czwartek, 28 czerwca 2012

Boskie agrafki, czyli droga do Njeguši


    Jadąc słynnymi agrafkami z Kotoru do Njeguši, a potem z Njeguši do Cetinje podziwiałam przede wszystkim krajobraz i robiłam zdjęcia. Słuchałam także opowieści przewodnika na temat Czarnogóry zwanej Montenegro. Ponoć Wenecjanie, kiedy tu przybyli wykrzyknęli, o jakie czarne góry i tak już zostało – Montenegro…
    Mnie zainteresował bardzo okres rządów Nikoli I Mirkovića Petrovića-Njegoši, który w Czarnogórze panował pięćdziesiąt lat jako książę (1860- 1910), a potem osiem lat jako król (1910-1918). Po pierwszej wojnie światowej Czarnogóra została włączona do Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców, które w 1929 roku zmieniło nazwę na Jugosławię. Rodzinę królewską skazano na wygnanie. W czerwcu 2006 roku proklamowano niepodległość kraju, co otwiera Czarnogórze drogę do NATO i Unii Europejskiej.
    Ale wrócę do Nikoli I Petrovića-Njegoši, króla, a także poety, który w roku 1860 ożenił się z Mileną Vukotić, córką wojewody Petara Vukotića. 
Z małżeństwa tego urodziło się dwanaścioro dzieci: trzech synów i dziewięć córek. Zorka wyszła za mąż za króla Serbów Piotra I Karadziordziewića; Milica została żoną wielkiego księcia Rosji Piotra Mikołajewicza Romanowa, Anastazja zaś wyszła za mąż za brata Piotra – Mikołaja Mikołajewicza Romanowa; Jelena poślubiła Wiktora Emanuela III króla Włoch; zaś Annę wydano za księcia Franciszka Józefa Battenberga…
    Czy wiecie, że parę królewską Czarnogóry nazywano Teściami Europy?
Jakże mogło być inaczej?! Czy ktoś poza Nikolą i Mileną szczycił się takimi koligacjami rodzinnymi poprzez własne dzieci?
    Nikola i Milena, prawie sześćdziesiąt lat rządzili państwem nowoczesnym – dwudziestym siódmym w światowym rankingu. Zmarli na wygnaniu w Antibes w Prowansji. W 1989 roku trumny ze szczątkami pary królewskiej i dwóch ich córek: Xenii i Very przewieziono do Cetinje i złożono w marmurowych sarkofagach w kaplicy Ćipur niedaleko pałacu królewskiego, który kiedyś zamieszkiwali
    Podobno uroda Mileny tak zachwyciła projektanta drogi, którą właśnie jechałam, Josipa Slado, że jednemu z jej fragmentów nadał kształt litery M, bardzo dobrze widoczny z góry. Śmieliśmy się na myśl, co by zrobił ten słynny budowniczy i architekt, inżynier i doktor filozofii, gdyby królowej Czarnogóry nadano imię Olga…

eMka Josipa Slado - początek boskich agrafek

    Tę niezwykle piękną, zygzakowatą, wąską drogę, wyciętą w zboczu wznoszącym się ponad Kotorem, nazywaną agrafkami, albo boską, wybudowano w latach 1879 – 1884 z polecenia Franciszka Józefa I – cesarza Austrii, króla Węgier, Czech, Dalmacji, Chorwacji, Slawonii, Galicji…, w celach wojskowych. Łączyła ona Kotor z wioską Njeguši. Według informacji przewodnika jeden metr kwadratowy drogi kosztował dwa złote dukaty, a za jednego złotego dukata można było kupić wówczas jednego wołu – najcenniejszą siłę epoki…
    Byłam już na dwudziestej pierwszej agrafce, kiedy wąską drogę otuliła gęsta, mleczna chmura i przez moment nie było nic widać. Te jakby z bawełny, biało szare kłaczki, mniejsze i większe pojawiały się i znikały nieustannie…

Jak wyglądałaby początek tej starej drogi, gdyby imię królowej zaczynało się od litery O, a nie M

Chmury większe i mniejsze przepływały na różnych wysokościach

Pode mną Zatoka Kotorska - góra Vrmac - 710 m.n.p.m.

Po obu stronach góry Vrmac miasta Tivat i Kotor

Zatoka Kotorska - miasto Tivat z  pasem startowym lotniska

Jestem na wysokości około 900 m n.p.m.

