poniedziałek, 12 maja 2014

Droga na klify i irlandzki sweter



    cd Wtorek, dwudziestego piątego marca, siódmy dzień mojego pobytu w Irlandii był kolejnym dniem fascynacji naturą. Pojechaliśmy na klify Slieve League - jedne z najwyższych w Europie osiągające sześćset jeden metrów wysokości.
    Zdjęć zrobiłam dużo, więc moją wtorkową podróż podzielę na dwie części. Dzisiaj pokażę drogę z Buncrany w trudno dostępne klifowe wybrzeże i coś niecoś opowiem o irlandzkich wyrobach z owczej wełny.
    Tym razem jechaliśmy na południowy zachód Hrabstwa Donegal.
    Opuszczając Półwysep Inishowen mieliśmy do pokonania trasę ponad stu osiemdziesięciu kilometrów. Minęliśmy Latterkenny największe miasto Donegalu i drogą N13 dotarliśmy do Stranorlar, gdzie długą ulicą Main Street, na początku której stał dziewiętnastowieczny budynek trzygwiazdkowego Hotelu Kee obrośnięty bluszczem przedostaliśmy się na drugi brzeg rzeki Finn. Tam z kolei uwagę przyciągał neogotycki rzymskokatolicki kościół Church of Mary Immaculate.
    Miasteczko drogą N15 łączyło się z Ballybofey. Kawałek drogi jechaliśmy wzdłuż jeziora Lough Mourne, później górskimi terenami parków narodowych Cashelnavean Bog i Barnesmore Bog, aż wreszcie w okolicy miasta Donegal wybraliśmy drogę N56 prowadzącą do wsi Bruckless. Tam zatrzymaliśmy się na chwilę przy kościele rzymskokatolickim Church of St Joseph & St Conal, na cmentarzu którego stała okrągła, imponujących rozmiarów wieża, jak również wiele zabytkowych nagrobków.  
 
Stranorlar - Hotel Kee

Stranorlar - Hotel Kee

Stranorlar - Main Street

Stranorlar - Church of Mary Immaculate

Stranorlar

Stranorlar - most na rzece Finn i kościół Church of Mary Immaculate

Stranorlar - Main Street

Ballybofey zlewa się z Stranorlar

Ballybofey

Lough Mourne

Cashelnavean Bog

Gdzieś po drodze do Bruckless - droga N56

Droga N56 przed Cranny Lower

Cranny Lower

Bruckless

Kościół rzymskokatolicki Church St Joseph & St Conal w Bruckless

Imponująca wieża przed kościołem w Bruckless

Nagrobki na cmentarzu przy kościele św. św. Józefa i Conala w Bruckless

Wieża przy kościele w Bruckless

Cmentarz przy kościele w Bruckless

Cmentarz przy kościele w Bruckless

Kościół św.św Józefa i Conala w Bruckless

Kościół w Bruckless

Wnętrze Kościoła św. św Józefa i Conala w Bruckless

Wnętrze kościoła

Wnętrze Kościoła św. św Józefa i Conala w Bruckless

Church St Joseph & St Conal

    Do najważniejszego irlandzkiego portu w Killybegs nad Zatoką Donegal dojechaliśmy drogą R263. To właśnie w tym porcie w tysiąc pięćset  osiemdziesiątym ósmym roku po raz ostatni zacumował galeas Wielkiej Armady Hiszpańskiej Girona, z tysiącem trzystu ludzi na pokładzie, zanim roztrzaskał się w czasie sztormu o skały Lacada Point w pobliżu Giant's Causeway.
    Do tego naturalnego portu o głębokości dwunastu metrów zawijają ogromne trawlery, statki handlowe jak również wycieczkowe giganty pasażerskie.      

Port w Killybegs

Killybegs

Port w Killybegs

    Zatrzymaliśmy się w Largy, w punkcie widokowym między Killybegs a Kilcar, skąd widać było pasmo górskie Dartry w Hrabstwie Sligo ze słynną górą Ben Bulben wypiętrzającą się na wysokość prawie pięciuset metrów. Planowaliśmy tam pojechać, jednak niespieszne tempo, przystanki i przyjemne błądzenie, o którym za chwilę, zabrały nam potrzebny czas na tę wyprawę. Ciekawskich tego miejsca odsyłam na blog Piotra Sobocińskiego, który nie raz je opisywał, a nawet z grotołazami wyprawił się ostatnio do Jaskini Diarmuda i Grainne.
 

















