środa, 10 sierpnia 2016

Fundacja Louis Vuitton i pojęcie luksusu



    Pewnie każdy z nas ma swoją definicję pojęcia luksusu i nie zaglądając do encyklopedii, słowników, czy też różnych rozpraw naukowych,  na zadane pytanie, czym dla niego jest luksus, odpowie inaczej.
    Ja nie próbowałam zdefiniować pojęcia luksusu, jako że moje potrzeby wraz z upływem lat zmieniały się, a poza tym mówienie o tej kategorii potrzeb, przez wieki nie leżało w dobrym tonie i nie było dobrze postrzegane. Zresztą wielu z nas do dziś twierdzi, że luksus to zjawisko negatywne i nie utożsamia się z ludźmi, których potrzeby wykraczają poza te zwykłe, codzienne, niezbędne do podtrzymywania życia.
    A świat pędzi, prześciga się w wytwarzaniu dóbr luksusowych. Weźmy dla przykładu telefon komórkowy. Czy to urządzenie, dostępne dzisiaj dla wszystkich grup społecznych, można nazwać towarem luksusowym?

    Etymologia słowa luksus wywodzi się z łacińskiego pojęcia luxus i luxuria oznaczających zbytek, przepych.
    Według Słownika języka polskiego pod pojęciem luksusu rozumiemy warunki zapewniające wygodne życie, przyjemność, na którą możemy sobie rzadko pozwolić oraz drogi przedmiot ułatwiający lub uprzyjemniający życie.
    Nie chcąc przytaczać definicji z innych słowników, dostępnych na stronach internetowych, skupię się na tym, co dla mnie jest ważne i bez czego moja egzystencja byłaby niepełna, a może nawet nijaka, pozbawiona emocji, spontaniczności, wrażliwości na drugiego człowieka i tego, jakie dobra wytwarza, i co, czy też, kto go otacza.

     Już samo pisanie bloga, w którym dzielę się moimi wrażeniami z podróży, jest dla mnie swego rodzaju luksusem, bowiem nierozerwalnie wiąże się z dobrami luksusowymi, które wciąż napotykam na trasach moich wędrówek. Owe dobra nie należą do mnie i nie zarzucajcie mi hedonistycznej postawy, bowiem moje finanse są bardzo skromne. Skąd, zatem luksusowe pieniądze na podróże, pytają mnie często ciekawscy. To proste, z oszczędności. Oszczędzam na usługach, nie chodzę do fryzjera, nie znam gabinetów kosmetycznych, nie wzywam fachowców do wszelkiego rodzaju napraw domowych, param się stolarką, ogrodnictwem…, a na dodatek nie posiadam złodzieja czasu i nerwów, jakim jest telewizor…, jednym słowem wiele czynności wykonuję sama i staram się nie trwonić czasu na wszystko to, co robi wodę z mózgu.

    Do moich dóbr luksusowych zaliczam sztukę, którą kreują rzemieślnicy i artyści, a jako że mój apetyt na nią jest ogromny, to od czasu do czasu funduję sobie możliwość jej oglądania wyruszając w nieznane. A na co dzień wystarcza mi to, co własnymi rękoma zdołam wytworzyć i utrzymać. I nie bez powodu dodałam tutaj słowo utrzymać, ponieważ moje zdolności fizyczne zdecydowanie maleją wraz z wiekiem, a porządek i ład są dla mnie bardzo ważne, są moim luksusem.

    Tomasz Sikora z Instytutu Marketingu Międzynarodowego pisze, że nie ma sensu wprowadzać ostrych rozgraniczeń pomiędzy dziełem sztuki a dobrem luksusowym. Można jednak pokusić się o wyrażenie opinii, że cechy odróżniające dzieło sztuki od dobra luksusowego moją swoje źródła w odmiennej użyteczności. Funkcją dzieła sztuki jest służenie duchowi, czyli zaspakajania potrzeb umysłu: kontemplacji estetycznej lub religijnej, chęci zamanifestowania bogactwa lub władzy. Dobra luksusowe dodatkowo mają walor użytkowy – w życiu codziennym i od święta wykorzystuje się je jako meble, naczynia, ubrania i biżuterię.
    W najsłynniejszych muzeach, będących niejako z definicji świątyniami prawdziwej sztuki, wystawiane są przedmioty codziennego użytku królów, książąt, kupców, bankierów i przemysłowców. Na aukcjach dzieł sztuki, obok rzeźb i obrazów, widzimy przedmioty o wyraźnej funkcji użytkowej.

