niedziela, 23 września 2012

W drodze do Aten


...cd
       Przed godziną dziesiątą, autokar wyruszył z Salonik do Aten. Pogoda była wspaniała. Słońce stało wysoko i grzało mocno. Jednak upał nikomu nie przeszkadzał, bo wewnątrz panowała przyjemna temperatura. Klimatyzator działał sprawnie nie tak jak na filmie Donalda Petriego Moja wielka grecka wycieczka, kiedy zamiast schłodzonego powietrza z otworów wentylacyjnych wydobywał się gryzący dym i czarne chmury pyłu wypełniały stary zdezelowany autobus, powodując ataki kaszlu i prześmieszne reakcje podróżnych…


Za kierownicą naszego autobusu siedziała Efi. Po raz pierwszy miałam przyjemność podróżować autokarem prowadzonym przez kobietę. I powiem szczerze, że Efi – w języku polskim powiedzielibyśmy Ewa radziła sobie doskonale w każdej trudnej sytuacji, zarówno w górach na wąskich drogach, jak i w ciasnych uliczkach miast i miasteczek. W Grecji pozwolenie na prowadzenie takich pojazdów posiada trzynaście kobiet, dziewięć mieszka w Atenach, cztery w Salonikach.
Efi płynnie zmieniała biegi, nie szarpała, nie przyspieszała gwałtownie i nie hamowała niespodziewanie. Mogłam swobodnie robić zdjęcia, bez obawy, że wyląduję na przedniej szybie przy próbie uchwycenia obiektywem aparatu jakiegoś ciekawego obiektu mijanego po drodze. Pomimo doskonałych umiejętności Greczynki pamiętałam jednak o zachowaniu ostrożności.

Efi za kierownicą i moja wspaniała grecka grupa

Opuściliśmy już Saloniki. Przed nami ponad pięciuset kilometrowy odcinek drogi do Aten

A nad głową Efi rysunki jej dziecka, czyli prawie tak jak w domu

    Efi miała do pokonania ponad pięćset kilometrów, bo taka odległość dzieliła oba miasta. Jechaliśmy trasą europejską E 75. Kilkanaście minut po jedenastej minęliśmy średniowieczny zamek Platamonas wzniesiony przez krzyżowców w jedenastym wieku, który w czasach Bizancjum prócz szlaku lądowego kontrolował również szlak morski z wyspy Eubei do Salonik. W piętnastym wieku zamek zdobyli Wenecjanie, a w drugiej połowie szesnastego Turcy. Dzisiaj na terenie zamku, który znajduje się na obszarze Riwiery Olimpijskiej mają miejsca wydarzenia kulturalne. W sierpniu odbywa się tam Festiwal Olimpu, światło i dźwięk.


Właśnie mijamy zamek Platamonas

Zamek Platamonas wzniesiony przez krzyżowców w jedenastym wieku

    Kilka minut później opuszczaliśmy Macedonię Grecką i wjeżdżaliśmy do Tesalii, gdzie pomiędzy Olimpem a górami Ossa, głębokim wąwozem płynęła rzeka Pinios. Według legendy pokłócili się tam dwaj bracia Zeus i Posejdon. Zeus cisnął gromem, a Posejdon uderzył w ziemię trójzębem i wypłynęła woda. Tam też miała miejsce przemiana uciekającej od zakochanego Apollina nimfy Dafne w drzewo laurowe – wawrzyn jest symbolem dziewictwa i niedostępnej miłości. W tych okolicach jest największe nagromadzenie drzew bobkowych.
A oto metamorfoza Dafne według jednego z najwybitniejszych poetów rzymskich Owidiusza, którego Sztuka kochania trafiła do indeksu ksiąg zakazanych w połowie szesnastego wieku: 

                  Ledwie skończonej prośby wysłuchała rzeka,
                         Miękka kora pieszczoną pierś Dafne powleka.
                                  Widać włos w liściach, rękę niknącą w gałęzi,
                                  Nogę, dawniej tak lekką, ziemia w sobie więzi,
              Wierzch pokrywa jej czoło; i w drzewa postaci
              Jeszcze nadobna Dafne piękności nie traci.
                       Jeszcze do niej Apollo silnym ogniem płonie,
                       Czuje bicie serca w zdrewniałym już łonie;
                                             Przyciska lube drzewo dla pocałowania,
                                             Ale i drzewo jeszcze uścisków zabrania.

