Młodość karmi się snami, starość -
wspomnieniami, mówi żydowskie przysłowie. Mnie, zawieszonej
gdzieś pomiędzy jawą a snem, wspomnienia rozgrzewają od środka.
Przygodę z Normandią zawdzięczam Ewie,
młodszej siostrze mojego męża.
Jako, że obie nosimy to samo imię i nazwisko, to
w rodzinie i gronie moich przyjaciół przyjęło się mówić Ewa Paryżanka i Ewa Ryśkowa.
Do wynajętego przez Ewę domu w La Haye-du-Puits pojechałyśmy z naszymi
synami Florianem i Wojciechem, latem, na przełomie czerwca i lipca. Na północny
zachód Francji wyruszyliśmy po śniadaniu, bez pośpiechu, jak na czas wakacji
przystało. Z Fontenay-sous-Bois do La Haye-du-Puits było ponad trzysta
pięćdziesiąt kilometrów.
Po drodze w ramach odpoczynku zatrzymaliśmy
się w Caen.
Około dwóch godzin zajęło nam
zwiedzanie muzeum Le Mémorial de Caen,
poświęconego historii dwudziestego wieku, wybudowanego w pobliżu plaż, gdzie
miała miejsce największa pod względem użytych sił i środków operacja desantowa
w historii wojen, tak zwane Lądowanie w
Normandii.
|
Rytualny taniec Ewy sprowadził ulewę |
|
Deszczowa chmura nas nie ominie |
|
To jakieś tornado chyba |
|
Na nic zdały się parasole |
|
Plaża w Arromanches |
|
W czerwcu 1944 plaże oznaczono kryptonimami Utah, Omaha, Gold, Juno, Sword |
|
Pozostałości sztucznego portu Mulberry w Arromanches |
|
Nie zdążyliśmy się schronić przed ulewą |
|
Przemoknięci |
|
Nie, nie... wrzucę cię do bagażnika |
|
W Memorial de Caen |
|
W Memorial de Caen |
|
W Memorial de Caen |
Po raz drugi samochód zaparkowaliśmy
w centrum Bayeux, tuż obok gotyckiej
katedry, do której wróciliśmy dwa dni później na niedzielną przedpołudniową
mszę świętą.
|
Xsara Ewy zaparkowana nieopodal katedry w Bayeux |
|
Katedra Notre Dame w Bayeux - XI - XIV w - styl romański i gotyk normandzki |
|
Witraże katedry upamiętniają sagę Wilhelma Zdobywcy |
|
W katedrze znajduje się lista rycerzy biorących udział w bitwie pod Hastings |
|
Po mszy wchodzimy do wspaniałego zamykanego wieczorem ogrodu w Bayeux |
|
Bayeux |
|
Bayeux |
|
Ogród w Bayeux |
|
Ogród w Bayeux |
|
Plac zabaw... dla dzieci |
|
Nie ten rozmiar |
|
Podsuń się |
|
Zakręcony |
Do wynajętego przez Ewę domu
dotarliśmy przed wieczorem. Pamiętam, że chwilami padał deszcz, a wąska droga
prowadząca do miasteczka była obsadzona bujnie rosnącymi krzewami i drzewami.
Zielone tunele upstrzone kwitnącymi krzakami różnokolorowych hortensji ciągnęły
się aż do samego domu. Jak się później okazało, krzak hortensji jest
charakterystycznym elementem krajobrazu normandzkiego, tak jak oleander
włoskiego. Nigdzie przedtem nie widziałam tak wspaniałych okazów.
La
Haye-du-Puits swoją nazwę wywodzi od germańskiego słowa Haye - Haga,
którą Francuzi przyjęli jako haie - co w tłumaczeniu oznacza
żywopłot z drzew i krzewów pokrytych liśćmi. Natomiast puits w języku francuskim
oznacza studnię. Nie będę szczegółowo analizować tego toponimu, chcę jedynie podkreślić, że do średniowiecznego miasteczka
ze wszech stron prowadzą zielone gęste tunele.