    Nikt nie może narzucić nam swojej własnej definicji pojęcia luksusu, ponieważ każdy z nas pragnie czegoś innego, a nasze pragnienia są konkretne i niestałe. I jeżeli ktoś uparcie twierdzi, że luksus nie leży nawet w sferze jego marzeń, to oszukuje samego siebie, niszcząc w ten sposób swoją osobowość, swoją wrażliwość i otwartość na świat.

    I co Wy na to? Bo ja…, ja już jakąś pewną opinię wyraziłam w poście zatytułowanym Paryż - Luksus Avenue des Champs-Élysées i Avenue Montaigne, czyli coś o modzie...

   
Ech, i po raz kolejny wyszedł mi być może nieco przydługi wstęp do dzisiejszego posta inspirowanego moją ostatnią podróżą do Francji.
    A konkretnie chodzi mi o pełne przepychu paryskie muzeum Fundacji Louisa Vuittona, otwarte pod koniec października dwa tysiące czternastego roku, a więc niecałe dwa lata temu. Fundatorem tego budynku jest najbogatszy człowiek we Francji Bernard Arnault, prezes koncernu Louis Vuitton Moët Hennessy, w skrócie LVMH, specjalizującego się w przedmiotach luksusowych. Lista marek przejętych przez LVHM jest bardzo długa. Znajdują się na niej także: Céline, Loewe, Fendi, Donna Karan, Berluti, Givenchy, Marc Jacobs, Kenzo, Emilio Pucci, StefanoBi, Thomas Pink, Nowness,
Dior, Givenchy, Guerlain, Kenzo i wiele innych.
    Bernard Arnault, mecenas świata mody, prywatnie - ojciec pięciorga dzieci, zawodowo - szczodrobliwy ojciec świata luksusu, wypatruje talenty, opiekuje się nimi i daje im narzędzia do rozwoju. A oni, w zamian, współtworzą z nim imperia przynoszące miliony dochodu.
   
    Na jednej ze stron internetowych pod artykułem Od warsztatu do najcenniejszej marki świata, czyli historia Louis Vuitton, pewna internautka lula pisze w komentarzach: na własne oczy widziałam ich fabryczkę w Chinach w 2011. Wielki szary paskudny blok z napisem Louis Vuitton w Szanghaju. Zrobiłam zdjęcie dla niedowiarków z Polski. Płaćmy więcej za torby robione małymi chińskimi, nisko opłacanymi rękami.
    Inna internautka ona, na tym samym forum dodaje: nie wiem po co na tę stronę, wchodzą ludzie którzy nie znają się na modzie, nie lubią jej, jest dla nich za droga i wszystko co jest z nią związane hejtują!! Wypierdzielajcie na stronę z Lidla i Biedronki tam jest Wasz poziom!!!

    Tego lata postanowiłam zobaczyć nieregularną bryłę muzeum Fundacji Louisa Vuittona pokrytą szklanymi żaglami, którą zaprojektował Frank Gehry - amerykański architekt, pochodzący z kanadyjskiej rodziny polsko-żydowskiej. Szklany statek-nawa symbolizujący powołanie Francji do jej misji kulturotwórczej, o powierzchni dwunastu tysięcy metrów kwadratowych stoi w Jardin d'Acclimatation w Lasku Bulońskim i mieści jedenaście galerii na trzech poziomach, przeznaczonych na prezentowanie różnych zbiorów sztuki współczesnej. Znajduje się tam także audytorium zdolne zapewnić widzom trzysta miejsc siedzących i tysiąc stojących.

    W wycieczce towarzyszył mi Ryszard. Wysiedliśmy w Neuilly, na stacji metra Les Sablons, przy avenue Charles de Gaulle, niedaleko Lasku Bulońskiego.
    Do Fundacji Louisa Vuittona prowadzą drogowskazy, a więc nie trudno jest tam trafić. Mijając bramę Jardin d'Acclimatation, na terenie którego postawiono szklany statek, nie omieszkaliśmy powspominać naszej tam wyprawy z kilkuletnim synem Wojciechem, udokumentowanej wieloma papierowymi
zdjęciami. I tutaj podam istotną informację. Otóż bilet wstępu do muzeum daje prawo wstępu także i do ogrodu. Dorosły turysta zapłaci czternaście euro, co na dwie osoby daje sporą sumkę, w przeliczeniu na złotówki około stu dwudziestu złotych.








