Impreza, o której opowiem dzisiaj trwała dwa dni. Był to II
Podlaski Piknik Militarny „Misja Wschód”. Zajrzałam do Internetu i
znalazłam już sporo informacji i zdjęć na ten temat. Nie będę więc powtarzać
tego co zostało napisane. Skupię się jedynie na przekazaniu moich własnych
wrażeń. Mam też nadzieję, że moje zdjęcia będą nieco inne od tych już
opublikowanych i nie powiem, że są lepsze, bo oglądałam naprawdę dobre
fotografie z rekonstrukcji walk i nie tylko. Zainteresowanym polecam także relację
z pikniku pani Magdaleny Szymańskiej, którą można znaleźć tutaj.
W sobotę około godziny jedenastej ścieżką
rowerową Supraśl – Białystok jechałam moim jednośladem do Ogrodniczek. Byłam sama,
bo Ryszard pracował na pasiece. W Ogrodniczkach miałam zamiar poczekać na
przejazd pojazdów militarnych, które o godzinie dziesiątej zebrały się na rynku
w Supraślu. Byłam ciekawa, jak w tym roku został zorganizowany II Podlaski
Piknik Militarny, tym bardziej, że teren byłej żwirowni na tego typu przedsięwzięcie
był idealny. Mnóstwo piaszczystych ścieżek, wyrobisk naziemnych, pochyłości o
różnym kącie nachylenia, terenów porośniętych drzewami dawały nieskończone
możliwości kamuflażu, ukrycia się w terenie, zainstalowania dioram, wreszcie
zrekonstruowanie walk.
Pogoda była wyśmienita. Na żwirownię przybywały tłumy, rodzinnie i pojedynczo, autobusami i własnymi środkami lokomocji. Jedni lokowali się w cieniu pod drzewami, drudzy na słońcu, jeszcze inni nieustannie przemieszczali się z miejsca na miejsce. Militarne obrazki można było oglądać i z góry i z dołu…
Kiedy wciągano biało czerwoną flagę na maszt przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego stałam na baczność na szczycie jednego ze zboczy żwirowego wyrobiska i ubolewałam nad postawą wielu innych, którzy na ten moment się nie podnieśli. Wśród nich byli młodzi ludzie - rodzice, których dzieci bawiły się w piasku obok. A mogłaby to być doskonała lekcja historii. Szkoda, że uczucia patriotyczne Polaków budzą się w czasie imprez sportowych. Machamy wówczas miniaturowymi flagami, rozwijamy transparenty, malujemy twarze, wykrzykujemy różnego rodzaju hasła…, ale kiedy słyszymy hymn wielu z nas nie reaguje. Czy w tym wypadku zawiniła odległość? Chyba nie! Bo Mazurka Dąbrowskiego zagrała młodzieżowa Orkiestra Dęta Zespołu Szkół Melioracji Wodnych z Białegostoku, a melodia hymnu narodowego niosła się hen, hen daleko ponad żwirowe wyrobisko…
Po oficjalnym otwarciu II Podlaskiego
Pikniku Militarnego „Misja Wschód” rozpoczęłam i ja wędrówkę po okolicy.
Spotykałam znajomych nie tylko z Supraśla, i
tych których widuję częściej, i tych których nie widziałam przysłowiowe wieki.
Podziwiałam zainstalowane w różnych miejscach dioramy, przebrania uczestników
pikniku, sprzęt i rekonstruowane walki. Atrakcji było naprawdę wiele.
Najmłodszym przygotowano kolorowe dmuchane wesołe miasteczko, stoiska z lodami
i napojami… Starsi mogli zanurzyć się w uliczkę pełną kramów z przeróżnymi
akcesoriami militarnymi i nie tylko…
Do domu wracałam w doskonałym nastroju, bo
niby dlaczego miałoby być inaczej?
W Pałacu Buchholtzów
starowłoskie arie śpiewali: Maria Mitrosz – sopran i Paweł Pecuszok – tenor.
Artystom akompaniowała harfistka Dorota Szyszkowska Janiak, która także
zasiadała przy fortepianie.
Czy wiecie, że harfa jest godłem państwowym Irlandii, a jej rysunek znaleźć można na walucie tego kraju?
Średniowieczna harfa irlandzka pochodząca najprawdopodobniej z czternastego wieku jest symbolem Zielonej Wyspy od sześciu stuleci, a jej pierwowzór istnieje naprawdę i jest przechowywany w Trinity College w Dublinie.
Harfy były znane także w najstarszych
cywilizacjach na przykład w Mezopotamii. W Ur odkryto resztki lir i harf z połowy
trzeciego tysiąclecia przed naszą erą. Znali ją i Sumerowie, i Asyryjczycy, i to
właśnie ze Środkowego Wschodu harfa dotarła do Europy.
Harfę przyswoili sobie Grecy i Galowie.
Posługiwali się nią celtyccy bardowie sławiąc przy lirze czyny swoich wielkich
wodzów. Wielokrotnie harfa pojawia się na wysokich krzyżach iryjskich, co może
być dowodem, że instrument ten był znany w Irlandii gdzieś około ósmego wieku…
Swoje zamiłowanie do instrumentu i melodii irlandzkich
Danuta Szyszkowska Janiak wraziła wygrywając na harfie Miss Rowan Davies…
Maria Mitrosz i Dorota Szyszkowska Janiak |
Paweł Pecuszok i Dorota Szyszkowska Janiak |
Paweł Pecuszok, Maria Mitrosz, Dorota Szyszkowska Janiak |
To był dobry dzień dla mnie, dzień 9
czerwca 2012 roku.
Kiedy są najciekawsze imprezy, to mnie nie ma w Supraślu :[
OdpowiedzUsuńWcale nie przesadziłam. Impreza była dobrze zorganizowana i pogoda dopisała. Można się było zmęczyć pokonując kolejne pochyłości, brnąc po kostki w drobnym suchym żwirze.
UsuńJak to dobrze, że jest coraz więcej imprez plenerowych.
W tę niedzielę też będzie się działo w Supraślu.
Pozdrawiam :)
I o to właśnie chodzi ! To jest zajęcie dla prawdziwych facetów. Miałem kiedyś przyjemność prowadzić osobiście taki pojazd. Dodge z wyposażenia US Army z czasów II Wojny Światowej - 3 i pół tony żelastwa na czterech potężnych i napędzanych ogromnym silnikiem kołach. Emocje nie do opisania. A jakby tak jeszcze można było sobie podłubać przy tej całej mechanice. Na dokładkę z rękami ubabranymi w smarze po łokcie...
OdpowiedzUsuńNad zdjęciem, gdzie jest fragment mojego roweru, a w tle czołg, jest jakaś wielka maszyna transportowa na gąsienicach (nie umiem jej nazwać), która budziła wielkie zainteresowanie i była nie lada atrakcją - jak ruszyła z miejsca, to dopiero było ją słychać w całej okolicy, a i ziemia się trzęsła...
UsuńMasz rację, to męskie zabawki, chociaż budzą zainteresowanie wszystkich...
Jeszcze raz pozdrawiam i dziękuję - jest SUPERAŚLNIE!!!
OdpowiedzUsuńDzięki Stasiu,
UsuńPodoba mi się to SUPERAŚLNE :)
Pewnie gdzieś to wykorzystam.
Miłego popołudnia, no i tych pierogów jagodowych :)))