środa, 9 kwietnia 2014

Buncrana i polityka prorodzinna w Irlandii


    cd Moje serce wyrywa się w świat, kiedy ktoś barwnie opowiada o swoich podróżach, opisuje miejsca, w których przebywał, krajobrazy, którymi się zachwycał, ludzi, z którymi rozmawiał. Słuchając opowiadającego wchodzę w przestrzeń, którą mi maluje i wpisuję ją na listę marzeń.
    O Buncranie po raz pierwszy usłyszałam sześć lat temu i od tamtej pory moja wyobraźnia karmiona była coraz nowszymi wieściami z tego urokliwego miasteczka, leżącego na północy Szmaragdowej Wyspy na Półwyspie Inishowen, nad zatoką Lough Swilly (Loch Súilí - nazwa irlandzka) przypominającą fiord.
    O położeniu Buncrany i otaczającej ją przyrodzie napiszę innym razem.

    Innym razem napiszę też o dwóch kościołach katolickich.
    Dziś opowiem o samym miasteczku i jego mieszkańcach.

    W piątek, po obfitym śniadaniu przy okrągłym stole, filiżance znakomitej kawy z ekspresu i po porannej pogawędce wyruszyłam na zwiedzanie miasta.

    Tego dnia moim przewodnikiem była Kasia - Polka od dziewięciu lat mieszkająca w Buncranie. Kasia jest szczęśliwą mamą dwójki nieletnich dzieci i dorosłej córki mieszkającej w Polsce. To ona dostarczyła mi informacji na temat polityki prorodzinnej w Irlandii, przyznającej wiele zwolnień, ulg podatkowych i zapomóg.
    Irlandzkim podatnikom przysługują ulgi małżeńskie niezależnie od tego czy oboje małżonkowie przebywają w Irlandii, czy też nie. Oprócz wielu możliwości korzystnego rozliczenia się z dochodów, istnieją ulgi zdrowotne obejmujące oprócz podatnika także jego małżonka, dziecko lub osobę spokrewnioną, będące na jego utrzymaniu.
    W przypadku zatrudnienia jednego z małżonków na terenie Irlandii istnieje możliwość pobierania zasiłku na dziecko do szesnastego roku życia bezwarunkowo, a do dziewiętnastego pod warunkiem pobierania nauki w pełnym wymiarze.
    Kasia na dwójkę swoich pociech otrzymuje zwolniony od podatku tak zwany Child Benefit po sto trzydzieści euro miesięcznie na każde dziecko, bez względu na zarobki.
   Innym instrumentem polityki prorodzinnej jest możliwość ubiegania się o kredyt podatkowy. Mogą go otrzymać
osoby samotnie wychowujące dzieci, jak również pary małżeńskie, w których jeden z małżonków pracuje w domu opiekując się jedną lub kilkoma osobami na utrzymaniu. Kredyt podatkowy nie przysługuje jednak po przekroczeniu określonego poziomu dochodów.
    Taka polityka prorodzinna sprzyja zakładaniu wielodzietnych rodzin.
    Kasia opowiedziała mi historię polskiej rodziny, która przyjechała do Irlandii dziewięć lat temu z trzema córkami. Kiedy jedna z nich poszła do szkoły, dziewczynki z klasy wypytywały ją o rodzeństwo i nie mogły uwierzyć w to, że ma tylko dwie siostry, co nie było powodem do dumy. Problem ten niebawem został rozwiązany, bo po roku przyszła na świat kolejna siostrzyczka, a więc było ich już cztery, czyli jakoś tak normalniej, bardziej po irlandzku.
    Kasia mówi, że dzieci lubią chodzić do szkoły. W każdy piątek dostają nagrody za tygodniową pracę. Są to drobne słodycze, na przykład małe opakowanie żelków, nagrody rzeczowe takie jak ołówki, naklejki, albo medal przechodni - super star - który dziecko otrzymuje na cały weekend i w poniedziałek odnosi do szkoły. Takie metody zachęcające najmłodszych do nauki stosuje się w szkołach infant school i primary school.
    Małym naukowcom, każdego dnia począwszy od poniedziałku a kończąc na czwartku zadaje się prace domowe, w piątki jak i przez kolejne dwa dni mają wolne i nie odrabiają lekcji. Często zadawaną pracą jest opanowanie dziesięciu słówek, z których nauczyciel robi dyktanda.
    Sześcioletnia córeczka Kasi czyta, pisze, liczy do dziesięciu i potrafi wykonać proste działania arytmetyczne.
    W Irlandii, to rodzic decyduje o tym, kiedy jego dziecko rozpocznie naukę w infant school, to jest po ukończeniu czwartego czy też piątego roku życia.