Historia La Haye-du-Puits, siedziby
baronii normandzkiej, sięga pierwszej połowy jedenastego wieku, kiedy panem był
Thorsten Haldup (Turstin Haloup),
zwany Ryszardem, który wraz z żoną
Emmą założył opactwo abbaye de Lessay,
w pobliżu Coutances.
W historii miasta zapisał się ostatni proces
o czary, który rozpoczął się w tysiąc sześćset sześćdziesiątym dziewiątym roku,
a zakończył dziewiętnastego lipca siedemdziesiątego.
O tym wydarzeniu pisze ksiądz Louis Costel w książce Car ils croyaient brûler le diable en
Normande ?, wydanej nakładem Sodirel w tysiąc dziewięćset
siedemdziesiątym ósmym roku. Za powieść tę Louis Costel - pisarz, ksiądz i
egzorcysta otrzymał Literacką Nagrodę
miasta Caen.
W tysiąc sześćset sześćdziesiątym dziewiątym
roku, w trzecią niedzielę Wielkiego Postu do kościoła w Coigny z coroczną
wizytą przybył archidiakon, który
wysłuchiwał wszystkich tych, którzy mieli coś do powiedzenia w sprawie
uprawianej w regionie magii.
W pierwszym rzędzie nawy głównej
siedziała Charlotta Le Vavasseur, służąca, a zarazem bratowa księdza Antoine'a
Questier'a, którą ten podejrzewał o zabójstwo brata. Opryskliwa, zgryźliwa i wiecznie
niezadowolona była pierwszą plotkarą, nie cierpiała nikogo, chodziła od domu do
domu, zbierała i roznosiła złe wieści, przekręcała fakty i dodawała od siebie najgorsze
komentarze. Nie znosiła też swojego pryncypała, który nie tylko głosił słowo
Boże, ale pomagał ubogim, także tym którzy nie uczęszczali na msze święte.
Za przyczyną swojej babki ksiądz
Questier zgłębił tajemnice leczenia ziołami, zbierał je na bagnach i na
wrzosowiskach, produkował maści i mikstury, rozdawał je cierpiącym i leczył w
domu chorych, których Le Vavasseur nie znosiła, a nadto nie miała dostępu do medykamentów
uzdrowiciela - czarownika.
Opat Questier wspomagał także pewnego
buntownika z Avranches, Ryszarda Baude, który zajmował się tam pozyskiwaniem
soli morskiej i tak jak wielu innych robotników uczestniczył w rebelii w tysiąc
sześćset trzydziestym pierwszym roku. Miał więcej szczęścia, jako że wielu
powstańców poniosło śmierć.
Ryszard Baude grywał pod kościołem, kiedy
wierni wychodzili z niedzielnych Nieszporów. Nie mający innych rozrywek, młodzi,
dziewczęta i chłopcy tańczyli, na co starzy patrzyli złym okiem.
Złym okiem patrzyli także na swojego
księdza, który wspomagał bezrobotnego Baude. Nie rozumieli jego zachowania
wobec renegata, tego także na wpół czarownika, któremu zdarzało się leczyć zwierzęta...
Wkrótce zaczęły się pierwsze
aresztowania i pierwsze przesłuchania, które ujawniły pierwsze nazwiska. I
kiedy podczas przesłuchań Ryszard Baude nie powiedział nic, to Le Vavasseur
wyznawała wszystko co chciano od niej usłyszeć. Jej gorliwość była tak wielka, że
sypała nazwiskami tych których nie lubiła, a sabat opisywała z takimi
szczegółami jakby sama w nim uczestniczyła.
Ksiądz spodziewając się najgorszego
udał się do zamku La Haye-du-Puits, aby oczyścić z zarzutów oboje. Szybko
jednak zrozumiał, że ani oni, ani on, ani inni nie unikną stosu. Razem z innymi
oskarżonymi przewieziono go do więzienia w Carentan, gdzie podtrzymano wyroki
śmierci. Pięciu innych przetransportowano do Rouen. Tam także wyroki poprzez
powieszenie i spalenie na stosie utrzymano w mocy.