      Dwudziesta piąta, ostatnia agrafka rozpoczynała się na wysokości dziewięciuset i kończyła na tysiącu metrach. Ale zanim dotarliśmy do Njeguši, zatrzymaliśmy się jeszcze na tarasie widokowym. Nie bez powodu, ktoś nazwał serpentyny boskimi, widok z góry był oszałamiająco piękny. Mogłam dokładniej ogarnąć wzrokiem całą Zatokę Kotorską i ocenić położenie miasta, które nie tak dawno opuściłam i zygzakowatą drogą dotarłam aż do punktu, z którego za chwilę miałam stracić z oczu ten fantastyczny, rajski widok. Pstrykałam w pośpiechu zdjęcie za zdjęciem, tak jakbym się bała, że za chwilę ktoś przesunie ręką przed moimi oczami i zamaże obraz. Ale nic podobnego się nie stało. Nadal widziałam wyraźnie, a nawet oddaliłam się nieco od grupy, żeby przyjrzeć się jeszcze wierzchołkowi góry. Znajdowałam się przecież w części Parku Narodowego Lovćen. Dołączyłam do Julii, po chwili dotarła do nas Ania, a później jeszcze kilka innych osób. Wspinałyśmy się z Julią po wapiennym zboczu porośniętym różnymi gatunkami traw i niską krzewiastą roślinnością. Moje trapery leżały gdzieś na dnie walizki, a ja na nogach miałam śliskie skórzane trampki zupełnie nienadające się do takiej wspinaczki. Tu i ówdzie przebijały białe wapienne skały, z których wyrastały dzikie, kolczaste, jeszcze kwitnące pędy róż. To akurat zapamiętałam bardzo dobrze, bo w pewnym momencie, żeby uniknąć kontaktu z kłującymi gałęziami poślizgnęłam się cofając w ostatniej chwili rękę od kolczastych krzaków i zjechałam w dół na lewym pośladku. Najśmieszniejsze było to, że każdy zauważał dużą zieloną plamę na moich białych spodniach, zaczepiał i pytał, czy wiem o tym, że ją mam. – No cóż – mówiłam – upadki zdarzają się najlepszym sportowcom – i paradowałam z plamą resztę dnia

Emocji co nie miara dostarczają boskie agrafki Lovćenu

Jestem w niebie i dotykam ziemi

Tutaj dopiero nabiera się dystansu do tego co ludzkie

Moje trapery leżą na dnie walizki, a ja mam śliskie skórzane trampki na nogach

Ponad nami gęsta biało szara chmura

Nasz kierowca Drago doskonale sobie radził w tych ekstremalnych warunkach

Uważny obserwator odnajdzie w chmurach wąską krętą drogę

Jestem już blisko Njeguši

Niewidoczna przepaść

U stóp tej góry leży Njeguši

Dolina Njeguši

    W Njeguši przywitano nas rakiją – alkoholem własnej produkcji, powstałym z destylacji przefermentowanych owoców winogron, potem zobaczyłam suszarnię szynek. Wieś szczyci się certyfikatami i sześćsetletnią tradycją produkcji serów i surowej wędzonej na powietrzu szynki – pršut. Mięso moczy się najpierw dwa tygodnie w roztworze soli, a potem przez pięć do dziewięciu miesięcy suszy, wykorzystując wiejące od morza i gór wiatry. Szynki zawiesza się w specjalnym pomieszczeniu na dziewięciu poziomach, mocuje w równych odległościach na drewnianych belkach i przez pierwsze trzy miesiące pali drewno bukowe w specjalnych piecach w celu, jak się okazało… odstraszenia much.

Rakija na przywitanie gości

Suszarnia szynek

Szynki wiszą tutaj od pięciu do dziewięciu miesięcy

     W Njeguši przygotowano nam także poczęstunek. Każdy otrzymał pajdę jasnego lokalnego pieczywa z serem i szynką pršut i mógł wybrać sobie jakiś jeden alkohol do picia. Ja poprosiłam o pola pola, czyli pół na pół medovinę z vranacem najprościej mówiąc sok z przefermentowanego miodu z dodatkiem wytrawnego wina vranac. Niektórzy próbowali czarnogórskiego jasnego piwa z browaru Trebjesa o nazwie Nikšićko. Zasiedliśmy za długimi drewnianymi stołami na drewnianych ławach i rozpoczęliśmy degustację. Polako, polako, słyszałam co chwilę. I tutaj chcę wszystkich wyprowadzić z błędnego rozumienia tego wyrazu, jako, że polako oznacza powoli.
    Ech…, Czarnogórcy słyną ze swojej powolności! Spisali nawet Dziesięć Przykazań Czarnogórskich, które przestrzegają. Mam nadzieję, że dokładnie je zanotowałam.
I tak pierwsze przykazanie mówi: człowiek rodzi się zmęczony i żyje po to, żeby odpoczywał; drugie: kochaj łóżko swoje jak siebie samego; trzecie: odpoczywaj w dzień, abyś w nocy mógł spać; czwarte: nie pracuj, praca zabija; piąte: kiedy widzisz, że ktoś odpoczywa pomóż mu; szóste: to co możesz zrobić dziś najlepiej zrób jutro; siódme: pracuj mniej niż możesz, a to, co musisz zrobić przekaż drugiej osobie; ósme: dużo odpoczywaj, bowiem od odpoczynku jeszcze nikt ne umarł; dziewiąte: praca przynosi choroby, nie pozwól abyś umarł młodo; dziesiąte: jak widzisz gdzie jedzą i piją przyłącz się, jak widzisz gdzie pracują odłącz się, żeby nie przeszkadzać.
    Pewna Czarnogórka dopisała jeszcze jedenaste przykazanie: pomóż Boże, żeby mógł, a jak dalej nie może weź go Panie Boże.