   
Pierwszego września sześciolatki rozpoczynają naukę w primary school, dwunastolatki zaś w secondary.
    Ustalone są godziny przebywania w szkołach:
    - play school - zabawa  9:00 - 12:00
    - infant school   9:00 - 14:00
    - primary school   9:20 - 15:50
    - secondary school   9:00 - 15:50
    W szkołach jest tak zwana przerwa lunchtime.

    Dzieciom lunch przygotowują albo rodzice, albo można  wykupić lunch w szkole -  kanapki z szynką, kurczakiem, dżemem, do tego jogurt lub owoc: jabłko, banan, pomarańcza i woda lub sok do wyboru: jabłkowy, pomarańczowy lub z czarnej porzeczki.
    Nie zezwala się przynoszenia do szkoły żadnych słodyczy, chipsów i napoi gazowanych.
    
Młodzież zaś funduje sobie lunch w fast foodach Abrakebabra, SubWay i innych albo kupuje pyszne jedzonko w przyczepce stojącej koło boiska szkolnego. Najczęściej jest to fish and chips, a także pizza i burgery.

   
Ciekawostką jest zwolnienie jedenastoletniego dziecka przybyłego do Irlandii wraz rodziną z nauki języka irlandzkiego.
    Inną ciekawostka jest fakt, że w zachodniej części Donegalu mówi się po irlandzku i organizuje się olimpiady językowe. Laureatem jednej z nich został szesnastoletni Polak, który naukę języka irlandzkiego rozpoczął w ósmym roku życia.

   
Podam jeszcze kilka liczb. Otóż cała parafia Buncrany liczy dziewięć tysięcy parafian, z czego około dwudziestu pięciu procent stanowią uczące się dzieci i młodzież.
    W całej parafii jest siedem szkół podstawowych, do których uczęszcza około tysiąca stu dzieci. Klasy liczą po trzydzieścioro uczniów.
    W samej Buncranie są trzy szkoły średnie:
    - Crana College - liceum zawodowe, około 540 uczniów
    - Scoil Mhuire - liceum katolickie, około 700 uczniów
    - Coláiste Chineal Eoghain
    W dwutysięcznym roku w odnowionym Kościele Prezbiteriańskim utworzono bibliotekę Buncrana Community Library z dwoma tysiącami woluminów.

   
Irlandczycy nie boją się zakładać wielodzietnych rodzin, nie boją się też utraty pracy. Bezrobotni, na około pół roku, otrzymują zasiłki na siebie i na członków rodziny, przynoszące dochody takie jak przed utratą pracy, a nawet i większe. W tym czasie poszukują nowego zatrudnienia, chodzą na kursy zawodowe i jeżeli nie znajdą pracy, a udowodnią, że podjęli starania znalezienia jej lub przebranżowienia, otrzymują kolejny zasiłek.

   
Pytam Kasię:
    - Czy jest coś, co ci się nie podoba w tym kraju?
    - O tak! - Odpowiada.
    - Chciałabym, żeby uczono tutaj normalnej jazdy samochodem, bo Irlandczycy nie umieją jeździć, parkują gdzie chcą, zatrzymują się gdzie chcą, nie włączają kierunkowskazów i nie ma co się im dziwić, bo Garda (policja) robi to samo.
    Kasia po chwili dodaje, że jest w trakcie robienia prawa jazdy.  
    Nigdy bym nie pomyślała, że w Irlandii najpierw zdaje się egzamin ze znajomości przepisów ruchu drogowego, do którego przygotowuje się samemu. Po pomyślnym zaliczeniu testów otrzymuje się tymczasowe prawo jazdy z literką L na dwa lata i już można jeździć samochodem, ale tylko w towarzystwie osoby, która ukończyła dwudziesty piąty rok życia i posiada pełne prawo jazdy.
    Początkujący mogą prowadzić auto z szybkością do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Zabrania się im wjazdu na autostrady i drogi szybkiego ruchu. W ciągu dwóch lat muszą też wykupić dwanaście jazd u instruktora. Po dwóch latach zdają egzamin używając własnego pojazdu lub pojazdu instruktora.