     W Kilcar zostaliśmy trochę dłużej. Interesowała nas manufaktura Studio Donegal przerabiająca runo owcze. Weszliśmy do ogromnego budynku, w którym wyeksponowane były ręcznie tkane materiały, pledy i wełniana odzież.
    Szukaliśmy między innymi męskiego swetra wykonanego oryginalnym irlandzkim splotem. Na temat pochodzenia poszczególnych wzorów zdobiących owe swetry krąży wiele przypuszczeń. Prawdopodobnie odzwierciedlają one elementy sztuki celtyckiej składające się ze skomplikowanych geometrycznych splotów i węzłów. Nie ma pewności co do znaczenia motywów zapisanych na kamiennych krzyżach Irlandii i wschodniej Szkocji, w Księdze z Lindisfarne, Księdze z Kelis i być może w ściegach z Aran. Podobno mają znaczenie mistyczne, gdzie pojedyncza linia ciągła oznacza symbol wieczności lub trwania, a ścieg potrójny, który powstaje poprzez zrobienie trzech oczek z jednego i jednego z trzech symbolizuje Trójcę Świętą - Ojca, Syna i Ducha Świętego.
    Początkowo wzorów nie zapisywano, przekazywano je z pokolenia na pokolenie poprzez naśladownictwo. Wyspiarze na podstawie splotów potrafią wskazać, z którego klanu (rodziny) wywodzi się ich twórca.
    Ciekawostką jest, że najpierw swetry wyrabiano z niepranego surowca, zachowującego jego naturalne tłuszcze zwiększające wodoodporność odzieży. Pożądany efekt splotu irlandzkiego można uzyskać tylko z włókien owczych, inne nie posiadają tych samych właściwości, nie zapewniają dobrej izolacji cieplnej i nie pochłaniają wilgoci nie sprawiając przy tym wrażenia mokrego ubrania.
    - A zatem? - Kultura i język Celtów zepchnięte w pierwszych wiekach naszej ery przez Rzymian, Anglów i Saksonów w odległe krańce Wysp Brytyjskich, do Szkocji, Walii, Kornwalii, Irlandii, oraz na wyspy Aran, przetrwały w skomplikowanych splotach irlandzkich swetrów.
    Wróćmy jeszcze do Studia Donegal, gdzie zamówiona została męska czarna wełniana kamizelka z tkaniny robionej ręcznie i miała być uszyta na miarę.
    Ja zaś, bardziej jako miłą pamiątkę na wspominki, niż potrzebną mi rzecz, kupiłam szeroki szal - mini pled na zimowe wieczory.  












    Swetra męskiego w odpowiednim rozmiarze nie znaleźliśmy, co nie było powodem do zmartwienia, bowiem mieliśmy adres pani Kathleen Meehan mieszkającej w Muckross, w jednej z czterdziestu pięciu osad czy też kolonii należących do parafii Kilcar. Poszukiwania owego adresu było iście arcyciekawe. Myliliśmy wąskie górskie ścieżki, na których nie było żywej duszy, zawracaliśmy z drożyn kończących się nieoczekiwanie, wybieraliśmy nowe, a w momentach zwątpienia pojawiał się przesympatyczny Anioł Stróż - listonosz, którego spotkaliśmy trzykrotnie i który trzykrotnie tłumaczył nam jak dojechać do pani Kathleen Meehan.
    - No i powiedzcie sami, czy trójka nie jest mistyczną liczbą?
    - Zaprawdę powiadam wam, ludziska z Donegalu są niezwykle przyjaźni, uśmiechnięci, życzliwi, bez grymasu wymuszonej uprzejmości na twarzach...