Na łące stoi krzesło dla zmęczonego Czarnogórca

     Według danych mojej przewodniczki, w Montenegro mieszka stu czterech Polaków, w tym sto trzy Polki. Jak łatwo obliczyć tylko jeden Polak znalazł sobie Czarnogórkę i pojął ją za żonę…
    Ostatniej zimy wieś była odcięta od świata przez piętnaście dni, ale mieszkańcy wcale się tym nie przejmowali, mieli co jeść i pić, zapasów starczyłoby im pewnie do następnej zimy…
    Degustacja w Njeguši dobiegała końca, kiedy do gospodarstwa zjechali motocykliści na posiłek i krótki odpoczynek. Obserwowałam ich przez chwilę i podziwiałam motocykle - maszyny, do których mam wielką słabość.

Do Njeguši zjechali motocykliści

Podróżują najrozmaitszymi markami motocykli

Mam słabość do takich pojazdów

Wyjeżdżam z Njeguši

    Njeguši leży mniej więcej w połowie drogi, z Kotoru do Cetinje, w dolinie na wysokości 900 m n.p.m. i jest jakby granicą, za którą krajobraz górski zmienia barwy. Pojawia się więcej bieli, czyli nagich wapiennych skał, a granat i czerń ustępuje miejsca intensywnej zieleni. Cetinje położone jest trzysta metrów wyżej. Widać także Jezerski vrh (1657), na którym wzniesiono mauzoleum ostatniego teokratycznego władcy Petara II Petrovića-Njegoši. We wnętrzu budowli znajduje się ważący dwadzieścia osiem ton pomnik władyki wykonany z granitu, a sklepienie mauzoleum pokryte jest dwudziesto cztero karatowym złotem. Według moich notatek był to dar narodu włoskiego, w dowód wielkiej sympatii, jaką Włosi darzyli czarnogórską księżniczkę Jelenę, żonę króla Wiktora Emanuela III.  
Duchowny władyka Petar II Petrović-Njegoš nie tylko władał państwem, przejawiał także zainteresowanie literaturą, znał dobrze kilka języków obcych. Założył w Cetinje drukarnię i wydawał swoją poezję. Uważany był za jednego z najwybitniejszych twórców literatury serbskiej. Jego poemat epicki Górski wieniec w połowie dziewiętnastego wieku przetłumaczono na trzydzieści języków świata. W Polsce Górski wieniec miał dwa wydania…
    Ze szczytu Jezerskiego vrhu przy dobrej widoczności można zobaczyć osiemdziesiąt procent Montenegry, Jezioro Szkoderskie, Góry Durmitor ze słynnym, najgłębszym w Europie kanionem rzeki Tary, a nawet Półwysep Apeniński. Najwyższym szczytem jest niedostępny dla turystów Štirovnik (1749)… Ech.... Pomyślałam sobie, warto by było do Czarnogóry wrócić chociażby po to, żeby zagłębić się w Park Narodowy Durmitor i zachwycić się kanionem rzeki Tary, który pod względem głębokości, tak się przypuszcza, jest drugim po Kanionie Kolorado. W niektórych miejscach schodzi na głębokość tysiąca trzystu metrów. Ech…, uczestniczyć w spływie raftingowym, albo przejechać kawałek trasy rowerem, albo jeepem terenowym...