Nad rzeką, płynącą dnem doliny, przerzucono wiszący most dla pieszych, który prowadzi do ulubionego greckiego sanktuarium – trzynastowiecznego kościółka pod wezwaniem świętej Agii Paraskewi. Tam też mijaliśmy przydrożne stragany z owocami i wyrobami ceramicznymi, dzbanami, donicami, misami, wazami i innymi drobiazgami…

Rzeka Pinios - naturalna granica pomiędzy Macedonią Grecką a Tesalią

    Nieco później zatrzymaliśmy się w dużym zajeździe na kilku dziesięciominutową przerwę. Jedni pochłaniali kanapki albo raczyli się lokalnymi specjałami, inni skryci w cieniu puszczali upragnionego dymka, jeszcze inni rozglądali się po okolicy i robili zdjęcia. Ja kupiłam sobie w cenie trzech euro doskonałą mrożoną kawę z kostkami lodu, podawaną w dużych przeźroczystych plastikowych kubkach przykrytych wybrzuszoną pokrywką z dziurką na słomkę i spacerowałam po okolicy, która nie wyróżniała się czymś szczególnym, jedynie na tle góry wśród gęstwiny drzew i krzaków dostrzec można było jakąś budowlę, być może zabytkowy kościółek otoczony wianuszkiem rusztowań…

Widok z zajazdu na odrestaurowywaną budowlę
    Około godziny trzeciej po południu Efi zajechała na parking w Termopilach, tam gdzie niegdyś w piątym stuleciu, a dokładnie w sierpniu czterysta osiemdziesiątego roku przed naszą erą miała miejsce słynna bitwa pomiędzy Grekami a Persami. Przesmyku Termopili – Ognistych Wrót, nazwanych tak ze względu na pobliskie gorące źródła bronił Leonidas ze Sprzymierzonymi, a nacierali nań Nieśmiertelni pod wodzą Kserksesa i kto wie jakby zakończyło się to starcie pomiędzy wielotysięczną armią nieprzyjaciela a później zaledwie trzystoma Spartiatami gdyby nie Efialtes, który zdradził wrogiej armii perskiej górską ścieżkę prowadzącą na tyły zjednoczonej armii greckiej dowodzonej przez króla Sparty Leonidasa.

Termopile - Leonidas i jego wojownicy na płaskorzeźbie

Przyjdź i weź - powiedział Leonidas do Kserksesa

Szczegóły pomnika

Na kurhanie pozostała jedynie tablica, śladów po dwóch lwach już nie ma

Męska Nike symbolizuje siedmiuset wojowników...

    Weszłam na kurhan, gdzie niegdyś obok tablicy upamiętniającej bohaterstwo Spartiatów stały dwa lwy. Dzisiaj nie ma już śladu po tych dzikich kamiennych bestiach, została jedynie płyta w kolorze czerwono brunatnym z napisem autorstwa greckiego poety Simonidesa, a mianowicie:

                            Przechodniu,

                                        Powiedz Sparcie,
                                                        Tu leżym jej syny,
                                                                     Prawom jej posłuszni,
                                                                                      Do ostatniej godziny

Rozglądając się po okolicy przypomniałam sobie pewnego mojego znajomego, który opuszczając kraj na długie lata, obiecał, że nie zapomni, a jak będzie w Polsce odwiedzi…
Był w Polsce i nie odwiedził i tak oto usprawiedliwiał się, kiedy mailem wysłałam mu moje zdjęcie z otwartymi ramionami, które nawet  pustki nie uścisnęły