Kasia mieszka wraz rodziną w jednym z takich domów

Osiedle powstałe po roku dwutysięcznym nad zatoką Lough Swilly

   
Rozmawiałyśmy spacerując ulicami miasta. Na głównej ulicy Main Street  złapał nas deszcz i schroniłyśmy się na poczcie. Tam też Kasia opowiedziała mi o sklepach tak zwanych charity shop, do których nieodpłatnie oddaje się ubrania, książki, płyty CD, DVD, zabawki, biżuterię, meble i inne rzeczy i które sprzedaje się za drobne kwoty.
    Weszłyśmy do jednego z dwóch takich sklepów. Na podłodze stały kosze  z ubrankami dla dzieci po dwadzieścia euro centów, na wieszakach zaś wisiały po pięćdziesiąt. Dla starszych dzieci można było coś kupić za jedno euro, a ubrania dla dorosłych kosztowały od jednego do trzech i pół euro. Zaciekawiła mnie półka z książkami w cenie pół euro za sztukę i od dziesięciu do dwudziestu pięciu euro centów za książeczkę dla dzieci...
    To był dobrze spędzony dzień...


Główna ulica Main Street

Jesteśmy na poczcie. Pada deszcz.

Main Street

Main Street

Biblioteka Buncrana Community Library

Biblioteka znajduje się w odnowionym Kościele Prezbiteriańskim

Centrum miasta

Sklep charity shop

Katolicka szkoła średnia

Budynek urzędu miasta

Kościół protestancki

Kościół protestancki

Kościół protestancki

Kościół protestancki

Uliczka schodząca do zatoki

    Po południu wróciłam na obiad przy okrągłym stole... Padał deszcz...

   
Ostatniego słowa o Buncranie, o jej niezwykle urokliwym położeniu jeszcze nie napisałam. Warto poczekać ! Będzie na co popatrzeć!
    A tymczasem zapraszam na prezentację zdjęć domów w mieście.




























 




    O swoim pobycie na Zielonej Wyspie opowiada w poście jubileuszowym Piotr Sobociński na blogu Dookoła Irlandii z Pendragonem.
Polecam:

Siedem lat w Irlandii 
 cdn

18 komentarzy:

  1. Mam doświadczenie z trzema różnymi szkołami i nie mam zastrzeżeń. W primary school podoba mi się zwyczaj wysyłania listów do rodziców przez dyrektorkę z ważnymi i mniej ważnymi wydarzeniami z życia szkoły. Dziękuję za wspomnienie moich 7 lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te listy jakoś mi umknęły. Umknęło mi także odbieranie dzieci ze szkół, gdzie dziecko przekazywane jest po lekcjach jednemu z rodziców, albo komuś znanemu nauczycielowi...

      A po jubileuszowym poście zachwycałam się Twoją wyprawą na Mount Errigal. Myślę, że w bagażniku miałeś zapasowe buty. Tę górę pokażę także, ale nieco później.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Irlandzkie miasteczka mają swój urok...
    a polityka prorodzinna... wszędzie na świecie jest PROrodzinna.... tylko w w naszym kraju jest czystą iluzją :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest najsmutniejsze, że nasza polityka jest antyrodzinna!
      Irlandzkie rodziny liczą po sześcioro i więcej dzieci. Dobre warunki sprawiają, że słyszy się żartobliwe powiedzenie Baby Ferme
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  3. Panie Piotrze - u nas odbywa się to w ten sposób, że co tydzień dzieci otrzymują od wychowawczyni wszelkie informacje o tym co się wydarzyło lub ma być w najbliższym czasie w szkole. Dzieci dostają kartki z informacjami tuż przed wyjściem ze szkoły, żeby ich nie zapodziały.
    W ten sposób na bieżąco mamy informacje o wszystkich ważnych wydarzeniach szkolnych.

    I tak jak autorka wspomniała - nauczycielki znają wszystkich swoich uczniów i ich rodziców, nie ma więc zatem możliwości, żeby ktoś obcy zabrał dziecko ze szkoły (bez wiedzy rodziców).

