piątek, 25 kwietnia 2014

Buncrana, Crana, Swan Park, Harry Percival Swan i odrobina historii


cd    Fort Dunree, Malin Head, Carndonagh, nie były jedynymi atrakcjami czwartego dnia mojego pobytu w Irlandii.  Kiedy wracaliśmy do Buncrany padał deszcz. Jednak zmienna pogoda, tak charakterystyczna dla Zielonej Wyspy, nie zniechęciła mnie do wyjścia z domu w sobotnie dość późne popołudnie. Jeszcze tego samego tak dobrze rozpoczętego dnia postanowiłam zobaczyć Swan Park, prawdziwą przyrodniczą perełkę Buncrany.
    Ale zanim opowiem o parku zatrzymam się na samej nazwie miasta. Otóż składa się ona z dwóch wyrazów Bun i Crana - irlandzka Bhun Crannacha, co osobiście przetłumaczyłabym z biegiem Crany, jako że Crana to nazwa rzeki, a bhun oznacza poniżej, niżej...
    Crana to nie jedyne wody wyznaczające granicę miasta. Od południa oblewa je rzeka Owenkillew, a od zachodu zatoka Lough Swilly.
    Zapewniam, że ta pierwsza i trzecia są warte czasu, nawet w niepogodę.
    Do parku szłam cały czas ulicą Cockhill Road po prawej mając Cranę. Rzeka czasami ginęła gdzieś w zaroślach, ale na długości około pół kilometra przed parkiem biegła przy samej drodze. Nie mogłam się nadziwić jej pięknem i nie zważając na przelotny deszcz robiłam zdjęcia.
    W pewnym momencie musiałam przeprawić się na drugi jej brzeg. Skręciłam w ulicę Westbrook i po chwili znalazłam się w romantycznej scenerii na jednoprzęsłowym kamiennym Moście Wilsona, gdzie urzeczona kaskadowym biegiem rzeki wciśniętej w kamienne koryto z wysokimi brzegami wciąż robiłam zdjęcia.
    Po prawej stronie tuż za mostem, w ogrodzie o powierzchni pięciu hektarów stał gustownie odnowiony, trzygwiazdkowy pensjonat Westbrook House. Zarówno dom jak i most zaprojektował i wybudował w tysiąc osiemset siódmym roku Judge Wilson. Polecam stronę Mary Margaret Grant ze zdjęciami tego miejsca jak również stronę hotelu.
     Po lewej zaś, otwarta na oścież, kuta metalowa brama zapraszała do wejścia na teren Swan Park, który to w kwietniu tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego piątego roku Harry Percival Swan - lokalny antykwariusz, podróżnik, historyk i pisarz, przekazał mieszkańcom Buncrany.
    W czasach wiktoriańskich na wartkich wodach rzeki pracowały młyny, którymi zarządzali przemysłowcy Wilson, Alexander, Richardson i inni. Dzięki młynom rozwijał się przemysł bawełniany.
    W tysiąc dziewięćset piątym roku w młynie Swan Mill zainstalowano generator elektryczny, który zamieniał energię wodną w energię elektryczną i dostarczał ją mieszkańcom miasta aż do tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego czwartego, kiedy to Buncrana została objęta programem elektryfikacji...
    Oprócz gruntów, Harry Percival Swan zapisał mieszkańcom swoją bezcenną kolekcję antyków, między innymi klasyczne greckie i etruskie wazy, chińskie figurki z kości słoniowej, antyki irlandzkie, srebra, szkła, przyrządy do mierzenia czasu, ceramikę, monety, medale, obrazy, meble, a także broń wojskową i inne.
    W rok po jego śmierci, dwa tysiące pięćset sztuk antyków trafiło do podziemi Irlandzkiego Muzeum Narodowego w Dublinie, a tysiąc sztuk innych artefaktów pozostało u wdowej po Percivalu.