To był mój błąd…
Nigdy więcej nie będę jechał na tak krótko…
Nie dość, że prawie nikogo nie odwiedziłem, bo zamiast po gościach błąkałem się po lekarzach, to jeszcze bakcyla czarnej dżumy zabrałem w moich politowania godnych zwłokach do( …)
Jednak choroba, choć trochę rekompensuje mi i zagłusza straszne wyrzuty sumienia (znak, że wciąż je posiadam) spowodowane potwornym grzechem, jakiego dopuściłem się w Ojczyźnie…, Efialtes, Brutus i Szczęsny Potocki stali się moimi towarzyszami w hańbie.
Przestałem się golić i myć, by przypadkiem nie spojrzeć w twarz, raczej szkaradną gębę zdrajcy!
A dziś, otwierając pocztę, mało mi serce nie pękło na widok gościnnych ramion otwartych na powitanie… Ramion, które ścisnęły pustkę (zawsze to lepiej poczuć przyjemną miękkość pustki, niż oślizłe, wilgotne, zimne i ropiejące ciało zdrajcy, który mienił się być…przyjacielem…).
Nie wiem, co będzie dalej? Czy jak Robak/Soplica mam spędzić życie w ukryciu i pokucie, czy jak Znachor/Wilczur odejść od zmysłów i zapuścić brodę?
 Będę czekał na złamanie trzciny lub na koniec świata…

Mój wzrok powędrował do Ognistych Wrót. Szukałam owego znajomego, który utożsamiał się ze zdrajcą Efialtesem. Wypatrzyłam go wreszcie, zarośnięty, okryty zwierzęcymi skórami, zgarbiony w pół błąkał się po kamiennych ścieżkach i gdyby się nie poruszał nigdy bym go nie dostrzegła. Wiecie co robią zwierzęta, kiedy grozi im niebezpieczeństwo? Nieruchomieją! I jestem pewna, że gdyby się nie poruszyły nie wypatrzylibyście ich!
Cóż odpowiedziałam temu zdrajcy? A no, że:

Godna to podziwu znajomość historii i zdrajców na przestrzeni wieków…
Współczuję szczerze stanu tak okropnego i mam wielką nadzieję, że choroba nie pomiesza zbytnio w tej cytuję: szkaradnej gębie, mając na myśli głowę, tak jak pomieszała rozum Szczęsnemu! I Robak i Soplica i Znachor i Wilczur niby dwa a może cztery typy!
Na nic się zda podszywanie pod cudze charaktery!
Na nic się zda czekanie na złamanie trzciny lub na koniec świata!
Czas się ogolić, umyć, namaścić ciało wonnościami, spojrzeć w lustro i powiedzieć: Oto Ja uleczony! W zdrowym ciele zdrowy duch!
P.S. A przyjaźń to CZAS, SŁOWO, DOTYK. Proste. Prawda?


Wąwóz Termopile - autostrada po prawej w oddali...

Wąwóz Termopile - w starożytności linia brzegowa znajdowała się po prawej stronie tuż za autostradą

    Ocknęłam się i wróciłam do teraźniejszości, bo oto ruszaliśmy w dalszą drogę i jechaliśmy do Aten częścią kontynentalną, wzdłuż przybrzeżnej urokliwej wyspy Eubei drugiej, co do wielkości po Krecie.
W stolicy Grecji, w centrum przy Placu Omonia byliśmy dwie godziny później. Kilka minut przed osiemnastą otworzyłam drzwi mojego pokoju na ósmym piętrze Hotelu Dorian Inn. W błyskawicznym tempie włożyłam strój kąpielowy, owinęłam się biało czarnym egzotycznym pareo, pokonałam pieszo następne cztery piętra do góry i znalazłam się na dachu budynku, skąd rozciągał się fantastyczny widok na całe Ateny, w tym na wzgórze Akropolu. Miałam godzinę do pierwszej kolacji i chciałam ją wykorzystać jak najlepiej, to znaczy przede wszystkim popływać i oddać wodzie całodzienne zmęczenie materiału, jakim było moje ciało. Niewielki w rozmiarach, ale za to głęboki basen pozwolił mi na harce, nurkowanie, fikanie no i pływanie. Na dachu hotelu znajdowała się mała, romantyczna kawiarenka ze stolikami pod chmurką i zadaszonym barem. Zapełniała się gośćmi dopiero po zmierzchu, kiedy miasto oferowało wspaniały spektakl – panoramę z bajecznie podświetlonymi zabytkami. Wróciłam tam o północy, żeby zobaczyć płonący Akropol. Niestety zdjęć nie pokażę, bo nie oddają nocnej rzeczywistości tak jak bym sobie tego życzyła…