     Nie tak dawno, bo jak mi się wydaje w maju tego roku, żaglowiec poddano pewnej metamorfozie. Otóż francuski artysta, urodzony w Boulogne-Billancourt, Daniel Buren, pod nazwą LObservatoire de la Lumière (obserwatorium światła) zrealizował swoją wizję i zainstalował kolorowe filtry na transparentnych, białych do tej pory szachownicach żagli. Bernard Arnault wyjaśnił, że ten wspaniały i niezwykle inspirujący projekt Daniela Burena powstał w wyniku realnego dialogu z Frankiem Gehry.

   
Ponieważ inne nasze wycieczki pochłonęły i pochłąnąć miały jeszcze sporą sumkę pieniędzy, nie kupiliśmy wejściówek, zresztą prezentowana tam współczesna sztuka chińska nie bardzo nas interesowała.

   
Przyjrzyjmy się zatem temu na wskroś nowoczesnemu dziełu architektonicznemu z zewnątrz. Media ponoć donosiły, że projekt spotkał się z niezadowoleniem Paryżan, którzy twierdzili, że publiczne przestrzenie nie mogą służyć realizacjom prywatnych przedsięwzięć, ale jak widać pieniądz zrobił swoje i luksusowe muzeum stanęło tam gdzie chciał tego najbogatszy Francuz. Dobrze, to czy źle, oceńcie sami… 










































Paryż, 29 lipca 2016 roku

6 komentarzy:

  1. Niesamowita konstrukcja, prawdziwa ozdoba Paryza...nowoczesna, odwazna w ksztalcie, atrakcyjna kolorystycznie. A co do luksusu to mam taka sama jak Ty na ten temat opinie, i jeszcze moje "luksusy" zyskuje w ten sam sposob, zero fryzjer, zero kosmetyczka, zero mechanicy, specjalisci, ogrodnicy, gosposie, luksusowe samochody zmieniane co 2 lata etc...a za te pieniadze sobie czaaem "uzywam"..pozdrawiam i buziak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta niesamowita ozdoba Paryża jak ją nazwałaś ma przejść na własność miasta za 50 lat, póki co zarabia na holding...
      Buziaki :)*

      Usuń
  2. Gołym okiem widać, że na świecie jest wszystko - cały wachlarz skrajności.
    Dla mnie luksus to równowaga, bycie jak najbliżej centrum tego wszechobejmującego, mocno rozhuśtanego wahadła, punkt zero.
    Wtedy czuję się komfortowo. Z siłą. Z mocą. (Con fort = con fuerza, z siłą)

    Dla jednych luksus to możliwość pozwolenia sobie na wszystko - bez wyrzekania się czegoś, aby móc pozwolić sobie na co innego. Bez tego "coś za coś".
    Dla innych luksus to pełen minimalizm, albo namiot pod gołym niebem, całkowite wylogowanie się z systemu.
    Znów skrajności :) Bo nasz świat jest dualny.

    A może luksus to wolność? Nie mieć nic do stracenia?

    Dzięki, Ewo, za zadanie tego pytania, bo skłania do przemyśleń.

    Najserdeczniej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawie to ujęłaś... punkt zero, mocno rozhuśtanego wahadła...
      Skojarzyło mi się to natychmiast z Wahadłem Foucaulta, które widziałam w paryskim Panteonie i Muzeum Sztuk i Rzemiosł

      Ściskam serdecznie, mocno :))*

      Usuń
  3. Witaj, Ewo droga! :)

    To prawda, że "luksus" ma wiele imion. Są gusta i guściki, każdy z nas koffa i podziwia co innego, o czym innym marzy. Dla mnie luksus to 'spokój', dobra kolacja w jakimś urokliwym miejscu, z dala od tłoku, pół-wytrawne wyborne wino, odprężająca muzyka, długa rozmowa. Ale dla innych może to być po prostu zbytek, bo z samej swej natury słowo "luksus" odnosi się do czegoś "na pokaz". Niektórzy tak właśnie i wyłącznie rozumieją to słowo/zjawisko, bo to czego naprawdę pragną, to wzbudzać podziw u innych. A jak to mawiają, o gustach się nie dyskutuje. Jedni je mają, inni nie. I tyle.

    Ps. śliczny jest ten mały-bajkowy domek i twoja zwiewna spódnica. Pozdrawiam cieplutko, Ewuniu! Całuski i uściski! :**** :))) (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich małych bajkowych domków, niestety opuszczonych, na obrzeżach Lasku Bulońskiego jest bardzo dużo. Myślę, że przedtem mieszkali w nich ogrodnicy.
      Ryszard mówi, że w takim domeczku moglibyśmy zamieszkać. Podzielam jego zdanie.
      I serdecznie pozdrawiam jak zawsze z ćmokami i cmokami **:)

      Usuń