    W dwa tysiące jedenastym roku dr Adrian Grant  z West Inishowen History and Heritage, na spotkaniu w Bibliotece Buncrany powiedział, że kolekcja powinna być ogólnodostępna i wrócić z powrotem do miasta. Twierdził, że Harry Percival Swan życzył sobie aby jego cenne historycznie zbiory znalazły się właśnie tu lub przynajmniej w Hrabstwie Donegal, a do Dublina trafiły z braku odpowiedniego miejsca do ich eksponowania.
    Od czasu do czasu część kolekcji prezentowana była w County Museum w Letterkenny.
    Podczas spotkania zastanawiano się, czy warto stworzyć warunki dla zgromadzenia antyków w jednym miejscu i wybudować małe muzeum, i czy takie przedsięwzięcie realizowane z funduszy publicznych będzie rentowne w przyszłości.
    Turystyka w Hrabstwie Donegal nie jest tak popularna jak w innych regionach Irlandii. Czy to dobrze, czy to źle, czas pokaże.
    Wracajmy do parku, którego największym skarbem jest rzeka Crana, kończąca swój bieg w zatoce Lough Swilly. Ale zanim ostatecznie połączy się z jej wodami, przepływa  już dość leniwie pod sześcioprzęsłowym kamiennym mostem Castle Bridge.
    Most o długości sześćdziesięciu jeden metrów łączy się z zamkiem Buncrana Castle, jednym z pierwszych i największych dworów na Półwyspie Inishowen, wzniesionym w tysiąc siedemset osiemnastym roku przez George'a  Vaughan'a, który także poprzez budowę mostu przeniósł miasto na drugi brzeg i wytyczył nową główną ulicę Main Street.
    Materiał do budowy zamku pochodził w większości z sąsiedniej twierdzy O'Doherty Keep, której dwa pierwsze poziomy zbudowane zostały w tysiąc trzysta trzydziestym trzecim roku, a kolejny trzeci poziom w tysiąc sześćset drugim. Sześć lat później twierdza została spalona przez Anglików w odwecie za bunt jednego z ostatnich celtyckich wodzów, lorda Inishowen Cahir'a O'Doherty. O'Doherty zginął, a skonfiskowane ziemie przejął angielski baron Arthur
Chichester, który wkrótce przeniósł się do Belfastu, do nowo wybudowanego przez siebie zamku. Za zasługi w rozwoju miasta otrzymał tytuł barona Chichester of Belfast. Na zagarnięte włości O'Doherty'ch, w tysiąc sześćset piętnastym roku sprowadził się wraz z rodziną kapitan Henry Vaughan.
    Po obu stronach Crany urządzono ogrody, w których zgromadzono wiele gatunków roślin. Spacerując po parku warto rozglądać się na wszystkie strony i patrzeć też pod nogi, bowiem na ścieżkach wmontowano tabliczki kamienne z nazwami roślin. Jest tutaj także zakątek motyli, zakątek bajkowy z tajemniczymi drzwiczkami zainstalowanymi w wiekowych drzewach i coś, co widziałam pierwszy raz w życiu - małe budki na drewnianych słupkach z przeszklonymi drzwiczkami, w których umieszczono książki - rodzaj biblioteczek - gdzie można je sobie wypożyczać do czytania. Takie budki widziałam także później przy ścieżkach nad zatoką Lough Swilly.
    Zastanawiałam się na genialnością pomysłu i już myślałam, czy by takich budek nie postawiać na bulwarach spacerowych biegnących wzdłuż rzeki Supraśl...
    Zapraszam na prezentację zdjęć z Swan Park. Zatokę Lough Swilly pokażę innym razem. 