Część mojej greckiej grupy przed hotelem w Atenach

Mój pokój na ósmym piętrze z łazienką wyłożoną płytami z marmuru

Nawet nie rozpakowałam walizki, wyjęłam tylko strój kąpielowy... i...

... wskoczyłam do basenu na dwunastym pietrze budynku

Na dachu w romantycznej kawiarence z widokiem na całe Ateny

W barze na dachu z widokiem na Akropol - czułam się co najmniej jak Jacqueline Kennedy

    Drugą kolację jadłam w tawernie greckiej w samym sercu miasta przed godziną dwudziestą drugą. Tawerna zarówno na parterze jak i na balkonach pękała w przysłowiowych szwach. Na wieczór grecki przybyła najliczniej grupa polskich turystów, grupa Greków, jakaś wielonarodowościowa grupa angielskojęzyczna i niezbyt sympatyczna grupa Francuzów, starszych panów i pań, która zasiadła przy stole za moimi plecami. Nie mogę powiedzieć, żeby serwowane potrawy były wykwintne. Na taką ilość gości nie sposób przygotować coś wyjątkowo smacznego. Kelnerzy z tacami wzniesionymi wysoko ponad głowami   krążyli po sali. Znalazłam się w jednym z ciągów komunikacyjnych i niemal bez przerwy uchylałam plecy przed nacierającym ciągle w biegu Grekiem. Tę dającą się znieść niedogodność rekompensowały występy artystyczne i schłodzone białe wino, co prezentuję na zdjęciach.


Idę na wieczór grecki - przyglądam się nocnemu życiu Aten

Mijam sklepy ...

Mijam tawerny ...

Przyglądam się kolorowej nocy w centrum Aten ...

Zaglądam do butików

A w tej tawernie obejrzałam spektakl taneczno muzyczny

Zasiadamy za jednym z wielu stołów na parterze

Po przeciwnej stronie siedzą koleżanki i koledzy z mojej grupy

Była także grupa grecka, która dopingowała rodaków

W tańcach narodowych wystąpiło czterech tancerzy...

... i trzy tancerki

Białe spódniczki mają mieć po czterysta plis

W pomponach ponoć ukrywano niewielkie noże

Popis umiejętności i sprawności fizycznej

O greckiej reprezentacyjnej formacji wojskowej Evzoni napiszę w następnym poście

Chi, chi... nie udało mi się policzyć plis w spódniczkach

Jeden z Greków porwał do tańca piękną Polkę z mojej grupy

Ten uśmiech jest specjalnie dla mnie... Ech..., urzekł mnie ten Grek...

Był i taniec brzucha ...

... i wiele innych narodowych tańców

Sirtaki zakończył wieczór grecki

Pseudoludowy taniec sirtaki powstał w 1964 roku na potrzeby filmu Grek Zorba

Wspomnienie z  4 września 2012 roku
cdn...

wtorek, 18 września 2012

Saloniki, czyli władcy i święci


       Samolot z Warszawy, na lotnisku Macedonia w Salonikach wylądował około godziny dwunastej trzydzieści, a właściwie była to godzina trzynasta trzydzieści czasu lokalnego. Tak więc w poniedziałek, trzeciego września, po przylocie do Grecji przesunęłam wskazówki mojego zegarka o jedną godzinę do przodu. Tego dnia całe popołudnie i wieczór należały do mnie, jako że moja wielka grecka wycieczka rozpocząć się miała dopiero we wtorek rano od zwiedzania Salonik. W porcie lotniczym na grupę warszawską czekała młoda kobieta, pilotka jednego z polskich biur podróży, która od samego początku ujęła mnie swoim wdziękiem, szerokim uśmiechem, nienaganną dykcją, oryginalną urodą, modnym strojem, no i przede wszystkim olbrzymią wiedzą na temat Grecji i Turcji.