    Podczas gdy w Njeguši jest tylko sto domów, to w Cetinje mieszka około piętnastu tysięcy Czarnogórzan, z których większość dojeżdża do pracy w Gorenje. Najwspanialszymi budynkami miasta są ambasady, pozostałości po trzynastu państwach, w których znajdują się obecnie muzea, stąd o Cetinje mówi się, że jest miastem muzeów. W Muzeum Narodowym znajduje się cenna ikona Matki Boskiej z Filermos, patronki Zakonu Maltańskiego, nawiasem mówiąc ciekawa historia i losy wizerunku Maryi, który trafił do Cetinje po drugiej wojnie światowej.
    Ród Petrovićów na ostatnim władcy Montenegro nie zakończył się. Praprawnuk Nikoli, mieszkający na stałe w Paryżu otrzymał niedawno część majątku dynastii Petrovićów: dom w Njeguši i mieszkanie w Podgoricy. Zaznaczę jeszcze, że nie interesuje się on polityką.


W drodze do Cetinje

Trzeba mieć doświadczenie, żeby bez stresu poruszać się po wąskich górskich drogach

A to już Cetinje

Cetinje - miasto muzeów

   W Cetinje zwiedziłam centrum duchowe Czarnogórców – monaster, dawną siedzibę władyków wybudowaną u stóp wzgórza Orlov Krš, na szczycie którego znajduje się grób Daniły I założyciela dynastii Petrovićów-Njegošów, ze wspartą na czterech kolumnach kopułą. Po cerkwi monasteru oprowadzał grupę duchowny prawosławny, wskazując groby innych znaczących postaci z tej dynastii. Zobaczyłam celę z otwartym sarkofagiem zawierającym relikwie św. Piotra Cetyńskiego, czyli Piotra I Petrovića-Njegoša, którego ogłoszono świętym jeszcze za życia. Oprócz szczątków świętego w sarkofagu znajdowały się dwie szkatuły z relikwiami, w tym jedna z ręką św. Jana Chrzciciela bez dwóch palców, jako że jeden palec znajduje się w Rzymie, a drugi we Francji. Miałam mieszane uczucia widząc mocno zbrązowiałą skórę i jak się dowiedziałam prawosławni nie balsamują ciał…

Monaster w Cetinje

Wzgórze Orlov Krš i grób Daniły I założyciela dynastii Petrovićów-Njegošów

Do monasteru prowadzi aleja wysadzana kasztanowcami

     W skarbcu monasteru zobaczyłam kilka ciekawych zabytków czarnogórskiego piśmiennictwa z piętnastego i siedemnastego wieku, najstarszą drukowaną cyrylicą Księgę Słowian Południowych, Oktoih z 1494 roku, ikony, przedmioty liturgiczne: ornaty, kielichy, krzyże, a także relikwiarze i dwie królewskie korony Nikoli i Mileny…


W skarbcu monasteru

    Opuszczając monaster zajrzałam jeszcze na moment do Cerkwi na Ćipurze, wokół której widniały pozostałości jakiejś starszej budowli. Na przedniej fasadzie znajdowała się tablica z tekstem: Tę świętą cerkiew Narodzin Bogurodzicy zbudował i ufundował błogosławiony Władca Książę Czarnogórski Mikołaj I Petrović-Njegoš w 7394 rocznicę stworzenia świata i 1886 narodzin Chrystusa na fundamentach byłej cerkwi zbudowanej przez błogosławionego władcę zeckiego Ivana Crnojevicia…

Cerkiew na Ćipurze

Cerkiew na Ćipurze

   
 Piątek, 25 maja 2012 roku





7 komentarzy:

  1. wspaniałe widoki...budzą wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem oczarowana Dalmacją. Nie przypuszczałam nawet, że jest taka piękna. Zapraszam Cię także do Dubrownika, mojego jubileuszowego wpisu.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Dzisiaj, wczesnym rankiem przeczytałam na nk miły dla mnie komentarz od Jasi Witkiewicz. Pasuje do mnie jak ulał. Ona wie co w ludzkiej duszy gra.

    Czasami duszy ludzkiej potrzeba, szalonych wichrów,grzmotów i burz. Czasami ciszy i ciszy bez końca... Czasami kilka ciepłych, serdecznych słów... Serdeczności ślę....! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odtąd nazwa Njeguši będzie mi się kojarzyć jako mieścina wydarta z kart książek fantasy. Tak bowiem zawsze wyobrażam sobie opisywane przez różnych autorów osady ludzkie, położone w żyznej-zielonej dolince-kotlince, zewsząd otoczonej przez góry. Wspaniałe miejsce a widok z wysoka, jakby stąpało się w chmurach... wprost zniewala.

    Pozdrawiam orzeźwiająco :)) :* (Cmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą jak zwykle.
      Cóż więcej do szczęścia potrzeba, odrobinę gór i górskiego nieba...
      Całuski ******

      Usuń