Proces o czary w La Haye-du-Puits spowodował
wielkie poruszenie. Skłoniło to króla Francji Ludwika XIV (na prośbę jego
ministra Colberta) do wstrzymania egzekucji.
Kiedy rozkaz króla dotarł do
więzienia w Carentan opat Questier już nie żył. Torturowany, wyczerpany z
niedostatku zmarł w swojej celi w przeddzień egzekucji. Nie dowiedział się o
rozkazie króla i nie zdążył pobłogosławić współwięźniów. Oszalałą Charlottę Le
Vavasseur zabrał do swojego zamku marszałek Ludwika XIV markiz Bellefonds.
Tak skończyła się historia diablicy z
Coigny, której nienawiść doprowadziła do polowania na czarownice i osadziła w
dziejach La Haye-du-Puits ostatni we Francji proces o czary.
Właścicielką wynajętego domu, w
którym zamieszkaliśmy we czwórkę była Amerykanka, która sprowadziła się do miasteczka
po ślubie z francuskim pilotem. Zapewne mieszkała tam już jakiś czas, bo jej francuszczyzna
była nienaganna. Wkrótce też
opowiedziała nam swoją historię, a to za przyczyną pewnego nieporozumienia...
Kiedy otrzymaliśmy klucze, okazało
się że całe wnętrze było nie posprzątane. Na dole w salonie fruwały koty, zlew
w kuchni był zatkany, łazienka wymagała pucowania, a w sypialniach na górze
między pościelą walała się damska bielizna.
Zakasałyśmy rękawy i zabrałyśmy się
za porządki. Kiedy męczyłam się z odkorkowaniem zlewu w kuchni, Ewa oświadczyła,
że ma dość i poszła opowiedzieć o wszystkim Amerykance i przynieść świeżą
pościel.
Amerykanka mieszkała klika kroków
dalej w olbrzymim domu z kamienia. Nie czekałam długo, kiedy obie pojawiły się
w drzwiach. Właścicielka naszego lokum trzymała w rękach butelkę Calvadosu,
taki prezent na przeprosiny. Od razu też zmniejszyła opłatę za wynajem,
tłumacząc się tym, że nic nie wiedziała o bałaganie.
Rozgościła się na moment.
Dowiedziałyśmy się, że pracuje w miejscowej szkole i mieszka tu z synem w wieku
naszych chłopców, a mąż ze względu na wykonywany zawód lotnika samolotów pasażerskich bywa gościem w domu.
Lokatorami są także cztery psy rasy york i dwa koty, a cała posesja zaś należała
niegdyś do mnichów, którzy w wynajętym przez nas domu mieli piekarnię, a którą oni
przerobili na turystyczne bardzo przyjemne lokum. Podłogi na parterze zostały
wyłożone białą terakotą, pod którą zainstalowano ogrzewanie tak bardzo
potrzebne nawet i latem, ze względu na panujący tu wilgotny klimat. Piec
przerobiono na kominek, a na górze urządzono dwie sypialnie. Kuchnia była
doskonale wyposażona, również w eleganckie kieliszki do winiaku. Otworzyłyśmy
butelkę Calvadosu i ani się spostrzegłyśmy kiedy była pusta. To był najlepszy
Calvados jaki piłam w życiu. Pochodził ze starych zapasów gospodarzy, którzy w
niedzielę uraczyli nas drugą butelką.
Zapisałam oczywiście adres i nazwisko
Amerykanki, a także adres mailowy na wszelki wypadek gdyby ktoś chciał
skorzystać z ich gościnności. Niestety nie mogę go znaleźć w stosach moich
notatek z podróży.
A opowieści o Normandii jeszcze nie
koniec. Następna będzie o Opactwie Le Mont Saint Michel.
cdn
Posty o Normandii:
La Haye-du-Puits - polowanie na czarownice i ostatni proces o czary we Francji
Mont-Saint-Michel
Bazylika w Lisieux
Witaj, Ewuniu :) :*
OdpowiedzUsuńBardzo urokliwe miejsce, choć owiane złą sławą, za sprawą XX w. Podobało mi się wnętrze tej katedry, to zdjęcie zrobione z dołu - na którym widać kopułę, takie ciemne i zarazem z blaskiem światła wpadającym od góry. Udane, winszuję :) Co do sądów nad czarownicami, nie mam już sił do tej tematyki. Na głupotę - z jednej i z drugiej strony nie można nic poradzić.