Z lotniska pojechaliśmy do hotelu Sun Beach, który znajdował się w niewielkiej miejscowości Agia Triada (w tłumaczeniu Święta Trójca), oddalonej około dwadzieścia  kilometrów od centrum Salonik.
Hotel miał swoją plażę nad Morzem Egejskim, a właściwie w Zatoce Salonickiej, będącej częścią Zatoki Termajskiej. Na plaży można było korzystać bezpłatnie z wygodnych ażurowych leżaków rozstawionych pod białymi płóciennymi parasolami wmontowanymi w białe niewielkie stoliki posiadające wgłębienia na dwie butelki albo dwa kubki, jak również wypożyczyć w recepcji hotelowej także bezpłatnie duże frotowe miękkie ręczniki i plażować do woli, jako że temperatura przekraczała sporo ponad trzydzieści stopni, a woda była jak gotowana. Z plaży rozpościerał się widok na Saloniki, a powietrzem wachlował delikatny wietrzyk. Mimo rajskiej scenerii nie odmówiłam sobie pływania w dość dużym basenie hotelowym z przyjemnie zaaranżowaną przestrzenią wokół. Jasne marmurowe posadzki, donice z zielenią, a także zieleń rosnąca naturalnie, kanapy z białymi poduchami i białymi płóciennymi baldachimami, głębokie fotele również wymoszczone miękkimi poduszkami, stoły, stoliki, krzesła, leżaki, parasole wszystko to zachęcało do błogiego leniuchowania po kąpieli w basenie i raczenia się różnorodnymi napojami chłodzącymi serwowanymi w barze. W tym jakże przyjemnym hotelu spędziłam dwie noce, pierwszy i ostatni dzień pobytu w Grecji.


Zapraszam na moją wielką grecką wycieczką ...

W przyjemnie zaaranżowanych przestrzeniach hotelu Sun Beach w Agia Triada

W upalny dzień warto znaleźć trochę cienia ...

Jeden z najlepszych basenów, w jakich miałam okazję pływać podczas mojej wyprawy po Grecji

Chwila rozmowy z nowo poznanymi osobami ...

Strąki karobu

W Zatoce Salonickiej z widokiem na Saloniki ... chi, chi, chi ... coś gilga moje stopy ...

Lobby hotelowe  i część mojej greckiej grupy


A we wtorek?
Pobudka o szóstej trzydzieści, smaczne i obfite śniadanie o siódmej, wyjazd z hotelu o ósmej! Tak było każdego dnia, z wyjątkiem ostatniego, kiedy śniadanie można było zjeść nawet o godzinie dziesiątej, a później cały dzień leniuchować na plaży, jako że lot do Warszawy przewidziano na dwudziestą drugą trzydzieści.

Tak jak zaznaczyłam na początku, moja wielka grecka wycieczka rozpoczęła się od Salonik, miasta założonego w trzysta piętnastym roku przed Chrystusem przez macedońskiego króla Kassandra. Kassander poślubił córkę Filipa II, który był także ojcem Aleksandra III Wielkiego i na cześć żony nadał miastu nazwę Tessalonika.
Historia Tesalonik jest niezwykle ciekawa chociażby ze względu na czasy Filipa II, który zreformował państwo macedońskie, podporządkował sobie niemal całą Grecję, a jego syn Aleksander przyłączył do królestwa ogromne imperium perskie. Saloniczanie na cześć obu władców, ojca i syna, wznieśli pomniki. Król Filip II stoi na skraju parku, zwrócony przodem do zatoki, a Aleksander pędzi wierzchem na swoim koniu Bucefale wzdłuż jej brzegu.
Przypomnę krótko, w jaki sposób, najprawdopodobniej dwunastoletni Aleksander wszedł w posiadanie Bucefalosa (z greckiego Bucefalos – byczogłowy). Ponoć wierzchowiec miał na łopatce znamię w kształcie głowy byka i bał się własnego cienia. Filip II początkowo miał zamiar kupić synowi tego konia i to za nie małą sumkę, ale kiedy spostrzegł, że jest nieujarzmiony i bardzo niebezpieczny zrezygnował z zakupu. Aleksander zaś nalegał i obiecał ojcu, że go okiełzna, na co ojciec odpowiedział, że jeżeli mu się to nie uda to sam go sobie będzie musiał kupić. Aleksander ustawił konia głową do słońca, tak żeby nie widział na ziemi własnego cienia i dosiadł go. Odtąd nie rozstawali się ze sobą, razem dotarli aż do Indii, gdzie Bucefał padł. Ponoć miasto i pałac, które wzniósł nad rzeką Dźhelam nazwał Bukefalą. Sam zmarł trzy lata później w Babilonie w wieku trzydziestu trzech lat…