    Serdecznie pozdrawiam!!!! K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za kolejne informacje, zapraszam na kolejne wrażenia z Irlandii i również serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Do tego wpisu pasuje mi ciemne piwo :) Pierwsze zdjęcie bardzo przypadło mi do gustu, reszta też jak zawsze wspaniała. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie ciemne piwo, nieco później.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Ewo pozwolisz, że ja dorzucę ogromniastą łyżkę dziegciu (niemalże chochlę) do zachwalanej polityki prorodzinnej w Irlandii, którą opisujesz cytując Kasię. Z góry wybacz, że napisałam tu niemalże post a nie komentarz, ale nie dało się inaczej gdyż wkradło się do Twojej relacji sporo nieścisłości, niedomowień i brak faktów. Polityka w Iralndii, moim zdaniem, nie jest wcale prorodzinna a wręcz przeciwnie - antyrodzinna…
    Ale od początku. Piszesz, (cytuję) „Irlandzkim podatnikom przysługują ulgi małżeńskie niezależnie od tego czy oboje małżonkowie przebywają w Irlandii, czy też nie. Oprócz wielu możliwości korzystnego rozliczenia się z dochodów, istnieją ulgi zdrowotne obejmujące oprócz podatnika także jego małżonka, dziecko lub osobę spokrewnioną, będące na jego utrzymaniu.” – te ulgi są żadne jeśli dwoje ludzi pracuje na pełny etat i nie zarabiają groszy. Ulgi zdrowotne – są dla osób bezrobotnych albo o bardzo ubogich dochodach na głowę. Za każdą wizytę u lekarza tu się płaci z własnej kieszeni (niezależnie czy się ma ubezpieczenie prywatne czy nie bo państowego tu póki co nie ma), co można tylko częściowo odpisać od podatku.
    Cytuję dalej – „Child Benefit po sto trzydzieści euro miesięcznie na każde dziecko, bez względu na zarobki.” Te 130 euro to jest kpina w porównaniu z kosztami jakie się ponosi na opiekę nad dzieckiem. Czy ta Kasia mówiła Ci że nie ma w Irlandii żłobków i pzredszkoli państwowych? I mówiła Ci że one kosztują 1000 euro za dziecko? Sama widzisz, że te 130 to żadna pomoc, pomocą byłyby państwowe bezpłatne przedszkola. A mówiła Ci, że dzieci w wieku szkolnym mają zajęcia od 9 do 12 lub 13 tylko? I że w szkole nie mogą być przed 9? Za opiekę przed szkołą i po (bo nikt pracujący nie kończy przecież pracy o 12) płaci się około 400 miesięcznie? Mundurek, podręczniki, notebook (szkoły średnie go wymagają) kosztują od 150 (podstawowa szkoła) lub od 500 euro na rok (średnia szkoła). Nie ma bezpłatnych zajęć świetlicowych w szkole, zajęcia dodatkowe typu kółka plastyczne itp. też są dodatkowo płatne.

    OdpowiedzUsuń
  6. część 2
    Tak jak napisałaś – z tax credit znacząco odczują osoby z rodzin o niskich dochodach na głowę.
    Kolejny cytat – „W Irlandii, to rodzic decyduje o tym, kiedy jego dziecko rozpocznie naukę w infant school, to jest po ukończeniu czwartego czy też piątego roku życia.” Nie jest to prawda, aby pójść do szkoły dziecko musi mieć ukończone 4 lata i 3 miesiace we wrześniu roku którego chcemy je posłać do szkoły. Zdarzyć się mogą wyjątki w małych miejscowościach z dala od dużych miast jeżeli jest miejsce w klasie. A propos, tu w miastach w klasach jest 30 dzieci!
    I dalej – „albo można wykupić lunch w szkole” Nie znam ani jednej szkoły (w mieście) która coś takiego oferuje a „znam” szkół niemalże setki (poprzez znajomych z dziećmi). Rodzice sami dają kanapkowy lunch albo termosy z zupą ale to też nie wszędzie bo są szkoły, które tego zakazują.
    Kolejna nieścisłość niestety „Nie zezwala się przynoszenia do szkoły żadnych słodyczy, chipsów i napoi gazowanych.” Zezwala jak najbardziej i nikt się tym do niedawna nie interesował. Dopiero świeżo wprowadzają program żeby to zmienić. Zresztą, sama piszesz o tym jak dzieci dostają słodycze w szkole na koniec tygodnia.
    I dalej – „Irlandczycy nie boją się zakładać wielodzietnych rodzin, nie boją się też utraty pracy. Bezrobotni, na około pół roku, otrzymują zasiłki na siebie i na członków rodziny, przynoszące dochody takie jak przed utratą pracy, a nawet i większe.” – poprzednie pokolenia miały bardzo wielodzietne rodziny, teraz czworo dzieci uważa się za dużą rodzinę. Irlandczycy bardzo boją się utraty pracy a zasiłki nie są takie jak dochody gdy się pracowało (chyba że miało się skromną pensję). Na wsiach ludzie domy często wybudowali za grosze i poprzez pomoc sąsiedzką, w miastach domy kosztują fortuny i każdy ma pokaźną hipotekę. Jeśli do tego jeszcze dodać wydatki na opiekę nad dziećmi (o innych wydatkach typu wszelkie nowo wprowadzone podatki i oplaty (takie porecesyjne łatanie zadłużenia państwa) to każdy Irlandczyk tzresię się bardzo na myśl o ewentualnej stracie pracy.

