problemem było wypożyczenie auta w sobotę rano. Po kilkunastu telefonach udało się i jeszcze we wczesnych godzinach popołudniowych Ewa odebrała samochód, jednak wyjeżdżając z wypożyczalni  delikatnie, niemalże niewidocznie otarła lakier w okolicach tylnego światła. Przyzwyczajona do automatycznego ostrzegania podczas cofania w swojej Xsarze źle oceniła odległość, a może też przydarzyło jej się to ze zdenerwowania. W każdym bądź razie oświadczyła, że tym autem pojedzie tylko do Saint-Jean-de-Monts około pięciuset trzydziestu kilometrów i tą samą trasą wróci do domu w Fontenay. Nasze plany wzięły w łeb. Nie sprzeciwiałam się. Sama przecież wiele razy wyjeżdżałam w daleką drogę i wiedziałam jak bardzo trzeba być skupionym na samej jeździe kiedy ma się kilkoro pasażerów,  a tu na dodatek w cudzym samochodzie.
    Ewa doskonale prowadzi auto i jeszcze przed wieczorem dotarliśmy na miejsce, wypakowaliśmy bagaże, zjedliśmy kolację i poszliśmy nad ocean. Był przypływ kiedy chłopcy jako jedyni weszli do wody i grali w piłkę. Lato tamtego roku nie było tak słoneczne i ciepłe jak zwykle w tym regionie bywało...
    W niedzielę nikt nie chciał iść ze mną do kościoła, około pięciu kilometrów w obie strony. Wracając z mszy świętej spotkałam w drodze Ewę, która złamała postanowienie i jeden jedyny raz wybrała się wypożyczonym samochodem po zakupy do miasteczka... cdn 



















5 komentarzy:

  1. Byłam kiedyś na bardzo podobnym kampingu w Antibes, ale spaliśmy w namiotach i na lokatorów mobil home-ów patrzyliśmy z zazdrością. A do kościoła mieliśmy 5 km w jedną stronę, ale też poszłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koło nas mieszkała w dużym namiocie wielodzietna rodzina z Anglii. Nic nie krępowało dzieciaków, pełen luz i swoboda.
      Buziaki :)

      Usuń
  2. z opisu camping bardzo luksusowy! tak można wypoczywać a nie na brudnym placu z 1 toaletą na 100 osób:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczególnie latem, kiedy cały czas przebywa się pod chmurką.
      Na każdym campingu są także specjalne kwatery pod namioty z indywidualnym ujęciem wody. Ta forma wakacji też ma swój urok, polecam ją młodszym małżeństwom z dziećmi.
      Uściski :)

      Usuń
  3. Byliśmy w 2009 roku na kempingu w St Hilaire-De-Riez. Kemping nazywał się Sol a Gogo. Rewelacjne miejsce, ale mi się teraz zatęskniło :).

    OdpowiedzUsuń