Filip II Macedoński - ojciec Aleksandra III Wielkiego

Aleksander III Macedoński zwany Wielkim i niezwyciężonym

Aleksander Macedoński na swoim koniu Bucefale

Opowieść o tej niesamowitej przyjaźni przetrwała wieki ...

Saloniki i król Macedonii Filip II po prawej w cieniu na skraju parku, zwrócony twarzą do zatoki ...


      Od połowy drugiego wieku przed naszą erą miasto należało do państwa rzymskiego. Pamiętacie lata panowania Dioklecjana – augusta Wschodu? Wspominałam o nim w poście Palenie ksiąg i Pałac Dioklecjana w Splicie. To właśnie Dioklecjan był twórcą tetrarchii, czyli rządów czterech, to właśnie z jego rąk Galeriusz, rzymski żołnierz, wsławiony w wojnie z Persami, otrzymał u schyłku trzeciego wieku naszej ery tytuł cezara Wschodu, a także rękę Walerii córki Dioklecjana, a po abdykacji tegoż w trzysta piątym roku uzyskał tytuł augusta. Obaj władcy znani byli z prześladowań chrześcijan. To właśnie w tamtych czasach męczeńską śmiercią zmarł Dymitr (Demetriusz) z Tesaloniki, na ikonach przedstawiany zazwyczaj w stroju rzymskiego oficera, przykryty zielonym płaszczem, z piką w prawej ręce zwróconą ostrzem do góry…
       W miejscu męczeństwa, w czterysta trzynastym roku, kiedy Salonikami zarządzał Ilyryk Leonidas, wzniesiono bazylikę na cześć Demetriusza. Była to wówczas pięcionawowa świątynia w stylu hellenistycznym. Następny kościół w tym miejscu zbudowano za panowania cesarza Iraklisa. Niestety nie przetrwał pożaru, ale został odbudowany i upiększony z inicjatywy i funduszy cesarza Michała VII Paleologa. Ten kościół także spłonął podczas tragicznego w skutkach pożaru, jaki nawiedził miasto w 1917 roku. Odrestaurowano go dopiero w 1949 roku. Dzisiaj Kościół Agios Dimitrios, stojący przy ulicy o tej samej nazwie, za ruinami antycznego forum, pełni rolę katedry Salonik i jest największym kościołem w Grecji. Pod świątynią znajduje się krypta, udostępniona zwiedzającym, w której zgodnie z przekazem był więziony i stracony Demetriusz. Szczątki świętego złożono w srebrnym relikwiarzu i umieszczono w kościele po lewej stronie prezbiterium. Wielki męczennik Dymitr uważany jest za patrona służących w wojsku żołnierzy wyznania prawosławnego, a wierni modlą się do niego w obliczu zagrożenia najazdem innowierców oraz o przywrócenie wzroku. Jest patronem Salonik, Wenecji i Konstantynopola (obecnie Stambuł). W świątyni zachowały się fragmenty mozaiki z piątego wieku…