          Crana przed wejściem na Most Wilsona przy Cockhill Road


                                Crana widziana z Mostu Wilsona
     i fragment ogrodu należącego do pensjonatu Westbrook House







              Wejście do Swan Park i Most Wilsona od strony parku




                                                     Swan Park




























                                               Most Castle Bridge






                                      Ruiny twierdzy O'Doherty Keep


 

      Widok z mostu na rzekę Cranę i jej ujście do zatoki Lough Swilly, 
                                      
Buncrana Castle i Ned's Point














cdn

22 komentarze:

  1. Bardzo surowe otoczenie, ale jakże piękne i wspaniałe. Cudowny klimat na zdjęciach. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wydaje mi się surowy, bo przez cały rok jest zielono, trawa nie butwieje, zimozielone rośliny wciąż są zielone, kwitną różne gatunki kwiatów i krzewów, jedynie rośliny które gubią liście na zimę zdają się mówić, że to nie lato. Może tylko to ciężkie niebo nadaje obrazom grozy i tajemniczości, co bardzo mi się spodobało i nie wyobrażałam sobie, żeby mogło być inaczej.
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  2. Witaj Ewuniu,
    Widzę, że gdy robiłaś zdjęcia był bardzo duży odpływ - postaram się (choć nie obiecuję kiedy) zrobić zdjęcia, gdy jest dużo wody i wyślę do Ciebie emilem, dla porównania.
    Pozdrawia - Kasia (z Buncrany)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu
      Nie miałam tego szczęścia nawet następnego dnia w niedzielę, kiedy zrobiłam sobie długi spacer ścieżką wzdłuż zatoki.
      Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. bardzo sugestywne zdjęcia, jak zwykle oczarowują...
    uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem zły na siebie- powinienem się już do tego przyzwyczaić, że opisujesz wszystko szalenie precyzyjnie, dostrzegasz więcej niż inni w tej sytuacji mogliby dostrzec, dokumentujesz to wszystko porywającymi zdjęciami- a mimo to, ciągle mnie to zaskakuje. Chyba jestem nienormalny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK, OK ...
      A ja jestem nienormalna, bo czekam na Twoje nieprzyzwyczajenia...
      A dzisiaj to co, bez wzajemnych serdeczności ?
      A przydałoby mi się trochę ciepła, bo właśnie wychodzę z przeziębienia

      Usuń
    2. Ależ oczywiście! Dużo serdeczności, tylko z daleka- nie lubię kataru i prychania.
      Pewnie też masz doskonale opracowaną precyzyjną metodę przechodzenia przeziębień?
      Pozdrawiam gorąco

      Usuń
    3. Jak to się dzieje, że ja włączam komputer w momencie, kiedy Ty wysyłasz do mnie komentarz ?
      Coś w tym jest, i w tym, że nie wysłałeś zwyczajowo uścisków także. Pewnie dotarł do Ciebie jakiś impuls elektryczny o mojej chwilowej niedyspozycji i w obawie o swoje zdrowie pominąłeś uściski :)
      Twoje gorące pozdrowienia wróciły mi siły i to cała moja tajemnica przezwyciężania wszelkich niedomagań :)

      Ażeby Cię pokrzepić na cały, dopiero co rozpoczęty dzień także pozdrawiam gorąco, a te impulsy już wiedzą jak Ci je przesłać, żebyś czuł się rześko i zdrowo :)

      Usuń
  5. To zapewne telepatia...
    Dziękuję za pokrzepienie, gdyż pomimo spadku ciśnienia spędzam dzień bardzo aktywnie.
    Nie wspomniałaś nic na temat swego wzroku. czy mam rozumieć, że wszystko wróciło do normy, skoro dzień rozpoczynasz od włączenia komputera?
    Wiele serdeczności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do normy pewnie już nie wróci, ale potrzeba pisania jako, że posłuchu nie mam, jest ogromna, a każdy kto czyta moje opowieści jest dla mnie wodą życia..., nie, nie, nie tą wodą życia..., tą źródlaną, która wypływa z głębi ziemi i ma moc uzdrawiającą.
      Po takim wyznaniu ciśnienie wrócić Ci musi do normy.
      Wiele, za wiele... :)))

      Usuń
  6. Jak widzisz dotarlam do cybercafe...i otworzyly sie wszystkie zdjecia!!!! a warto bylo, bo sa przecudnej urody, rzeczka taka jakie lubie, nie musi miec duzo wody. Bardzo malownicze krajobrazy, a zielen zaskakujaca. Mam nadzieje ze juz jestes okazem zdrowia! wiec caluje bez strachu,ze mi przekazesz jakies wirusowe dziadowstwo, zreszta jestem odporna na takie plagi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też pofatygowałabym się do cybercafe gdy tak Twoje zdjęcia nie chciały mi się otworzyć. Egzotyka widziana Twoim okiem stawia mnie na nogi, pełen zawrót głowy...
      Tym razem moje przeziębienie było krótkie.
      Ściskam serdecznie bez obawy, że przekażę Ci jakiegoś grypowego wirusa :))))