    OdpowiedzUsuń
  7. część 3
    Uwagi i spostrzeżenia Twojej Kasi niestety nie pokazują jak jest naprawdę bo nie pokazują całej prawdy. Dobrze jest może jest jeśli mieszka się w małej mieścince czy wioseczce i jedno z rodziców nie pracuje a domy (czy to wynajem czy kupno) kosztują grosze - a tak np. jest w Donegal. Należy też dodać, że Donegal dostaje dość dużo pieniędzy od państwa jako hrabstwo ubogie, mające marne gleby i wyludnione.
    A i jeszcze jedno - w Irlandii nie ma chorobowego na dziecko (tak jak w Polsce), jak choruje to trzeba brać urlop. I żeby nie było zbyt gorzko to na koniec dodam, że tutejszy kodeks pracy jest bardziej prorodzinny niż polski. Znam kobiety, które pracują na pół etatu albo jakąś jego cząstkę np. 4 dni w tygodniu. Lub też na tzw job sharing czyli tydzień na tydzien się zamieniają z kimś innym.
    Reasumując, jeśli przeciętna rodzina irlandzka mieszka w dużym mieście, oboje rodziców pracuje na cały etat a dziadkowie nie mieszkają w tej samej miejscowości to taka rodzina wydaje fortunę na dzieci a polityka rodzinna jej wisi i powiewa bo jej nie odczuwa.
    PS. Wspominała Kasia, że rząd przygotowując tegoroczną ustawę budżetową obiecał bezpłatnego lekarza pierwszego kontaktu dla dzieci do 6 roku życia? Póki co jest już kwiecień a dopiero co wczoraj czytałam w gazecie, że wciąż tego nie wprowadził bo lekarze się nie zgadzają?
    Różowo to wyglada tylko jeśli przedstawi się część faktów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę się wymądrzać, bo nigdy nie mieszkałam w Irlandii. Do tej pory znałam ją jedynie z opowieści i zdjęć, z książek, filmów i dokumentów w większości historycznych oraz kilkudniowego w niej pobytu. A jako, że nie jestem już rodzicem wychowującym nieletnie dzieci, tako i tematu polityki prorodzinnej nie zgłębiałam i za bardzo się nią nie interesuję.
      Moja relacja jest zbyt krótka i tak jak powiedziałaś nie przedstawia faktów, bo trudno je przedstawić nie mieszkając tam i opierając się tylko i wyłącznie na wypowiedzi jednej osoby.
      Nie mniej jednak wielu Polaków nie chce opuszczać wyspy, bo lepiej im się tam żyje niż w Polsce, wielu stać na utrzymanie kilkoro dzieci, posyłanie ich do szkół i zapewnienie im opieki.
      Nie znam uniwersalnych systemów Kasiu. Francja też boi się głośno powiedzieć co ją trapi i że dzieje się tam co raz gorzej...
      Tak jak to słusznie zauważyłaś inne warunki panują w mieście inne na wsi.
      Osobiście twierdzę, że większą kontrolą objęte są miasta o wielkim zaludnieniu. Łatwiej sterować i manipulować zamkniętą społecznością niż rozproszoną w małych wioskach. W razie wojny taką społeczność można bez trudu wyeliminować. Ludzie uciekają do miast, bo wydaje im się, że w mieście łatwiej żyć, że mają dostęp do wiedzy, do kultury...
      Zachodni Donegal jest bardzo ubogi i wyludniony, bo ziemie rzeczywiście tam są słabe, ale tak piękne tak dziewicze, tak przyciągające urodą, że nawet kapryśne niebo nie przeszkadza... Na tym pustkowiu byłam w ostatnim dniu mojego pobytu..., zachwyciłam się kolorami i nie odcieniami zieleni tylko odcieniami brązów wpadających w czerń...
      Widzisz droga Kasiu, jestem już w takim wieku, powiedziałabym szczęśliwym, że pewne problemy mam już za sobą. Przyszła pora cieszyć się życiem, celebrować je, wkomponowywać się w naturę, przysiąść na skraju klifów... i kontemplować krajobraz...
      Do jednego z takich miejsc przyjechała trójka turystów. Ja schodziłam z góry, dwóch mężczyzn wchodziło pod. Na dole została kobieta nie wyglądająca na taką co by sobie z tą górą nie poradziła. Była też znacznie młodsza ode mnie i nie podjęła żadnego wysiłku żeby się na nią wspiąć, dreptała w miejscu na parkingu przestępując z nogi na nogę. Wyobrażasz sobie zapewne co ją ominęło !!!