Kościół Agios Dymitrios - prawosławna katedra Salonik

Pomnik św. Dymitra z Tesaloniki - patrona miasta

Kościół Agios Dymitrios - nawa główna i lewa boczna

Kościół Agios Dymitrios - nawa główna i prawa boczna

Kościół Agios Dymitrios - prezbiterium

Kościół Agios Dymitrios - srebrny relikwiarz ze szczątkami świętego Dymitra

Wnętrze Kościoła Agios Dymitrios

Wnętrze kościoła z ikonami m.in św. Dymitra w stroju rzymskiego oficera

Przy tych freskach jest zejście do podziemi kościoła

W podziemiach Kościoła Agios Dymitrios

W podziemiach Kościoła Agios Dymitrios

W podziemiach Kościoła Agios Dymitrios

W podziemiach Kościoła Agios Dymitrios

Kościół Agios Dymitrios od strony bocznego dziedzińca

Kościół Agios Dymitrios od strony bocznego dziedzińca


Wrócę jeszcze do tetrarchy Galeriusza, który lubił przebywać w Salonikach. Z czasów jego panowania zachowały się pozostałości rzymskich budowli, między innymi Łuk Galeriusza, zwany także Kamarą, zbudowany w 297 roku dla upamiętnienia zwycięstwa cesarza nad Persami. Z czterech filarów łuku zachowały się trzy. Wśród marmurowych dekoracji rzeźbiarskich zdobiących filary, można odnaleźć postać samego władcy na koniu z wieńcem laurowym nad głową i orłem.
Przy tej samej ulicy, Dymitriosa Gounarisa, znajduje się Rotunda, zbudowana prawdopodobnie dla cesarza jako mauzoleum. Wiele wskazuje na to, że ciała Galeriusza nigdy tam nie złożono. Wraz z nastaniem chrześcijaństwa Rotundę zamieniono na kościół pod wezwaniem św. Jerzego (Agiou Georgiou), którego nie trudno wypatrzyć nad wejściem do świątyni. Za panowania Teodozjusza Wielkiego dobudowano nawę szerokości ośmiu metrów, otaczającą całą konstrukcję i wzbogacono o apsydę. Po zdobyciu Salonik przez Turków, Rotundę zamieniono na meczet. Z tamtych czasów pochodzi stojący w jej pobliżu minaret – jedyny zresztą w mieście. Wchodząc do środka warto zwrócić uwagę na sześciometrową grubość murów i centralną część budowli przykrytą wspaniałą kopułą o średnicy niespełna dwudziestu pięciu metrów. W czasach chrześcijańskich wnętrze zdobiły różnokolorowe marmury oraz imponujące mozaiki…
W starożytności łuk łączyła z rotundą galeria, której pozostałości widoczne są do dziś. Idąc ulicą Dimitriou Gounari od łuku w stronę wybrzeża dotrzeć można do placu Navarinaou, który znany jest z pozostałości pałacu cesarskiego. Odnaleziono tam pozostałości łaźni, cysterny, łuki z płaskorzeźbami, mozaiki podłogowe… Wiele eksponatów umieszczono w Muzeum Archeologicznym. 

Łuk Galeriusza

Łuk Galeriusza

Łuk Galeriusza

Galeriusz na koniu z wieńcem laurowym nag głową i orłem

Fragment Rotundy i minaret - jedyna pozostałość po meczecie tureckim

Rotunda i minaret

Św. Jerzy nad wejściem do Rotundy

Wewnątrz  Rotundy

Studnia przed wejściem do Rotundy

Ta sama studnia - ujęcie z innej strony

Ktoś  zrobił mi zdjęcie między łukiem a rotundą

Warto także wejść do Muzeum Bizantyjskiego, Muzeum Obecności Żydowskiej, czy też Muzeum Białej Wieży, zbudowanej w piętnastym wieku jako element fortyfikacji otaczającej miasto. Niegdyś Białą Wieżę nazywano Krwawą, jako że pełniła rolę więzienia i była miejscem egzekucji. Prawdopodobnie jeden z więźniów pomalował ją na biało i od tamtej pory zmieniła swoją nazwę.
 
