czwartek, 21 lipca 2011

Największym szczęściem jest kochać...

    Każdy ma swoją definicję szczęścia. Takich szczęśliwych momentów jest całe mnóstwo, chociaż niektórzy z nas tego nie dostrzegają i narzekają całe życie...
   Ja należę do tych, którzy obserwują, analizują,  wyciągają wnioski...i szczęściu wychodzą na przeciw.  Jestem tą, której wiele rzeczy się udaje. Ktoś by zapytał: - Co takiego Ci się udało? Odpowiedziałabym: - Wszystko to, co zawdzięczam mojej ciężkiej pracy, mojemu wysiłkowi psychicznemu i fizycznemu, moim wielorakim zainteresowaniom i optymizmowi...



   Oglądając się wstecz, na minione lata: dzieciństwo, młodość, wiek dojrzały... mogę z całą pewnością podsumować: Było dobrze, mimo wielu trudności, które pokonywałam z przeświadczeniem, że wszystko to co robię tworzy BARWNY OBRAZ mojego życia.

   Pablo Picasso w wywiadzie dla włoskiego tygodnika L'Europeo" (1973) powiedział:
Niczego nie można dokonać bez samotności. Starałem się stworzyć sobie jak najzupełniejszą samotność. Ale mi się nie udało. Odkąd istnieje zegar, nie możliwe jest osiągnięcie samotności. Czy wyobrażacie sobie pustelnika z zegarem? Trzeba więc zadowolić się  "pozorowaną samotnością" (...).  
Moje obrazy przedstawiają ludzi, którzy wzięli rozbrat z naturą i cywilizacją, i są zdani na łaskę nieznanych i tajemniczych sił. (...) Od tych, którzy patrzą na moje obrazy, żądam tylko jednego: by czuli wzruszenie podobne temu, które skłoniło mnie do stworzenia dzieła.



   Chciałabym wpuścić każdego kolekcjonera obrazów do mojej galerii. Nie wszystko zostanie dobrze objaśnione. Czasami w tej wędrówce po skąpo oświetlonych salach natknąć się będzie można na jakiś obraz, który niespodziewanie przyciągnie uwagę w momencie, w którym najmniej się tego spodziewamy i nic już nie powstrzyma milczenia, bo zanim się odejdzie wypowie się własną opinię o nim...

   Zdecydowana większość  moich arcydziełek namalowana została w świetle poranka, o wschodzie słońca, w pełni dnia i o zmierzchu, a także nocą. Każdemu obrazowi towarzyszy pewien określony nastrój i barwa.

   Czego dokonałam w samotności....?

   Zapraszam do mojego bloga 

5 komentarzy:

  1. Dla mnie samotność to konieczność. Jestem dziabągiem, który nie znosi rozpychać się łokciami, zwierzać poza sztuką, którą samemu się tworzy; który kocha prywatność, indywidualność, a więc pewnego rodzaju egocentryzm, ale nie cynizm. Nie rozumiem ludzi w wielu przypadkach i potrafię się do tego przyznać, ale... nie pragnę tego zmieniać. Przez lata próbowałam być kimś innym, grałam i zmęczyła mnie ta fikcja. Teraz jestem sobą i myślę, że właśnie w tym muszę szukać największej radości. Każdy znajduje szczęście gdzie indziej. :)
    Witaj w blogowym świecie, zacna podróżniczko :) Pablo miał nieźle narąbane w tej łysej głowie a jego prywatne chimery, niekiedy były straszniejsze niż zmory na obrazach. Ale cóż... Dzisiaj płaci się za jego obrazy krocie a więc jest to sztuka, czyż nie? Z drugiej strony za Rembrandta też, tylko kto obiektywnie oceni, który z panów lepszy malarz? ;) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. @Basiu
    Picasso, jak wiesz, prowadził rozwiązłe życie..., przelewał na płótno swoje lęki zniekształcał, wręcz masakrował kobietom twarze. Kiedyś nie lubiłam jego obrazów, dzisiaj przyglądam się im. Lubię bardzo małą galerię na Montmartrze w Paryżu, gdzie znajdują się wespół jego i Dalego dzieła.