      Dziękuję za komentarz. Cenię sobie bardzo takich Czytelników jak Ty.
      Ściskam serdecznie i zapraszam :)

      Usuń
    2. Ewo wiele osób mieszka w mieście nie tylko dlatego, że chcą mieć lepszy dostęp do kultury (chociaż wiadomo jest to też dobry powód) ale z powodów dość zwyczajnych - pracy. W małych wsiach i miejscowościach z dala od metropolii (których oczywiście Irlandia nie ma ...to tak z przymrużeniem oka mówię) nie znajdzie się dobrej i dobrze płatnej pracy (oczywiście mowa o stanowiskach / pracach specjalistycznych)
      A pozwoliłam sobie skomentować Twój wpis bo sporo w nim (pewnie nie zamierzonych) nieścisłości i niedomówień. Wysłanie dzieci do szkoły to żaden problem, koszta jednak z opieką przed i po lekcyjną są duże, nie mówiąc o kosztach żłobka czy przedszkola. Może spotkałaś kogoś kto tych kosztów nie ponosi bo nie mieszka w dużym mieście, bo nie pracuje, albo pracuje na pół etatu itp
      Szczegóły chyba (i to bardzo obszernie) opisałam już w moich poprzednich komentarzach.

      Usuń
  8. Irlandia jest krajem katolickim o bardzo restrykcyjnym prawie antyaborcyjnym . Dostęp do środków antykoncepcyjnych dla kobiet też chyba jest ograniczony stąd duża liczba dzieci .

    Moim zdaniem posiadanie dzieci to ogromna odpowiedzialność nie wiem jak ktoś się decyduję na rodzenie kilkoro dzieci . A co się stanie jak np partner umrze lub odejdzie ?
    Takie rozmnażanie się wydaję mi się nierozsądne .

    Pozdrawiam serdecznie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczyłaś mnie swoim komentarzem.
      Jestem zdecydowaną przeciwniczką aborcji i na ten temat w ogóle nie dyskutuję.
      Myślę też, że dla niektórych rodziców wychowanie jednego dziecka jest takim samym problemem, jak dla innych wychowanie wielu dzieci. Podoba mi się model rodziny wielodzietnej. Jestem optymistką i nie gdybam "co by było ..."
      Podoba mi się przysłowie "Bóg dał dzieci, da i na dzieci".
      Nauczyliśmy się spychać odpowiedzialność na innych... ale to rozległy temat...
      Kiedyś moja znajoma, która ma kilkoro dzieci powiedziała, że przynajmniej będzie komu w przyszłości płacić na jej emeryturę i jest z tego bardzo dumna...
      Pozdrawiam również serdecznie :)

      Usuń
  9. Bardzo duzo sie dowiedzialam, od Ciebie i od komentujacych...bardzo ciekawy post...a miasteczko urokliwie. Sciskam

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo urokliwe miasteczko, takie trochę w stylu amerykańskich przedmieść. Piesia cudo, jak dobrze że z psiakami można się dogadać w każdym języku. Cudowne zwierzęta, żaden kocur mu nie dorówna :) Ja także wyświetlam sobie w głowie miejsca, które opisują inni, ale co dziwne, kiedy już gdzieś jestem, nie pamiętam nic z tego, co myślałam o tym miejscu zanim się tam znalazłam. Dziwne...

    Pozdrawiam i ściskam serdecznie :)) :*** (Ćmok)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obraz pobudza moją wyobraźnię do tego stopnia, że w momencie kiedy go oglądam nie mogę wydobyć z siebie z słowa, dopiero później wracają wszystkie skojarzenia i myśli.
      Pozdrawiam również bardzo ciepło i ściskam serdecznie :)

      Usuń