      Usuń
  7. Uroczy park. Mroczny. Trafiłam tu przypadkiem, ale widzę, że tak jak i ja, niemalże "obwąchujesz" każdy kamień, każdy detal, wszędzie musisz wejść. Zaintrygowała mnie ta budka na książki. Również nigdzie takiej nie widziałam.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Teresko
      Cieszę się, że wpadłaś do mnie z wizytą. Widocznie swój swojego przyciąga.
      A takie budki z książkami warto byłoby rozpowszechniać i u nas. Mam znajomą, która w swojej księgarni utworzyła podobny kącik. Można tam przynosić książki i można je sobie stamtąd brać nie odpłatnie. Mówiła mi, że pewien pan uzależniony od alkoholu systematycznie jej owe woluminy podbiera i sprzedaje...

      Uściski wraz serdecznościami :)))*

      Usuń
  8. Witaj, Ewuniu :*

    I znowu blogger podsyła mi linka z opóźnieniem, ale jestem ;D "Łabędzi Park" - jakże urokliwa i pełna ukrytych znaczeń nazwa. W połączeniu z krystaliczną wodą rzeczki oraz bajkowymi mostkami, tworzy idealnie sielski obrazek, tylko elfowych duszków wyglądać... Cudowne miejsce na spacer. Urzekło mnie również twoje przedostatnie zdjęcie, które jako żywo przypomina mi obrazy z wyobraźni podczas lektury Tolkiena. Niczym rozległa dolina gdzieś u granic Rohanu, podczas pieszej wędrówki Aragorna z jego towarzyszami. Piękne ujęcie :)

    Pozdrawiam ciepło i serdecznie, jak zawsze. Ps. Mam nadzieję, że ze zdrowie dopisuje, życzę pełen jego wór! :***** (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże chętnie wracam myślami do owych spacerów w "Łabędzim Parku". Zawsze staram się robić zdjęcia tablicom informacyjnym, bo dostarczają mi wielu informacji. Ale zanim przetłumaczyłam treść tej też myślałam, że ze względu na mnogość łabędzi tak się nazywa, ale tych pięknych ptaków nigdzie nie widziałam, więc zabrałam się za tłumaczenie no i dowiedziałam się, że to ze względu na właściciela tych terenów ...
      Noga z angielskiego to ja nie jestem. Przy Irlandii napracowałam się aż dym uszami buchał. Łatwiej mi rozumieć tekst pisany niż mówiony. Przekopałam źródła, porównywałam i jestem naprawdę dumna z siebie, bo prawie żadnych informacji w języku polski nie znalazłam...
      Mam w zanadrzu spacer brzegiem zatoki. Cudo, chociaż zdjęcia nie oddają fantastyczności tego miejsca...
      Ściskam serdecznie, ciepło, mocno, cmoki i ćmoki :)))))*

      Usuń
    2. Przede wszystkim, koffanie, "łabędź" jest w uniwersalnym języku symboli, czcią oddaną pierwiastkowi żeńskiemu Natury. W dawnej, celtyckiej Irlandii, łabędź był najświętszym symbolem Bogini Matki. Po dziś dzień każdy znawca tematu, jeśli tylko koffa naturę, elementale i ma szacunek dla minionego świata, nawiązuje do tego symbolu, to bardzo silny znak. :)

      Pozdrawiam cieplutko :)) :****

      Usuń
    3. Łabędź - mity, legendy, bajki... :)))))*

      Usuń
  9. Tak, takie plenerki to ja też lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, wiem..., śledzę każdą Twoją wyprawę i współczułam Ci bardzo, bardzo, bardzo, kiedy musiałaś zasiąść przy stole...., a potem to potknięcie i...
      Mam nadzieję, że jest już wszystko w porządku i czujesz się dobrze, czego życzę z całego serca :))))*

      Usuń