    Jesteś pierwszą osobą która wysłała komentarz.
    Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy wiesz, że w nieco podobnym tonie dokonałam swojego blogowego wpisu, kiedy zachwycona podróżą po Włoszech postanowiłam przelać na bloga swoje wrażenia. Pisałam wtedy Przeczytałam, że szczęście jest nudnym tematem dla literatury. Jak można ciekawie opisać bieg zdarzeń, jeśli wszystko układa się pomyślnie, a każdy dzień spełnia nasze oczekiwania. Doszłam do wniosku, iż moje wrażenia z wakacji stają się takim nudnym tematem. Jeśli kolejny raz spędziłam wakacje w miejscu, które wciąż i wciąż od nowa mnie zachwyca, jeśli nadal mogłam z pełnym przekonaniem twierdzić, że życie jest piękne, to jakież to staje się banalne. A zatem czas na małą porcję nudy. Ten pierwszy wpis powstał na innej platformie chyba w 2010 r. Na blogspot zaczęłam pisać na dobre także w lipcu 2011 r. Tak więc nasze drogi biegły sobie w tym samym czasie w różnych kierunkach, aby w pewnym momencie się przeciąć. A ja dopiero dziś zajrzałam do twojego pierwszego wpisu. Widocznie dziś przyszedł na to właściwy moment. Nie doceniałam Picassa podobnie jak Dalego, ale myślę, że i na to nadejdzie właściwy czas, natomiast jego twierdzenie o konieczności bycia samemu w sobą bardzo mi odpowiada. Myślę, że człowiekowi równie potrzebne jest towarzystwo jak i bycie bez ludzi. Zawsze twierdziłam, że można być samotnym w tłumie i spełnionym w samotności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzałam do Twojego pierwszego wpisu "Cienie nad rzeką Hudson..." z lipca 2011 roku. "Tak więc nasze drogi biegły sobie w tym samym czasie w różnych kierunkach, aby w pewnym momencie się przeciąć" a nawet spotkać...
      Jak już wspomniałam jestem fanką biografii i nie tak dawno obejrzałam kolejny najnowszy film dokumentalny o Picassie z wieloma wątkami z jego życia, których wcześniej nie znałam. Ciekawa postać, im więcej wiem o jakimś artyście tym bardziej rozumiem jego dzieła...

      Usuń
  4. Najpierw wyjaśnienie- mój pierwszy blog (zacytowany wpis na blogspocie jest bodajże drugim lub trzecim) prowadziłam kiedyś na wirtualnej polsce (ta platforma została zamknięta jakiś czas temu, a ja nawet nie zorientowałam się, że straciłam część swoich wpisów- nie wszystkie zdążyłam przenieść na blogspota:(. Teraz staram się archiwizować).
    Myślę, że do biografii (ich czytania, poznawania, oglądania) dojrzewa się z wiekiem. Kiedyś - dawniej nie czytałam tego typu literatury, dziś doceniam wyższość historii realnych postaci nad literacką fikcją (co nie oznacza, że ta fikcja w wydaniu prawdziwych mistrzów nie bywa fascynująca i pouczająca, zwłaszcza, jeśli pisana jest w oparciu o autentyczne przeżycia i przemyślenia). I to prawda, że jak lepiej pozna się twórcę można lepiej zrozumieć jego dzieła. Powinnam poczytać o Picassie, wtedy myślę "zrozumiem", a przynajmniej spróbuję zrozumieć jego dzieła. Teraz czytam biografię Chagala, którego malowidła jakoś do mnie nie przemawiały. Powoli zaczynam dostrzegać ich urok. I choć nie zostałam jeszcze ich fanką, to teraz będę się im baczniej przyglądać, zwłaszcza, że mało znałam je dotąd, bowiem jakoś w swych europejskich podróżach nie przypominam sobie, abym na nie trafiła, albo je przeoczyłam. Podobnie było z Maurycym Gotlieb, po przeczytaniu jego biografii, zaczęłam dostrzegać jego obrazy, a w Poznaniu ucięłam nawet pogawędkę z panią kustoszką na temat malarza- mało znanego (był uczniem Matejki i zmarł młodo, więc niewiele stworzył).

    OdpowiedzUsuń