Miałaś bardzo udaną wycieczkę, jak zawsze miałam wrażenie - przez chwilę - że jestem tam z tobą. :) Zdjęcia robione nad morzem czy oceanem zawsze mocno na mnie działają a pieśki, boskie. ;D
Pozdrawia cieplutko :*** :))) (Ćmok)
W Katedrze Notre Dame w Bayeux zrobiłam kilka zdjęć witraży, a także samego wnętrza. Podczas mszy sfotografowałam także dzieci wokoło ołtarza, które przyniosły w darze swoje rysunki. Dzieciaki podczas sprawowania liturgii przebywają w kaplicy obok ołtarza, tam zajmuje się nimi jakaś animatorka. Efektem są ich prace.
UsuńNiestety zdjęcia wyszły dość ciemne, robiłam je moją cyfrówką, która nie koniecznie lubi wnętrza.
To rzeczywiście była udana wycieczka. Wojtek zbierał kamienie i muszelki. Jeden z nich chciał zabrać koniecznie do domu (na zdjęciu). Było to niemozliwe, jako że podróżowaliśmy Wizzairem....
Buziaki i uściski :)*
Ale mnie to zdjęcie podoba się ogromnie, jeśli pozwolisz, zapromuję ów post właśnie tym zdjęciem - czy mogę? Ma w sobie coś z "Filarów Ziemi" (pisałam o tym, tutaj: http://anhelli-anhelli.blogspot.com/2012/10/filary-ziemi-pillars-of-earth-ken.html ).
UsuńPozdrawiam i ślę ciepełko z krańca świata... ;D :**** (Ćmoki)
Filary Ziemi - ile razy zwiedzam kościoły gotyckie, tyle razy przychodzą mi na myśl i Tom budowniczy także...
UsuńNie mam nic przeciwko, a w ramach przypomnienia zajrzę do anhelli.
Buziaki za ciepełko z krańca świata :)
To ja proszę już o następną część opowieści, bo ta jest bardzo ciekawa pod każdym względem. Zdjęcia i uśmiech jak zawsze na korzyść. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZbyszku, dzisiaj odwiedziłam Twojego bloga, a tam zima w pełni.
UsuńU mnie też zima, ale z opadami deszczu i deszczu ze śniegiem.
Dziękuję za miły komentarz.
Ściskam serdecznie :)
Jak zawsze kopalnia wiedzy i piękna oprawa.
OdpowiedzUsuńJakbyś kiedy książkę wydała z zawartością tego bloga,
to ja się piszę...
To chyba jakaś telepatia, bo właśnie wróciłam z podwórka, zrobiłam sobie obiad i pomyślałam o Twoim mailu, odpowiedzi na mojego... i stanęły mi w oczach Twoje cudowne strony z poezją i zdjęciami, którymi się zachwyciłam..., i pomyślałam, że gdybyś je wydała, to natychmiast chciałabym je mieć, zawsze pod ręką, na papierze. Twoja twórczość jest taka prawdziwa, taka autentyczna, taka wzniosła, jednym słowem bliska mojemu sercu...
UsuńŚciskam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz i maila :)
Aha! To podaj mi proszę swój adres na maila, a ja Ci coś wyślę.
UsuńMoże Ci się spodoba :)
Jak ja lubię Francję i te ich domu z kamienia, klimat i luz. Miło było przenieść się z Tobą w tamte strony.
OdpowiedzUsuńZ ciekawością przeczytałam o procesie.
Wpis jak na zamówienie :) Marzy mi się wyjazd do Francji, ale na razie mogę tylko poczytać. Mam nadzieję, że kiedyś i Normandię zobaczę na własne oczy.
OdpowiedzUsuń