Saloniki i Biała, czy też Krwawa Wieża - symbol miasta

Saloniki i Biała, czy też Krwawa Wieża - symbol miasta

Biała Wieża od strony Zatoki Salonickiej

Park nad Zatoką Salonicką

Saloniki

Saloniki

Według danych pani Ilony przewodniczki po Salonikach, dziewięćdziesiąt osiem procent Greków wyznaje prawosławie, półtora procent to muzułmanie, pół procenta stanowią katolicy.
     Nieco zawiłe dla mnie są pojęcia kościołów i związków wyznaniowych. Prawosławie to wielka grupa wyznań chrześcijańskich, powstała w wyniku rozłamów po pierwszych soborach ekumenicznych, a także w czasie Wielkiej Schizmy Wschodniej. Kościoły prawosławne opierają się na Wschodniej Tradycji Kościoła, odrzucając doktrynę o czyśćcu i nieomylności papieża. Kościoły narodowe są autokefaliczne. Wierni Kościoła prawosławnego przyjmują Eucharystię pod postaciami wina i chleba. Diakonów i prezbiterów nie obowiązuje celibat. Kościół uznaje modlitwy za zmarłych oraz siedem sakramentów świętych i liczne sakramentalia. Obecnym zwierzchnikiem Greckiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego jest Hieronim II – arcybiskup Aten i całej Grecji. Ciekawostką w prawie Kościoła prawosławnego jest możliwość zawarcia sakramentu małżeństwa trzykrotnie, oczywiście po spełnieniu pewnych warunków.
I jeszcze raz słów kilka o Galeriuszu. 30 kwietnia 311 roku cesarz Galeriusz wydał Edykt tolerancyjny – pierwszy w dziejach akt prawny, ustanawiający wolność religijną dla chrześcijan na terenie Cesarstwa Rzymskiego.
Tak, tak ten sam Galeriusz, który wcześniej zasłynął jako prowodyr prześladowań chrześcijan za cesarza Dioklecjana (Edykt antychrześcijański Dioklecjana z 303 roku), najprawdopodobniej w obliczu ciężkiej, śmiertelnej choroby zmienił swój stosunek do religii chrześcijańskiej.
O chorobie władcy tak pisał Euzebiusz z Cezarei: Nagle otworzył mu się wrzód w pośrodku części wstydliwych, a potem wewnątrz ropna fistuła; jedno i drugie szerzyło nieuleczalne spustoszenie w głębi jego trzewi. W ranach tych roiło się nieprzeliczone mnóstwo robaków i rozchodził się z nich trupi zaduch. Zresztą cała bryła cielska już przed chorobą zmieniła się w potworną kupę tłuszczu, która wnet zaczęła się rozkładać, przedstawiając widok nieznośny dla każdego, kto musiał się zbliżać.
Czy publikując edykt tolerancyjny w miastach prowincji bałkańskich i azjatyckich Galeriusz liczył sobie na zjednanie Boga chrześcijańskiego? Zmarł w maju 311 roku, a więc kilkanaście dni po podpisaniu dokumentu. Po śmierci Galeriusza Maksymin Daia ostatni z augustów wrócił do polityki prześladowań chrześcijan w prowincjach wschodnich, dopiero Edykt mediolański z 313 roku ostatecznie uznał chrześcijaństwo…
Z Salonik pochodziło wiele słynnych osobistości, między innymi święci bracia Cyryl i Metody, misjonarze, twórcy alfabetu pisma staro-cerkiewno-słowiańskiego tak zwanej głagolicy…

    W Tessalonikach w domu Jazona zatrzymał się Paweł z Tarsu. Dzieje Apostolskie przekazują, że wskutek działalności Pawła w Tesalonice powstała gmina chrześcijańska złożona z Żydów i wielu pobożnych Greków. Ci ostatni musieli w niej stanowić zdecydowaną większość skoro w 1 Liście do Tesaloniczan Paweł wspomina, że Tesaloniczanie nawrócili się od bożków do Boga prawdziwego…

 
A ja, w Salonikach poznałam smak mrożonej greckiej kawy frappe – doskonałej na upalne dni… i w drodze do Aten jeszcze tego samego dnia zatrzymałam się w Termopilach, ale o tym opowiem w następnym poście… 

Wspomnienie z 3 i 4 września 2012 roku 
cdn...