   
Wymarzony sweter po prostu na nas czekał i spełniał wszystkie oczekiwania Marzyciela. Linie długie - owa wieczność, sploty symbolizujące Trójcę Świętą, nie barwiona beżowo brązowa wełna to było to czego szukał.
    Byłam obecna w trakcie przymierzania owego rękodzieła, ale podczas dość długiej rozmowy mojego Przewodnika z panią Kathleen Meehan skorzystałam z okazji i rozejrzałam się po okolicy. W niewielkiej odległości od domu znajdowała się przecudna plaża Tra Lore. Poszłam tam nasycić zmysły i oczywiście sfotografować okolicę. Czułam jak serce bije mi co raz mocniej. Wiedziałam już, że zakochałam się w Szmaragdowej Wyspie, chociaż ta jej część miała i inne odcienie...  
                                               Tereny Kilcar









                                        Port w Teelin przy Teelin Road  





       Droga do Muckross, dom Kathleen Meehan i plaża Tra Lore














    Na klify Slieve League mój Przewodnik jechał odziany w irlandzki sweter. Co jakiś czas głaskał się po klatce piersiowej upewniając się czy celtycka kultura wypleciona ręcznie przez mieszkankę Muckross rzeczywiście tam jest.
    Uśmiechy nie znikały nam z twarzy, ale ciąg dalszy opowieści w następnym poście...

11 komentarzy:

  1. Uwielbiam morze, jego bezkres, szum fali, wiatr we włosach i brodzenie w piasku. Odezwała się we mnie ogromna tęsknota. Niestety ostatni swój spacer nad Bałtykiem przypłaciłam przeziębieniem, które ciągnie się za mną od prawie miesiąca. Irlandia to kolejny nieznany ląd do odkrycia. Nie wiem, na ile miałaś/mieliście szczęście trafiając na tereny niemal dziewicze (mało ludne) czy też okolica raczej peryferyjna, ale bardzo mi się to podoba. Uwielbiam moje kochane miasta, ale przyznaję, że ostatni w nich pobyt bardzo mnie zmęczył tłokiem turystycznym :). Pozdrawiam Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Irlandia, a w szczególności Hrabstwo Donegal nie jest popularne turystycznie i to mi się bardzo podoba. Mogłam sobie zawłaszczyć ogromne dziewicze tereny, w których czułam cały ich majestat, ich niepowtarzalne piękno...
      Chociaż na tak nieurodzajnych terenach ludzie mogliby żyć z turystyki, to jednak jestem za utrzymaniem dzikości i surowości krajobrazu...
      Pozdrawiam serdecznie :)))*

      Usuń
    2. Ewa, Irlandia co roku ma jakieś 4 miliardy euro z turystyki...to chyba popularna jest? Wystarczy zresztą spojrzeć na liczbę restauracji i hoteli i też się dojdzie do takich wniosków. (o wiele więcej niż w polskich miastach) Ale to prawda, że Donegal jest wciąż dziki i nie zadeptany. :)

      Usuń
  2. Zimnem powialo i szeroki, cieply szal trzeba bylo koniecznie kupic /smiech/!
    Serdecznosci
    judyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co sprawiało, że nie czułam tam zimna, nie przeszkadzał mi ani wiatr, ani deszcz, a szal na razie przewiesiłam przez oparcie fotela i zerkając na niego wspominam opisany dzień.
      Uściski i moc serdeczności Judyto :)))*

      Usuń
  3. Witaj :)

    Gdyby nie te chmurzyska na niebie, byłoby przepięknie, bo taki błękit cudownie kontrastuje z białą i szarą zabudową. Właśnie takie mam wyobrażenia o Irlandii, soczyście zielone stoki, kręte dróżki wijące się pośród łagodnych wzgórz a także klify, pas wybrzeża. Owieczki skubiące trawę tuż nad... urocze :) A tkaniny/dzianiny - bardzo przyjemne. Od razu się robi cieplej, gdy człowiek ubierze cuś takiego na siebie.

    Pozdrawiam ciepło i buziaki posyłam :)) :*** (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ciekawe, że w Irlandii trawa jest zawsze zielona, zielone są także drzewa i krzewy, które na zimę nie gubią liści, a więc tak naprawdę nie jest tam tak bardzo ponuro..., nawet ziemie nieurodzajne mają piękne brązowo czarne barwy...
      Uściski :))))))*

      Usuń
  4. To ja poproszę jeszcze więcej zdjęć tych klifów :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ chłodno. Za to kolory budynków bardzo przypadły mi do gustu. Mimo takiej pogody, chociaż domy dają wiele optymizmu. Pomijam szare kościoły, bo te mają niepowtarzalny klimat. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że może te kolorowe domy rekompensują braki słońca? Nie pomyślałam o tym.
      Uściski :)

      Usuń